Modus operandi Florentino zwraca się przeciw niemu
Prezes ponosi konsekwencje działań sprzed lat
Jak opowiadał sam Ronaldo, latem 2002 roku wpadł do biura Massimo Morattiego z jasnym przekazem: „Poszedłem porozmawiam z prezesem i powiedziałem mu, żeby wybierał: albo Héctor Cúper, albo ja”. Po tej rozmowie Moratti na szybko zorganizował spotkanie ze swoimi współpracownikami, aby poinformować ich o zaistniałej sytuacji. ”Spóźniliśmy się, Real Madryt już go przekonał”, miał stwierdzić jeden z działaczy Interu. Moratti bardzo dobrze wiedział, że za działaniami Ronaldo stał Florentino Pérez: „To kolejna florentinada”. Po sprowadzeniu Luísa Figo w 2000 roku i Zinédine'a Zidane'a w 2001 roku teraz na celowniku był brazylijski napastnik.
Swego rodzaju modus operandi w wykonaniu Florentino był wypracowany do perfekcji. Najpierw z pomocą pośredników docierał do samego piłkarza, oferował mu udział w atrakcyjnym projekcie i jednocześnie galaktyczną pensję (w tamtych czasach 6 milionów euro netto), a następnie czekał na zdecydowany ruch ze strony zawodnika, który miał się opowiedzieć za zmianą zespołu. Dopiero wówczas Real Madryt nawiązywał formalny kontakt z tym drugim klubem. W ten sposób na Santiago Bernabéu powstała drużyna galácticos. Juventus początkowo nie chciał sprzedawać Zizou, ale ostatecznie przystał na ofertę w wysokości 73,5 miliona euro. Inter nie potrafił przekonać Ronaldo i sprzedał go za 35 milionów euro. Figo musiał pogodzić się z umową zawartą przez swojego agenta, Jorge Veigę, i przeszedł za 60 milionów euro. David Beckham natomiast początkowo oferowany był Joanowi Laporcie, ale jeśli miał odejść, to tylko do Realu Madryt.
W tamtych czasach Florentino był dla każdego klubu koszmarem okienka transferowego. Zawsze brał to, co chciał. Nigdy mu nie odmawiano. W tamtych czasach futbolowym światem rządziły takie nazwiska jak rodzina Agnellich czy właśnie Moratti. Jednak w Realu Madryt pojawił się wtedy nieznany dotąd właściciel firmy budowlanej, który zatrzymał nawet impet Romana Abramowicza, który w 2003 roku przejął Chelsea.
To lato jest jednak dla Florentino czymś zupełnie nowym. Niespodziewane odejście Zidane'a, ekspresowy transfer Cristiano Ronaldo, z którym relacje były już nie do uratowania, bunt Mateo Kovačicia, próba sprowadzenia Luki Modricia do Interu... Sytuacja wręcz niewytłumaczalna, mając na uwadze, że mowa o zespole, który ma za sobą trzy triumfy w Lidze Mistrzów z rzędu. Zamieszanie z Modriciem w roli głównej było dla el presidente szczególnie frustrujące. Nie potrafi zrozumieć, dlaczego piłkarze chcą opuszczać projekt, który gwarantuje tyle tytułów.
Powtórka z modus operandi
W obecnych czasach Real Madryt musi rywalizować z klubami, które z pomocą ogromnych pieniędzy swoich nowych właścicieli są w stanie wydać niesamowite sumy, aby tylko sprowadzić danego piłkarza. Po kilkunastu latach Królewscy sami odczuwają konsekwencje słynnych florentinad, o których swego czasu mówił Moratti. Modus operandi, który zawsze atakuje z najbardziej newralgicznej strony – poprzez zawodnika. Nie ma na świecie piłkarza, który z niechęcią spojrzałby na podwyżkę. Wówczas zapomina się o takich aspektach jak wierność czy lojalność. Florentino dobrze o tym wiedział i swego czasu zaczął z tego korzystać. Teraz sam musi za to zapłacić.
Inter skontaktował się z Modriciem za pośrednictwem jego agenta, Vlado Lemicia. Pomocnikowi zaoferowano zarobki w wysokości 10 milionów euro netto rocznie, co zdecydowanie przebija jego obecne zarobki w Madrycie – 6,5 miliona euro. Ponadto zaproponowano mu 4-letni kontrakt w Interze oraz dwa dodatkowe lata w chińskim Jiangsu Suning. Oznaczałoby to, że w ciągu sześciu lat zarobiłby w sumie 60 milionów euro i w wieku 38 lat mógłby zakończyć karierę w Chinach. Modrić dobrze wie, że w wieku 33 lat stoi przed szansą na ostatni wielki kontrakt w swojej karierze, dlatego też zakomunikował to Realowi Madryt.
Wszystko zakończyło się spotkaniem, na którym klub jasno przekazał zawodnikowi, że nie zamierza go sprzedawać, a jeśli jakiś klub chciałby go kupić, to musi skorzystać z klauzuli odstępnego w wysokości 750 milionów euro. Modrić zrozumiał podejście Realu Madryt, ale jednocześnie przedstawił swoje oczekiwania względem zarobków. Początkowo w klubie uznano, że nikt nie da się zaszantażować i na pewno do żadnej podwyżki nie dojdzie. Ostatecznie jednak Florentino wydał zgodę na renegocjacje warunków kontraktu Chorwata, wychodząc z założenia, że lepiej stracić trochę więcej pieniędzy niż zawodnika.
W ten sposób Florentino na własnej skórze przekonał się, jak florentinada Interu Mediolan sprawiła, że musiał przeznaczyć większe pieniądze na Modricia, co zwiększyło też budżet przeznaczony na pensje zawodników. Oczywiście nie można zapominać, że po odejściu Cristiano klub zdecydowanie zaoszczędził pod tym względem, gdyż uwolnił się od pensji w wysokości 21 milionów euro. Obecnie w Realu Madryt jest trzech zawodników zarabiających ponad 10 milionów euro (Sergio Ramos, Gareth Bale i Modrić), ale w klubie są zaniepokojeni ostatnimi ruchami na rynku transferowym. Gdy jest bowiem mowa o pieniądzach, to nie liczą się żadne barwy, ale tylko zapach gotówki.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze