Aranzábal: W wyborach brakuje demokracji
Wywiad z kandydatem na prezesa La Liga
Alex Aranzábal to kandydat na nowego prezesa La Liga. Hiszpan przez kilka lat był prezesem Eibaru, obecnie postanowił stanąć w szranki z Javierem Tebasem. W wywiadzie dla portalu Yahoo wyjaśnia swoje główne założenia programy i, jak sądzi, błędy polityki obecnego prezesa.
Kiedy opuścił pan Eibar, powiedział pan, że doszło do tego, bo poczuł pan „pustkę” po siedmiu i pół sezonach w pracy i dlatego, że potrzebował czasu na „naładowanie baterii”. Nie dalej jak sześć miesięcy później rywalizuje pan z Javierem Tebasem o przejęcie kontroli nad La Ligą, bez wątpienia to bardziej forsowna praca. Co zmieniło się w ostatnim półroczu, czy tak bardzo tęsknił pan do tej grą?
Tworzenie projektu w Eibarze było jak wspaniała podróż. Byliśmy kimś, kto startuje ze straconej pozycji, ale awansowaliśmy do najwyższej klasy rozgrywkowej w Hiszpanii. Zabezpieczyliśmy niezbędny kapitał ze strony fanów na całym świecie. Zaś po siedmiu latach tutaj czułem, że osiągnąłem wszystko, co mogłem. Latem miałem czas na rozluźnienie i przemyślenie wszystkiego. Jednak dlatego, że Javier Tebas zwołał szybkie wybory, grupa klubów, która chce zmiany w hiszpańskim futbolu, skontaktowała się ze mną. Ja zaś wierzę, że jest to projekt warty jego przeprowadzenia.
Kiedy był pan prezesem Eibaru, myślał pan już o kandydowaniu na prezesa La Liga czy jest to nowy cel?
To coś nowego. Nie sądzę, żeby była to kwestia ludzi, Alexa Aranzábala lub Javiera Tebasa, ale raczej filozofii i projektu. Wierzę, że doszło do podziału, do „rozwodu” miedzy fanami i La Ligą. To coś zupełnie odwrotnego do tego, co dzieje się w Anglii i Niemczech. Tutaj stadiony są w połowie puste. Kibice są naprawdę nieszczęśliwi, źli, a my musimy to zmienić.
Jaka na tę chwilę jest pańska opinia w sprawie procedury wyborczej?
Myślę, że ważnym jest, aby przed startem debaty „Aranzábal czy Tebas?”, była transparentna i jasna procedura wyborcza. To ważna instytucja, a kandydaci muszą być zapowiadani w odpowiedni sposób jak w każdych innych wyborach. Potem można przejść do debaty na temat tego, co proponuje każdy z kandydatów i jakie są jego plany na przyszłość. Tak, aby kluby nie były ograniczone do wspierania tylko jednego kandydata albo do przyśpieszonych wyborów – musi być bardziej demokratycznie. Jeśli Tebas zdobędzie więcej głosów, to wygra, ale wybory muszą być przeprowadzane we właściwy sposób.
Niektóry kluby poparły już Javiera Tebasa. Uważa pan, że niektóre z nic zrobiły tak, bo nie wiedziały, że jest alternatywa?
To ważne, żeby wyjaśnić, jak znaleźliśmy się w tej sytuacji. Wybory powinny odbyć się w następnym roku, w kwietniu, ale nagle zostały przesunięte do przodu i, tak w ogóle, nie wyjaśniono jeszcze, dlaczego tak zrobiono. La Liga to ważna instytucja, a tak drastyczna zmiana powinna być wszystkim objaśniona. Czas wyborczy dla tych, którzy mają zaprezentować swój przypadek i porozmawiać z klubami na temat przejęcia roli prezesa powinien liczyć 45 dni, ale został skrócony do 25. To nie daje dość czasu alternatywom na pokazanie ich zamysłu. Na szczycie tego jest to, że utrudniono klubom okazanie wsparcie więcej niż jednemu kandydatowi. Tym, co staramy się zrobić, jest to, aby w razie wyborów w La Liga każdy miał szansę na zaprezentowanie swojego programu, na zaoferowanie alternatywy. Tebas zwołał wybory, a ponieważ kluby myślały, że jest jedyną opcją, część z nich okazało mu już wsparcie. Powinna być jednak debata między kandydatami, prawdziwa demokracja.
Co może pan zaoferować lub powiedzieć fanom, aby przekonać ich, że będą się czuć ważniejsi niż za kadencji Tebasa? Wielu kibiców w Hiszpanii jest bardzo przeciwko jego rządom w lidze.
Wierzę, że La Liga musi więcej myśleć o hiszpańskich fanach. Widzimy, że w Anglii i Niemczech stadiony są pełne każdego tygodnia, a kluby zarabiają więcej z powodu ich umów telewizyjnych – Anglia zarabia o wiele więcej niż Hiszpania. Tutaj czasem rozgrywa się spotkania w środku tygodnia, co jest sprzeczne z interesem kibiców. W innych krajach tak nie jest, myślę więc, że kluby muszą bardziej zastanawiać się nad tym, co jest najlepsze dla ich fanów i choć część z nich to firmy, nie mogą się odwrócić plecami od ich wsparcia.
Abstrahując od czasu gry, czy uważa pan, że powinno się podjąć także inne środki? Jak na przykład zmniejszenie ceny biletów?
Musimy się nad tym zastanowić. Potrzebujemy wypełnić stadiony, ale żeby tak się stało, trzeba zmniejszyć ceny biletów. Przy pełnych stadionach możemy zyskać więcej pieniędzy dzięki marketingowi ligi, gdy dojdzie do negocjacji umów telewizyjnych.
Znam wielu kibiców, którzy nie chodzą oglądać spotkań, ponieważ ich na to nie stać, to smutne. Kiedy dzieci idą popatrzeć na swój lokalny zespół albo ten, który wspierają, powstaje to pierwsze wrażenie, które tworzy wielką różnicę.
Dokładnie. Widzieliśmy to w Lidze Mistrzów w meczu Realu Madryt i Borussi, na który bilety były dostępna za 16,70 euro. Musimy kontrolować sytuację z fanami, bo w tym tygodniu było sporo protestów na stadionach, od Sevilli, przez Pampelunę, do Rayo Vallecano. Siły, które są w piłce, nie mogą obracać się do tego plecami.
Czy uważa pan, że Tebas zrobił coś dobrze w czasie swojej prezesury?
Tak, w temacie zarządzaniami długami klubów, ale tak powinno być zawsze, tak powinien pracować każdy kllub. Eibar na przykład nigdy nie miał długu. Myślę, że wiele klubów wspiera Tebasa, bo w grę wchodzi więcej pieniędzy niż po ostatnich wyborach. Ale pieniądze nadal będą przychodzić niezależnie od tego, czy Tebas tutaj będzie lub nie, bo hiszpańska piłka jest warta więcej każdego roku – to produkt wysokiej jakości (nie z powodu tego, kto zarządza).
Myśli pan, że zbyt długo trwało wypracowywanie kolektywnej umowy, podobnej do tej z Premier League?
Potrzebujemy silnej ligi, aby każdy zespół zarabiał. Eibar otrzymał 14 milionów euro w swoim pierwszym sezonie w La Liga, podczas gdy Barcelona i Real Madryt otrzymały wtedy około 140 milionów euro. Myślę, że idziemy w dobrym kierunku dzięki tej umowie, bo miały one dobry skutek w Anglii i Niemczech.
Co myśli pan o obecnym systemie, który niemalże karze zespołu z mniejszymi stadionami, z mniejszych miast? Eibarowi początkowo odmówiono wejścia do La Ligi, ponieważ żądano od nich generowania większego kapitału lub spotkania się z opcją relegowania z ligi. Dzięki takim rządom zyskano spore wsparcie z Anglii.
Sytuacja powinna być bardziej transparentna, tak. Nie mieliśmy żadnego długu ani nie potrzebowaliśmy wsparcia ekonomicznego, więc wydawało się to niesprawiedliwe.
Co chciałby pan zmienić, jeśli stanie się pan prezesem La Liga?
Po pierwsze musimy trochę więcej myśleć o fanach. „Rozwód” między fanami i La Ligą musi zostać rozwiązany. Po drugie trzeba wyeliminować stały konflikt pomiędzy La Ligą i różnymi innymi instytucjami. Nie mogę sobie wyobrazić, że Premier League miałoby tyle problemów z na przykład The Football Association. Wszystkie te walki psują wizerunek hiszpańskiego futbolu. Musimy to naprawić. Po trzecie zaś trzeba zaznaczyć, że liga należy do klubów, a nie na odwrót. Kluby powinny mieć więcej do powiedzenia, bardziej partycypować w dokonywaniu decyzji, które dotyczą ligi. Na tę chwilę nie można powiedzieć, że jest to prawda, bo kluby mają w to bardzo mały wkład. Kolejnym czynnikiem jest dominacja hiszpańskich zespołów w futbolu i to, jak nie przekłada się to na zyski ekonomiczne. Sądzę, że jest wiele pracy do zrobienia.
Czy uważa pan, że Tebas jest czasem bardziej pochłonięty rynkiem międzynarodowym niż krajowym? Pamiętam, że niedawno w radiu stwierdził, Atlético versus Celta przyciągnęłoby większą widownią niż derby Manchesteru, bo La Ligę można tam, w Anglii, oglądać za darmo. Nie wspomniał za to, że w Hiszpanii więcej ludzi wybiera oglądanie derbów Manchesteru, mimo tego, że są pokazywane tylko na jednym kodowanym kanale.
Wracamy jednak do tego, o czym mówiłem wcześniej, o zakończeniu „rozwodu” z fanami. Jeśli mówimy, że jesteśmy najlepszą ligą na świecie, ale stadiony nie są pełne, to musimy robić coś źle. Nie możemy mówić, że wszystko idzie dobrze, gdy widzimy stadiony zapełnione w połowie każdego tygodnia. To coś ważnego, z czym La Liga musi sobie poradzić. Trzeba mieć na względzie, że dziewięćdziesiąt pięć procent fanów w La Liga jest przeciwko temu, co się z nią dzieje. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić, że dziewięćdziesiąt pięć procent kibiców z Premier League byłoby przeciwko prezesowi albo samej lidze.
Może pan wyjaśnić, co stanie się jutro?
Żeby zostać oficjalnie uznanym za kandydata w wyścigu na prezesa La Liga, musisz zyskać jedenastu avalów (wsparcie od klubu). Walczymy, aby przekonać kluby do wsparcia nas. Problemem jest to, jak proces został przyśpieszony i to, że klubom nie pozwala się na wsparcie więcej niż jednej osoby, a ponieważ Tebas przedstawił się jako jedyny kandydat, bardzo trudne stało się dla nas zdobycie więcej niż jedenastu avalów. Dobrze byłoby, gdyby kluby miały możliwość wsparcia więcej niż jednej opcji. Na przykład Sevilla zaoferowała wsparcie Tebasowi, ale również nam. Jednakże komisarz wyborczy stwierdził, że było to nieważny. To system, który nie tworzy w łatwy sposób demokracji czy transparentności. Walczymy w sądach o zmianę tej procedury.
Jeśli nie uzyska pan wsparcia jedenastu klubów, co się stanie?
Będziemy kontynuować walkę. Mam nadzieję, że kluby są dość silne, aby rozważyć alternatywę. Niektóre rozmawiały ze mną o pracy, jaką wykonałem w Eibarze i o tym, jak liga powinna się zmienić, ale zobaczymy jutro.
A jeśli uzyska pan wsparcie jedenastu klubów?
To 18 października będą wybory. Dalej będziemy walczyć.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze