Advertisement
Menu

Jeden, dwa, trzy... cztery?

Zaczynamy igrzyska

Lizbona, Álvaro Morata, Mediolan, Cardiff, Kijów. Pięć lat, cztery triumfy, w tym trzy z rzędu. Po tym wszystkim, co przeżyliśmy w ostatnich latach tak naprawdę nie da się już chyba znaleźć słów, by napisać o historii Real Madryt w Lidze Mistrzów, coś, co nie brzmiałoby banalnie lub nie zostałoby do tej pory powiedziane/przelane na papier miliard razy. Oczywiście moglibyśmy po raz kolejny zacząć wspominać o królach Europy, bogach futbolu czy innych władcach historii. Wciąż nie byłoby to jednak w stanie oddać w pełni rangi wyczynu Królewskich. Nie przestajemy bowiem traktować o czymś, co wymyka się spod kontroli nie tylko słownikom wszystkich języków świata, ale i po prostu ludzkiemu rozumieniu.

Tak czy inaczej, życie toczy się dalej, a Champions League nie ma zamiaru czekać aż istota ludzka poszerzy swoje zdolności postrzegania otaczającej nas rzeczywistości. Wydarzenia z Kijowa mają pełne prawo cały czas przelatywać nam przed oczami, w gruncie rzeczy minęło przecież niewiele czasu. Dziś przychodzi jednak dzień, gdy piękne wspomnienia będą nie tylko dalej napawać nas dumą, ale i zaczną stanowić źródło, z którego będziemy czerpać siły w następnej wspinaczce na sam szczyt.

Na start naszym rywalem na Santiago Bernabéu będzie trzecia drużyna minionego sezonu ligi włoskiej, AS Roma. Ta sama Roma, która w alternatywnej rzeczywistości zeszłej edycji Ligi Mistrzów przegrała w finale z Bayernem 2:3 i której katem okazał się zdobywca trzech bramek – Robert Lewandowski.

A tak już całkiem na poważnie, rzymianie byli niewątpliwie jedną z największych rewelacji edycji 2017/18. A przecież ich droga do półfinału do najłatwiejszych wcale nie należała. Już samo wyjście z pierwszego miejsca w grupie z Atlético, Chelsea i Karabachem trzeba uznać za spory wyczyn. W 1/8 przyszła co prawda lekka zadyszka i nieco wymęczony awans z Szachtarem, ale w obliczu tego, co nastąpiło w kolejnej rundzie, styl gry zaprezentowany w tym dwumeczu schodzi o wiele dalszy plan.

To, co wydarzyło się w ćwierćfinale pamiętane będzie bowiem jeszcze przez długie lata. Wyeliminowanie Barcelony po porażce w pierwszym meczu 1:4 wydawało się czymś absolutnie niemożliwym. A jednak futbol – uwaga, może zabrzmieć trywialnie – po raz kolejny udowodnił, dlaczego żaden sport pod względem emocji nie jest mu w stanie zagrozić choćby w najmniejszym stopniu. Wygranej 3:0 w rewanżu wyjątkowego posmaku dodawało szczególnie to, że na listę strzelców wpisywali się Daniele de Rossi oraz Konstantinos Manolas, którzy w pierwszym meczu zaliczyli po trafieniu samobójczym. Atmosferę panującą wówczas w Rzymie w najlepszy sposób oddali wówczas klubowi spece od mediów społecznościowych.




Blisko podobnej historii było również w półfinale – na wyjeździe Roma przegrała z Liverpoolem 2:5, by u siebie w atmosferze sędziowskiego skandalu odpaść po kolejnej próbie heroicznego wyczynu i zwycięstwie 4:2 na własnym stadionie. Cokolwiek jednak powiedzieć, nasz dzisiejszy rywal na europejskiej arenie wykonał nie 100, nie 200, a zapewne gdzieś z 500% planu. Wystarczy wspomnieć, że był to przecież pierwszy półfinał Ligi Mistrzów w historii klubu.

Real Madryt natomiast – gdyby ktoś nie wiedział – dziś po raz trzeci zacznie bronić uszatego pucharu. Z jednej strony mamy świadomość, że w podobnej sytuacji ktoś znajdzie się najwcześniej po końcu świata, z drugiej jednak na swój sposób przeraża to, jak wysoko Królewscy zawiesili sami sobie poprzeczkę. I o ile mamy świadomość, że przy żadnym z dotychczasowych triumfów w Champions League nie wchodziliśmy do tej samej rzeki (ponoć się tak nie da), o tyle teraz w stosunku do poprzednich lat będzie się ona różniła niewątpliwie najbardziej. Nie ma już bowiem z nami Zinédine'a Zidane'a i Cristiano Ronaldo, czyli postaci absolutnie kluczowych w tworzeniu naszej najnowszej historii na rynku międzynarodowym.

Jest za to Julen Lopetegui stojący przed szalenie trudnym zadaniem polegającym na zastąpieniu swojego poprzednika oraz jest też jego wizja nowego oblicza Realu Madryt. Co prawda widzieliśmy już w tym sezonie kilka oficjalnych spotkań w wykonaniu Królewskich, ale będziemy się upierać, że pierwsza prawdziwa próbka możliwości musi być poprzedzona wstępem w postaci hymnu Ligi Mistrzów. Roma zaś jest z pewnością na tyle silnym rywalem, by zmusić Los Blancos do obudzenia w sobie najgłębiej skrywanych instynktów

Nie będziemy przedłużać – pora rozpocząć marsz po czternasty Puchar Europy. Zdajemy sobie sprawę, że oczekiwanie od Królewskich czwartego z rzędu triumfu w najbardziej prestiżowych rozgrywkach Starego Kontynentu może i wydaje się zuchwałe. Z drugiej strony jednak Real Madryt mógłby się na nas poważnie obrazić, gdybyśmy nagle przestali wierzyć w niemożliwe.

Początek meczu o 21:00. Transmisję przeprowadzą TVP 1 i Polsat Sport Premium 2.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!