Buyo: Celem musi być wynik 4:0, a nie 3:0
Wywiad z byłymi piłkarzami Realu Madryt
MARCA zaprosiła do rozmowy trzech byłych piłkarzy Realu Madryt. Zadała im te same dwa pytania, jedno dotyczące remontady, którą sami przeżyli, a drugie odnosiło się do meczów madryckich drużyn w Lidze Mistrzów. Odpowiadali Ricardo Gállego (wychowanek Realu Madryt, grał w pierwszym zespole w latach 1980-1989), Francisco Buyo (bramkarz Królewskich w latach 1986-1997) oraz Isidro Díaz (wychowanek Realu Madryt, w pierwszej drużynie występował w latach 1977-1985).
Jaka jest najlepsza remontada, którą przeżyliście w karierze?
Ricardo Gallego: W moich czasach mieliśmy kilka remontad. Pierwszą w Castilli, w pamiętnym Pucharze Króla, w którym w finale zmierzyliśmy się z pierwszą drużyną Realu Madryt. Jednak najważniejsza była remontada z Borussią Mönchengladbach (sezon 1985/86). Ważniejsza nawet niż ta ze starcia z Anderlechtem sezon wcześniej. Jako że ona była pierwsza, ludzie byli bardziej sceptyczni. Ludzie nie szli na stadion z wysokimi oczekiwaniami. Przegraliśmy 1:5 z wielką drużyną, prawdziwie niemiecką. Pamiętam, że po zakończeniu tamtego spotkania poszliśmy z Camacho do szatni przeciwników. Graliśmy w Düsseldorfie, ponieważ tamtejszy stadion miał dwukrotnie większą pojemność. Weszliśmy do ich szatni i powiedzieliśmy, że na Bernabéu ich pokonamy. Nie wiem, czy nas zrozumieli, bo mówiliśmy po hiszpańsku. Przy wyjściu jednak spotkaliśmy Bonhofa. Znaliśmy go, ponieważ grałem z nim w Valencii. On nas zrozumiał. W rewanżu było nam bardzo trudno, nie mieliśmy awansu do ostatnich minut. To była najbardziej skomplikowana remontada (Real Madryt wygrał 4:0 – przyp. red.).
Francisco Buyo: Ja również wymienię dwie. Pierwsza z Bayernem Monachium, sezon 1987/88. Przegrywaliśmy 0:3 na Stadionie Olimpijskim. W ostatnich minutach Hugo zdobył dwa gole. To była nietypowa remontada. Bez tych dwóch bramek rewanż byłby skomplikowany. A tak, u siebie wygraliśmy 2:0. Nie zapomnę też innego meczu. Starcie z Crveną Zvezda w sezonie 1986/87. Przegraliśmy na wyjeździe 2:4, a u siebie wygraliśmy 2:0. W Belgradzie było -18 stopni, niesamowite. Kiedy wyszliśmy na rozgrzewkę, na boisku była rozłożona płachta. Podnieśli nam ją tylko częściowo, a murawa pod spodem to był sam lód. Twarda jak to szkło (wskazuje na szklany stolik). Nie potrafiliśmy nawet ściągnąć butów, a korki w ogóle się nie wbijały w podłoże. Wylałem sobie wodę na głowę przed wyjściem na boisko i ona natychmiast zmieniła się w szron. Teraz niemożliwa jest gra w takich warunkach, wszystkie murawy są obecnie podgrzewane.
Isidro Díaz: Moja wielka remontada była w starciu z Celtikiem, sezon 1979/80. Przegraliśmy tam 0:2, a rewanż był dla mnie najdłuższym meczem w życiu. Strzeliliśmy gola na 3:0 dziesięć minut przed końcem i od tego momentu zegar przestał chodzić. Każda minuta była niczym godzina. Nie przestawałem zerkać na wskazówki, ponieważ oni nie przestawali atakować. Były dośrodkowania, rzuty rożne. To był najdłuższy mecz w moim życiu. Pamiętam jedną piłkę, którą García Remón cudem wybronił, widziałem ją już w siatce. Atmosfera na stadionie była niesamowita. Bardziej było słychać szkockich kibiców niż naszych.
Jakie są wasze typy na dzisiejszy mecz Realu Madryt i jutrzejszy Atlético?
Gallego: Przede wszystkim chciałem zaznaczyć, że dla mnie remontadą jest odrobienie strat i pokonanie drużyny równej tobie. Nie sądzę, że tak jest w tym przypadku, ponieważ Real Madryt jest o wiele lepszy od Wolfsburga, który nie należy do zespołów z pierwszego szeregu. Nie można zawsze mówić o remontadach, trzeba to odpowiednio ocenić. Porażka 0:2 jest niebezpiecznym wynikiem. Będziesz prowadził 3:0, rozluźnisz się, stracisz gola w przypadkowej akcji i wypadasz za burtę. W takich meczach trzeba zachować zimną głowę i mieć gorące serce. Na odwrót niż mogłoby się wydawać. Trzeba myśleć, czasy się zmieniają. Teraz nie można grać tak, jak my to robiliśmy. Nie można dać się ponieść emocjom. Myślę, że Real Madryt i Atlético mogą i powinny przejść dalej, ale stawiałbym bardziej na Atlético. Każdy mecz jest inny. Oni wiedzą, jak grać z Barçą, zostawiają jej piłkę. Nie trzeba się forsować, ponieważ Barcelona zawsze chce mieć piłkę. W pierwszym meczu na Camp Nou Atlético grało dobrze, gdy byli w jedenastu.
Buyo: Real Madryt nie musi robić szaleństw, nie musi nadrabiać czterech czy pięciu goli. To są dwie bramki różnicy. Wolfsburg nie jest lepszy od pięciu najlepszych drużyn w Primera División, z którymi Real Madryt miał problemy. Pozostałym ekipom wbijał minimalnie po cztery gole na Bernabéu. Zespół musi wierzyć w swoją wspaniałą ofensywę i nie może się niecierpliwić. Celem musi być wynik 4:0, a nie 3:0. Trzeba uniknąć nieprzewidzianych sytuacji. Jeśli chodzi o Atlético, nie mam wątpliwości, że bez czerwonej kartki dla Torresa, wygrałoby na Camp Nou. Teraz stoją przed wspaniałą szansą. Barcelona nie znajduje się w swojej najlepszej dyspozycji, ani fizycznej, ani mentalnej. Dla mnie Atlético jest faworytem. Nie traci zazwyczaj zbyt wielu goli i to może okazać się kluczowe.
Isidro: Oba mecze wymagają maksymalnej koncentracji. Jako piłkarz zawsze myślałem, że kiedy musisz odrabiać straty, nie możesz popełnić błędu. Oba madryckie zespoły są w takiej sytuacji. Jeśli chodzi o Real Madryt, jego futbol bardziej opiera się na ofensywie. Zgadzam się z przedmówcą, że przy porażce w pierwszym meczu 0:2, trzeba skupić się na zwycięstwie 4:0, ponieważ czwarty gol jest niezwykle istotny. Atlético potrzebuje wygranej 1:0, a ten gol może paść w każdym momencie spotkania, nie muszą się spieszyć. Ten mecz będzie według mnie bardziej zacięty.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze