Florentino: Rewolucja cyfrowa w piłce jest bardzo blisko
Wywiad dla dziennika <i>El Espańol</i>
Florentino Pérez otrzymał specjalną nagrodę od dziennika El Espańol obok Rafy Nadala i rodziny Ignacio Echeverríi. Internetowy portal wyróżnił prezesa za jego korporacyjne zarządzanie najważniejszym klubem na świecie, za którym poszły sukcesy sportowe. Prezes Realu Madryt nagrodę Lwa odbierze dzisiaj, a przedtem udzielił wywiadu wspomnianemu dziennikowi. Rozmowa odbyła się przed meczem z Tottenhamem.
Dwa lata temu na Santiago Bernabéu wysłuchiwaliśmy gwizdów co niedzielę. Od tamtego czasu nie dokonaliście spektakularnych transferów. Jak więc wytłumaczy pan tak kolosalne odnowienie tej ekipy w tak krótkim czasie przy tych samych nazwiskach?
Na początku sezonu 2015/16 potrzebowaliśmy impulsu. Minął tylko rok od zdobycia La Décimy, ale potrzebowaliśmy impulsu. Z różnych powodów, bo futbol to bardzo skomplikowana sprawa. Wyniki jednak nie były dobre i musieliśmy zwolnić Rafę Beníteza, a na stanowisko trenera nominować Zinédine'a Zidane'a. To przekształciło przyszłość Realu Madryt, a po kilku miesiącach wygraliśmy Ligę Mistrzów, Superpuchar, klubowy mundial, kolejną Ligę Mistrzów, mistrzostwo… Czasami przez te sprawy piłkarskie trener nie dopasowuje się do drużyny, ale Zidane był spektakularny. Znał szatnię, klub i kibiców, a dokładając wielki profesjonalizm i wysiłek, dokonał czegoś cudownego. Dzisiaj nikt nie wątpi, że to najlepszy trener na świecie.
To prawda, że zawodnicy byli ci sami, może doszły młode wzmocnienia, ale mieliśmy już świetną ekipę. Młodzi dojrzeli, podobnie jak wielkie postaci, a ta mieszanka najlepszych z Hiszpanii, świata i szkółki tworzy mieszankę tożsamości, madridismo i dobrego futbolu, którą magicznie prowadzi Zidane i z której jesteśmy bardzo zadowoleni.
Gdyby miał pan wybrać jedną zaletę Zidane'a, co by pan wskazał?
Zidane to człowiek o wielkim talencie, o czym wszyscy wiedzą, także w swoim zwyczajnym życiu. Ja bym wskazał profesjonalizm i pracę. Poświęcenie, tym zdobywa się rzeczy.
Czy martwi was strata pięciu punktów do Barcelony?
To dopiero się zaczęło, a gramy w najlepszej lidze w Europie. Dzisiaj wszystkie ekipy mają wielkich zawodników i trenerów, dodając wysoki poziom fizyczny i taktyczny. Wszystkie mecze są trudne.
Czasami wasi kibice wykazują się pewną dwubiegunowością. Sam pan wie, że Bernabéu potrafi dosłownie w jednej chwili stać się maksymalnie nerwowe. Jak żyje się z taką presją?
To jest historia Realu Madryt. Mieliśmy spektakularny sierpień, pewnie można powiedzieć, że mocno skupiliśmy się na wygraniu dwóch Superpucharów. I po tym odpuszczasz, a przyjeżdża rywal i wygrywa na Bernabéu. Nikomu się to nie podoba, ale niemożliwym jest granie na maksymalnym poziomie w każdym tygodniu z każdą środę i każdą niedzielę. Odpuszczasz trochę, gdy uznajesz, że coś jest łatwiejsze, a to coś komplikuje ci życie. To dzieje się zawsze. Kibice Realu, którzy są bardzo wymagający, co wynika z historii, są zadowoleni i czują satysfakcję, chociaż tracimy w październiku pięć punktów do lidera. Dalej zależymy jednak sami od siebie.
Przez lata wielkim splendorem otaczano La Masíę i twierdzono, że Real nie dba o szkółkę. Kilka lat później La Masía opada, a kadra Realu ma wyjątkową różnorodność z wielkim wkładem wychowanków. Czy to tylko kwestia cyklów?
W naszym przypadku nie. Ja zapraszam każdego, by odwiedził Ośrodek Sportowy Realu Madryt. Samo obejrzenie go pozwala zrozumieć, dlaczego mamy tych młodych zawodników, dlaczego wypożyczamy tych graczy do innych ekip, by dorośli. Wiele zainwestowaliśmy, bo szkółka to także część historii tego klubu. W pewnym momencie faktycznie nasz ośrodek zestarzał się, ten na La Castellanie. Teraz mamy jednak coś, co zadziwia każdego, kto tam przyjeżdża i co pokazuje akcent, jaki położyliśmy na młodych piłkarzy.
Dotyczy to też tych, którzy nie są z naszej szkółki, ale sprowadziliśmy ich w młodym wieku, czyli Theo, Ceballosa czy Vallejo. Także wypożyczonych Ødegaarda, Viníciusa, Valverde, który jest w Depor… To spektakularni piłkarze w wieku 17, 18 czy 19 lat, w których mocno wierzymy. Nie zaprzeczamy przy tym, że jeśli pojawi się cudowny gracz, to po niego nie ruszymy. Wszyscy się jednak nie mieszczą… Obecnie mamy kadrę, w której 8 nominowano na liście UEFA, a 5 na liście FIFA. Bardzo trudno to poprawić. Według mnie, mamy najlepszego zawodnika na każdej pozycji.
Czy na Marco Asensio ciąży za duża presja?
Ciąży na nim presja jak na nas wszystkich. Jednak by tworzyć część tego klubu, od prezesa po najmłodszego zawodnika, trzeba do tego przywyknąć. Szczególnie do presji medialnej: mamy tyle mediów, tyle zainteresowań, z różnych stron… Jednak ostatecznie myślę, że nie. On ma 21 lat, przechodził przez etapy, przez jakie powinien był przejść, poprawia się każdego dnia i mogę zapewnić, że w przyszłości będzie jednym z największych.
Inny zawodnik przyszłości, a raczej już teraźniejszości, to Isco. Czy on mógł czuć na początku za dużą presję? Jak wytłumaczyć jego gwiazdorski wybuch i wejście na ten poziom od trzeciego sezonu?
Ja uważam, że grał dobrze w każdym sezonie, ale chodzi o to, że odpowiednio dojrzewał z upływającym czasem. Kiedy spędzisz tu trzy lata, jesteś już mężczyzną, nie jesteś już dzieckiem, masz te 25 lat… Teraz Isco, szczerze, jest wśród najlepszych zawodników na świecie.
I jest faworytem kibiców.
Faworytem naszych kibiców, ale też kibiców innych ekip. Kiedy zmienia się Isco na wyjeździe, oklaskują go też fani rywala. On potrafi podbić serca piłkarskich miłośników, bo po prostu gra bardzo dobrze.
Gdy taki crack jak James Rodríguez nie triumfuje w Realu Madryt, większe znaczenie mają powody piłkarskie czy pozapiłkarskie?
James to wyjątkowy piłkarz, bez wątpienia, ale czasami nie grał tyle, ile chciał. Niektórzy zawodnicy mają to prawo, by poszukać czegoś więcej, nawet na jakiś okres, poszukać ekip, w których pograją więcej i udowodnią swoją wartość. On nas o to poprosił i zgodziliśmy się. To zawodnik wypożyczony.
Czy Ronaldo uspokoił się w temacie rzekomego prześladowania przez fiskus?
Ronaldo jest spokojny, bo to człowiek skupiony na jednej rzeczy: swojej pracy. Reszta… On ma czyste sumienie, bo niczego nie zrobił ani niczego nie ukrył. On poświęca swoje ciało i duszę, by wygrywać Złote Piłki i nagrody The Best, a uważam, że wygra te dwie najbliższe.
Real pokazał, że można wygrywać praktycznie wszystko bez dyrektora sportowego, przynajmniej w starym rozumieniu tego stanowiska. Czy to już zbędne stanowisko?
Nie jest tak. Wielu to powtarza, ale to nie jest prawda. My mamy dyrekcję sportową, którą kieruje José Ángel Sánchez. Mówiliśmy o tym, gdy odszedł Jorge Valdano, że łączymy dyrekcję sportową z dyrekcją generalną. I José Ángel Sánchez ma swojego dyrektora futbolu, swojego trenera, ma też mnie. I taki zespół wypełnia równanie ekonomiczno-sportowe. Tutaj nie mamy transferu dla transferu. U nas każdy ruch sportowy ma swoją reakcję ekonomiczną. Bernabéu pokazał nam, że to równanie ekonomiczno-sportowe musi działać. Nasz dyrektor sportowy nazywa się José Ángel Sánchez i muszę stwierdzić, że jest najlepszy.
Sukces sportowy przychodzi po tym ekonomicznym? Jest jakaś kolej tych rzeczy?
To wskazał nam Bernabéu. On pokazał, że jeśli będziemy mieli większe przychody, będziemy też mieli lepszych zawodników. W jego czasach były tylko przychody z biletów. Dlatego on zbudował ten stadion, by był największy. I kiedy miał największy budżet, sprowadził najlepszych piłkarzy: Di Stéfano, Puskása, Gento, Kopę… To równanie z tymi wielkimi zawodnikami zagranicznymi, wielkimi zawodnikami hiszpańskimi i piłkarzami ze szkółki zadziałało ekonomicznie i sportowo.
Gdy przyszedłem do klubu, wprowadziłem tę lekcję Bernabéu. Chodzi jednak o to, że nie jesteśmy sami i nie jest tak łatwo. Nam brakowało tych wielkich zawodników, którzy pomogliby nam mieć wielkie przychody. Była epoka Zidane'a, Figo, Ronaldo, Beckhama i Owena. W drugim etapie Ronaldo, Kaki, Benzemy i tak dalej. Ta mieszanka z nimi, ze szkółką i z hiszpańskimi zawodnikami jak Ramos i Isco, ta mieszanka tożsamości i madridismo, to tworzy przychody.
Kiedy przyszedł Zidane, jeden ze sponsorów od razu zwiększył wkład z 400 milionów peset do 4 miliardów. Ze strat wyszliśmy na zyski. Ten model, który studiowano na Harvardzie i Columbii, czyli traktowanie ekipy piłkarskiej jako firmy, jest teraz poddawany analizie i nauczany w 150 uniwersytetach na świecie. To jest model, w którym skromnie uczestniczyłem od 2000 roku i który teraz interpretuje cały świat. Jednak modele trzeba modernizować, bo inaczej się wyczerpują. Równanie ekonomiczno-sportowe jest jednak klarowne. Teraz pewnie zbieramy najwięcej owoców tej pracy z poprzednich lat. A przy tym wygraliśmy całkiem wiele rzeczy.
Nie ma to jednak znaczenia, bo niektórzy dalej mówią, że Florentino świetnie radzi sobie w sprawach finansowych, ale w sportowych już gorzej. To jest niemożliwe. Firma, jeśli idzie jej ekonomicznie, to dlatego, że idzie jej dobrze w esencji jej biznesu, czyli u nas futbolu i wygrywaniu. Maszynami w tej firmie są piłkarze, którzy podnoszą osiągi organizacji. Niech ci ludzie przypomną mi, w jaki sposób nadaliśmy impuls równaniu Bernabéu i jakie to dało wyniki.
Dalej jesteśmy klubem, który ma największe przychody, ale prawdą jest też to, że dzisiaj świat się zmienił. Dzisiaj do futbolu weszły kraje i ludzie ze wszystkich kontynentów, na przykład Chin czy Rosji. Walka z naszymi zaletami jest coraz trudniejsza. Nie mamy innych możliwości niż nasze zarządzanie i nasza wyobraźnia. Wiem, że teraz nadchodzi świat cyfrowy, który odmieni kluby, a my mamy tu świetne warunki, bo jeśli mamy 300 milionów śledzących na portalach społecznościowych, to mamy większe szanse na większe przychody. Zostaje jednak wiele do zrobienia.
Czy futbol kobiet będzie w pańskim spadku?
Pracujemy nad futbolem kobiet z punktu widzenia szkolenia. Nie zrobimy czegoś takiego, że otworzymy klub żeński i sprowadzimy zawodniczkę z Brazylii, zawodniczkę ze Stanów Zjednoczonych… Uważam, że powinniśmy zacząć od dołu i od szkolenia, by móc dodać swoje do tego istniejącego pragnienia, w którym Hiszpanki mają szansę na uczestniczenie w tym cudownym sporcie.
Dużo godzin snu zabiera panu łydka Bale'a?
Są zawodnicy, z którymi dzieje się coś, czego nie da się przewidzieć. Na przykład, Kaká przychodził tu w pierwszym roku jako fenomen, jako zdobywca Złotej Piłki. Pojechał jednak na mundial, zagrał na blokadzie i wrócił ze zniszczonym kolanem. Od tamtego momentu nie był tym samym Kaką. Gareth Bale miał bardzo poważną operację w poprzednim roku, pauzował cztery miesiące. I jak mówi Zidane, jeśli jest nieaktywny przez kilka miesięcy, to potrzebuje tyle samo czy nawet trochę więcej miesięcy, by złapać formę. Myślę, że on bardzo chce, trener także i sądzę, że przejdziemy przez ten okres. Szczególnie biedny jest Gareth, który jest trochę zniecierpliwiony, ale ciągle ma wysokie morale. Zobaczymy jeszcze wielkiego Garetha, który jest tu 4 sezony i wygrał chyba 11 tytułów. Bardzo nam pomógł, teraz też o tym nie zapominajmy.
Na ulicy mówi się wiele o karnych dla Barcelony, których nie powinno być i o Realu, który na początku sezonu skarży się na mnóstwo decyzji arbitrów. Czy pan widzi negatywne nastawienie do Realu? Czy może po prostu brakuje systemu VAR? Czy średni poziom hiszpańskiego sędziego powinien wzrosnąć?
VAR jest potrzebny w każdym sporcie, nie tylko futbolu. Jako że technologia pomaga sędziom być lepszymi, to oczywiście, że wszyscy tego chcą. Ja nie skrytykowałem sędziów, nigdy nie skrytykowałem arbitra ani rywala. Mówię tylko, że to dobry moment, w tym okresie w federacji, by znaleźć nowy impuls, by poprawić temat sędziowski. Prawda jest taka, że w Hiszpanii mamy najlepszych zawodników, najlepsze ekipy i najlepszą ligę. Jednak sędziowie też muszą być na ich wysokości.
Musimy pomóc im w tym, w czym możemy. Nie chodzi o krytykę, ale o to, że to dobry moment, byśmy w końcu mogli dojść do stwierdzenia, że jesteśmy zadowoleni z hiszpańskich sędziów. Sądzę, że musimy się poprawić w profesjonalizmie i przejrzystości, jak w każdej firmie. To dobra okazja, by to zrobić. Ja nigdy nie atakowałem sędziów ani kogokolwiek. Mam do nich maksymalny szacunek. Jednak jeśli rozgrywamy mecz Realu z Barceloną i ogląda go 400 milionów ludzi na świecie, to następnego dnia wolę rozmawiać o meczu, a nie o sędziach. Zostawiam już te debaty, kto jest poszkodowany. To czas, by wykonać ten skok.
Co do federacji, ma pan jakieś marzenie w kwestii rozwiązania jej problemów?
Ale musimy to rozwiązać wszyscy razem, prawda? Myślę, że to się uda. Dlatego mówię, z całym szacunkiem dla wszystkich, którzy tam pracowali i którzy mieli ogromne sukcesy, że musimy rozwiązać problemów z dwoma podstawowymi filarami: profesjonalizmem i przejrzystością.
Czy uważa pan, że reprezentacja powinna zrezygnować z Piqué pomimo jego niepodważalnej jakości piłkarskiej?
Nie do mnie należy ta odpowiedź, ale uważam, że na zgrupowania powinni jeździć wszyscy, którzy czują przywiązanie do kadry, którzy są zjednoczeni i którzy wierzą w dobrą atmosferę. I jeśli mam mówić prawdę, widziałem to w ostatnich meczach. Awansowaliśmy do Rosji i teraz musimy dalej ulepszać tę atmosferę.
Jeśli separatystyczny proces Katalonii kiedyś dojdzie do końca, gdzie wtedy powinna grać Barcelona?
To hipoteza, której nie rozważam. Ani nie rozważam Hiszpanii bez Katalonii, ani ligi bez Barcelony. Dlatego nie jestem w stanie odpowiedzieć na coś, o czym nawet nie mogę pomyśleć.
Co jest najtrudniejszego w prowadzeniu takiego klubu?
Dla mnie to zaszczyt i na tej podstawie wszystko jest łatwiejsze. Ja uważam, że w takim klubie jak Real jest dookoła przede wszystkim ogromna presja ze strony mediów. To największy klub, a liczba mediów telewizyjnych, radiowych, prasowych i cyfrowych jest tak duża, że każdy chce mieć wpływ na Real Madryt. Najtrudniejsze to odłączenie się od tego wszystkiego, bo jedni myślą tak, a inni inaczej. Jedni mają dobrą wolę, inni nie. Jednak wobec takiej presji Real musi skupiać się na swoim projekcie i robić to, co uważa, że powinien robić, nawet jeśli niektórzy nas krytykują czy nie rozumieją, dlaczego to robimy.
Jeśli wpada piłka, presja opada. Dwa lata temu, o czym mówiliśmy, był okres, gdy nie dało się już znieść tej presji.
Tamten okres nie był taki zły, ale faktycznie presja nas przerosła. W tamtym momencie, gdy zatrudnialiśmy Rafę Beníteza, chcieliśmy impulsu dla zespołu. Nie było też na to za wiele czasu, ale do stycznia w lidze i Lidze Mistrzow mieliśmy dobry sezon, z gorszymi i lepszymi meczami, ale nie było tak źle. Był jednak mecz w domu z Barceloną, która nas pokonała i która pewnie naznaczyła mu drogę odejścia. Jednak on pracował dobrze, to mówią mi także piłkarze.
Co do tej presji medialnej, właśnie dwa lata temu zdarzył się ten mecz z Barceloną. To był bardzo trudny moment dla nas wszystkich. Próbowaliśmy to naprawić w każdy możliwy sposób i udało się, a teraz presja jest dużo mniejsza. Jednak tutaj nie należy zadowalać się wygraną, bo presja wraca. I teraz musimy robić to, co uważamy za słuszne. Nie możemy pozwolić wpływać na siebie różnym analizom, z których na pewno wszystkie są świetne.
Dzisiaj mamy tyle analiz, że nie wszystkie mogą być tak dobre.
Zgadza się, ale nawet Bernabéu skarżył się w swoim czasie na presję medialną, a było tego dużo mniej. Presja zawsze była w tym klubie ważna, bo on jest przyzwyczajony do zwycięstwa. Trudno jest żyć przegrywając. A czasami nawet wygrywając bez dobrej gry. Przyszedłem w 2000 roku, a socio jestem od 60 lat i to, co dla mnie jest normalne, innych razi. Szczególnie mówię tu o młodych zawodnikach, którzy przychodzą. Oni nie rozumieją, że zaraz po wygraniu dwóch Superpucharów gwiżdże się na zawodnika, bo miał na przykład gorszy mecz przeciwko Levante. Trudno to zrozumieć. W tym musimy być lepsi, kibice i socios.
Gdyby miał pan wybrać trzy podstawowe filary sukcesu ekonomicznego, na jakie by pan postawił?
Przychody ekonomiczne są wynikiem tego modelu, który wcześniej wyjaśniałem. Kiedy przyszedłem w 2000 roku, Realowi brakowało przychodów. Nie wystarczało wtedy przychodów z sezonu, by opłacić pensje i wydatki klubu. Niektórzy mówili, że trzeba sprzedać piłkarzy, ale trzeba było zrobić coś odwrotnego: zainwestować więcej, by wykreować przychody. Prawdą jest, że gdy jesteś w złej sytuacji, pieniędzy nie dają ci banki ani nikt inny. To jest pomoc, jaką faktycznie zaoferowałem: w pierwszym etapie pomogłem swoimi zabezpieczeniami przy tym, byśmy mogli inwestować, czy to w Figo, czy w Zidane'a, Ronaldo czy Beckhama.
I ten fenomen, co do którego byłem przekonany, że zwiększy nam przychody, zadziałał. Teraz ten model analizuje się na 150 uniwersytetach, gdzie bada się klub sportowy jako firmę. Nasze aktywa to nie maszyny, to piłkarze, ale w taki sposób, że są to dobra, które zwiększają produktywność firmy, którą jest wygrywanie i dobra gra. W pierwszym etapie ludzie byli zdumieni, że tylu dobrych piłkarzy gra razem i tym, jaki wydźwięk medialny to generuje. Z tym wszystkim dużo łatwiej jest zarabiać pieniądze. Każdy ze swoimi mediami i szansami musi robić to samo: traktować klub jakby był firmą. Jedni będą ważniejsi drudzy mniej, ale wszyscy będą mieć przychody, jakie będą im odpowiadały.
Przychody z praw telewizyjnych rozbiły rynek transferowy. Na ile wpływa to na klub czy firmę w kontekście decyzji o braku transferu?
Myślę, że w poprzednim sezonie mieliśmy większe przychody od jakiegokolwiek angielskiego klubu, chociaż nasze przychody z telewizji są dużo mniejsze od tego, co płaci się w Anglii. Mamy jednak inne źródła. Taki klub jak Real, z tyloma fanami na świecie i na portalach społecznościowych, ma większe szanse na zarabianie przez marketing sportowy. Bernabéu to potężne centrum przychodów, tutaj rocznie pojawiają się tysiące ludzi. Dlatego musimy rywalizować. To prawda, że widzę, iż jest to moment, w którym przez prawa do transmisja oraz pieniądze od właścicieli, którzy wykładają tyle, ile tylko zechcą, musimy przebudować nasz model. Ja mocno wierzę w świat cyfrowy. Także w dalszą pracę, która pozwoli nam pozostać liderami pomimo tych zmian, jakie zachodzą i na jakie musi reagować klub.
Co do zmiany nawyków konsumenta, czyli na przykład młodych, którzy nie oglądają już całych meczów i nie robią tego w telewizorze, czy widzi pan, że zbliża się moment, w którym prawa telewizyjne przestaną być tak ważną częścią tortu z przychodami?
Sądzę, że zawsze będą ważne, ale w inny sposób. Zgadzam się. Nie będzie płacenia stałej kwoty miesięcznie, by mieć wszystkie prawa. Na pewno nie. Każdy ma prawo do oglądania czego chce i gdzie chce – na lotnisku, w domu, na dyskotece, gdziekolwiek, na telefonie czy iPadzie, wszędzie, gdzie ma połączenie, nie zawsze od początku… Trzeba indywidualizować zainteresowanie danej osoby danym meczem. To nam w Hiszpanii bardzo pomoże.
Czy ta rewolucja jest blisko?
Myślę, że bardzo blisko. Młodzi wyznaczają rytm i jest, jak chcą oni. Oglądają coraz mniej meczów, a jak już oglądają, to wtedy, gdzie i kiedy chcą. To zdynamizuje świat. Pomoże też mocno Realowi Madryt, bo mamy setki milionów fanów na świecie, którzy będą mieli dostęp na każdej platformie, na jakiej tego zechcę. Jest ich tylu, że zrekompensowane zostanie to też tym, którzy będą mieć te prawa.
Co pan sądzi o zabiegach PSG przy transferach Mbappé i Neymara oraz braku kary z tytułu finansowego fair play?
Nie wiem, jak to zrobili i nie chcę krytykować klubu, który jest przyjacielem, a PSG nim jest. Jednak trzeba wypełniać to fair play, wszyscy muszą. Przypuszczam, że jeśli to zrobili, to mogli to zrobić. My w poprzednim sezonie też myśleliśmy o Mbappé, ale mamy dosyć kompletną drużynę. Mbappé jest bardzo młody, ma przed sobą wiele lat i w tym sensie uważam, że podjął dobrą decyzję: jest w bardzo ważnym klubie i znajduje się w swoim mieście. My w tym momencie nie mieliśmy łatwego wpasowania dla gracza, który ma wielką przyszłość, ale jest młody i być może potrzebuje właśnie takiego klubu jak PSG, by grać bardzo dużo.
I także udowodnić swój status światowej gwiazdy.
Cóż, uważam, że to zawodnik z wielkimi szansami na zostanie gwiazdą. Jednak my też mamy niektórych młodych… Na przykład, Marco Asensio.
Jak mocno jako prezesa Realu Madryt i biznesmena martwi pana rozwój katalońskiego kryzysu?
Futbol jest poprzeczny. To znaczy, że w Realu Madryt mamy ludzi z różnymi uwarunkowaniami, religiami i statusami społecznymi. Elementem jednoczącym jest madridismo. Dlatego skupiam się na Realu Madryt i patrzeniu na to, jak mogę ich wszystkich zadowolić. Jasne, że niepokoi mnie ten temat, jak każdego, ale niewiele mogę tu pomóc. Wierzę w rząd i w partie w parlamencie, które zjednoczyły się, by jak najlepiej wyjść z tego problemu. Jestem przekonany, że to im się uda.
Czy przyśpieszone wybory spodobają się panu czy raczej pana zmartwią?
Nie wydaję opinii. Sądzę, że jesteśmy w dobrych rękach, rękach rządu i partii. Na pewno szybko to rozwiążą ze wsparciem większości ludzi.
Nagrodę odbierze pan między innymi obok Rafy Nadala.
Dla mnie to najlepszy sportowiec w historii Hiszpanii i przykład poświęcenia, wysiłku i wychodzenia z każdego typu przeciwności. To wzór sportowca i zachowania na korcie. A do tego madridista!
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze