Odrzuceni
Królewskim odmawiają kolejni trenerzy
Mauricio Pochettino, Joachim Löw, Massimiliano Allegri, Jürgen Klopp, Julian Nagelsmann… Jeden nie chce sprzeciwić się właścicielowi, drugiemu dobrze w reprezentacji, trzeci ma problemy rodzinne, a jeszcze inny woli pracować w liczącej nieco ponad 3000 mieszkańców wsi. Motywy są różne, jednak wielu kibiców może się dziwić – „jak to nie chcesz trenować Realu Madryt?”. Moment jest jednak bardzo trudny. Ostatecznie Królewskim „nie” mówi jeden za drugim, a końca listy życzeń nie widać.
Wszyscy odmawiają jak jeden mąż i nie chcą zmian. Projekt w Realu nie jest już tak kuszący, skoro Zinédine Zidane ze swoją ekipą spełnił mnóstwo marzeń madridistas. Następca skazany jest na porażkę. Królewscy w końcu odpadną z Ligi Mistrzów, a szkoleniowiec, jaki by nie był, z pewnością będzie jednym z winnych. Ogromna presja na Santiago Bernabéu znana jest na całym świecie, a ciśnienie w obu największych hiszpańskich klubach nie do udźwignięcia na dłuższą metę.
W światowych mediach pojawiają się kolejni trenerzy. Jorge Jesus ze Sportingu, Michael Laudrup z Al-Rayyan, Míchel (ostatnio z hukiem wyrzucony z Málagi)… Wszystko wskazuje na to, że szkoleniowiec Realu Madryt w kolejnym sezonie nie będzie wyborem numer jeden, dwa, trzy, cztery czy nawet pięć. Zizou swoją decyzją sprawił, że w klubie panuje wielki bałagan. Transfery i negocjacje są wstrzymane i nie wiadomo nawet, na jakie pozycje Królewscy poszukają wzmocnień.
Priorytet jest jasny – znaleźć trenera jak najszybciej, ale niemal codziennie słyszymy kolejne nazwiska i wielkie „NIE” obok nich. Nie każdy chce zdecydować się na tak wielkie wyzwanie, zwłaszcza że przy Concha Espina nie wystarczy wizja i projekt. Wyniki trzeba mieć od samego początku, ale nawet kiedy co weekend dobrze punktujesz, musisz robić to tak, by nie bolały oczy. Pewne jest, że Real Madryt musi znaleźć trenera jak najszybciej. Każdy dzień zwłoki sprawia, że na jakiekolwiek plany na kolejny sezon będzie mniej czasu.
A do tego wszystkiego dochodzi jeszcze jeden czynnik – zaufanie. Mógł na nie liczyć José Mourinho, którego posady nie zachwiała nawet manita Barcelony na Camp Nou. Carlo Ancelotti także był jednym z pierwszych wyborów prezesa, który przez wiele lat miał słabość do sympatycznego miłośnika tortellini. Nawet Rafa Benítez mógł liczyć na przykład na transfer Mateo Kovačicia z Interu, o który sam zresztą poprosił. Zinédine Zidane chciał spokoju i to mu wystarczało.
Na co będzie mógł liczyć nowy szkoleniowiec? Świadomość, że był szóstym, siódmym czy ósmym wyborem na pewno nie będzie działać na jego korzyść. Jakakolwiek prośba o zmiany w kadrze pierwszego zespołu nie będzie traktowana tak samo, jak u Carletto czy Mourinho. Trudno bowiem przypuszczać, by w takim klubie jak Real Madryt trener, który ma wiele do udowodnienia (innych na rynku już nie ma), mógł od pierwszego dnia pracy tworzyć kadrę według własnego pomysłu. Chyba że Florentino Pérez znowu zadzwoni do Arsène'a Wengera i zaproponuje mu znacznie większą kontrolę, niż byłby w stanie zaoferować jakiemukolwiek innemu kandydatowi. Tych jest coraz mniej, ale każdego dnia pojawia się nowe nazwisko. Pewne jest jednak to, że nowy trener wcale nie będzie faworytem zarządu ani prezesa.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze