Morata – napastnik nieRealny
Tekst o wątpliwościach związanych z Hiszpanem
Poniższy tekst jest wyłącznie opinią autora. Nie jest oficjalnym stanowiskiem redakcji RealMadryt.pl.
Jak na razie transfer Álvaro Moraty jest najdroższą dokonaną przez Real Madryt operacją na rynku, docelowo może to być też teoretycznie największe wzmocnienie kadry
Nikt nie będzie zaprzeczać, że Morata wrócił do Madrytu jako piłkarz dojrzalszy i bardziej umiejętny. We Włoszech nauczył się lepiej wykorzystywać własne ciało, walczyć z obrońcami bez piłki. Zastawianie się z futbolówką, odgrywanie z pierwszej piłki i gra plecami do bramki to kolejne elementy, w których napastnik jest dzisiaj znacznie lepszy aniżeli przed dwoma laty. Mimo to trudno powiedzieć, że jest graczem „innym”, skok jakościowy wykonany przez Álvaro mieści się w naturalnej zmiennej dla młodego zawodnika dostającego regularnie szansę gry w mocnej lidze i w zespole, który z sukcesami występuje w europejskich pucharach..
Innymi słowy fundamentalne braki Moraty nie wyparowały, nadal są widoczne i wiele wskazuje na to, że będą odczuwalne. Oczywiście takich wniosków nie sposób wysnuć po ledwie trzech meczach pretemporady, tyle że były one widoczne zarówno w zeszłym sezonie, jak i na EURO. Czego nie potrafi, a powinien potrafić Álvaro? Brak mu przyśpieszenia, jest sztywny i słabo balansuje ciałem, nie potrafi grać kombinacyjnie na odpowiednim dla Realu poziomie (odegranie z obrońcą na plecach, a odegranie w biegu przy prowadzeniu gry to dwie różne rzeczy), a jego technika chwilami wręcz razi i bywa, że zbliża się do poziomu tego, co kibice zwykli nazywać „drewnem”. Jest w stanie stać się lepszy, ale w tych aspektach cudów nie zdziała, nie bez powodu mawia się, że czego Jaś się nie nauczył, tego Jan nie będzie umiał.
Co gorsza, najważniejsza i najtrudniejsza do przejścia jest skuteczność. Morata to „dziewiątka”, gracz od którego wymagać się będzie bramek, a czego zupełnie nie jest w stanie zagwarantować. Jeśli jego wkład w grę Realu ma polegać na byciu realną alternatywą dla Benzemy, wypadałoby żeby strzelał i był w tym efektywny. Tymczasem rzekomo nieskuteczny Francuz jest w tym aspekcie znacznie lepszy. Czasem pisze się o Álvaro jako o remedium na problemy Królewskich w Primera División, jak gdyby w rozgrywkach ligowych wchodził na poziom choćby Higuaína, który zawsze był katem dla zespołów od 4. do 20. miejsca w tabeli i gwarantował sporo punktów. Hiszpan taki nie jest. Nie jest nawet blisko Argentyńczyka. Starczy powiedzieć, że w ubiegłym roku w Serie A zdołał ustrzelić ledwie 7 bramek (przed bardziej fatalnym wynikiem uchronił go powrót formy w końcówce sezonu).
Zwolennicy Álvaro starają się rekompensować zarzuty obserwatorów – trudno ich nazwać jawnymi przeciwnikami – potencjałem gracza. „Potencjał” to często bardzo iluzoryczne, jedno z najbardziej przereklamowanych słów w świecie sportu, nawet jeśli faktycznie są podstawy, aby mówić o jego występowaniu. Dlaczego? Bo można go rozwinąć albo nie. Do tego pierwszego trzeba konkretnych warunków, a nad wykorzystaniem potencjału trzeba jeszcze pracować poprzez jego pielęgnację, to jest dawanie (wielu) szans do gry. Na Bernabéu tego nie będzie, Morata w teorii jest produktem gotowym na teraz. Nie spełni oczekiwań? Będzie grać mniej. Spełni? Trochę więcej, ale pierwszy skład ciągle będzie oglądać z ławki rezerwowej. Zresztą o jakim rozwoju mówimy? Ten facet w październiku kończy 24 lata. Trudno jest wskazać choćby jednego zawodnika, który w tym wieku z poziomu europejskiego gracza na przyzwoitym poziomie wskoczyłby na światowy top, a chyba tego wymagamy od gościa, który ma być podstawowym napastnikiem Blancos?
Rola rezerwowego, to właśnie czeka Hiszpana w Madrycie. Wydaje się, że sam zainteresowany nie zdaje sobie z tego do końca sprawy, inaczej sam mocniej naciskałby na transfer. Był podstawowym napastnikiem reprezentacji swojego kraju, media go lubiły i pisały o nim bardzo pochlebnie, a to podziałało na wyobraźnię samego zainteresowanego. Tak samo jak wchodzenie na swój najwyższy poziom w ważnych meczach. Morata błyszczał przeciwko Bayernowi w tym roku, rok wcześniej zagrał nieźle z Realem w półfinale. Nic nie buduje PRu lepiej niż umiejętność błysku, kiedy wszystkie reflektory cię oświetlają, a kamery są skierowane w twoją stronę. Oczywiście to bardzo pożądana cecha w Kastylii, ale czy konieczna akurat u tego piłkarza? Na dobrą sprawę, jeśli nie zdarzy się nic nieoczekiwanego, w najważniejszych meczach i tak nie będzie grać od początku.
Tu pojawia się problem tego, jak na swoją rolę zapatruje się sam zawodnik. Nie ulega wątpliwościom, że nie chce być rezerwowym. Ostatnie lata w Juventusie pokazały też, że nie potrafi nim być. Kiedy w zeszłym sezonie na początku Allegri stawiał raczej na Mario Mandžukicia Morata zaregował… Poziom jego występów spadł i o żadnej rywalizacji nie było mowy, okazywał też niezadowolenie, a swoje błędy zrozumiał, poprawiając przy tym grę, dopiero na wiosnę. Dzisiaj sytuacja może być podobna. Nikt nie wymaga od niego rezygnacji, ale świadomość własnych ograniczeń powinna wskazywać mu, że Benzemy z „jedenastki” raczej nie wygryzie, tym bardziej przy Bale’u i Cristiano, którzy niejako żerują na charakterystyce gry Francuza.
Co się stanie, gdy Hiszpan zetknie się z rzeczywistością? Tego nie wie nikt, ale coś można przypuszczać… Argument, że przecież pokornie znosił już rolę rezerwowego w Madrycie jest nietrafiony. Nie był zupełnie innym graczem, był za to innym człowiekiem, mniej pewnym siebie i mniej doświadczonym, słowem młodszym. Jednak już wtedy chciał czegoś więcej, dlatego odszedł, a teraz nie wrócił po to, żeby historia miała się zatoczyć koło. Jego rola w rzeczywistości pewnie będzie większa, ale nadal nie taka, o jakiej marzy.
W kwestii Moraty są jeszcze dwa bardzo istotne czynniki: sprawa Benzemy i zakaz transferowy FIFA. Pierwsza jest raczej hipotetyczna, ostatnie doniesienia jasno wskazują, że Francuz nie powinien doczekać się żadnej kary ze strony francuskiego wymiaru sprawiedliwości. Gdyby jednak miało stać się inaczej Real zostanie z graczem, który najprawdopodobniej jest za słaby na grę w pierwszym zespole Królewskich. Przy sankcji FIFA, z którą przy Concha Espina trzeba będzie się zmierzyć niemal na pewno, problemem staje się charakter Hiszpana. Jeśli teraz postawiono na złego konia, to w przyszłości odbije się to na całym zespole. Álvaro może zechcieć odejść, kiedy nie będzie jak go zastąpić, co wtedy? Trzymać obrażonego na wszystkich napastnika, którego wspierać będą chyba wszystkie dzienniki? Trudno o prawdziwego rywala dla Karima, ale Morata na pewno nim nie jest, może więc warto zainwestować w jego poszukiwania, a jeśli nie, to przynajmniej poszukać kogoś, kto bez grymasu na twarzy zgodzi się na rolę rezerwowego. O ile kogoś takiego już nie ma, napis na jego koszulce też zaczyna się od „M”.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze