Premier League ponownie obnaża La Ligę
Hiszpanie ciągle nie potrafią rozstrzygać goli–widmo
Specjalny zegarek na ręku sędziego nie zawibrował, co oznaczało, że piłka nie przekroczyła linii bramkowej. Po powtórkach można było mieć potężne wątpliwości. Milnerowi prawie udało się osiągnąć to, o czym marzy każdy, czyli wkręcić piłkę bezpośrednio z rzutu rożnego. Nie było jednak mimo wszystko żadnej wątpliwości i dlatego też nie powstała polemika. Premier League ma specjalny system, który rozstrzyga gole–widmo. Bournemouth uniknęło w ten sposób straty bramki na 1:4, dzięki czemu ostatecznie mogło pokonać Liverpool 4:3.
W La Lidze nie byłoby to możliwe. Sędziowie mogą polegać tylko na oczach swoich asystentów. W tym przypadku, gdyby zatwierdzono gola, zostałby popełniony wielki błąd i zaszłaby niesprawiedliwość. Trudno byłoby tego uniknąć, bo dla człowieka dokładne określenie takiej sytuacji, jak ta po wrzutce Milnera, jest praktycznie niemożliwe do wykonania, tym bardziej, gdy między asystentem a piłką znajdują się zawodnicy. Javier Tebas powtarza, że Hiszpanie mają najlepszą ligę, ale na razie nie uznano, że potrzeba w niej takiego systemu.
Głównym problemem jest to, że La Liga wybrała już swoją technologią, ale ta nie posiada homologacji FIFA, więc jej decyzje nie mogą wpływać na oficjalne mecze. Za system światowej federacji trzeba płacić 4 miliony euro. Tebas nie uznaje tego za mądrą inwestycję, chociaż organizację stać na otwieranie kolejnych siedzib w coraz bardziej egzotycznych krajach.
Jeszcze większe zdziwienie może wzbudzać interpretacja, jakiej dokonuje Jaume Roures, prezes Mediapro, które posiada większość praw do transmitowania La Ligi. Katalończyk uważa, że stwierdzanie, czy gol na pewno padł, jest drugorzędnym tematem. Co więcej, ostatnio powiedział w radiu COPE, że dla niego jest dobrze tak, jak jest dzisiaj, bo dzięki temu istnieją debaty i kontrowersje.
„Smak futbolu to błędy piłkarzy i arbitrów”, zapewnia Roures. „Nasz problem to dosyć słabi sędziowie. Gdy zawodnik zawodzi i zawodzi, sadza się go na ławkę. U nas takich arbitrów nikt nie odsuwa od spotkań”. Hiszpan oczywiście nie odniósł się do tego, że rozstrzyganie czy padły takie gole jak ten Veli przeciwko Barcelonie czy Milnera przeciwko Bournemouth ma niewiele wspólnego z umiejętnościami arbitrów, a po prostu polega na zwykłym szczęściu. Zresztą przez brak odpowiedniego systemu dalej nie wiadomo, czy w spotkaniu Sociedadu z Blaugraną tamto uderzenie Meksykanina przekroczyło linię bramkową.
Wśród hiszpańskich paradoksów w futbolu, który nie jest tak mało, jest także zapewnienie La Ligi, że w Hiszpanii o takich bramkach mógłby rozstrzygać system Media Coach. Nie ma on jednak homologacji, ale jeszcze większym absurdem jest to, że jego właściciel to nikt inny niż Jaume Roures, który nie chce wprowadzać go do futbolu. Co więcej, mówi się, że prezes Mediapro sam nie do końca może zapewnić, że jego system jest odpowiedni do tego typu spraw, bo nastawiony jest bardziej na mierzenie statystyk i postawy piłkarzy. Tu zresztą kłania się brak homologacji FIFA. Do tego wszystkiego dochodzi odwieczna wojenka między ligą a federacją o to, kto miałby pokrywać koszty utrzymania systemu.
W ten sposób Hiszpanie pozostają w oczekiwaniu aż FIFA narzuci oficjalnie rozstrzyganie o golach–widmo na podstawie technologii i zmusi Tebasa do zakontraktowania firmy, która da gwarancje, że jest w stanie to robić bez żadnego marginesu na błąd. Nawet jeśli jeden z jego największych partnerów Jaume Roures twierdzi, że w sporcie bardziej od sprawiedliwości liczy się polemika. W jego przypadku wiadomo jednak, że mówi to tylko dlatego, iż analizy, kłótnie i kontrowersje nakręcają jego biznes.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze