Advertisement
Menu
/ fpf.pt

Pepe: Nigdy nie myślałem o grze dla Brazylii

Stoper o przebiegu kariery i życiowych wyborach

Pepe udzielił obszernego wywiadu oficjalnemu magazynowi Portugalskiej Federacji Piłkarskiej. Mówił w nim o przebiegu swojej kariery i wyjaśniał, dlaczego zdecydował się reprezentować Portugalię, mimo że urodził się w Brazylii. Podzielił się także planami na przyszłość i odpowiedział na zarzuty o agresji, które od lat słyszy pod swoim adresem.

Dołączyłeś do Marítimo w wieku 18 lat. Pamiętasz oczekiwania, które ci wtedy towarzyszyły?
Perfekcyjnie je pamiętam. Moim celem było rozegranie meczu, który moi rodzice mogliby obejrzeć w brazylijskiej telewizji. Taką obietnicę złożyłem mamie i zawsze pracowałem, by jej dotrzymać. W seniorskiej drużynie Marítimo zadebiutowałem na cztery kolejki przed końcem ligi, w spotkaniu z Boavistą, która grała o tytuł. To było jak sen, żeby w takim punkcie sezonu móc zapewnić rodzicom tę chwilę. Okazało się, że było warto gonić za marzeniami o profesjonalnym futbolu.

Wyobrażałeś sobie wtedy, że zostaniesz reprezentantem Portugalii z piętnastym wynikiem pod względem liczby spotkań w barwach narodowych?
Nie przyszło mi to do głowy. Pierwszy raz o możliwości występowania w kadrze publicznie wypowiedziałem się po spotkaniu z Vitórią Setúbal, już w barwach Porto. W jednym z wywiadów powiedziałem, że jestem gotowy. Nie wiedziałem, jakie procedury są do tego wymagane, po prostu dałem znać o swojej dostępności. To było pod koniec 2005 roku. Wcześniej na ten temat rozmawiałem tylko z rodzicami i siostrami.

Zacząłeś wtedy czuć się Portugalczykiem? Kiedyś powiedziałeś, że w Brazylii tylko się urodziłeś, a cała reszta ciebie jest portugalska…
Kiedy przeprowadziłem się na Maderę, miałem 18 lat i nie wiedziałem, w co wchodzę. Oglądali mnie na treningach i przyszedłem jako zmiennik dla innego piłkarza… Ale sposób, w jaki przywitano mnie na Maderze, a później w Porto był wyjątkowy. Nawet w Lizbonie, którą musiałem odwiedzić zawsze, gdy wracałem do Brazylii, wszyscy dobrze mnie traktowali. Sympatia od ludzi sprawiła, że myśl o reprezentowaniu Portugalii powoli we mnie dojrzewała. Ten kraj wiele mi dał i czułem, że powinienem się za to odwdzięczyć. Zaczynałem o tym myśleć już za czasów gry w Marítimo.

Ale rozważałeś jeszcze możliwość dołączenia do kadry Brazylii?
Nie, nigdy nie miałem takich wątpliwości. Gdy występowałem w Marítimo, zaczęto mówić o reprezentacji Brazylii. Prezes klubu zapytał mnie o zdanie, a ja odpowiedziałem tylko, że chciałbym poczekać na rozwój wypadków. Dla moich rodziców, przede wszystkim dla taty, moje dołączenie do reprezentacji Brazylii wiele by znaczyło, ale w miarę rozwoju kariery tata zrozumiał, że to Portugalia otworzyła mi wiele możliwości. Ten kraj dał mi wszystko – moja żona i córki są Portugalkami. Rodzice zrozumieli, że tak wyszło i normalnie do tego podchodzą.

A brazylijscy przyjaciele?
Kiedy wróciłem do kraju na wakacje po tamtym wywiadzie, pytali mnie, dlaczego tak zdecydowałem, skoro mógłbym reprezentować Brazylię. Widzieli we mnie stopera na wiele lat. Podsumowałem sprawę krótko: moje szczęście jest w Portugalii, lubię ten kraj i jego obywateli. Sprawa zamknięta.

Co myślą dzisiaj?
Wiedzą, że to była najlepsza decyzja. Sami przyznają, że w Brazylii nie docenia się stoperów na równi z napastnikami. Ja tak nie uważam, ale niektórzy tak właśnie czują.

Czy obecność Deco w reprezentacji wpłynęła na twoją decyzję?
Nie, w ogóle. Przeprowadziłem się do Portugalii w wieku 18 lat, wcześniej praktycznie spałem z rodzicami w jednym pokoju! Kiedy zdecydowałem się na kadrę, wszystko wynikło z prywatnych, niewinnych powodów, jeśli mogę tak powiedzieć. Jak wspominałem, nie miałem pojęcia o całym procesie, ile czasu potrzeba, jakie warunki muszą zostać spełnione… Kiedy dostałem paszport, trenerem był Felipe Scolari, który zapytał mnie, czy chcę grać dla Portugalii. Podkreśliłem, że dokonałem już tego wyboru i nie zmienię zdania. Wszyscy to rozumieli. Jako młody chłopak udzieliłem tego wywiadu w pełnym przekonaniu co do swojej decyzji.
Czułeś się dyskryminowany przez krytyków albo kibiców?
Wtedy jeszcze sprawdzałem wszystko, co się o mnie mówiło. Dzisiaj już nie zwracam na to większej uwagi. Niektórzy byli przeciw, inni za… Rozumiem to, ale jednocześnie tylko ja wiem, jakim uczuciem darzę Portugalię i dlaczego wybrałem właśnie ją.

Pamiętasz swój reprezentacyjny debiut?
Mogę tylko dziękować Bogu, bo wszystko było perfekcyjne. Zostałem powołany, pierwszy mecz obejrzałem z ławki, a w drugim zadebiutowałem na murawie Estádio do Dragão – obiekcie mojego klubu. Pamiętam to jako moment wielkiego szczęścia, bo dodatkowo zapewniliśmy sobie wtedy udział w EURO 2008.

A swoje gole?
Wszystkie były ważne, ale najcieplej wspominam bramkę przeciwko Danii na EURO 2012. To był bardzo trudny mecz, podnosiliśmy się po porażce z Niemcami i nie mogliśmy zawieść.

Potrafisz wskazać najlepszy moment w barwach reprezentacji?
Każde powołanie. Do dziś jest tak samo, bo powołanie oznacza spełnienie dla zawodowego piłkarza. Jako zawodnik osiągnąłem pewien poziom, ale do teraz czuję łaskotanie w brzuchu, kiedy zbliża się czas ogłaszania powołań. Reprezentowanie naszego kraju zawsze bardzo mnie pobudza.

A najgorszy?
Najgorszy też nie jest jakąś jedną, konkretną chwilą, bo chodzi o brak trofeów. Zasłużyliśmy na jakieś wyróżnienie z powodu piłkarzy, którzy są w naszej kadrze, ale skoro tak się nie stało, widocznie Bóg miał inne zdanie.

Co tak naprawdę może zrobić Portugalia na turnieju we Francji?
W teorii nie jedziemy tam jako faworyt, co trochę ściąga z nas presję. Nie mamy takich wymagań jak Niemcy, mistrzowie świata, Francja, która gra u siebie, czy Hiszpania, mistrz Europy. Jednak powinniśmy i możemy rozegrać dobry turniej. Dyskretnie, bez rzucania się w oczy, możemy marzyć o finale i wygranej. Pracuję zawsze po to, by wygrywać. Nie umiem inaczej.

Zasady turnieju – awans dwóch najlepszych drużyn z każdej grupy oraz czterech najlepszych zespołów z trzecich miejsc – nie sprawiają, że Portugalia jest praktycznie zobligowana do awansu do 1/8?
Tak, do tego dochodzą też ambicje naszych zawodników. Przejście pierwszej fazy jest dla wszystkich niezwykle istotne. Z drugiej strony, u rywali jest podobnie i musimy umieć ich uszanować. Powinniśmy do każdego meczu podchodzić jak do finału, trener już nam to powiedział. Kwalifikacje były skomplikowane, mimo że wyglądały na proste. Kiedy Fernando Santos objął stanowisko trenera, jasno przekazał, że chciałby drużyny złożonej z wojowników, którzy byliby zjednoczeni i pracowali z poświęceniem dla wspólnego celu. Właśnie tego potrzebujemy, by odnieść sukces na EURO. Będziemy szli krok po kroku, ale oczywiście będziemy marzyli o tytule.

Który z rywali w grupie wydaje ci się najtrudniejszy do pokonania?
Wszyscy. Wiele osób powiedziałoby, że mieliśmy szczęście trafić do łatwej grupy, ale w dzisiejszej piłce coś takiego nie istnieje. Wszystko zależy od formy, w jakiej wyjdziemy na boisko. Każdy będzie walczył za siebie, a Portugalia to bardzo zdolna drużyna. Mam nadzieję, że wykorzystamy swoje możliwości do zdobywania pewności siebie wraz z kolejnymi wyzwaniami.

Podczas EURO w Austrii i Szwajcarii Portugalczycy bardzo żywo wspierali swoją ekipę. Spodziewasz się podobnego przyjęcia we Francji?
Tak, oczywiście. Naród portugalski utożsamia się z reprezentacją. Kadra pokazuje wartości takie jak praca, zaangażowanie i walka. Kraj także ma dużo z tej mentalności, ciągle szuka nowych horyzontów. Do Francji pojedziemy z podobnym nastawieniem. Emigranci i pozostali Portugalczycy, którzy przyjadą nas dopingować, zobaczą waleczną drużynę, która spróbuje odwdzięczyć się mistrzostwem za wsparcie, które dostaje.

Twoi koledzy z klubu, podwójni mistrzowie Europy z Hiszpanią, dużo mówią o tym turnieju?
Nie, zupełnie nie. Rozmawialiśmy o tym dużo tylko w tygodniu, w którym odbyło się losowanie. Omawialiśmy grupy, możliwe spotkania i tym podobne, ale później temat umarł. W klubie ciągle o coś walczymy, chwilowo jest wiele ważniejszych spraw.

A po rozstrzygnięciu w karnych na EURO 2012 w szatni Realu było dużo wrogości?
Wszyscy wiedzieliśmy – i rozmawialiśmy o tym – że tak naprawdę obie drużyny mogły wygrać tamten mecz i że jego zwycięzca zostałby mistrzem Europy. Oba zespoły na to zasługiwały. Nie dyskredytując pozostałych, zwycięzca tamtego meczu musiał wygrać turniej. Kiedy przegraliśmy, powiedziałem swoim bliskim, że Hiszpanie zostaną mistrzami. Żadna inna drużyna nie była gotowa na tak dynamiczny mecz jak ten nasz, co potwierdziło się w finale.

W środowisku masz opinię niezdyscyplinowanego i wywołującego napięcia. Jak sobie z tym radzisz?
Wydarzenia z meczu z Getafe bardzo mnie naznaczyły. Odbyłem swoją karę, a od tamtego czasu kartki i wyrzucenia z boiska mówią same za siebie. Nie mam wpływu na to, co ludzie o mnie myślą. Radzę sobie dobrze, jestem otwarty. Ani mnie grzeje, ani ziębi opinia innych, dla mnie liczy się moje zdanie i to, co czują i myślą moi najbliżsi. Wątpliwości w moim najbliższym otoczeniu bardzo by mnie zmartwiły. Na szczęście czegoś takiego nie ma, więc niech inni sobie mówią, co chcą.

Nie widzisz się więc jako piłkarza, który szybko się „podpala”?
Nie, nie. Jestem stoperem, który nie lubi przegrywać pojedynków. Będę bronił swojego, tak jak napastnicy czy inni piłkarze walczą o swoje. Dla kibiców pięknie jest, kiedy przeciwnik drybluje, zakłada siatkę czy lobuje, ale ja tego nie lubię i żeby tego uniknąć, mocno gram piłką. Bronię swojej pozycji i przestrzeni wokół mnie. Nie bez powodu jestem w Realu Madryt od prawie dziesięciu lat.

Poza boiskiem jesteś taki sam jak na nim?
Jestem normalnym facetem! Każdy pracownik powinien doceniać swoją pracę. Szanuję swoje zajęcie i doceniam wszystko, co dała mi piłka, dzięki czemu jestem w stanie poświęcić ciało i duszę temu, co robię na boisku. Wpycham głowę tam, gdzie nie każdy się odważy, wyciągam nogę, nie myśląc, czy złapię przy tym kontuzję. Jest w tym trochę ryzyka i niebezpieczeństwa. Niestety było kilka ostrzejszych zagrań, ale takie wielkie zaangażowanie nie spędza mi snu z powiek.

Czujesz, że z biegiem lat zmieniłeś się jako piłkarz?
Na szczęście jeszcze nie straciłem swoich umiejętności. Często żartuję na ten temat z Cristiano. Jestem szybki. Mam doświadczenie, to jasne, ale dzięki temu znam swoje miejsce. Wiele nauczyłem się od starszych piłkarzy i teraz mogę też przekazać coś młodszym kolegom, jednocześnie czegoś się ucząc. Dzisiaj inaczej patrzę na piłkę. Twardziej stąpam po ziemi. W wieku 20 lat miałem świeże podejście, myśląc, że wszystko jest możliwe. Teraz lepiej analizuję, udaje mi się przewidywać konsekwencje każdej akcji.

Reprezentacja została mocno odmłodzona. Co sądzisz o przekazywaniu pałeczki z pokolenia na pokolenie?
W kadrze jestem już od dawna, ale przez ostatnie półtora roku udało mi się zobaczyć, ilu zdolnych piłkarzy jest w Portugalii. Dzisiaj mamy zastępstwo dla każdego. Oczywiście poza Cristiano, który jest wyjątkowy i trudno będzie znaleźć kogoś, kto będzie na podobnym poziomie. Poza tym w kadrze mamy nowych zawodników na każdą pozycję, od bramkarza po napastników. Praca szkoleniowa, którą wykonuje się w kraju, jest bardzo ważna, co udowadnia fakt, że trener zaufał naszym wychowankom. Postawił na młodych, powołał wielu chłopaków z reprezentacji do lat 21. Dzięki temu w grupie wzmocniła się rywalizacja, która zmusza starszych do wytężonej pracy na równi z młodszymi. Do tego możemy pokazać im, co oznaczają występy w tej drużynie i możliwość założenia koszulki Portugalii.

Dobrze czujesz się, grając w środku pola?
Tak, dobrze się tam czuję, ale muszę się trochę przystosować. Nigdy nie mówiłem, że nie ma takiej potrzeby. Żeby efektywnie pomagać drużynie, musimy być elastyczni, a żeby dobrze zrozumieć problemy kolegów, trzeba zagrać na ich pozycji.

Grałeś też w innych strefach boiska?
Tak. Byłem środkowym napastnikiem, bocznym obrońcą, fałszywą „dziewiątką”… W Marítimo, kiedy trenował nas Byszowiec, zagrałem na środku ataku w meczu z Bragą. Do końca! I nawet strzeliłem bramkę. Nie wygraliśmy wtedy od dawna nic na wyjeździe, trener nie wiedział już, co ma robić, więc pomyślał: „Wystawię tam młodego, bo dobrze pracuje. Będzie biegał i zajmował stoperów Bragi”. Nie mogliśmy już stracić punktów. Strzeliłem i wygraliśmy!

Na boku też zagrałeś cały mecz?
Nie, to było chwilowe rozwiązanie. Także za czasów Marítimo. Nasz boczny obrońca został wyrzucony z boiska, Nelo Vingada zdjął napastnika, żeby wprowadzić stopera, a ja przesunąłem się na bok.

W swoim dorobku masz już szesnaście trofeów drużynowych i trzy razy byłeś włączany do „drużyny marzeń”. Co cię motywuje?
Przede wszystkim chęć wygrania czegoś ważnego z reprezentacją. Do tego jeszcze pragnienie zdobywania wszystkiego, co możliwe, w barwach Realu Madryt. Występuję w klubie, w którym są największe wymagania. Tak samo jest w reprezentacji, dlatego utrzymuje mnie w nich chęć wygrywania.

Przez chwilę byłeś też w Sportingu…
Byłem tam przez jakiś miesiąc, na początku jednego z sezonów [2002/2003 – przyp. red].

Transfer był blisko?
Tak. Wszystko było uzgodnione. Okres próbny, o który poprosił Sporting, dobiegał końca, a ich trener powiedział mi, że są zainteresowani. Zacząłem już nawet szukać domu w Lizbonie, ale wieczorem prezes Marítimo zadzwonił i powiedział, że mam już zarezerwowany lot i mam wracać do Funchal, bo nie udało im się dojść do porozumienia. Wsiadłem na pokład i odleciałem…

Złościłeś się?
Każdy piłkarz chciałby grać w barwach Sportingu. Byłem młody, a w tamtych czasach Sporting promował młodych zawodników. Jednak bardzo dobrze było mi w Marítimo, a prezes tak mi ufał, że nie widziałem minusów tej sytuacji. Widziałem tylko dobre strony, które według mnie wyglądały tak: skoro nie chcieli mnie zakontraktować albo wysilić się i dogadać z Marítimo, wrócę na Maderę i będę grał. Wiedziałem, że w tym roku będę występował. Skupiałem się na rozpoczynającym się sezonie, chciałem zagrać dobrze i spróbować swoich sił wyżej. Dzięki Bogu później przeszedłem do Porto, które dało mi odpowiedni rozgłos, by dzisiaj być już w Realu Madryt.

Masz jeszcze jakieś piłkarskie marzenia? Może jest coś, czego z jakiegoś powodu nie udało ci się zrealizować?
Poza wygraną z reprezentacją chciałbym też być szczęśliwy gdziekolwiek będę. Na dziś jestem szczęśliwy w Realu. Cieszę się każdego dnia możliwością pracy w tak wielkim klubie i poczuciem, że wciąż jeszcze mogę reprezentować swój kraj.

Niedawno skończyłeś 33 lata. Jak sądzisz, ile jeszcze będziesz grał?
Teraz trzeba już iść rok po roku. Trudno jest zaplanować coś na okres dwóch, trzech lat. Chciałbym być w dobrej formie, móc pomagać drużynie i reprezentacji, zostać na swoim poziomie, bo to by oznaczało, że wciąż mogę rywalizować z najlepszymi, co uczyni mnie jednym z najlepszych.

Myślisz czasem o grze w Portugalii?
Tak, chciałbym. Wielu ludzi myśli, że portugalska piłka jest mniej wymagająca, bo w grze o tytuł liczą się tylko trzy kluby, ale z własnego doświadczenia wiem, że kto ma na tyle szczęścia, że może zatryumfować w Portugalii, zatryumfuje w każdej innej lidze. W Portugalii są ogromne wymagania, równe dla tych wielkich i dla tych mniejszych, tylko cele są nieco inne. To trudne rozgrywki w małym kraju o bardzo silnym futbolu, kontaktowym i intensywnym. Trzeba dobrze pokazywać się w każdym meczu, nie można któregoś dnia dać z siebie osiemdziesięciu procent. Zawsze trzeba dawać sto. Sto, sto, sto…

Teraz już więcej lat spędziłeś w Hiszpanii niż w Portugalii. Kim bardziej się czujesz? Mieszkańcem Madery, Madrytu, Porto czy Alagoas [jeden z brazylijskich stanów – przyp. tłum.]?
Czuję ogromny sentyment do każdego miasta, w którym mieszkałem. Gdybym mógł, zabrałbym Alagoas z Brazylii. To moje miejsce i pod wieloma względami nie przypomina reszty kraju. Portugalia dała mi wszystko: żonę, córki, dom, szczęście, poczucie przynależności…

Kiedy odwiedzasz Portugalię, częściej jesteś w Porto czy na Maderze?
W Porto. Mam tam dom i stamtąd pochodzi moja żona. Kiedy mamy wolne, jedziemy do Porto, żeby zobaczyć się z rodzicami, pokazać wnuczkom dziadków i odwrotnie. Czuję się mocno związany z tym miastem. W Madrycie jestem już od wielu lat i to moje miejsce zamieszkania. Uwielbiam to miejsce. Jest stolicą, ogromną metropolią, która daje wiele możliwości.

Potrafiłbyś wskazać jedno miasto, w którym chciałbyś mieszkać?
To byłoby niesprawiedliwe, ale gdybym musiał, wybrałbym Porto. Porto ma swój wyjątkowy urok.

Tam właśnie widzisz się po zakończeniu kariery?
Trudno powiedzieć. Wiele będzie zależało od dziewczyn, bo to nie ja rządzę w domu, w którym są trzy kobiety [śmiech]. Wiele razy mówiłem żonie, że chciałbym przenieść się do Porto, ale dziewczynki mają tu szkołę i przyjaciółki, a żona swoje przyzwyczajenia…

Jakich rad udzieliłeś Casillasowi, gdy przenosił się do FC Porto?
To był jego prywatny wybór. Powiedziałem mu, że przechodzi do klubu, w którym są ogromne wymagania i oczekuje się wielkiego profesjonalizmu. Z własnego doświadczenia wiem, że rozpoczął pracę z jednymi z najlepszych fachowców w dziedzinie piłki nożnej. Mam nadzieję, że odniesie sukces w klubie, który dał mi tyle szczęścia i któremu gorąco kibicuję.

Gdybyś wrócił do Portugalii, w grę wchodziłyby tylko Porto i Marítimo?
Nigdy nic nie wiadomo. Nie zamknąłbym żadnych drzwi, ale do obu tych klubów żywię ogromny sentyment.

Chwilę temu wspomniałeś o Cristiano Ronaldo. Czy on rzeczywiście jest z innego świata?
Dla mnie tak. To najlepszy piłkarz, który mógł się pojawić. Przełamał wszystkie bariery swoim zaangażowaniem, profesjonalizmem i oddaniem. Zawsze chce więcej, bo kocha ten zawód. Tacy ludzie są wyjątkowi, mają dar od Boga. Dostał błogosławieństwo i potrafił się stać jednym z najlepszych piłkarzy w historii.

Jak zawodnicy ligi hiszpańskiej patrzą na jego rywalizację z Messim?
Tutaj żyjemy na najwyższym poziomie, gdzie każdy zna swoje miejsce. Nie powinno się tego mieszać. Nie wiem, jak jest w innych klubach. Ja nie mam żadnych wątpliwości. Cristiano jest najlepszy, o lata świetlne wyprzedza wszystkich innych.

Jak sądzisz, gdzie obciąża się go większą presją? W klubie czy w reprezentacji?
Gdziekolwiek pojedzie, presja towarzyszy mu od wstania z łóżka do pójścia spać. To Cristiano! Tak jak już mówiłem, jest najlepszy i wyjątkowy, dlatego w reprezentacji i w Realu zawsze będzie pokryty. Wymagania wobec niego są najwyższe, sam o tym wie, że od niego oczekuje się cztery czy pięć razy więcej niż na przykład ode mnie. Bóg go wybrał, więc jest, jak jest. Cristiano to spokojna, pracowita i szczera osoba. To wszystko pomaga mu być tym, kim jest dla piłki nożnej.

Który ze stoperów, z którymi grałeś w parze, był najlepszy?
Van der Gaag. Wiele mnie nauczył.

Interesuje cię potencjalna kariera trenerska?
Nigdy nic nie wiadomo.

Który trener nauczył cię najwięcej?
Nelo Vingada.

To on miał największy wpływ na twoją karierę?
Wszyscy trenerzy byli dla mnie ważni, tak samo jak wszyscy stoperzy, z którymi miałem okazję grać. Nelo Vingada był ważny, bo uwierzył w moje możliwości. To on pocieszał mnie, kiedy w wieku osiemnastu lat byłem z daleka od kraju i przechodziłem przez trudny okres, w którym potrzebujemy u boku kogoś, kto nas wesprze i dobrze doradzi ze szczerego serca. Powiedział, że mam predyspozycje, by dotrzeć do któregoś z najlepszych europejskich klubów, ale żeby to osiągnąć, muszę walczyć krok po kroku, twardo stąpać po ziemi i wiedzieć, czego chcę. Mówił, że mogę być przeciętny albo, jeżeli tylko zechcę, jednym z najlepszych. To on sprawił, że w siebie uwierzyłem. Marzenia to jedno, ale osoba, która pracuje, uczy i doradza to drugie. W wieku osiemnastu lat myśli się o innych sprawach: dziewczynach, kursie na prawo jazdy, pierwszym samochodzie… Nelo Vingada sprawiał, że piłkę zawsze stawiałem na pierwszym miejscu, dlatego wiele mu zawdzięczam.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!