Bez powtórki z Schalke i bez niespodzianki
Przed rewanżem z AS Roma
Dwóch trenerów temu na tym samym etapie rozgrywek o Puchar Europy udział Realu Madryt w ćwierćfinale nie budził żadnych wątpliwości. Drużyna Carlo Ancelottiego wygrała w pierwszym meczu na wyjeździe 2:0 i chociaż nie powtórzyła goleady z tym samym rywalem z sezonu 2013/2014, przy Concha Espina zapanował wyjątkowy spokój. Miejscowi kibice niezbyt tłumnie ruszyli na rewanż, woląc popijać sangríę bliżej Puerta del Sol niż Santiago Bernabéu, a mecz zyskał raczej miano drugiej kategorii. Iluzja fanów Królewskich zakończyła się za sprawą Schalke, które 10 marca 2015 roku wręcz skompromitowało Królewskich na ich stadionie. Ostatecznie Los Blancos awansowali do kolejnej rundy, ale trudno było utożsamiać się z tą ekipą. Dziś sytuacja nie może się powtórzyć i jeśli starcie przeciwko Romie potoczy się podobnie, fani znów wyplują słoneczniki, a gwizdy będzie słychać nawet w Getafe.
Obecna sytuacja Realu Madryt jest dosyć podobna do tej sprzed 368 dni. Wtedy Królewscy podchodzili do meczu po porażce w Bilbao i z dwubramkową przewagą z pierwszego starcia. Teraz w lidze było lepiej, ale potwierdzenia trudno szukać w tabeli. Dwa poprzednie spotkania pokazały jednak całkiem niezłą wersję drużyny Zinédine'a Zidane'a. W Walencji przeciwko Levante atakowała wtedy, kiedy musiała, i postawiła na minimalizm. Nie był to wyjątkowo przyjemny dla oka widok, ale można było dostrzec dojrzałość, której brakowało przecież nie raz w ciągu ostatnich miesięcy. W sobotę z siedmioma bramkami bagażu Madryt opuszczała Celta Vigo. Jeszcze lepszą informacją niż dwa poprzednie rezultaty są powroty do zdrowia Garetha Bale'a i Marcelo, a także Luki Modricia i Toniego Kroosa. Tych dwóch ostatnich odpoczywało w weekend, dlatego oczekiwania są jeszcze większe – tym bardziej, że obaj będą mogli poświęcić więcej energii na ofensywę niż zwykle. A to dzięki obecności Casemiro, który potrzebował trochę czasu, by przekonać do siebie Zizou. Po dwóch meczach w pierwszej jedenastce wszystko wskazuje na to, że dostanie kolejną szansę.
Przyjście Luciano Spallettiego zmieniło wszystko. Pod względem sportowym – na lepsze. Co jednak musieli czuć kibice, którym trener z miłą łysinką na głowie sprawił niemiłą niespodziankę i odsunął Francesco Tottiego od drużyny? Chyba nawet najwięksi przeciwnicy Florentino Péreza nie potrafią sobie przypomnieć tego typu zachowań klubu wobec Ikera Casillasa czy Raúla Gonzáleza. Teraz legenda Romy znów jest w kadrze i cała sytuacja jakimś cudem rozeszła się po kościach. Weteran nie jest już graczem wyjściowej jedenastki, a jej stali bywalcy nie dają powodów, by cokolwiek zmieniać – w Serie A radzą sobie rewelacyjnie i od starcia z Juventusem wygrali siedem meczów z rzędu. Pierwsze skrzypce grają Miralem Pjanić, Mohamed Salah i Stephan El Shaarawy, ale na tym wcale nie koniec. Spalletti ułożył drużynę po swojemu i efekty są niemal natychmiastowe. W pierwszym spotkaniu 1/8 finału Roma co prawda nie podołała Królewskim, ale z meczu na mecz rzymianie nabierają rozpędu.
Ekipę ze Stadio Olimpico warto docenić tym bardziej, że u siebie przeciwko Los Blancos zagrała przecież całkiem nieźle, a Królewskim pomogło szczęście. Do bramki Cristiano Ronaldo gospodarze imponowali zwłaszcza w defensywie, ale i z przodu potrafili dać się we znaki głównie dzięki grze skrzydłami. Potencjał Salaha i El Shaarawy'ego jest ogromny i w Rzymie nareszcie znaleźli miejsce dla siebie. A co ważniejsze – znaleźli trenera, który im ufa. Trzeba jednak sobie przypomnieć, kto zagra po drugiej stronie. Spoiler alert – nie będzie to Frosinone, Sassuolo, Sampdoria, Carpi, Palermo, Empoli ani nawet Fiorentina.
Awans w stylu zbliżonym do tego zeszłorocznego nie ma prawa bytu. Za Realem Madryt przemawia dziś niemal wszystko. Żadna drużyna nie strzeliła większej liczby goli w tej edycji Ligi Mistrzów. Ostatni raz dwiema bramkami Królewscy przegrali u siebie w 2011 roku, kiedy w kontrowersyjnych okolicznościach pokonała ich Barcelona. Wszyscy poza właśnie Katalończykami i Los Blancos poznali już gorycz porażki w tej edycji Champions League. Logika, statystyki i prawdopodobieństwo jednoznacznie wskazują na drużynę Zizou. Czy futbol idzie jednak w parze z wyżej wymienionymi czynnikami? Dosyć złowrogi wstęp związany z historią najnowszą przypomina, że niekoniecznie. Na tym etapie rozgrywek nie chcemy niespodzianek.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze