W imię ambicji, honoru i walki o lepsze jutro
Zapowiedź derbów Madrytu
Wstęp, wariant pierwszy – dobijający
„Marność nad marnościami i wszystko marność”, głoszą biblijne źródła. Derby Madrytu? No tak, to rzeczywiście już dziś. W natłoku codziennych obowiązków fakt ten mógł nam w jakiś sposób umknąć. Jeszcze nie tak dawno starcia Realu z Atlético emocjonowały cały piłkarski świat. Dziś jednak mecz, którego historia po przejęciu Los Colchoneros przez Diego Simeone zaczęła pisać się na nowo, w zaistniałych okolicznościach nie elektryzuje już nawet kibiców w Madrycie. Walka dwóch przegranych, dwóch ekip, których marzenia o mistrzowskim tytule zostały zdeptane już w lutym. Dwóch drużyn, które wijąc się w agonii, będą starały jeszcze skrzywdzić się nawzajem, by na drugą stronę Styksu przejść ze świadomością, że w ostatnich chwilach życia zrobiły wszystko, by zachować twarz. Cyrk makabry przesiąknięty beznadzieją. „Bawcie nas, a na koniec możecie się pozabijać. To i tak bez znaczenia”, dobiegają głosy wśród widowni.
Wstęp, wariant drugi – budujący
„Człowiek bez honoru to gorsze niż śmierć”, brzmią słowa uznawanego za najznamienitszego hiszpańskiego pisarza, Miguela de Cervantesa. I nie wypada się z nimi nie zgodzić. Nawet jeśli Real Madryt ma bardzo niewielkie szanse na zdobycie mistrzowskiego tytułu, starcia z Atlético na przestrzeni ostatnich lat stały się czymś więcej niż tylko zwykłym ligowym meczem, w którym stawką są jedynie trzy punkty. Dziś walczyć będziemy przede wszystkim właśnie o honor i prym w Madrycie. Niezależnie od tego, jak wygląda sytuacja obu zespołów w tabeli Primera División, wciąż mówimy o potyczce mającej dużo głębsze podłoże i która nie tak dawno rozstrzygała przecież o tym, kto będzie mógł szczycić się godnością najlepszej drużyny na Starym Kontynencie. My, redaktorzy serwisu, choć również ubolewamy nad obecnym stanem rzeczy, w żadnym przypadku nie zamierzamy przechodzić obok pojedynku z Atleti obojętnie. Doskonale pamiętamy bowiem z własnego doświadczenia, jak przy okazji wyjazdów korespondencyjnych kibice z Vicente Calderón wyzywali od najgorszych nasze matki (oczywiście nie ograniczaliśmy się do nadstawiania drugiego policzka) i śmiali się nam w twarze po blamażu w lutym zeszłego roku. Derby to derby. Po prostu. Gdyby ambicja nie nakazywała nam rozprawienia się dziś z Los Rojiblancos, nie bylibyśmy godni nazywania się madridistami.
* * *
Nawet jeśli Zinédine Zidane blefuje, powtarzając jak mantrę, że wciąż wierzy w odwrócenie niekorzystnej karty i dogonienie Barcelony, nasi zawodnicy z pewnością doskonale zdają sobie sprawę z tego, że dzisiejsze derby wbrew pozorom mają dość spory ciężar gatunkowy. Porażka z Atlético doszczętnie zrujnowałaby i tak już mocno nadszarpnięty wizerunek drużyny i mogłaby stać się początkiem prawdziwego trzęsienia ziemi na Santiago Bernabéu. Sam Francuz również ma prawo powoli odczuwać, że jego okres ochronny dobiega końca i że mimo niekorzystnej sytuacji w lidze, starcie z Los Colchoneros stanowi tak naprawdę świetną okazję do zrobienia kroku naprzód i zduszenia w zarodku nieśmiało pojawiającej się pod jego adresem krytyki. Zaprezentowanie się z korzystnej strony przeciwko coraz częściej mówiącym nam w ostatnich latach per ty Atlético bez cienia wątpliwości stanowiłoby w chwili obecnej najlepszy możliwy zastrzyk motywacji. Niektórzy hiszpańscy dziennikarze są wręcz zdania, że dzisiejsze derby są jak dotąd najważniejszym meczem Zizou w roli trenera Królewskich. Choć ze stwierdzeniem tym możemy polemizować, nie wypada się nie zgodzić z tym, że starcie z ekipą Diego Simeone będzie dla niego poważnym sprawdzianem zarówno ze względu na klasę czysto piłkarską rywala, jak i na niezbyt korzystną całościowo sytuację, w której znajdują się Los Blancos.
Największym problemem Realu Madryt w obliczu potyczki z rywalem zza miedzy będzie z pewnością zestawienie linii obrony. Na derby z powodu kontuzji wypadł bowiem Marcelo, zaś do zdrowia wciąż nie doszli jeszcze także Pepe i Bale. Zastąpienie szczególnie pierwszego z wymienionych wydaje się bardzo trudne, ponieważ Brazylijczyka w obecnym sezonie śmiało możemy nazwać jednym z najjaśniejszych punktów drużyny. Gdy lewy defensor nie mógł wystąpić w ostatnim spotkaniu na Santiago Bernabéu przeciwko Athletikowi Bilbao, jego miejsce zajął Dani Carvajal, u którego było jednak zdecydowanie widać, że po lewej stronie boiska nie czuje się aż tak swobodnie. Dobrą wiadomością jest natomiast powrót Benzemy, którego brak był aż nadto zauważalny w Maladze. Być może w obecności Karima lepiej niż w poprzedniej kolejce będzie spisywał się również Cristiano Ronaldo, który choć strzelił na La Rosaleda gola (jak pokazały powtórki – ze spalonego), to nie wykorzystał rzutu karnego i ogólnie rozczarowywał swoją postawą.
Co do Atlético, nie powinno budzić zbytnich kontrowersji stwierdzenie, że Los Colchoneros także nie przechodzą ostatnio przez najlepsze chwile. O ile stalowa defensywa (zaledwie 11 straconych bramek w lidze) wciąż jest znakiem rozpoznawczym ekipy Cholo, o tyle z przodu zdecydowanie coś nie gra. Pomijając już nawet fakt, że goście mają w Primera División ponad dwa razy mniej strzelonych goli od Królewskich, największym zmartwieniem nad rzeką Manzanares jest rozregulowany celownik Antoine'a Griezmanna, na którym w największym stopniu opiera się ofensywa Atleti. Francuz nie potrafił znaleźć drogi do siatki w pięciu kolejnych ligowych potyczkach. Na listę strzelców nie zdołał się wpisać także w środowym starciu Ligi Mistrzów z PSV Eindhoven, choć miał ku temu wyśmienitą okazję. Nie nam oceniać, czy być może zbyt pochopnie pozbyto się z Vicente Calderón Jacksona Martíneza, jednak w obliczu dołka Griezmanna można odnieść wrażenie, że w Atlético po prostu nie ma kogoś, kto byłby w stanie na ten teraz wziąć na swoje barki odpowiedzialność za ofensywne poczynania zespołu. Do tej pory Los Rojiblancos aż siedmiokrotnie kończyli spotkania wynikiem 0:0, z czego dwa razy w dwóch ostatnich meczach – z PSV w Champions League i z Villarrealem w Primera División.
Bez względu na to, która wersja wstępu tej zapowiedzi przemówiła do was bardziej, obie mimo skrajnie różnego wydźwięku dość dobrze oddają faktyczny stan rzeczy i mimo wszystko sprawiają, że nie powinno brakować argumentów przemawiających za tym, by o 16:00 zasiąść przed telewizorami/monitorami i zobaczyć, co do zaoferowania będą miały dziś oba zespoły. Gdybyście nawet skłaniali się ku temu bardziej pesymistycznemu wariantowi, na sam koniec umęczymy was jeszcze jednym cytatem:
„Nie masz żadnej szansy, ale ją wykorzystaj”.
~Arthur Schopenhauer
Początek meczu o 16:00. Transmisję przeprowadzi STS TV.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze