Varane: W piłce trzeba być trochę nieufnym
Stoper dla L'Équipe
W minioną niedzielę Raphaël Varane zagrał w podstawowym składzie Realu Madryt. Jednak w poprzednich tygodniach Zinédine Zidane stawiał na Sergio Ramosa i Pepego, a ich nieobecność w starciu z Sevillą wynikała jedynie z zawieszeń za kartki. Ta sytuacja jednak nie niepokoi Varane'a. Czyżby był naiwny? A może zbyt uprzejmy? Nie takie wrażenie odnieśli dziennikarze L'Équipe podczas rozmowy z zawodnikiem w stolicy Hiszpanii.
Ostatnimi czasy rzadziej grasz w Realu Madryt. To jednak wyraźnie nie przeszkadza Didierowi Deschampsowi w powoływaniu cię do kadry. Sam jesteś spokojny w kontekście zbliżającego się EURO?
Chciałbym grać w każdym meczu. Trener o tym wie i podejmuje decyzje. Pracuję, by być gotowy na każde wezwanie, nieważne czy chodzi o kilka występów z kolei czy grę od czasu do czasu.
Co sądzisz o Zinédinie Zidanie – człowieku, który był kluczowy przy twoim transferze do Realu latem 2011 roku, a teraz objął posadę trenera?
Ma ogromne doświadczenie.
Jako piłkarz…
Tak. Z łatwością umie postawić się na naszym miejscu. Wie, co czujemy i o czym myślimy. Udaje mu się sprawić, że się poprawiam. Zawsze patrzy przychylnie, popycha nas do przodu.
Twój kontrakt z Realem Madryt wygasa dopiero w 2020 roku. Jak widzisz ciąg dalszy swojej kariery?
Zawsze podchodziłem do tego tak samo. W piłce nożnej nic nie jest pewne, niczego nie można przewidzieć na dłuższą metę. W Madrycie jestem szczęśliwy. Staram się poprawiać, żeby osiągać założone cele. Zobaczymy, jak rozwinie się sytuacja. Nie zaprzątam sobie tym głowy.
Paradoksalnie wydajesz się pewniej czuć w reprezentacji niż w klubie…
Chodzi o to, że w obu tych drużynach są różne oczekiwania. W reprezentacji spoczywa na mnie większa odpowiedzialność, ale na boisko wychodzę z takim samym nastawieniem. Udaje mi się zawsze zostawić swój ślad.
Często mówi się o tobie, że jesteś grzeczny. Nie masz tego trochę dość?
Trzeba skończyć z tymi schematami. Bycie miłym nie oznacza braku charakteru. Zapytajcie moich bliskich – mam mocny charakter. Nie pcham się przed szereg i nawet jeżeli jestem dość dyskretny, to nie znaczy, że wszystkim usuwam się z drogi. Jestem też dobrym słuchaczem. Bez charakteru trudno byłoby utrzymać się w Realu, a ja już od pięciu lat znajduję się wśród najlepszych i nigdy nie dałem się stłamsić. Jestem sobą.
Czasami można odnieść wrażenie, że nigdy z nikim się nie pokłóciłeś.
(śmiech) To nieprawda, bo mówię wprost to, co myślę. Zdarzało mi się bardzo z kimś kłócić, nie jestem bez skazy. Ten wizerunek ideału to frazes.
Nawet na boisku?
Nie uważam się za delikatnego piłkarza. Staram się wykorzystywać wszystkie swoje umiejętności i być jak najbardziej kompletnym. Grę opieram na świadomości co do skutków moich interwencji.
I na większej agresji?
Nie powiedziałem tego. Potrafię wejść ostro czy uderzyć, gdy potrzeba. Chociaż być może nie widać tego z zewnątrz, najbardziej poprawiłem się pod względem podejmowania decyzji. Dużo czasu poświęcam analizie. Nie byłem wystarczająco dobry podczas interwencji. W tym sezonie, jeśli tylko uda mi się poprawnie rozczytać akcję, interweniuję. A kiedy już to robię, to na sto procent.
Jednak rzadko popełniasz błędy…
Gram tak, jak potrafię. We Francji Thiago Silva gra podobnie. Jest złośliwy? Agresywny? Jest przecież niesamowitym piłkarzem. Nie chcę się do niego porównywać, wiem, że przede mną jeszcze sporo do poprawy. Chodzi o to, żeby nie przyklejać mi etykietki.
Etykietka zależy też od wizerunku, jaki prezentujesz.
Niektórzy zarzucają mi, że kontroluję wszystkie swoje wypowiedzi, ale po prostu jestem naturalny.
Jesteś nieufny…
Tak. Trzeba być nieufnym, bo w piłce wszystko może potoczyć się bardzo szybko. Wiele rzeczy może zostać źle zinterpretowanych. Udaje mi się kontrolować, ale mówię to, co myślę.
Która z informacji na twój temat najbardziej ci przeszkadza?
Kiedy dodaje się moją boiskową charakterystykę do tego, że staram się być zachowawczy i wychodzi, że jestem miękki. Rzeczywiście uwielbiam być dobry w swojej grze, nawet jeżeli nie zawsze to udaje się na sto procent. Nie lubię dawać się ponosić emocjom, ale fakt, że ktoś stara się dobrze wykonywać swoją pracę, nie oznacza od razu, że jest miękki.
Czytasz prasę, słuchasz radia?
To zależy. Niektóre media śledzę na bieżąco, do innych w ogóle nie zaglądam.
Sprawdzasz swoje oceny?
Zdarza się, ale nie potrzebuję tego do robienia własnych analiz. (śmiech) Wiem, co robię dobrze, a co źle.
Co zmieniło się w twoim życiu po przejściu z Lens do Realu Madryt w 2011 roku?
Nie odszedłem z powodu kaprysu, to było wielkie wyzwanie. Przyszedłem, żeby się uczyć, rozwinąć i poznać lepiej samego siebie. Chciałem wiedzieć, do czego jestem zdolny. Nie zmieniłem tylko Lens na Madryt. Zostawiłem pokój w centrum szkoleniowym La Gaillere, gdzie podążałem utartymi szlakami i gdzie trenowałem ze znajomymi, i przeniosłem się do samodzielnego życia w Madrycie pomiędzy wielkimi piłkarzami. Brakowało mi doświadczenia z wymaganiami na tak wysokim poziomie, z presją, która im towarzyszy, z trudem tournée w Stanach Zjednoczonych. Znalazłem się z Realem na stadionach o pojemności dziewięćdziesięciu tysięcy. Po czasie zacząłem płacić za to, że mój rozwój był taki gwałtowny. Sądzę, że moim szczęściem był fakt, że nigdy nie chciałem być profesjonalistą za wszelką cenę.
W ten sposób właśnie myślisz o piłce nożnej?
Dla mnie piłka nożna to gra, rozgrywki, rozwój. Potrzeba progresu siedzi w środku. Gdyby najlepsza wersja mnie zasługiwała na mistrzostwo CFA (francuskie rozgrywki piłki nożnej na szczeblu IV ligi – przyp. red.), grałbym w CFA. Tak naprawdę biorę to, co przyjdzie. Daję z siebie tyle, ile mogę. Zobaczymy, gdzie mnie to doprowadzi.
Jak wygląda życie w Madrycie po pięciu latach?
Najpierw mieszkałem w hotelu, później kupiłem mieszkanie, a później dom. To normalny rozwój życia piłkarza, ale także człowieka. Na początku nie było łatwo. Często przyjeżdżali moi rodzice. Nie mówiłem po hiszpańsku, nie miałem prawa jazdy. Ktoś z klubu przyjeżdżał, by zabrać mnie na trening.
Musiałeś też nauczyć się żyć jako osoba publiczna…
Potrzebowałem czasu, by się do tego przyzwyczaić. Trudno mi było się zadomowić. Zdjęcia, autografy, prośby o wywiady… Dla kogoś, kto niedawno opuścił pokój w La Gaillete, to było trudne.
Dlaczego?
Nie potrafiłem tego opanować. Niezbyt lubię niespodzianki.
Wolisz mieć wszystko pod kontrolą?
Dokładnie, ale już przywykłem do nowego życia i nie wzbraniam się przed nim. Dzięki kontroli mogę się chronić. Dwa lata temu poszedłem do centrum handlowego w piątek. To był czas wychodzenia ze szkoły, początek wakacji. Było pełno ludzi, totalne szaleństwo. Zrozumiałem, że muszę zwracać uwagę na to gdzie i kiedy wychodzę. Udało mi się trochę otworzyć. Już nie rumienię się przy dawaniu autografów albo pozowaniu do zdjęcia, chociaż wcześniej tak było. Udało mi się zaakceptować taką rzeczywistość i dobrze mi się w niej żyje.
Pierwszy raz do reprezentacji Francji Deschamps powołał cię jesienią 2012 roku. W wyjściowej jedenastce zadebiutowałeś w marcu 2013 przeciwko Gruzji. Od tamtego czasu wziąłeś udział w 22 spotkaniach Les Bleus.
W tej kwestii też wszystko działo się bardzo szybko. Niezaprzątanie sobie głowy to moja zaleta. Idę dalej, pytam sam siebie, czego mi potrzeba, i skupiam się na tym, by dobrze się pokazać, a nie na jakimś konkretnym celu.
Czego spodziewasz się po meczach z Holandią i Rosją?
Dobrych wyników. Dadzą nam pewność siebie, która jest bardzo ważna. Te dwa spotkania pozwolą nam dopracować wzajemne zrozumienie.
Mecze towarzyskie nie służą za rozrywkę?
To mecze towarzyskie, ale z rozrywką nie mają nic wspólnego. Wszystkie spotkania reprezentacji Francji są ważne. Jesteśmy oceniani, są pewne oczekiwania. Trzeba pokazać, na co nas stać, nie tylko na zewnątrz, ale także na tle takiej grupy jak ta.
Czy afera z sekstaśmą Valbueny, która dotyczy także Karima Benzemy, w jakiś sposób na ciebie wpływa?
Jako profesjonaliści powinniśmy umieć oddzielać jedne sprawy od drugich. Kiedy w listopadzie pojechaliśmy na mecz do Anglii, musieliśmy odciąć się od tego, co stało się na Stade de France cztery dni wcześniej. Jeżeli chce się daleko zajść, trzeba umieć skupić się tylko na futbolu. Tylko zjednoczona, skupiona na wspólnym celu grupa może zrobić coś wielkiego.
Z Benzemą i Valbueną czy bez nich?
O takich rzeczach decyduje trener. Drużyna, którą wybierze, będzie musiała odciąć się od presji, wymagań i całej gorącej otoczki.
Wracając do EURO. Czy Francja może skończyć w czołówce?
To bardzo smakowite rozgrywki. Mamy potrzebne umiejętności, by zrobić coś wielkiego. Dużo mówi się o naszych przegranych, ale pokonaliśmy Hiszpanię czy Niemcy. Stworzyliśmy wielowymiarowy zespół. Musimy być zjednoczeni, bo tylko razem zdołamy coś osiągnąć. Wierzę w tę ekipę i myślę, że możemy zdobyć coś pięknego.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze