Cel: zagrać jak... w Lidze Mistrzów
Zapowiedź meczu Real Madryt – Tottenham
Gdyby Real Madryt był zwierzęciem, byłby kameleonem, który przyparty do ściany potrafi wyciągnąć język po insekta szybciej niż inny osobnik z tego samego gatunku. Gdyby Real Madryt był równaniem matematycznym, brzmiałoby ono zapewne „x+1”, gdzie „x” oznacza potencjał przeciwnika. Gdyby Real Madryt był tworzywem, bez cienia wątpliwości byłby gumą, która przy użyciu odpowiedniej siły potrafi rozciągnąć się o centymetr dalej niż każda inna. Gdyby Real Madryt potrafił pisać, przez większość czasu pisałby atramentem sympatycznym, a na koniec stawiał kropki krwią rywala.
Królewscy w Primera División zdążyli już chyba na dobre przyzwyczaić kibiców do tego, że po długich męczarniach koniec końców mecze na swoją korzyść rozstrzygają pojedynczymi błyskami, tą jedną jedyną akcją, której w decydującej chwili nie jest stanie przeprowadzić oponent. Fani zaczynają wówczas kręcić nosem na styl wygranych (lub też wieszczą głębokie kryzysy po straconych punktach), prasa puszcza w eter pytania dotyczące tego, gdzie leży granica naszego farta, a potem... A potem przychodzi Liga Mistrzów, krytycy zaś nabieraliby wody w usta, gdyby nie to, że rozdziawiają je z podziwu zarówno dla stylu, jak i wyników.
W ten sposób zdobyliśmy uszaty puchar w minionej edycji Champions League, w ten sposób piłkarski świat reagował również po zwycięstwie w Dortmundzie, mimo – eufemistycznie rzecz ujmując – słabego początku w krajowych rozgrywkach. Dziś zaś, po trzech tygodniach przerwy, nadszedł czas, by po raz kolejny utwierdzić wszystkich wokół w przekonaniu, że Real Madryt w najbardziej prestiżowych rozgrywkach Starego Kontynentu przybiera formę doskonałą. Dzisiejszym rywalem Los Blancos – Tottenham Hotspur.
Ekipa z Londynu w minionym sezonie zajęła drugie miejsce w Premier League, czego fani Kogutów raczej nie mają prawa rozpatrywać jako rozczarowania, które w przypadku wicemistrzostwa towarzyszyłoby Realowi Madryt czy Barcelonie. Sam fakt, że podopieczni Mauricio Pochettino wyprzedzili ekipy takie, jak Manchester City, Manchester United, Liverpool czy Arsenal musi działać na wyobraźnię.
W trwającym sezonie Tottenham jak na razie radzi sobie nieco gorzej, jednak wciąż trudno powiedzieć, by było słabo – w ośmiu ligowych kolejkach Spurs zdobyli 17 punktów i na tę chwilę tracą trzy oczka do znajdującego się na drugiej lokacie Manchesteru United oraz pięć do Manchesteru City. Największe zagrożenie ze strony zespołu z White Hart Lane, tfu, Wembley? Cóż, nie wymyślimy w tym momencie prochu – Harry Kane, będący dziś marzeniem niejednego fana Królewskich, jeśli chodzi o wzmocnienie ataku. Mówimy w końcu o królu strzelców zeszłego sezonu Premiership oraz gościu, który w rozgrywkach 2017/18 w lidze ustrzelił sześć goli a jednego mniej dołożył w Lidze Mistrzów. Żeby jednak nie było, że straszymy, warto odnotować fakt, że na Santiago Bernabéu wystąpić nie będzie mógł inny kluczowy gracz londyńczyków, zawieszony za czerwoną kartkę Dele Alli.
No dobrze, a jak to wygląda u nas? Gdybyśmy mieli kierować się przeczuciami, obstawialibyśmy, że po raz kolejny na arenie międzynarodowej możemy śmiało spodziewać się czegoś więcej niż zazwyczaj w lidze. A przynajmniej mocno wątpliwym jest, by Zinédine Zidane – w przeciwieństwie do meczu z Getafe – dał wolne kilku podstawowym zawodnikom. Z piłkarzy pierwszej jedenastki z powodu kontuzji zagrać nie będą mogli tylko i aż Dani Carvajal oraz Gareth Bale. Z większych znaków zapytania pozostaje więc jedynie kwestia tego, czy w starciu z silniejszym przeciwnikiem Zizou na prawej obronie po raz kolejny wystawi od pierwszej minuty Achrafa Hakimiego. Według radia Cope, młody defensor tym razem ustąpi jednak miejsca Nacho.
W żadnym wypadku nie spodziewalibyśmy się tego wieczoru łatwego spotkania. Bardziej takiego, które może być dla nas trudne, ale nie w sposób, jaki znamy z krajowych rozgrywek. Prędzej niż przez zatarcie silnika problemy możemy mieć z racji na – jakkolwiek banalnie to zabrzmi – czysto piłkarską jakość rywala. Jeśli mielibyśmy życzyć czegoś sobie i wam, z pewnością życzylibyśmy tego, by potyczka przystawała rangą do konfrontacji wicemistrza Anglii z mistrzem Hiszpanii i by postawa Realu w Champions League znów przypomniała nam, że ten zespół potrafi porywać swoją grą nawet najbardziej wybrednych.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze