Advertisement
Menu

Jesteśmy w Mediolanie!

Real Madryt – City 1:0

Zidane mówił, że Real Madryt jest gotowy na to, żeby cierpieć. I rzeczywiście był. Nie jednak przez swoją grę w ogólnym rozrachunku, lecz przez fatalną skuteczność. Królewscy wygrali jednak z Manchesterem City 1:0. W 20. minucie na listę strzelców wpisał się Fernando, który pokonał własnego bramkarza. KRÓLEWSCY SĄ W FINALE! Czekamy na powtórkę z Lizbony.

Niemal cały mecz przebiegał pod dyktando Królewskich. Na początku meczu mieli oni kilka niezłych szans, ale trudno nazwać je stuprocentowymi. Zbyt często brakowało detali. Tu Cristiano Ronaldo źle przyjął piłkę, tam Carvajal niezbyt dobrze dośrodkował. W dwudziestej minucie prawy obrońca wyprowadził akcję, która zakończyła się jedyną bramką dwumeczu. Ogromnę rolę odegrał również Gareth Bale, któremu najpierw zapisano to trafienie.

Po trafieniu na 1:0 Real Madryt nieco ostygł, nie szedł z szybkimi atakami zbyt chętnie. Postawił na kontrolę gry, a to nie wiązało się z ogromną liczbą sytuacji. Chociaż i one się pojawiały w liczbie znacznie większej niż może wskazywać na to wynik. Ze swoich trafień powinni cieszyć się James czy Modrić, ale w kluczowych momentach mylili się lub brakowało im szczęścia. Nie ma jednak wątpliwości, że The Citizens byli drużyną o co najmniej klasę słabszą. Gdyby nie niesłychana otoczka przed meczem, przyjazd autokaru wśród ponad pięciu tysięcy kibiców pod stadionem, przepiękna oprawa na trybunach i magiczny hymn Ligi Mistrzów, pewnie można by pomyśleć, że na Santiago Bernabéu przyjechała ekipa broniąca się przed spadkiem z Primera División.

Wymówką City mogła być strata kapitana już w dziesiątej minucie. Mogła być nią absencja Davida Silvy, najbardziej kreatywnego gracza w kadrze Obywateli. Trudno jednak zrozumieć, jak za ich ofensywę mógł odpowiadać przez większość meczu Yaya Touré, który wyglądał raczej na gościa, który prędzej jest gotowy łowić ryby niż walczyć o finał najważniejszych rozgrywek klubowych w Europie.

Real Madryt powinien wykorzystać słabości City. Na koniec najadł się nieco strachu, ale ostatecznie liczby są BRUTALNE. Królewscy nie pozwolili ekipie Pellegriniego na choćby jeden celny strzał. Za to duże pochwały należą się stoperom, ale też linii środkowej. Nareszcie podobać mógł się Isco, który ma za sobą jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – udźwignął presję półfinału. Dobrze spisał się Kroos, który tym razem nie miał wsparcia w Casemiro. To Niemiec miał go zastąpić i to się udało. Braki były przede wszystkim z przodu. Można śmiało stwierdzić, że gdyby Benzema, Bale i Ronaldo byli w rytmie meczowym i nie narzekali na urazy, dziś mógłby powtórzyć się wynik sprzed półfinałowego rewanżu dwa lata temu. Wtedy Real zlał Bayern aż 4:0 i dziś mniej więcej tak powinien wyglądać wynik. Jest nad czym pracować, ale dziś jest też z czego się cieszyć.

Real Madryt – Manchester City 1:0 (1:0)
1:0 Fernando 20' (gol samobójczy)

Real Madryt: Keylor Navas; Carvajal, Pepe, Sergio Ramos, Marcelo; Modrić (88' Kovačić), Kroos, Isco (67' James); Jesé (56' Lucas Vázquez), Gareth Bale, Cristiano Ronaldo.

Manchester City: Hart; Sagna, Kompany (10' Mangala), Otamendi, Clichy; Fernando, Fernandinho; Navas (69' Iheanacho), Yaya Touré (61' Sterling), De Bruyne; Agüero.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!