Co dzieje się w drugich połowach?
Fatalne drugie odsłony Królewskich
Jeszcze w ubiegłym sezonie wiele mówiło się o tym, że Królewscy mają problem z odpowiednim wejściem w mecz. Brakowało koncentracji, nastawienia, odpowiedniej motywacji. Wielokrotnie wspominał też o tym Zinédine Zidane i regularnie narzekał na swoich graczy. Można było odnieść wrażenie, że wspomnianych czynników nie brakowało zawodnikom przede wszystkim w meczach z najtrudniejszymi rywalami, a pozostałe spotkania zostały rozstrzygnięte dzięki indywidualnym błyskom niektórych graczy, odpowiednim reakcjom Zizou czy pewnej dozie szczęścia, co w ostatecznym rozrachunku pozwoliło na znaczne powiększenie gabloty z pucharami.
W tym sezonie nie jest już tak kolorowo. Los Blancos nie zawsze są w stanie wspiąć się na wyżyny w najważniejszych starciach i zdążyli już zebrać srogi łomot od Barcelony lub Tottenhamu, a także zremisować z Atlético czy Valencią. Zawodnikom brakuje też formy lub odpowiednich zmienników i punkty gubione są notorycznie w starciach z niżej notowanymi rywalami. Największą zmorą tego sezonu nie jest jednak to, co dzieje się na samym początku meczów, a to, czego niemal zawsze jesteśmy świadkami tuż po przerwie. W drugich połowach z reguły przychodzi oglądać nam inny, apatyczny Real. Doskonale potwierdzają to nawet suche liczby.
Bilans Królewskich w pierwszych połowach ligowych meczów wynosi 23 gole strzelone i tylko 6 straconych. W drugich odsłonach statystyka odwraca się wręcz diametralnie i wynosi 9 zdobytych bramek i aż 10 straconych. Zespół Zidane'a praktycznie za każdym razem schodzi do szatni jako Doktor Jekyll, a wychodzi z niej jako pan Hyde i wygląda jak zupełnie inna drużyna, choć na murawę wybiegają ci sami piłkarze.
Te statystyki wyglądają wręcz tragicznie, gdy zestawi się je z tymi, którymi może pochwalić się Barcelona. U największego rywala Los Blancos sytuacja wygląda odwrotnie. Ernesto Valverde zdaje się wykorzystywać pierwsze połowy na przeczekanie przeciwników i odpowiednią analizę sytuacji, by zadać ostateczne ciosy dopiero po przerwie. Katalończycy w drugich odsłonach zdobyli 32 bramki i stracili raptem 4. Nie trzeba nawet specjalnie analizować tych liczb, a wystarczy przypomnieć sobie Klasyk, w którym do przerwy było przecież 0:0, a ostatecznego wyniku przypominać nikomu nie trzeba.
W drugich połowach zawodnicy Realu gubią zupełnie moc i koncentrację, popełniając przy tym szkolne błędy. Wystarczy spojrzeć na to, co wczoraj wyczyniał Marcelo. Trenerzy innych drużyn zdają się też wiedzieć już, jak zaszachować Zizou i jego graczy, a na pewno we wszystkim nie pomaga również fakt, że Francuz niezwykle późno reaguje na to, co dzieje się na boisku. Trener niemal zawsze zwleka ze zmianami do końcówki spotkań i bardzo przypomina to czasy Carlo Ancelottiego, który również miewał kłopoty z odpowiednią reakcją na boiskowe wydarzenia i tym, kogo i kiedy wprowadzić na murawę.
Przykładem niefrasobliwości w drugich połowach jest jednak nie tylko mecz z Barceloną, a również przegrane spotkania z Betisem czy Gironą. W meczu z Verdiblancos był do przerwy remis, a w starciu z katalońskim beniaminkiem Real prowadził po pierwszych czterdziestu pięciu minutach. W obu przypadkach skończył spotkania z pustymi rękoma. Niemal identyczna sytuacja miała miejsce też we wczorajszej potyczce z Celtą, gdy po pierwszej odsłonie Królewscy wygrywali 2:1, by ostatecznie wrócić do stolicy tylko z jednym punktem i aż 16 oczkami straty do liderującej Barçy
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze