Advertisement
Menu

Czas rozpocząć igrzyska

Zapowiedź meczu Real Madryt – Getafe

Wreszcie nadszedł czas, w którym ligowa noc polarna dobiega końca. Po ponad półrocznym zawieszeniu między wymiarami wreszcie możemy włączyć mecz Realu Madryt w Primera División bez dręczącej nas długimi miesiącami świadomości, że Królewscy tydzień w tydzień mierzą się w kolejnych starciach o Puchar Niczego. Jako że – jak to się ostatnio zwykło ładnie mówić – kibicem się jest a nie bywa (bo przecież najłatwiej wspierać drużynę tylko w Lidze Mistrzów, czyż nie?), rzecz jasna obserwowaliśmy poczynania Los Blancos na krajowym podwórku w minionej rundzie. Jeśli jednak mamy być szczerzy, nie mogliśmy się wyzbyć wrażenia, które zazwyczaj towarzyszyło nam podczas jedzenia wyrobów czekoladopodobnych. Kolor i kształt niby ten sam, ale w smaku to jednak nie to samo. Dziś emocje znów wrócą na swoje miejsce, dusza promienieje, serce się cieszy, zwycięstwa Królewskich na nowo nabiorą wagi, a porażki Barcelony zaczną cieszyć tak jak powinny. Na starcie przyjdzie nam zmierzyć się na własnym stadionie z prowadzonym przez Pepe Bordalása Getafe.

Los Blancos do wieczornej konfrontacji podejdą, mając już za sobą pierwsze oficjalne spotkanie w tym sezonie. Choć potyczka w Tallinnie z Atlético miała dać nam pierwsze poszlaki dotyczącego tego, jak wyglądać będzie Real Madryt Julena Lopeteguiego, to jednak w gruncie rzeczy chyba jeszcze bardziej zamieszała nam ona w głowie. Momenty dobrej gry przeplatały się z kompletnie nielogicznymi brakami w dostawie prądu, szczególnie w głowach obrońców. W jednej chwili wszystko zdawało się być pod kontrolą, by po sekundzie uświadczyć obrazu totalnej bezradności. Benzema aktywny i z golem na koncie, ale wynik w dogrywce i tak miał ratować Mayoral. Vinícius tak pompowany podczas przedsezonowych przygotowań cały mecz przesiedział natomiast na ławce.

Nie zrozumcie nas źle, nie mamy na celu krytyki. Po ostatnim gwizdku Szymona Marciniaka (ku naszemu zaskoczeniu gwizdał nieźle) derbowa porażka oczywiście nas zabolała. Mieliśmy masę zastrzeżeń do postawy poszczególnych zawodników, jednak mamy też świadomość, że drużyna ta dopiero się dociera. Pocieszamy się także tym, że mecz Realu Madryt, w którym defensorzy katastrofalnie zawalają cztery gole, zdarza się raz na tysiąc prób. Szkoda, że przytrafiło się to, gdy gra toczyła się o trofeum, dobrze zaś, że nie doszło do tego w jakimś mimo wszystko ważniejszym starciu. Kibic Realu Madryt ma to do siebie, że jest niecierpliwy. Nie pozostaje nam więc nic innego, jak apelować właśnie o cierpliwość.

Równie trudny do rozszyfrowania jest nasz dzisiejszy rywal. Getafe do niedawna słynęło z bycia obiektem wszelkiej maści drwin. Że klub bez ambicji, że wszystkich kibiców można by zmieścić do Fiata 126p, że przez tyle lat trzymali się w tej lidze i po spadku od razu awansowali do niej z powrotem na złość innym. Fakty są jednak takie, że Getafe w poprzednim sezonie niemal do samego końca biło się o awans do eliminacji do europejskich pucharów (w polskiej lidze często mylone z europejskimi pucharami). Dopiero na ostatniej prostej ekipa spod Madrytu dała się wyprzedzić w tabeli Sevilli.

Pytanie brzmi jednak, czy Getafe w zeszłym sezonie sięgnęło sufitu czy też tak naprawdę dopiero się rozkręca. Gdybyśmy mieli osądzać na podstawie ruchów kadrowych, stwierdzilibyśmy raczej, że na Coliseo Alfonso Pérez apetyty po udanej kampanii 2017/18 zdecydowanie wzrosły. Klub opuściło w zasadzie tylko dwóćh piłkarzy podstawowej jedenastki – Fayçal Fajr (do Caen za 1,5 miliona euro) i Vicente Guaita (za darmo do Crystal Palace).

Sprowadzono za to kilku innych graczy, w tym dwóch kręcących się bardzo blisko transferowego rekordu klubu. Mowa o Ignasim Miquelu, środkowym obrońcy pozyskanym z Málagi oraz o Nemanji Maksimoviciu kupionym z Valencii. Obaj kosztowali po 5 milionów euro. Dla porównania najdroższymi nabytkami Getafe do tej pory byli Ustari, Soldado i Pedro León – każdy z nich przychodził za 6 milionów. Biorąc pod uwagę, że Los Azulones w tym okienku sprowadzili także Ivána Alejo (skrzydłowy/napastnik z Eibaru, 4 miliony), Davida Sorię (bramkarz z Sevilli, 3 miliony) czy Vitorino Antunesa (lewy obrońca z Dynama Kijów, 2,5 miliona), można dojść do wniosku, że nasi przeciwnicy wzmocnili się praktycznie w każdej formacji. W sumie na transfery wydano prawie 22 miliony euro, co stanowi klubowy rekord pod względem pieniędzy zainwestowanych w jednym okienku. Nieźle jak na to, że prezes Getafe w wielu kręgach uchodził do tej pory za króla skąpców...

No nic, czas rozpocząć igrzyska. Niech zwycięży najlepszy, byleby nie w okolicach stycznia. Jesteśmy niezwykle ciekawi, z czego będziemy mogli zapamiętać drużynę Julena Lopeteguiego. I choć spodziewamy się, że o pełni możliwości Los Blancos przekonamy się najwcześniej po kilku/kilkunastu meczach, to jednak takie już nasze prawo, że w każdej potyczce jesteśmy zobowiązani wymagać zwycięstwa. Ciekawi jesteśmy też tego, jak potoczy się pierwszy sezon ligi hiszpańskiej, w którym dzięki VAR-owi nie będzie można tworzyć już aż tylu alternatywnych tabel. Podskórnie czujemy jednak, że w prasie i tak co i rusz będą pisać o Realu VARdryt i VARcelonie (tutaj nawet wymowa pozostanie bez zmian). Ale taki już urok La Ligi, prawda?

Początek spotkania o 22:15. Możecie obejrzeć je na kanale CANAL+ Sport na platformie player.pl.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!