Na drodze do upragnionego zdjęcia
Ramos znów może przejść do historii
„Tam wszystko się zaczęło”. Sergio Ramos opowiada swoim ludziom, że iskra, która rozpaliła triumfalny cykl Realu Madryt w Lidze Mistrzów zabłysła 29 kwietnia 2014 roku na Allianz Arenie. Tamtej nocy, po 15 minutach meczu, wielu niemieckich kibiców opuszczało już stadion po dwóch bramkach Hiszpana. Dwa wspaniałe uradzenia głową, które pozwoliły wprowadzić Królewskich do długo oczekiwanego finału Pucharu Europy, na który czekano od 2002 roku. Na koniec Cristiano dołożył jeszcze dublet i domknął jedno z najlepszych spotkań we współczesnej historii Realu.
Wśród wyjazdowych meczów, które na zawsze zapiszą się już w pamięci kibiców, jedynie przewrotka Cristiano i wygrana 3:0 w Turynie może przyćmić wielkie zwycięstwo odniesione w domu Bayernu. W klubie i w szatni wszyscy są przekonani, że tylko brak Ramosa w rewanżowym starciu z Juventusem pozwolił Włochom wierzyć w awans do ostatnich sekund, aż podyktowano słynny już rzut karny po faulu na Lucasie Vázquezie.
W środowy wieczór Ramos wyprowadzi swoich kolegów na boisko w ósmym półfinale Ligi Mistrzów z rzędu. Jeden z czterech filarów drugiego najlepszego Realu wszech czasów, zaraz po tym dowodzonym przez Alfredo di Stéfano. Biuro, ławka, napastnik i obrońca. To Florentino Pérez, Zinédine Zidane, Cristiano Ronaldo i Sergio Ramos. Dzięki tej czwórce madrycki projekt najeżony jest wygranymi w najważniejszych rozgrywkach. W jego centrum znajduje się Ramos, który już raz zapalił Allianz, by kilka tygodni później postawić milowy kamień dla całego madridsmo, gdy pozbawił Atlético złudzeń i marzeń w lizbońskim finale.
We wtorek Real uda się do Monachium z bagażem wypełnionym roztropnością. Dziś nikt nie chce słyszeć nawet słowa o finale w Kijowie. Mają jeszcze wiele do zrobienia i nie zamierzają dopuścić do tego, by powtórzyły się dobrze znane im historie. Przed rokiem niezłomny Bayern był w stanie odrobić straty i doprowadzić do dogrywki na Bernabéu. Kilka dni temu Juve zrobiło niemalże to samo. Historia kusi jednak Real i jego ludzi, pokazując wspomnienia z dawnych epok.
Jeśli wyeliminują Niemców i 26 maja podbiją ukraiński stadion, zrównają się z legendarnym Ajaxem Cruyffa i Bayernem Beckenbauera, dwoma ostatnimi zespołami, które potrafiły zdobyć trzy Puchary Europy z rzędu. Przed nimi byłby już tylko magiczny Real z lat pięćdziesiątych, który nieprzerwanie sięgał po to trofeum przez pięć kolejnych sezonów. Rekord, który wydaje się być nie do pobicia, ale jeśli ktoś może tego dokonać, to jest to właśnie ten Real.
Wśród tych niewiarygodnych zespołów był tylko jeden piłkarz, który trzykrotnie podnosił Puchar Europy z kapitańską opaską na ręku. To Beckenbauer, lider tamtego Bayernu i reprezentacji Niemiec, która dominowała w latach siedemdziesiątych. Teraz Ramos staje przed szansą, by spojrzeć w oczy człowieka, który zrewolucjonizował grę w defensywie, stając się kompletnym piłkarzem, niezbędnym w grze swojego klubu. Cesarz efektywnie przecinał akcje, z elegancją wyprowadzał piłkę i tworzył zagrożenie pod bramką rywala. Który obrońca robi teraz to samo? Oczywiście kapitan Los Blancos. Ostatnich pięć lat w historii Realu Madryt wyglądałoby zupełnie inaczej, gdyby nie jego zapał, serce do walki i interwencje, a czasem nawet cuda, gdy strzelał gole w Lizbonie i Mediolanie.
W Lidze Mistrzów tylko Puyol i Paolo Maldini unosili w górę dwukrotnie ten uszaty puchar. Takie same zdjęcia ma w swojej kolekcji Ramos, który był szefem na podium w San Siro i w Cardiff. Trofeum z 2014 roku ma na sobie wielką pieczątkę z jego nazwiskiem, ale to Iker Casillas wzniósł je ku górze. Pocałunek, którym przed dogrywką obdarował go bramkarz, jest jednym z najbardziej ikonicznych obrazków madryckiej epoki. 26 maja kapitan może wyrównać osiągnięcie legendarnego Beckenbauea, którego już teraz przewyższa w liczbie międzynarodowych pucharów.
Tak jak w przypadku Barçy w Katalonii, rządy Ramosa również wykraczają poza murawę. „Na boisku nie doszło do wybuchu wojny”, mówiono wręcz w klubie po brzydkich incydentach, których świadkami byliśmy po meczu z Juve. Nerwy, które targały nim w wieczór przeobrażający się w koszmar, popchnęły go do zejścia do tunelu, by przyglądać się ostatnim sekundom spotkania z bliska. Żółte kartki wyrzuciły go z rewanżu, który w teorii miał być tylko formalnością. W 93. minucie sędzia wskazał w końcu na wapno. Zamęt, złość, gol Cristiano i wściekli turyńczycy schodzący do szatni, obrażający przy tym arbitrów i piłkarzy Realu. Ramos, typ gościa z gorącą głową, był tym, który zapobiegał temu, by ktokolwiek z jego kolegów wplątał się w przepychanki i został dodatkowo ukarany.
Natychmiast wyrwał Lucasa Vázqueza z włoskiego huraganu, w którym obłąkani gracze Juventusu rzucili się na canterano, oskarżając go o nurkowanie. Dla Ramosa skrzydłowy jest nie tylko kolegą z boiska. W 2015 roku powitał go z otwartymi ramionami, gdy ten wrócił do Valdebebas. Przez ostatnie lata bronił go przed każdym atakiem ze strony mediów i tłumaczył, jak wielką rolę odgrywa na murawie. W obecnym sezonie nie musi tego robić, ponieważ każdy widzi już gołym okiem, jak ważnym piłkarzem jest Lucas. Nikt nie będzie też szczególnie zaskoczony, jeśli w środę na Allianz wybiegnie w wyjściowej jedenastce.
W Madrycie wskazuje się na dobre relacje między trójką liderów, co miało być kluczem do sukcesów w ostatnich latach. Francuski trener, Cristiano i Ramos. Każdy z nich dokłada coś od siebie i dowodzi drużyną na swój sposób. Gwiazda daje przykład poświęcenia podczas każdego z treningów. Zidane kołysze zespołem dzięki swojej charyzmie i decyzjom taktycznym, gdy broni Keylora, sadza na ławce Bale'a i stawia na młodych. I w końcu obrońca, ze swoim doświadczeniem i energią. „Powstrzymał wewnętrzne spory, które mogły zniweczyć osiągnięcia tego Realu”, mówi się w Valdebebas. Jego nazwisko jest tym, którego kibice pożądają najbardziej. Lepiej sprzedają się tylko koszulki Ronaldo. Jego pozycja jest niepodważalna, może liczyć na wysokie zarobki, fizycznie wygląda świetnie i sam zapewnia, że pomimo 32 lat na karku czuje się silniejszy niż kiedykolwiek. Jest podekscytowany nadciągającymi wydarzeniami i kolejną wiosną, w której będzie mógł pozować do najbardziej upragnionego zdjęcia.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze