Tak (znów) kończy mistrz
Real Madryt – Sporting 2:1
W pierwszym meczu fazy grupowej Ligi Mistrzów Real Madryt wygrał ze Sportingiem 2:1. Podopieczni Zidane'a grali kiepsko i dopóki nie stracili gola, nie sprawiali wrażenia drużyny, która za wszelką cenę chce skończyć mecz z trzema oczkami. Dopiero później nieco się przebudzili i za sprawą Cristiano Ronaldo doprowadzili do remisu. W samej końcówce o rezultacie przesądził Morata, który wykorzystał wrzutkę innego rezerwowego, Jamesa.
Przede wszystkim wypada pochwalić Sporting, który nie pojawił się po Madrycie tylko po to, by dostać najmniejszy wymiar kary. Walczył jak równy z równym, nie pękał przed szybszą wymianą piłki w środku pola, co wprawiało w sporą dezorientację Modricia, Casemiro czy Kroosa. Lizbończycy nie bali się zaatakować ze skrzydeł, świetną robotę wykonywał Gelson, który posłał kilka ciekawych i groźnych piłek w pole karne Realu Madryt. Bramka dla gości nie była przypadkiem – jedna z wielu udanych akcji zakończyła się bardzo dobrym strzałem.
Do bramki Sportingu Królewscy grali zbyt ospale. Środek pola nie tworzył jedności z atakiem, który znów wydawał się być odłączony od reszty. Kiedy portugalscy pomocnicy wymieniali między sobą piłkę, bez większych problemów byli w stanie stworzyć przewagę, dzięki czemu szybko mogli przedostać się bliżej bramki Casilli. Real Madryt nie kontrolował meczu nie tylko przez mądrą grę lizbończyków, lecz także przez swoje słabości.
Na szczęście Zidane znów miał nosa. Zdjął bezproduktywnych Bale'a i Benzemę, a wprowadził znacznie bardziej mobilnych Lucasa Vázqueza i Moratę. Na boisku pojawił się też James, a Real Madryt zaczął spychać gości do głębokiej defensywy. Bycie bliżej bramki Sportingu samo w sobie było znacznie groźniejsze niż wymiana piłki na swojej połowie, a jedna z takich akcji zakończyła się faulem i rzutem wolnym. Minutę przed końcem podstawowego czasu gry piłkę ustawił Cristiano Ronaldo i pokazał, dlaczego mimo nie najlepszego meczu pozostał na murawie. Rui Patrício robił, co mógł, ale nie dał rady z niemal doskonałym uderzeniem kolegi z reprezentacji.
Po doprowadzeniu do remisu i chwili radości Real Madryt się nie poddał. Pokazał, że remis w meczu u siebie nie może nikogo zadowolić. Być może niektórzy madridistas widzowie już czekali wtedy na metro, ale o zwycięstwie wciąż myśleli James i Morata. Jeden dograł, drugi wykończył. Prostą akcją i masą zaangażowania w ostatnich minutach Królewscy przesądzili o wyniku. Kilkadziesiąt minut było poniżej krytyki. Oczy bolały. Po takiej końcówce serce rośnie. Dziś nie chodziło o lepszą czy gorszą grę w piłkę. To nie wychodziło bardzo długo. Na szczęście dzięki decyzjom Zidane'a i odpowiedniemu nastawieniu udało się odwrócić losy meczu. Nawet jeśli większość z nas myślała w okolicach 88. minuty, że nic tu nie będzie i śmiało można podsumowywać mecz wyłącznie z negatywnymi odczuciami.
Real Madryt – Sporting 2:1 (0:0)
0:1 Bruno César 48' (asysta: Bryan Ruiz)
1:1 Ronaldo 89'
2:1 Morata 90'+4' (asysta: James)
Real Madryt: Casilla; Carvajal, Varane, Ramos, Marcelo; Modrić, Casemiro, Kroos (77' James); Bale (67' Lucas Vázquez), Benzema (68' Morata), Ronaldo.
Sporting: Rui Patrício, João Pereira, Coates, Semedo, Marvin, William, Adrien (73' Elias), Gelson (70' Marković), Bruno César, Bryan Ruiz (92' Campbell), Bas Dost.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze