Meczami z Ogórkami wygrywa się mistrzostwa
Zapowiedź spotkania Leganés – Real Madryt
Gdyby rok temu zadać przeciętnemu kibicowi hiszpańskiego futbolu pytanie, z czym kojarzy mu się zespół Leganés, znakomita większość prawdopodobnie zdecydowałaby się na kupno samogłoski, wykorzystanie jednego z kół ratunkowych lub po prostu w geście niewiedzy wzruszyła ramionami (zapewne byłaby to najczęściej wybierana opcja). Co bardziej zorientowane i bystre jednostki nazwę miasta połączyłyby zaś z miejscem urodzenia Daniego Carvajala. Gdyby natomiast przed startem poprzedniego sezonu Segunda División powiedzieć przeciętnemu kibicowi Leganés, że w kolejnym sezonie Ogórki (tak, właśnie taki niecodzienny przydomek noszą nasi dzisiejsi rywale) będą mierzyć się w tej samej lidze z Realem Madryt, niejeden podobne słowa wziąłby pewnie za wycinek powieści science fiction. Albo po prostu przedzwoniłby pod sto dwanaście.
Leganés jeszcze do niedawna nawet nie tyle w Hiszpanii, co bardziej w Madrycie i okolicach kojarzony był bowiem głównie z tego, że ze stolicy można dojechać tam 12. linią metra, z tego, że swego czasu w weekendowe wieczory szukający adrenaliny przybysze z Ameryki Południowej polowali na siebie z nożami pod areną byków oraz z tego, że nie za bardzo przepadają tam za sąsiadami z Getafe. Złośliwcy powtarzali nawet, że awans Leganés był zaskakujący do tego stopnia, iż mieszkańcy miasta nie mogli zdecydować się, co cieszy ich bardziej – promocja do Primera División czy też spadek właśnie Getafe. Jest to jednak oczywista nieprawda. Swój pierwszy w niemal 90-letniej historii klubu awans do najwyższej klasy rozgrywkowej klub spod Madrytu świętował bowiem w taki oto sposób:
Jak zaś Leganés spisuje się w Primera División? Najprościej rzecz ujmując – na tę chwilę jest w La Liga najlepszą wśród najgorszych drużyn. Czytaj: zajmuje ostatnie niezagrożone spadkiem miejsce w tabeli z pięciopunktową przewagą nad 18. Sportingiem Gijón. Ogórki w znacznej mierze zawdzięczają to passie czterech meczów bez porażki, w których uzbierały sześć oczek. Warto zwrócić uwagę przede wszystkim na to, że podopieczni Asiera Garitano nie spękali na wyjazdach ani przed dobrze spisującym się w bieżących rozgrywkach Realem Sociedad (1:1), ani Sevillą (również 1:1). Do tego dochodzi jeszcze bezbramkowy remis z Málagą, a także bardzo ważne w kontekście walki o utrzymanie zwycięstwo z Granadą (1:0). Wielu z nas pamięta pewnie także świetną postawę Lega na Camp Nou, gdzie o porażce beniaminka z Barceloną zadecydował dopiero podyktowany w samej końcówce rzut karny, który na bramkę zamienił Messi.
Kogo najbardziej z przeciwnego obozu powinniśmy się obawiać? Najlepszym strzelcem ekipy z Leganés jest Alexander Szymanowski. Argentyńczyk polskiego pochodzenia w Primera División strzelał do tej pory pięciokrotnie i dwukrotnie asystował. Z pozoru – jak na napastnika nie jest to wynik, który rzucałby na kolana. Gdyby jednak wziąć pod uwagę fakt, że przez lata łączył on grę w piłkę z między innymi: pracą w sklepie z alarmami, sprzedawaniem dywanów i obsługiwaniem klientów w Decathlonie, osiągnięcie to ma już zupełnie inną wymowę.
Z innych ciekawostek – kapitan Leganés, Martín Mantovani, z przywiązania do klubowych barw przez sporą część sezonu grał w formie Super Saiyanin Blue z włosami… zafarbowanymi na niebiesko.
No dobrze, było o Leganés, więc przydałoby się poświęcić kilka słów także i Realowi. Cóż, tak naprawdę trudno jednak powiedzieć, by od ostatniego spotkania cokolwiek nagle wywróciło się do góry nogami. Sytuacja w lidze – z krótkimi przerwami – od dłuższego czasu wygląda niezmiennie: jest stabilnie, przewagę można by zaś określić w miarę bezpieczną, lecz wciąż niepozwalającą na spoglądanie w dół z kpiącym uśmieszkiem. Potyczka z Leganés cały czas stanowi z kolei – przynajmniej w teorii – jedną z najłatwiejszych przepraw w trakcie kwietniowego maratonu mocnych wrażeń.
Co tyczy się personaliów, Zinédine Zidane do ostatniej chwili zwlekał z ogłoszeniem meczowej kadry. Wiadomo już, że z podstawowych zawodników na pewno nie zagrają dziś Cristiano Ronaldo, Gareth Bale i Toni Kroos. Francuski szkoleniowiec wysłał tym samym jasny sygnał, że chce oszczędzić swoje największe armaty przed kwietniowymi konfrontacjami wagi ciężkiej i po raz kolejny prawdopodobnie zdecyduje się na daleko posuniętą rotację. Z drugiej strony, warto jednak zaznaczyć, że wśród powołanych znaleźli się Sergio Ramos, Casemiro, James Rodríguez i Keylor Navas. Tak czy inaczej, typowanie konkretnego składu wydaje się wyjątkowo karkołomnym zadaniem.
W jakkolwiek oklepany sposób to zabrzmi, na Butarque trzeba najzwyczajniej w świecie wygrać. Najlepiej bez przesadnego szarżowania przed arcytrudnymi meczami z topowymi przeciwnikami i zarazem bez zbędnego dbania o dramaturgię. Przyjechać, zwyciężyć, po ostatnim gwizdku w wyrazie szacunku podać przeciwnikowi dłoń i skupić się już na tych w zamyśle o wiele trudniejszych bojach. Jak jednak powiedział kiedyś ktoś mądry, to właśnie takimi potyczkami jak ta dzisiejsza wygrywa się mistrzostwa. Pod żadnym pozorem nie wolno o tym zapominać.
Początek meczu o 21:30. Można go obejrzeć na platformie Player.pl lub w STS TV.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze