Show must go on
Zapowiedź rewanżowego meczu z Bayernem Monachium
11 grudnia 2017 roku, losowanie 1/8 finału Ligi Mistrzów. Real Madryt trafia na Paris Saint-Germain i niemal od razu nawet przez swoich kibiców zostaje skazany na pożarcie. Po dwunastu dniach Królewscy kompromitują się w lidze z Barceloną. Po mniej więcej dwóćh miesiącach w końcu paryżanie przyjeżdżają na Santiago Bernabéu, a hymn Champions League sprawia, że Los Blancos zmieniają się nie do poznania. Już od lutego w Madrycie myśli się wyłącznie o tych rozgrywkach.
Cristiano Ronaldo, Marcelo, Casemiro, Asensio – ci zawodnicy strzelali gole w fazie pucharowej do środy włącznie. I każde z tych trafień miało niesamowitą moc. Po każdym madridismo eksplodowało. I wobec dzisiejszej potyczki z Bayernem Monachium nie możemy mieć innych oczekiwań. Santiago Bernabéu ma wibrować, a wraz ze stadionem dodatkowych sił mają nabrać podopieczni Zinédine'a Zidane'a. Można powtarzać w nieskończoność, że Francuz „może wejść do historii”, lecz to błąd. Zizou to legenda, która tej historii nie chce przestać odnawiać. Jest jej wielką częścią i nawet wystawienie Karima Benzemy między słupkami i Keylora Navasa w ataku go z niej nie wymaże.
Kiedy Europa zapomina, kto do dziś dzierży najcenniejszą na kontynencie koronę, Real Madryt potrafi o sobie przypomnieć. Tak było w każdym pucharowym dwumeczu. Po przeciętnej fazie grupowej i kiepskiej formie w Primera División Królewscy potrafili wyciągnąć wnioski, trener zaczął dostrzegać wartość piłkarzy o większym sercu do gry, lecz mniejszej wartości marketingowej. Madridismo ponownie mogło natomiast poczuć, że Liga Mistrzów to rozgrywki tego klubu.
Nie jest jednak tak, że Królewscy mają dziś postawić kropkę nad i, a o 22:40 już rezerwować bilety i hotel w Kijowie. Na to jest zdecydowanie za wcześnie i dopóki Cüneyt Çakır po raz ostatni dziś nie dmuchnie w gwizdek, o stolicy Ukrainy lepiej w ogóle nie myśleć. Gdy zawodnicy Realu będą patrzeć w przyszłość zamiast skupić się na tym, co tu i teraz, możemy mieć powtórkę z rozrywki. Ostatni przykład? 0:3 z Juventusem po 61 minutach i emocje przekraczające jakąkolwiek dopuszczalną skalę podczas wydarzeń sportowych. Nieco dalszy przykład dotyczy już Bayernu Monachium i jakimś cudem znów zakończył się happy endem. Mowa oczywiście o ubiegłorocznym starciu z Bawarczykami, w którym Królewscy pozwolili rywalom na doprowadzenie do dogrywki i dopiero w ciągu dodatkowych 30 minut zapewnili sobie awans do półfinału.
Królewscy już dawno przegrali ligę, dlatego świętowanie w Katalonii powinno po nich spływać jak po kaczce. We wcześniejszych etapach sezonu, a także latem, popełniono błędy, które łatwo dostrzec, patrząc na ligową tabelę. Obsesją Los Blancos stała się Liga Mistrzów. Nie chodzi o przekrzykiwanie się: „liga ważniejsza!”, „Liga Mistrzów ważniejsza!”. Każdy z głową na karku dobrze wie, że najlepiej byłoby wygrać oba trofea. Nie da się jednak nigdy traktować Champions League jako rozgrywek pocieszenia, co dobitnie pokazuje każdy kolejny sezon. I choć nie był to priorytet Królewskich na początku tego sezonu, dopisanie kolejnych pięknych zgłosek do historii byłoby czymś absolutnie niepowtarzalnym.
Bayern Monachium ma rzecz jasna swoje problemy. Kontuzje leczą Manuel Neuer, Jérôme Boateng, Kingsley Coman, Arjen Robben i Arturo Vidal. Jupp Heunckes musi kombinować na Santiago Bernabéu, a jakby miał mało problemów, niemieckie media zaczęły spekulować o wątpliwym zaangażowaniu Roberta Lewandowskiego, absolutnego lidera Bawarczyków. Musicie nam wybaczyć, ale nad tym nie zamierzamy się rozwodzić i zwyczajnie nie wierzymy, by Polak rzeczywiście miał dziś odstawiać nogę. Trzeba jednak pamiętać, że nawet lekko rozbity przez kontuzje Bayern czy problemy jakiegokolwiek piłkarza nie sprawiają, że Niemcy nie mogą wygrać z każdym.
Najważniejszy mecz w tym sezonie? Na pewno tak można powiedzieć z dzisiejszej perspektywy. Należy też pamiętać, że Królewscy rozgrywali już kilka spotkań, w których stawka była ogromna. W Lidze Mistrzów za kadencji Zidane'a nie przegrali dwumeczu, choć za stawianie na Benzemę niektórzy najchętniej powyrywaliby mu włosy, gdyby tylko je miał. Cristiano Ronaldo bije kolejne rekordy, choć wielu kilka miesięcy temu wysyłało go z powrotem na Maderę. I choć dziś Realu Madryt nikt nie przekreśla – wynik z pierwszego meczu jest przecież lepszy niż dobry – trzeba znowu zagrać tak, jakby od dzisiejszych wydarzeń na Bernabéu zależała przyszłość tych zawodników. Bo wszyscy, oni i my, chcemy, by korona pozostała w królestwie.
Początek meczu o 20:45. Można go obejrzeć na CANAL+ w player.pl.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze