Advertisement
Menu

Jak długo można to znosić?

Czyli dlaczego Cristiano odpowiedział Xaviemu

Poniższy tekst jest wyłącznie opinią autora. Nie jest oficjalnym stanowiskiem redakcji RealMadryt.pl.

Cristiano Ronaldo czy Messi? Messi czy Cristiano Ronaldo? Każdy z kibiców piłki nożnej ma już chyba dość tego pytania. Portugalczyk i Argentyńczyk są stawiani w przeciwnych narożnikach już od tylu lat, że można pokusić się o stwierdzenie, że niektórzy nie pamiętają, jak było wcześniej. Że jest jakieś życie poza wiecznym porównywaniem. Że można oglądać piłkę nożną bez ciągłego zastanawiania się, co zrobi ten drugi, jak odpowie pierwszemu i w jakiej kolejnej statystyce będą się nawzajem przeganiać.

Swoje zdanie na ten temat wyrazili już wszyscy. Od piłkarzy, działaczy i menadżerów przez polityków, dziennikarzy, kibiców aż po ludzi, którzy Cristiano i Leo oglądają od wielkiego, mundialowego lub europejskiego dzwonu. Jakąś opinię na ten temat ma każdy. I nic dziwnego, w końcu mowa o zawodnikach, o których świat szybko nie zapomni. O rekordzistach, liderach, magikach… tytanach, którzy zdarzają się raz na milion lat. O dwóch chłopakach, którzy naznaczyli swoją epokę i nadali piłce nożnej nowe znaczenie.

Niecodzienny geniusz musi budzić kontrowersje. To naturalne, w końcu wszystkie wielkie rzeczy mają swoich zwolenników i przeciwników. Coca-Cola czy Pepsi? Twitter czy Facebook? Mac czy Windows? Komuś bardziej odpowiada jedno, innemu drugie. I to jest normalne, przecież każdy ma własny gust i prawo do swojego zdania. Tylko że pijący Coca-Colę nie wmawiają tym wolącym Pepsi, że Pepsi smakuje tylko pracownikom rozlewni, a reszta świata widzi to inaczej. Użytkownicy Twittera nie krzyczą na aktywnych Facebookowiczów, że Twitter do wszystkiego doszedł sam, a Facebook wybił się dzięki innym portalom. Taka narracja to jedynie domena wojujących w sprawie Messi–Ronaldo.

„Konflikt” pomiędzy tą dwójką to niewyczerpane źródło pieniędzy. Korzystają na nim firmy sponsorskie, media i reklamodawcy, którzy gorące emocje wzbudzane przez rywalizację na najwyższym światowym poziomie przekuwają w pokaźne dochody. Jednak w cieniu multimilionowego biznesu kryją się ci, którzy na nim tracą. Tracą kibice, którzy zamiast cieszyć się pięknem futbolu prezentowanym przez obu zawodników, zajmują się utarczkami słownymi i wypatrywaniem każdego potknięcia po drugiej stronie. Wiecznym przeciąganiem liny, które do niczego dobrego nie prowadzi. Cristiano strzelił hattricka? Na pewno ogórkom, bo w meczach o stawkę nigdy nic nie pokazuje. Messi został królem strzelców? Tylko dlatego, że cała drużyna gra pod niego.

Wydawać by się mogło, że takie dialogi można usłyszeć jedynie na gimnazjalnych korytarzach, bo przecież dorośli, poważni ludzie nie wchodzą w tak bezsensowne dyskusje. Niestety, rzeczywistość jest brutalna, a wymianą ciosów zajmują się głównie oni. Prywatne sympatie przysłaniają świat, nie pozwalając spojrzeć na niego obiektywnie i docenić przeciwnika. Wpływają na pracę, zachowanie, a nawet wypowiedzi medialne, które w dobie dzisiejszej komunikacji trafiają do milionów odbiorców w zaledwie kilka minut. Codziennie, z każdej strony, zalewani jesteśmy setkami stwierdzeń oceniających Leo i Cristiano. Jeżeli my, jedynie świadkowie tego wszystkiego, mamy dość, to co mają powiedzieć główni zainteresowani?

Nie mogą otworzyć gazety, zajrzeć na stronę sportową czy obejrzeć meczu bez słuchania o sobie. Bez otrzymywania opinii od ludzi, z którymi często nie spotkali się nigdy w życiu. Co chwilę bombarduje się ich ocenami i wymaganiami. Obserwuje z bliska każdy krok, umniejszając osiągnięcia i wyolbrzymiając błędy. Szczuje się przeciwko sobie chłopców, którzy chcieli tylko grać w piłkę, a mieli pecha, że urodzili się w tych samych czasach. Wmawia się im, że takie wartościowanie jest normalne, że muszą za każdym razem udowadniać swoją wyższość nad tym drugim. Presja, którą się na nich nakłada, jest niewyobrażalna. Trudno się postawić na ich miejscu, kiedy nigdy nie było się obserwowanym przez tyle milionów par oczu od tak wielu lat…

Dlatego zrozumiałe jest, że Cristiano nie wytrzymał. Po kolejnym ataku po prostu coś w nim pękło. Jak długo można siedzieć cicho, gdy ktoś cię nie szanuje i absolutnie nie zamierza zostawić tego dla siebie? Gdy wbija ci szpilkę za szpilką, upewniając się przedtem, że dowie się o tym cały świat? Gdy nie docenia twoich osiągnięć – za które przecież wielu oddałoby wszystko – i tylko punktuje słabsze strony? Być może Portugalczyk powinien był ugryźć się w język kolejny raz i przemilczeć nowy pstryczek od Xaviego. Wytykanie gry w Katarze i porównywanie liczby zdobytych Złotych Piłek rzeczywiście nie jest w dobrym guście. Ale kto z nas nie miałby dość nieustannego czepiania się i deprecjonowania naprawdę ciężko wypracowanych sukcesów? I to jeszcze przez kogoś, kto na własnej skórze przekonał się, jak wysoką cenę płaci się za profesjonalną grę w piłkę nożną. Ile litrów potu trzeba wylać na treningach, ile godzin spędzić na siłowni, ile ograniczeń trzeba przyjąć, by być na topie… – Xavi doskonale wie, a mimo to nie potrafi docenić Cristiano za to, co robi. I dlatego Portugalczyk powiedział wczoraj to, co powiedział, a ja nie zamierzam go za to obwiniać.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!