Zimny prysznic
Real Madryt – Valencia CF 2:2
Przez całe lato z otoczenia kibiców Realu Madryt dopływały dwa jasne komunikaty: jeden dotyczył sytuacji w Barcelonie, drugi zaś traktował o najsilniejszej kadrze od lat. Okazało się, że niedyspozycja trzech stoperów i Cristiano Ronaldo oraz przybycie Valencii na Santiago Bernabéu szybko mogą utemperować pozytywne nastroje wśród madridismo. Nietoperze zaprezentowały się dziś z bardzo dobrej strony, a Królewskim zabrakło argumentów. Ten jeden, największy, nazywa się Marco Asensio i dziś bez niego zdobycie trzech punktów nie byłoby możliwe. Ostatecznie Królewscy zremisowali 2:2 i już w drugiej kolejce stracili punkty.
Były zawodnik Mallorki już na początku meczu strzelił bramkę, o którą nie podejrzewalibyśmy żadnego innego gracza. Przebił się środkiem pola po błędzie Kondogbii i uderzył nie do obrony. Jakby tego było mało, kiedy trzeba było gonić wynik, ustawił piłkę nieco ponad 20 metrów od bramki Valencii i doprowadził do remisu. Chciałoby się napisać, że poprowadził Los Blancos do zwycięstwa, ale niestety na wysokości zadania nie stanęła większość pozostałych graczy Królewskich.
Wszyscy wiedzieliśmy, że Casemiro nie jest środkowym obrońcą i wszyscy wiedzieliśmy, że gra przeciwko Valencii bez niego w drugiej linii stanowi spore ryzyko. Zinédine Zidane postawił na skład, który mógł sugerować wymianę ciosów, ale za to bynajmniej nie należy mu się bura. I to mimo że błędy przy golach dla rywala popełniali właśnie Brazylijczyk oraz Toni Kroos, który przy trafieniu Kondogbii zupełnie zgubił go z radaru.
Real Madryt nie grał dziś wielkiej piłki, ale na Bernabéu były wielkie emocje. Wymiana ciosów, gra od pola karnego do pola karnego, ogromne ryzyko i niestety też mnóstwo niewykorzystanych sytuacji. Za większość z nich odpowiada Karim Benzema, który zmarnował kilka wyśmienitych szans na zdobycie bramki. W takich przypadkach nawet najwięksi obrońcy gry Francuza po prostu nie mają za bardzo czego bronić. Nawet gdyby był on obrońcą i stanął przed tak doskonałymi okazjami do strzelenia gola, zwyczajnie trzeba wymagać przynajmniej jednego trafienia. Dziś w polu karnym Karim był beznadziejny. Sytuacja z końcówki meczu będzie śniła się po nocach i jemu, i nam.
Już od wczoraj było wiadomo, że Valencia będzie bardzo trudnym przeciwnikiem. Że nie zagra wesołej piłki z stylu Paco Jémeza i będzie chciała znaleźć dziurę w defensywie Los Blancos. Te dziury znalazła. Mimo wszystko dziś Królewscy nie grali tak, by skończyć mecz jedynie z dwoma trafieniami. Trudno nawet krytykować piłkarzy drugiej linii za brak kreatywności – sytuacje przecież były. Z lekkim niesmakiem można mówić o kolejnym fatalnym występie sędziego Davida Fernándeza Borbalána, który mógł i prawdopodobnie powinien odgwizdać trzy rzuty karne na korzyść Realu Madryt. Nie będziemy jednak wyżywać się na jednym zawodniku – Zidane'owi zabrakło dziś piłkarza, który wykorzystuje doskonałe sytuacje. To natomiast spowodowało, że pierwszy mecz na Bernabéu kończy się zimnym prysznicem. Może dobrze, że już teraz. Wcześniej było zdecydowanie zbyt cukierkowo.
Real Madryt – Valencia CF 2:2 (1:1)
1:0 Asensio 10'
1:1 Carlos Soler 18' (asysta: Lato)
1:2 Kondogbia 77' (asysta: Rodrigo)
2:2 Asensio 83'
Real Madryt: Navas; Carvajal, Nacho, Casemiro, Marcelo; Modrić, Kroos (85' Mayoral); Isco (46' Kovačić), Asensio, Bale (74' Lucas Vázquez); Benzema.
Valencia: Neto; Montoya (75' Nacho Vidal), Vezo, Murillo, Lato (83' Nacho Gil); Kondogbia, Parejo, Carlos Soler, Gayá; Rodrigo (88' Mina), Zaza.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze