Bananowy Lany Poniedziałek: Niedoskonała piękność
Real Madryt jest jak kobieta
Kobiety poniższy fragment czytają wyłącznie na własną odpowiedzialność
„Dlaczego to spotkało właśnie mnie?”, „Co najlepszego musiałem wyrabiać w poprzednich wcieleniach, że karma wraca do mnie w tak brutalny sposób?”, „Czy już podczas ziemskiego żywota odkupuję winy, by po przejściu na drugą stronę Styksu nie czekało mnie wieczne potępienie?”, „Czy mój anioł stróż tam gdzieś na górze wyciągnął krótszą zapałkę?”. Przez głowy kibiców Realu Madryt w ostatnich latach podobne myśli miały prawo przewijać się niejednokrotnie. Być może nie w identycznej formie, jak te cytowane powyżej, jednak zamysł pozostaje ten sam. Nie mam jednak wątpliwości co do tego, że znakomita większość madridistas choć raz w życiu zastanawiała się, jak to by było, gdyby nasz kibicowski „wybór” padł na Barcelonę. Kiedy sam sobie zadaję to pytanie, pierwsza odpowiedź, która przychodzi mi na myśli, brzmi „byłoby niesamowicie nudno”. Codzienne kąpiele w kozim mleku i zajadanie się najdroższym kawiorem w obliczu tak niesamowitej nudy kompletnie traciłyby dla mnie smak.
Teraz, kiedy już z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, że zdystansowałem się od całej tej otoczki towarzyszącej rywalizacji Realu i Barcelony, polegającej na wzajemnym obrzucaniu się obornikiem, wyzywaniem od Sreali i Barcwelon oraz zarzucaniu jedni drugim parzenia herbaty z wody po pierogach, odwieczną wojnę Królewskich z Dumą Katalonii postrzegam bardziej całościowo, jako pewnego rodzaju zjawisko. Zjawisko, które obserwuję od środka i względem którego oczywiście nie jestem bezstronny. Coraz bardziej jednak utwierdzam się w przekonaniu, że kibicując Królewskim, żyję w zgodzie z samym sobą. Dlaczego? Ponieważ nie znoszę bezczynności i powtarzalności, Wszystkie niedoskonałości Realu Madryt sprawiają, iż czuję, że żyję.
Pod względem wspomnianych niedoskonałości Królewscy bardzo przypominają mi... kobiety. Nigdy nie wiesz, kiedy tak naprawdę ma okres, kiedy strzela focha, kiedy chce spławić frajera jak najmniejszym nakładem sił, kiedy jest napalona, kiedy ma migrenę czy też kiedy i czy w ogóle rozłoży nogi – choć tu, tak jak w prawdziwym życiu, większe szanse na ostateczne powodzenie misji mają bardziej przystojne i bogatsze drużyny (co rzecz jasna nie oznacza, że pryszczaty gołodupiec nie znajdzie nieraz sposobu na sukces). Same skazy na wyglądzie, jak aparat na zębach czy nieco krzywe nogi także potrafią często sprawić, że kobieta staje się jeszcze bardziej pociągająca. Nie mieliście nigdy wrażenia, że ktoś jest po prostu... zbyt idealny? Real jest piękny, ale w jego pięknie zauważam właśnie te braki, które zamiast odrzucać, przyciągają mnie jeszcze bardziej. Naturalną równowagę uznam za zaburzoną wyłącznie wtedy, gdy pod względem sportowym staniemy się drugim Arsenalem.
My, kibice Królewskich, też zresztą jesteśmy wszyscy jak kobiety. Nawet ci, którzy na ławeczce wyciskają 150 kilo. Co by się bowiem nie działo, i tak zawsze coś będzie nie tak.
Płeć piękną za mój seksistowski bełkot przepraszam, ale przecież ostrzegałem, żebyście tego nie czytały.
* * *
Gdzieś musiałem popełnić błąd. Nie wiem jeszcze, w którym miejscu dokładnie, ale coś zdecydowanie poszło nie tak. Przecież wylądowania z Bernabéu na meczu zachodniopomorskiej okręgówki nie można nazwać inaczej niż upadkiem. Darłovia Darłowo – Bajgiel Będzino (nawet nie wiecie, jak bardzo się zdziwiłem, kiedy okazało się, że w Darłovii wciąż gra były mąż mojej kuzynki, a gościa nie widziałem z dziesięć lat!). Partidazo. Muszę wam jednak przyznać szczerze, że podczas dochodzenia genezy mojego szorowania po dnie, z każdą kolejną chwilą spędzoną przy ulicy Sportowej moje wewnętrzne użalanie zaczęło tracić na intensywności.
Gospodarze, będący na dobrej drodze do awansu do wyższej klasy rozgrywkowej, wygrywają 3:0. Rywal przez cały mecz praktycznie nie stworzył sobie bramkowej sytuacji. Za moimi plecami znajdowało się jednak grono starszych stażem stałych bywalców spotkań Darłovii. „Pacz, Iniesta się znalazł!”, „Na ciul ich tutej czterech?”, „Nie mamy napastników!”, „Toć ja bym to wykorzysteł, motyla noga!”, „Ja się pytam, na co te pieniądze są wydawane?!”, „Nie ma komu grać!”, „Dupa nie trener!”. Na betonie pod krzesełkami dostrzegłem natomiast masę łupin po słoneczniku.
Bernabéu.
Jedyna różnica?
„Heniek, a masz tam jako wódkę za pazuchą jeszcze?”
Oczywiście, że miał. A w przerwie jeszcze dokupił.
* * *
Sztuki niecnego naciągania ludzi da się dokonywać na różne sposoby. Możesz próbować na wnuczka, możesz założyć parabank czy też porwać kogoś dla okupu. Nowością na rynku jest natomiast wyłudzenie „na Flávio Conceição”. Dla niezorientowanych, brazylijski pomocnik występował w barwach Królewskich w latach 2000-2003. No ale do sedna.
Była synowa siostry byłego króla Hiszpanii, Juana Carlosa (wiem, skomplikowane), czyli niejaka Mónica Martín Luque, otrzymała ostatnio tajemniczy telefon. Po drugiej stronie słuchawki miał znajdować się Flávio Conceição. Mónica faktycznie poznała 13 lat temu byłego piłkarza i łączyła ją z nim dość dobra znajomość. Przez ponad dekadę kontakt zdążył się jednak niemal całkowicie urwać. Kobieta zgodziła się mimo wszystko na spotkanie. Gdy zobaczyła domniemanego Flávio, zauważyła, że wygląda on nieco inaczej, jednak – wiadomo – przez 13 lat pewne cechy fizyczne mają prawo ulec znaczącej zmianie. Po wspólnym obiedzie fałszywy Conceiçao wyznał dawnej przyjaciółce, że musi iść do bankomatu i... poprosił ją o kartę. Połapała się. Cóż, dobrze, że chociaż był na tyle uprzejmy, że o wspomnianą kartę poprosił. Z tego co wiadomo, Mónica Martín Luque nie była pierwszą osobą, którą starał się oszukać podrobiony Conceição.
Szkoda, że kompletnie nie umiem kłamać. W przeciwnym razie mógłbym spróbować swoich sił w wyłudzeniach „na Błaszczykowskiego” lub też „na Kuszczaka”.
* * *
Wieść gminna niesie, że Cristiano Ronaldo po raz drugi zostanie ojcem. Szczerze mówiąc średnio mnie interesuje, czy Portugalczyk miał skorzystać (znowu?) z usług surogatki, no bo przecież kto bogatemu zabroni? Tak czy inaczej oczami wyobraźni widzę już CR7 wołającego za kilka lat w domowym zaciszu swoją latorośl. „Cristiano!”. Przybiegną obaj.
Ostatnio Cristiano stwierdził też, że nie ma zamiaru narzucać Cristiano juniorowi (być może już wkrótce Cristiano juniorowi I), kim ten ma być w przyszłości oraz wyznał, że mimo wszystko chciałby, by jego syn w przyszłości, podobnie jak ojciec, był topowym piłkarzem. Coś mi się jednak wydaje, że gdyby młody przerósł seniora, zostałby już nie tylko bez matki, ale i ojciec by się go wyrzekł.
* * *
Aha, no i wesołych świąt!
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze