Pokazać bestię
Zapowiedź meczu Borussia – Real Madryt
Dziś mierzymy się z Borussią Dortmund. Nie ma zatem lepszej okazji, by po raz kolejny przywołać postać znanego z legend pogromcy Realu Madryt Roberta Lewandowskiego i jego czterech bramek strzelonych w półfinale Ligi Mistrzów przeciwko Królewskim. No dobrze, ale żarty na bok.
Nie wiemy, czy słyszeliście kiedyś o anime pod tytułem Dragon Ball. Podejrzewamy jednak, że nie jeden i nie dwóch z nas spędził przy nim dzieciństwo. Dla niezorientowanych – głównym bohaterem opowieści był Son Goku, niezwykle utalentowany osobnik (nie mylić z człowiekiem) z rasy kosmicznych wojowników.
Problem jego gatunku polegał jednak na tym, że w wielu momentach zamiast łatwego zwycięstwa wolał bawić się z przeciwnikiem (choć nie bardziej niż Vegeta). Czasami celowo się oszczędzał, przez co wpadał w nie lada kłopoty. Jeszcze kiedy indziej naiwnie dawał się łapać na nietrzymaniu gardy, co również potrafiło go drogo kosztować.
Kiedy jednak widział, że mierzy się z godnym rywalem, oszczędzanie się i zabawę umiejętnie kontrolował, a w odpowiednim momencie pokazywał swoje prawdziwe oblicze. W przypadku Los Blancos tak było z Manchesterem United w Superpucharze Europy, tak było w obu meczach z Barceloną w Superpucharze Hiszpanii i tak powinno być dziś – jeśli Real rzeczywiście jest prawdziwym kosmicznym wojownikiem – przeciwko Borussii Dortmund.
Trudno nie odnieść wrażenia, że rywal z Prus w ostatnich latach Realowi jest przypisany chyba z urzędu. W minionych pięciu sezonach los tylko raz oszczędził nam rywalizacji z żółto-czarnymi. I choć koniec końców w tym czasie w rozgrywkach triumfowaliśmy trzykrotnie, to jednak wspomnienia z Zagłębia Ruhry raczej nie należą do zbyt sielankowych. Wystarczy wspomnieć przytoczone w niedoszłym wstępie 1:4 w półfinale i niedokonaną remontadę czy szczęśliwie zakończony horror z 2014 roku i słupek na pustaka Mychitariana. O tym, jak przeklętym terenem jest dla nas Dortmund pisaliśmy zresztą wczoraj. Niech wystarczy fakt, że o wiele bardziej dramatyczne boje toczyliśmy ostatnio z naszym dzisiejszym rywalem niż z Bayernem. Poza tym, trudno nie wspomnieć, że Borussia jest obecnie liderem Bundesligi, w sześciu kolejkach tracąc zaledwie dwa punkty (0:0 z Freiburgiem, Bartosz Kapustka obejrzał mecz z ławki).
W kwesii Realu, niezależnie od punktu widzenia, wciąż wyczekuje się tylko jednego – przełamania. A konkretniej – odzyskania pełnego zaufania ze strony fanów. Meczu, który pokazałby, że dotychczasowe wyniki w lidze były najzwyczajniej w świecie przedłużającym się wypadkiem przy pracy. Choć od superpucharowego wygranego w świetnym stylu dwumeczu z Barceloną minął zaledwie jakiś miesiąc, zdaniem wielu, Królewscy już we wrześniu przegrali w przedbiegach w walce o mistrzowski tytuł. Tym niemniej, bez względu na to, jakiej barwy okulary przywdziewamy, w drodze po trzeci triumf z rzędu w Champions League wciąż mamy czystą kartę.
Od 20:45 najwyższy czas pokazać prawdziwe jaja. Przerwać niekorzystną passę w Dortmundzie, zamknąć usta krytykom i kopem wyważyć zamek w pierwszych solidniejszych drzwiach w drodze po trzynastkę. Niech żółta ściana okaże się wreszcie jedynie wyblakłą bielą.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze