Na bezrybiu i rak ryba
Zapowiedź meczu Real Madryt – Sevilla
„Kiedy to się wszystko spieprzyło?” „Gdzie popełniłem błąd?” „Co by było, gdybym wtedy postąpił inaczej?” „Dlaczego zawsze trafia na mnie?” I tak dalej, i tak dalej... W chwilach zwątpienia, gdy mleko jest już dawno rozlane, zaś fatalna sytuacja w żaden sposób nie może ulec poprawie, całkiem normalnym jest to, że zaczynamy zadawać sobie głupie pytania oraz przeprowadzamy wszelkiego typu śledztwa i psychoanalizy, starając się – najczęściej nieudolnie – znaleźć tę jedną sekundę, która zaważyła na ostatecznej klęsce. Przyczyn nieudanego sezonu ligowego można doszukiwać się na każdej płaszczyźnie. Winny można wypatrywać dosłownie wszędzie. Gdybyśmy jednak pod groźbą tortur i ciężkich prac w obozie Yodok musieli wybrać ten kluczowy moment, postawilibyśmy... nie, nie odważylibyśmy się na wygrzebanie tej jednej jedynej chwili. Tak czy inaczej podczas rozbierania na czynniki pierwsze genezy niepowodzenia jedną z pierwszych myśli oprócz kompromitacji w Klasyku byłoby poprzedzające go starcie z Sevillą, czyli naszym dzisiejszym przeciwnikiem w 30. kolejce La Liga.
Jak to zatem było w rundzie jesiennej? Listopadowe starcie na Pizjuán było pierwszą ligową porażką Realu Rafy Beníteza, która zarazem zasiała pierwszą poważną – i jak okazało się po późniejszych konfrontacjach z Barceloną (0:4) i Szachtarem (4:3) słuszną – wątpliwość odnośnie stalowej defensywy Królewskich. Choć Los Blancos wyszli wówczas na prowadzenie po pięknej bramce zdobytej przewrotką przez Sergio Ramosa (po której zresztą nasz kapitan doznał urazu barku), ostatecznie przegrali 3:2. To właśnie po tamtej potyczce w El Chiringuito puszczono nagranie z wizyty jednego ze stałych gości programu, Cristóbala Sorii, w redakcji Asa, na którym dziennikarz sympatyzujący z Sevillą, nie mogąc powstrzymać ataków śmiechu wypytywał Tomása Roncero o nastrój, o to, czy Casemiro znalazł już swoje biodra oraz czy przypadkiem nie widział Konoplianki.
Skupmy się jednak na tym, co dzieje się tu i teraz. Królewscy do dzisiejszego spotkania przystąpią po niezwykle wymęczonym i – nie bójmy się tego powiedzieć – szczęśliwym zwycięstwie na wyjeździe z Las Palmas. Kto miał nieszczęście oglądać popisy podopiecznych Zinédine'a Zidane'a w minioną niedzielę zapewne jeszcze nie przestał stosować kropli do oczu. Tak czy inaczej stwierdzenie, że Los Blancos nie mają żadnych powodów do zadowolenia byłoby nie do końca zgodne z prawdą. Po pierwsze cieszyć może udane losowanie par ćwierćfinałowych Ligi Mistrzów, po którym brak awansu do półfinału rozgrywek byłby absolutną katastrofą. Po drugie natomiast, wczoraj w dość naiwny sposób trzy punkty dało sobie wydrzeć Atlético, przegrywając w końcówce starcia na El Molinón ze Sportingiem Gijón. Porażka naszych rywali zza miedzy na nowo rozpoczyna więc wyścig o pozycję wicelidera Primera División. Choć oczywiście drugie miejsce na Santiago Bernabéu jest zawsze rozpatrywane w kategoriach klęski, trzeba się cieszyć z małych rzeczy. Takie niestety mamy czasy. W każdym razie, ranga rywala oraz możliwe zbliżenie się do Los Rojiblancos sprawiają, że wieczorny pojedynek będzie bez cienia wątpliwości toczył się o większą stawkę i prestiż niż szare ligowe spotkania z poprzednich tygodni.
Jeśli w Realu Madryt w obecnym sezonie za największą bolączkę uważa się formę w meczach wyjazdowych, to co mają powiedzieć kibice Sevilli? Po raz ostatni w trwających rozgrywkach podopieczni Unaia Emery'ego wygrali poza domem... no właśnie, nie wygrali ani razu. Jest to coś absolutnie niewiarygodnego, biorąc pod uwagę, że mówimy przecież o piątej drużynie w tabeli. Ekipa z Sánchez Pizjuán nie potrafiła zwyciężyć nawet przed miesiącem na Vallecas, choć prowadziła z Rayo już 2:0 ani przed dwoma tygodniami z fatalnie spisującym się ostatnimi czasy Getafe (1:1). O tym jednak, że Sevilla jest bardzo groźna, nikogo przy użyciu siły czy też poprzez uciekanie się do szantażu emocjonalnego nie trzeba przekonywać. Przed tygodniem w hitowym starciu 29. kolejki Sevilla po fantastycznym meczu trzymającym w napięciu przez pełne 90 minut wygrała bowiem 4:2 z innym zespołem poważnie aspirującym do gry w kolejnej edycji Champions League – Villarrealem. Jeśli chodzi o sytuację kadrową naszego przeciwnika, największym nieobecnym na Santiago Bernabéu będzie pauzujący za czerwoną kartkę Banega. Wśród powołanych po wyleczeniu kontuzji znalazł się za to Grzegorz Krychowiak, którego wkład w wyniki zespołu jak doskonale wiemy jest nie do przecenienia. Tak samo zresztą jak wkład strzelca 14 bramek w Primera División, Kevina Gameiro, który – jeśli nie zostanie porwany dla okupu przez Państwo Islamskie – powinien wybiec w pierwszym składzie.
Jeśli poza zbliżającym się wielkimi krokami Klasykiem na Campo Nuevo trzeba obowiązkowo obejrzeć jeszcze jakieś spotkanie Realu w tym sezonie Primera División, jest to z pewnością wieczorna potyczka z Sevillą. Tym bardziej, że – jak już wspomnieliśmy – mamy okazję zbliżyć się na jeden punkt do Atlético i powalczyć o prym chociaż w stolicy Hiszpanii. „Na bezrybiu i rak ryba”, głoszą mędrcy. Uwierzmy więc w słuszność tego stwierdzenia i dziś o 20.30 zasiądźmy przed telewizorami/monitorami. Miejmy nadzieję, że ostatnie przetarcie przed udaniem się do Barcelony pozwoli nam liczyć na to, że do stolicy Katalonii nie pojedziemy jedynie narobić sobie wstydu.
Początek meczu o godzinie 20:30. Transmisję przeprowadzi STS TV.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze