Bananowy poniedziałek: Podłość
Zapraszamy do lektury
Każdy z nas w życiu codziennym spotyka się z sytuacjami, w których chciałoby się coś powiedzieć, ale jak przychodzi co to czego, to trzeba zrobić to wyjątkowo delikatnie, albo – jeszcze lepiej – wziąć trzy oddechy i zwyczajnie zmusić się do milczenia. Gdybyś zdecydował się zaś przekazać ów kłopotliwy fakt w bezpośredni sposób, w myślach co prawda wielu pewnie by się i z tobą zgodziło, ale na zewnątrz raczej nikt nie zacząłby wiwatować i polewać ci wódki w ramach wyrazów uznania.
Milczenie i dyplomacja – do tego w ostatnich latach niemal za każdym razem musiała się sprowadzać jakakolwiek próba skrytykowania przez kibica Realu Madryt osoby Cristiano Ronaldo. Bo on już tak ma. Bo to wszystko dowód ambicji. Bo przecież klub ma z tego wymierne korzyści. Bo przecież gramy w jednej drużynie. Bo on na pewno potem żałuje tych wszystkich nieadekwatnych słów. Bo bez niego wszystkie mecze kończyłyby się bezbramkowymi remisami albo porażkami. Cóż, nie ulega wątpliwości, że o wiele łatwiej wybacza się komuś, kto w następnym tygodniu mimo niezmierzonego smutku i w środku focha na cały świat i tak wygra ci mecz. Mniej więcej w ten sposób toczyło się to przez dziewięć lat. Bagatelizowanie skandalicznych zachowań i regularnego plucia w twarz w zamian za określoną liczbę zdobytych bramek. Tak, w euforii zapomina się o pewnych rzeczach zdecydowanie szybciej.
Po golu przewrotką z Juventusem pod wpływem emocji sam napisałem nawet na Twitterze, że już nigdy nie powiem złego słowa pod adresem Cristiano Ronaldo. I przez długi czas dotrzymywałem słowa, nawet kiedy po finale Ligi Mistrzów po raz kolejny rozpoczynał swoje gierki. Gdy zaś już oficjalnie ogłoszono transfer CR7 do Juventusu, napisałem tekst, w którym pisałem o rozstaniu w zgodzie. Wówczas naprawdę myślałem, że każdy pójdzie w swoją stronę i będzie normalnie. Ale nie jest. Podłość, jaką wykazuje się ostatnio Portugalczyk oraz jego najbliższe otoczenie przechodzi bowiem ludzkie pojęcie.
Fajnie było grać w Realu Madryt. Juventus jest inny, tu wszyscy są jak rodzina. Decyzja o przenosinach była łatwa. Na gali Jorge Mendes mówi o tym, ze zwycięstwo Modricia to wstyd, a na Instagramie siostra piłkarza porównuje statystyki Ronaldo i Luki, nawołując do wyciągania własnych wniosków. Dla mnie pozostaje jasnym, że nawet jeśli słowa te nie padły bezpośrednio z ust Cristiano, to musiało na nie istnieć jawne przyzwolenie. Cristiano mógł oczywiście sam zabrać głos w sprawie, ale jako że już zapewne był doskonale poinformowany o wynikach plebiscytu na gracza sezonu, olał ceremonię. I nawet w najmniejszym stopniu nie postarał się na załagodzenie sytuacji, chociażby poprzez głupie pogratulowanie Modriciowi na którymś z portali społecznościowych.
Rozżalenie to ludzka rzecz, jeśli Florentino faktycznie mu coś obiecał i nie dotrzymał słowa, okej, rozumiem. Tylko dlaczego wszystkie te reakcje muszą tak mocno uderzać w zwykłych kibiców, którzy cieszyli się po każdej z jego bramek. Którzy czuli dumę z jego kolejnych Złotych Piłek. Którzy przez lata nazywali go królem i bronili nawet najbardziej burackich zachowań? Wszystkim tym ludziom Cristiano Ronaldo wbija dziś nóż w plecy. Nie ma już nawet co wspominać o byłych kolegach z drużyny, którym dziś jasno pokazuje, co o nich myślał. Tu jednak można między wierszami wyczytać – szczególnie w przypadku wypowiedzi Sergio Ramosa – że i piłkarze Realu mieli Cristiano już dosyć.
A Luce Modriciowi wypada tylko szczerze pogratulować. Zawsze uważałem, że tacy piłkarze, jak on stale udowadniają, że wcale nie trzeba strzelać pięćdziesięciu goli w sezonie, by być najlepszym. Teraz niech tylko jeszcze zgarnie Złotą Piłkę, na którą również zasługuje. A Cristiano jeśli chce, niech znowu zostanie w domu. Najlepiej ze swoim agentem. Siostra może się natomiast zająć liczeniem udanych dryblingów. Ewentualnie może zapoznać się z definicjami napastnika i środkowego pomocnika.
Swoją drogą, nie rozumiem, skąd w ogóle wzięła się dyskusja dotycząca tego, czy Mariano powinien przejąć numer po Cristiano Ronaldo. Po pierwsze – dlaczego miałby go nie brać, skoro był wolny? Po drugie – czy to aż taka chluba i najwyższy honor nosić numer po kimś, kto poprzednio błyszczał na niej ilorazem inteligencji? Jeśli po kimś siódemka miała zostać zastrzeżona, to po Raúlu Gonzálezie Blanco lub Juanito, czyli po kimś, kto na każdym kroku pokazywał, że nawet najwybitniejsza jednostka nie może stać ponad klubem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze