Arbeloa: Nie ma na nas takiej presji jak na Atlético
Wywiad dla dziennika <i>El Mundo</i>
Álvaro Arbeloa udzielił wywiadu dziennikowi El Mundo. Przedstawiamy tłumaczenie tej rozmowy.
Co dałbyś za grę na Riazor i w Mediolanie?
Wszystko. W Depor grałem tylko sześć miesięcy, ale byłem tam szczęśliwy. Kiedy miałem kupować dom i już wszystko było gotowe, pozyskał mnie Liverpool. To wyjątkowa sprawa, że ostatni mecz w lidze mam na tym stadionie. Co do Mediolanu, co mam powiedzieć? Pozostaje mi tylko zaakceptować moją sytuację. Najważniejsze pozostaje przywiezienie Pucharu Europy do domu.
Jak ktoś, kto wygrał wszystko, znosi praktycznie brak gry?
Nie będę oszukiwać, bardzo źle. To bardzo ostry zjazd. Na treningach zawsze czerpię radość, ale potem gdy widzisz, że zostajesz poza kadrą meczową, jest ciężko. Nigdy tego do końca nie akceptujesz. Jesteś blisko rezygnacji. Mimo wszystko Zidane zawsze był bardzo blisko mnie, powiedziałbym, że rozumiał moją sytuację. Ogólnie odpadnięcie z Pucharu Króla odebrało naszej kadrze wiele minut.
Za czym będziesz tęsknić z Realu Madryt?
Za jego wyjątkowym wymiarem. I prestiżem, który zyskujesz na wszystkich poziomach. Także za infrastrukturą, bo na świecie nie ma czegoś takiego jak Valdebebas. I uczucia przy przyjeździe na Bernabéu, tego szczypnięcia.
Przedłużyłbyś kontrakt?
Sądzę, że jeśli zostałby mi jeszcze rok kontraktu, mógłby zostać. Prezes ani Zidane nie robiliby mi problemów. Jestem w domu. Jednak trzeba potrafić się pożegnać. Mam 33 lata i chciałbym jeszcze pograć dwa lata na wysokim poziomie w Europie, a potem wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Wyjazd do innego kraju może być pozytywny dla moich dzieci.
Widzisz siebie potem jako trenera?
Nie ukończyłem kursu, zostawiłem go w połowie, gdy grałem w La Coruńi. Ale przypuszczam, że zdobędę licencję. Jednak to musi być ciężka robota, żeby znosić 25 takich gości jak ja... To niewdzięczne stanowisko. Mam za to tytuł dyrektora sportowego. Zdobyłem go razem z Ramosem, Casillasem i Albiolem.
Florentino Pérez zawsze powtarza, że nikt nigdy nie chce odchodzić z Realu Madryt. Xabi Alonso jednak odszedł. Jak to wytłumaczysz?
Opowiedział mi o swojej sytuacji i okazałem mu wsparcie. Teraz myślę sobie, że może mogłem nakłonić go do pozostania. Ostatnio przeciwko Atlético był najlepszy na boisku. Rozegrał mecz, jaki można pokazywać dzieciom. Bardzo by nam pomógł.
Przeszedłbyś do zespołu Guardioli?
Specjalnie mnie nie przyciąga. Xabi opowiada cuda o jego metodach, ale nie ciągnie mnie jakaś ciekawość, żeby z nim trenować.
O jakim meczu Realu będziesz opowiadać dzieciom?
Przeciwko Barcelonie. Z tamtej słynnej serii Klasyku wspomina się tylko brzydkie sprawy, same awantury, ale dla mnie te spotkania były spektakularne pod względem piłkarskim. Spotkały się dwa różne modele z dwoma wielkimi trenerami, którzy taktycznie przygotowywali te starcia na najwyższym poziomie, mierząc swoje zalety i wady. Pamiętam finał z Mestalla z 2011 roku czy mecz Pucharu Króla, który zremisowaliśmy u nich 2:2. Najlepszymi w mojej karierze były tamte mecze.
Jak zatrzymuje się Messiego?
To zawsze była trudna sprawa. Messi, Cristiano, Bale czy Ribéry to ludzie, których nie da się zatrzymywać przez cały mecz. Zawsze się urwą. Ja starałem się bardzo im przeszkadzać, żeby czuli, iż jestem blisko. Nie gadałem ani nie obrażałem ich, ale byłem dosyć intensywny. Na przykład, starałem się doskakiwać do nich jak najbliżej, nawet gdy grali z pierwszej piłki, by pokazać, że ciągle tutaj jestem.
Co zrobił Zidane w cztery miesiące, że kompletnie zmienił kurs Realu Madryt?
Nie zgraliśmy się z Benítezem. Ani on z nami, ani my z nim. Byliśmy jak woda i olej. Próbowaliśmy zadziałać, bo on i my chcieliśmy wygrywać, ale nie było tego zrozumienia, jakie jest z Zidane'em, który jest jednym z naszych ludzi, który już z nami pracował. Sprawy zaczęły wychodzić, nabieraliśmy pewności siebie i mieliśmy to potrzebne szczęście. Nie mogliśmy wyobrażać sobie takiej końcówki po takim sezonie, ale nie oczekiwano też, że Barcelona tyle straci.
Ten Zidane jest inny od tego z 2014 roku, gdy pracował u boku Ancelottiego?
Jest bardziej komunikatywny. Doświadczenie pracy w Castilli mu pomogło. Ma więcej pewności siebie przy odprawach czy planowaniu treningu, chociaż ciągle jest w fazie rozwoju. Nie traci spokoju w słabych momentach, nie robi awantur. Nie zagrzewa się.
Barcelona będzie jutro drżeć w Grenadzie?
Oni są świadomi, że my na Riazor jedziemy wygrać. Ważna będzie szybka bramka. Poza tym Granada to twardy zespół. Widzieliśmy w poprzedniej kolejce, że może zdarzyć się wszystko. Nie potrzebujemy też żadnego cudu, a jedynie remisu Barcelony.
Powiedziałeś, że Atlético to faworyt finału Ligi Mistrzów.
Sądzę, że oni tak to postrzegają i to mnie nie dziwi. Wydawali się niepokonani, wyeliminowali Bayern i Barceloną, od Lizbony wygrali z nami wiele razy. Jeśli postawisz to wszystko na wadze i dodasz brutalną wiarę w siebie oraz doświadczenie z tak długiej pracy z Simeone, to mają pewne przewagi, które mogą pozwolić nadać im tę łatkę faworyta.
A może na nich ciążyć Lizbona?
Bez wątpienia, to plus dla nas. Już wygraliśmy z nimi Ligę Mistrzów. Jeśli przegramy, będzie remis po jeden. Ale jeśli oni przegrają po raz kolejny, mogą zacząć myśleć o tym, kiedy dostaną kolejną szansę, bo Liga Mistrzów to bardzo trudne rozgrywki. Psychologicznie to będzie dla nich bardzo trudne. My mamy dziesięć Pucharów Europy. Ostatni wygraliśmy dwa lata temu i chcemy to powtórzyć, ale nie ma na nas takiej presji jak na nich. Nie ma presji, która była przy La Décimie.
Simeone wpasowałby się w Real Madryt?
Nigdy nie słyszałem, żeby mówił, iż jest antimadridistą, ale z tym tak wielkim uczuciem wobec Atlético niemożliwym jest, żeby przyszedł prowadzić Real. To samo dotyczy Guardioli.
A ty uważasz się za antibarcelonistę lub antiatlético?
Nie jestem anti wobec niczego. Przy całym szczęściu i smutku, jakie dają mi moja ekipa, nie potrzebują patrzeć na cokolwiek innego. Chociaż gdy Barcelona przegrywa, powoduje to u mnie uśmiech.
A w finale między Barceloną a Atlético byłbyś za...
Atlético. Mam tam więcej przyjaciół, jak Filipe Luisa czy Juanfrana. W Barcelonie mam Mascherano. Byliśmy sąsiadami w Liverpoolu. On ma ten gen konkurencyjności i zwycięzcy, z którym na pewno zatriumfowałby w Realu, jak robi to w Barcelonie.
Jak Raúl, w dzieciństwie byłeś za Atlético. Ile czasu zajęło ci przejście na madridismo?
W ciągu kilku godzin Real cię oczarowuje, nie potrzebujesz więcej. Kiedy pierwszy raz nakładasz ten herb, już myślisz, że nie ma nic większego niż właśnie to. Wszyscy, którzy tutaj przychodzą, nawet jeśli tego nie czują, to szybko stają się ludźmi Realu.
W filmie o zdobyciu La Décimy widać jak tuż przed meczem w szatni dopingujesz mocno cały zespół.
To wyszło zupełnie naturalnie. Pamiętam przerwę w Lizbonie, kiedy przegrywaliśmy i widziałem moich kolegów przytłoczonych przez ogromny ciężar, zmartwionych. Wtedy zwołałem wszystkich na środek, by wykonać nasz okrzyk. Powiedziałem im: „Nie jesteście sami”. Okrzyk był niesamowity. Takie szczegóły pomagają.
Co wyniosło cię do tego wymiaru kapitana bez opaski w oczach madridismo? Mourinho? Twitter?
Byłem innym zawodnikiem, bo nie bałem się mówić o różnych rzeczach pomimo różnych konsekwencji osobistych. Bronienie tego klubu powodowało ciągłą dyskredytację, ale kibice potrafili być za to wdzięczni. Cierpiałem z powodu wielu sytuacji, gdzie brakowało szacunku osobistego i zawodowego za to, że broniłem Realu Madryt.
Ta rola męczy?
Jest trudno. Ludzie wokół cierpią, moja mama często mówiła: „Synku...”. Czasami odgrywasz tę rolę sam, gdy bronisz Realu Madryt. jednak szedłem do łóżka ze spokojnym sumieniem. Nigdy nikogo nie obraziłem ani nikomu nie ubliżałem. Zawsze gdy wychodziłem coś powiedzieć, robiłem to z powodu znieważenia Realu Madryt.
Patrzysz na wszystkie powiadomienia na Twitterze?
Od pewnego czasu nie. W szatni widzę, że niektórzy koledzy patrzą na wszystko i pytam wtedy po co to robią. To nie jest zdrowe. Twitter mocno się zmienił od czasu, gdy ja zaczynałem. Czytam tylko tych, których śledzę.
Usuwałeś wiele wpisów, które byłeś już gotowy opublikować?
Tak, miałem wiele już napisanych, ale ostatecznie ich nie wysyłałem. Ostatnio staram się to konsultować. Z czasem uczysz się to wymierzać.
Masz już jakiś przygotowany, jeśli sezon skończy się jakimś sukcesem?
Wszyscy mówią mi, żebym napisał to czy tamto, ale najlepiej, gdy to wychodzi w naturalny sposób. Gdy wygrywasz, lepiej nie odnosić się do nikogo, bo w futbolu wszystko zmienia się w ciągu kilku miesięcy. Czasami przekracza się granice, które nie pomagają. Od tego, od szczypania siebie nawzajem, są kibice. My, zawodnicy, powinniśmy się od tego odciąć.
Przyznajesz, że przez Twittera poznałeś wielu przyjaciół.
Tak, bez wątpienia to najlepsze, co dały mi portale społecznościowe, że poznałem cudownych ludzi, z którymi teraz się przyjaźnię. Wielu z nich w niedzielę było na Bernabéu na moim pożegnaniu. Wcześniej było ich mniej. Czytałem ludzi każdego dnia, poznałem ich gusta, doświadczenia i chociaż nigdy z nimi nie rozmawiałem, czułem, jakby znał ich całe życie. Oni myśleli, że jestem kimś mocno odciętym przez bycie sławnym, ale mimo wszystko doskonale ich znałem.
Stąd też koszulka na ostatnich celebracjach po Pucharze Króla i Lidze Mistrzów.
Tak. To był hołd dla Juanana [zginął w katastrofie pociągu w Santiago w 2013 roku]. Nie znałem go osobiście, ale od długiego czasu śledziłem go na Twitterze.
Czy miałeś w szatni problemy przez utrzymywanie stosunków z użytkownikami Twittera, którzy byli wyjątkowo krytyczni wobec Ikera Casillasa?
Żaden kolega nigdy niczego mi nie zarzucił. Za to wielu dziennikarzy mówiło mi, że te przyjaźnie mi szkodą. Że to pogarsza moją sytuację. Ale mnie było wszystko jedno. Ja nie ponoszę winy za to, co sądzą inni. Wiem, że na poziomie medialnym to mi szkodziło, ale nie ma to dla mnie znaczenia.
Co czułeś, gdy Bernabéu wygwizdywało Casillasa?
Ja też przeżywałem grube wygwizdywanie, jak praktycznie wszyscy gracze Realu Madryt. Zawsze brałem je za wyznacznik wymagań. Ludzie proszę o najlepszą grę, a ty wiesz, że nie radzisz sobie dobrze, bo słyszysz gwizdy. W innych miejscach nie ma czegoś takiego. Na przykład na Anfield wygrywasz główkę, a ludzie klaszczą, jakbyś zagrał siedem razy piętką i trafił w okienko. Jednak Bernabéu to inny temat. Nawet nie wiesz jak tam na dole słychać te gwizdy. To niesamowite, nawet jak gwiżdżą cztery osoby. Dlatego tak trudno jest tutaj grać, dlatego czasami wielcy tutaj nie triumfują. Może w danym momencie te gwizdy nie pomagają, może są odwróceniem się od zawodnika, ale na końcu popychają cię i czynią silniejszym.
Wytłumaczyłeś to Danilo?
Rozmawiałem z Danim i powiedziałem mu: „Tu, gdzie jesteś ty, byliśmy wszyscy. Dużo za ciebie zapłacili i ludzie chcą wszystkiego najlepszego. W dniu, w którym Bernabéu nagrodzi cie brawami, zobaczysz, że nie ma większej nagrody, bo to będzie oznaczać, iż sobie to wywalczyłeś”. On zatriumfuje w Realu. Jestem pewny.
Czy z kretami mamy do czynienia we wszystkich szatniach?
Wszyscy mają jakieś stosunki z dziennikarzami, ale każdy musi być wystarczająco świadomy tego, że niektóre rzeczy nie mogą wyjść z szatni. I tyle mogę ci powiedzieć, bo nie mogę też udowodnić, że w szatni było sześciu, siedmiu, ośmiu czy trzech kretów. Albo czy ciągle jakiś jeszcze jest.
Głosowałeś w ostatnich wyborach parlamentarnych?
Zawsze głosowałem od 18. roku życia. 26 czerwca też to zrobię.
Na tę samą partię?
Jeszcze nie wiem, ale mam nadzieję, że te wybory wyłonią nowy rząd.
W szatni Realu przeważa która opcja polityczna?
Uff, nie mam pojęcia. Nie widzę u większości wielkiego zainteresowania polityką. Nie miałbym problemu z rozmową na ten temat, gdybym był tenisistą czy zajmował się jakimkolwiek sportem indywidualnym, ale kiedy reprezentuję mój klub, to sądzę, że lepiej pozostać na boku, żeby nie denerwować kibiców.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze