Klopp: Ramos był bezwzględny i brutalny
Długie przemyślenia Niemca na temat finału Ligi Mistrzów
Jürgen Klopp przebywa z Liverpoolem w Stanach Zjednoczonych, odbywając przygotowania do sezonu i rozgrywając sparingi w ramach International Champions Cup. Wczoraj późnym wieczorem na stronach wielu angielskich dzienników pojawiły się wypowiedzi Niemca na temat finału Ligi Mistrzów, a konkretnie kontuzji i problemów, jakich w czasie spotkania nabawili się Mohamed Salah oraz Loris Karius. Przedstawiamy tłumaczenie dostępnych słów trenera The Reds, których miał udzielić na spotkaniu z dziennikarzami w hotelu drużyny.
– Finał Ligi Mistrzów? Znowu otwieramy tę butelkę…? [dłuższa przerwa] Oczywiście, że obejrzałem to [sytuację Ramosa i Salaha] ponownie. Ktoś pokazał mi to nawet od razu po meczu. Jeśli oglądasz to drugi raz i nie jesteś za Realem Madryt, uznajesz, że to było bezwzględne i brutalne. Nie myślisz: „Wow! Dobry atak”. To było bezwzględne w sytuacji, gdy Mo próbuje utrzymać się przy piłce, podbiec kilka metrów i przyśpieszyć grę.
– Nie uważam, że Mo zawsze odniósłby kontuzję w tej sytuacji. Tym razem miał pecha. Jednak to jest sytuacja, której nie możemy mieć. Nie jestem pewny, czy w ogóle jeszcze kiedyś spotkamy się na boisku z czymś takim. Wyjdź na boisku, przywal łokciem bramkarzowi, połóż ich strzelca na ziemię jak wrestler w środku pola i tak wygrywasz mecz. Taka była historia. Potem Ramos powiedział wiele rzeczy, które mi się nie spodobały. Jako człowiekowi, nie podobały mi się jego reakcje. On zachowywał się w taki sposób „E tam! Czego oni chcą! To normalne”. Nie, to nie jest normalne.
– Jeśli złożysz wszystkie sytuacje Ramosa razem, a ja oglądam futbol od 5. roku życia, wtedy obejrzysz wiele sytuacji z Ramosem. W finale rok wcześniej, gdy grali z Juve, to on był odpowiedzialny za czerwoną kartkę dla Juana Cuadrado. Ten dotknął go tak [przyciska palec do drugiej dłoni], a on zrobił z tego wielką sytuację. Nikt potem o tym nie rozmawiał. Coś tu nie pasuje, ale nie da się tego zmienić. W życiu zawsze potrzebujesz jakiejś pomocy. Dzisiejszy świat akceptuje to, że używasz każdej broni, by wygrać mecz. Ludzie pewnie oczekują, że jestem taki sam. Nie jestem. Wygraliśmy dwa razy z rzędu klasyfikację Fair Play. Nie jest ona naszym celem przed sezonem, nie mówimy sobie „Bądźmy piękni i wygrajmy to”. Jesteśmy agresywni, ale zawsze używam też słowa „legalny”. Zazwyczaj jeśli próbujesz czegoś poza zasadami, jesteś karany. Ktoś to ogląda i dostajesz karę na 4-5 tygodni. W tym przypadku nie ogląda tego jednak nikt.
– Chodzi też o to, że potem widziałem jak ten sam sędzia [Milorad Mazić] prowadzi wielkie mecze na mundialu, a nikt nawet nie zatrzymał się nad tamtą sytuacją. Uważam, że w takich przypadkach ktoś powinien to lepiej ocenić. Jeśli masz VAR, musisz spojrzeć na tę sytuację. Nie dla dania czerwonej kartki, ale zapytania: „Co to jest?”. To było bezwzględne. Sędzia powinien mieć odwagę, by rozstrzygnąć ten mecz. Lata temu Arsenal przegrał taki mecz, bo sędzia uznał, że Lehmann zasłużył na czerwoną kartkę. Doszło do tego po kilku minutach finału, a gdy grasz cały finał w dziesiątkę, nie masz szans, no chyba, że jesteś Tranmere i grasz w play-offach o awans na Wembley [odniesienie do ostatniej sytuacji z niższych lig w Anglii]. My graliśmy z Borussią na Bayern w finale i Dante powinien dostać czerwoną kartkę. Sędzia nie chciał tego zrobić. W życiu zawsze potrzebujesz tego szczęścia.
– Jeśli to napiszecie, ludzie stwierdzą, że jestem słaby, że nie potrafię przegrywać, że jestem płaczkiem. Nie jestem. Akceptuję to. To wy o to zapytaliście. Nie jest tak, że budzę się rano i myślę sobie: „RAMOS!” [podskakuje z krzesła dla efektu]. Wszystko już w porządku. Rywalizowaliśmy. Jednak w finale musisz mieć trochę szczęścia, a my go nie mieliśmy. Oni mieli szczęście w różnych sytuacjach, nam go zabrakło. Strzelili gola z przewrotki, no proszę was! To było szczęście. Wszyscy wiemy, że Bale to potrafi, ale pewnie przy próbach więcej razy strzeliłby w trybuny niż trafiłby do bramki. Jeśli to nie jest pech, to ja nie wiem, czym on jest. Do tego doszła sytuacja z Lorisem.
– Powiedzcie mi, co pomyśleliście sobie, gdy wyszła ta historia [ze wstrząśnieniem mózgu]? Dalej, bądźcie szczerzy [większość dziennikarzy mówi, że uznało to za wymówkę]. My po finale czuliśmy wielkie rozczarowanie, smutek, zrobiliśmy sobie w klubie 1-2 dni wolnego. Wtedy Franz Beckenbauer zadzwonił do mnie i zaczął od słów: „Twój bramkarz miał wstrząs mózgu”. Zapytałem: „Że co?”. Odpowiedział: „Wracam od Hanza Müllera-Wolfharta [doktora Bayernu] i on mówi mi, że od razu po tamtej sytuacji i uderzeniu Ramosa wiedział, że Loris miał wstrząśnienie mózgu”. Porozmawiałem z Lorisem i poleciał do Bostonu, a tam stwierdzili, że grał pod wpływem tamtego starcia. To było dla niego bardzo ważne, bo uznawał się za 100% winnego tamtej sytuacji, a lekarz wytłumaczył mu, że tak nie było. W tamtej sytuacji jego widzenie nie było takie same.
– Ludzie twierdzili, że opublikowaliśmy raporty medyczne jako zabezpieczenie, że chroniliśmy siebie. Nie. Przez sekundę nie użyliśmy tego jako wymówki. Ale jak mamy nie przedstawić tego jako wytłumaczenia? To też nasza praca. My nie tylko wykorzystujemy zawodnika, ale też go chronimy. Problem jest taki, że ludzie dalej w to nie wierzą. Do tego kupiliśmy nowego bramkarza i teraz ludzie twierdzą, że my sami w to nie wierzymy. Ale ten lekarz to szef departamentu od wstrząsów mózgu w NFL. Powiedział, że bardzo prawdopodobne, że Loris grał pod wpływem uderzenia. Czy da się teraz to stwierdzić na pewno? Oczywiście, że nie, ale to możliwe i na tym słowie pozostańmy.
– Alisson? Jeśli byłby na rynku, a my wygralibyśmy ten finał, ruszylibyśmy po niego. On był bramkarzem, jakiego chcemy. Inni nasi bramkarze są świetni, jak każdy w naszej kadrze. To nie oznacza jednak, że nie chcemy nikogo nowego. Staramy się poprawiać naszą sytuację, w polu pokazuje to przypadek Keity.
– Po finale nie płakałem chyba jako jedyny z mojej rodziny. Płakał nawet mój agent, bo tak było mu przykro. Ja nie płakałem, bo… Nie wiem nawet dlaczego. Taki jestem, nie zmienię tego. Oni byli rozczarowani i smutni, bo uważali, że ja czuję to samo. Oczywiście czułem to, ale nie uznawałem, że to koniec tego czegoś. To tylko kolejny krok. Takie jest życie. Jeśli możemy istnieć tylko w perfekcyjnych warunkach i scenariuszach, to nie damy rady przeżyć w tym świecie. Musimy czasami zaakceptować, że ktoś jest lepszy, że ktoś ma troszkę więcej szczęścia. Ja zaakceptowałem to dawno temu.
– Wiem, że znowu się tam znajdziemy. Spróbuję dojść do kolejnego finału i wtedy to odwrócimy. Tak to właśnie widzę. Zawodnikom na spotkaniu po meczu powiedziałem, że jestem z nich dumny. Naprawdę jestem z nich dumny. Nasza droga do Kijowa była fantastyczna, była wyjątkowa. Rywalizowaliśmy też w tym finale. W pierwszych 30 minutach zaskoczyliśmy wielu ludzi , którzy wcześniej nie oglądali nas za często. Tak chcieliśmy grać. Musieliśmy wpuścić szybko Lallanę, który przez kontuzje nie miał dobrego sezonu. Miał rozegrać minuty, ale nie 60. Czy płaczemy? Nie, to piłka. Akceptujemy to i to jest powód, przez który o tym nie myślę. Można teraz mówić o tak wielu rzeczach, ale to nie pomaga nawet w najmniejszym stopniu. Z tego meczu nauczyliśmy się, że musimy dodać nowych zawodników, bo Real zagrał swoim najlepszym składem. Wystawili najlepszą jedenastkę, a na ławce siedział Bale. Do tego doszli Asensio i Lucas. W tym sezonie możemy znowu grać ten sam futbol i dodać tu czy tam pewną jakość.
– Nie można patrzeć za siebie i zastanawiać się, jak doszło do tego czy tamtego. Po finale w 2013 roku zdałem sobie sprawę, że życie idzie dalej, chociaż też nie przechodziłem wtedy przez jakieś tortury. Jestem szczęśliwym człowiekiem. Trenuję jeden z najlepszych klubów na świecie. Zarabiam ogromne pieniądze. Mam wokół siebie wielu wspaniałych zawodników. Mam być szczęśliwszy ogólnie w życiu, bo wygram? To nie dla mnie, w żadnym wypadku. Nie patrzę na to, co wygrałem w przeszłości. Przypominam sobie o tym, gdy mówią mi o tym ludzie. To dawno za mną. Wiem, że przy następnej okazji będę znowu zdesperowany, by dojść do finału i gdy to zrobię, powiedzą: sześć przegranych finałów z rzędu, czy coś takiego. To mnie nie obchodzi, przynajmniej znam drogę do finałów.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze