Advertisement
Menu
/ RealMadryt.pl

Grę na poważnie czas zacząć. Wraca Liga Mistrzów!

Zapowiedź meczu AS Roma – Real Madryt

„Najważniejsze, żebyśmy podchodzili w pełni formy do decydujących faz sezonu”, „Jeszcze zdążymy pokazać naszą najlepszą wersję”, „To oczywiste, że uważamy zwycięstwo w Lidze Mistrzów za realne”, „Zespół z meczu na mecz czyni postępy”, „Ten projekt potrzebuje czasu”… i tak dalej, i tak dalej. Tego typu śpiewki towarzyszyły nam od początku sezonu praktycznie co chwilę, my zaś przyswajaliśmy je z równą przyjemnością jak pierwszy łyk porannej kawy (kto nie spożywa tego napoju, niech podstawi w tym miejscu jakikolwiek inny). Nadszedł jednak w końcu ten dzień, w którym przysłowiowe „kluczowe fazy sezonu” nie stanowią już jedynie rozmazanego obrazu o niewyraźnym kształcie z bliżej nieokreślonej przyszłości. Nie, już nie. „Kluczowe fazy sezonu” właśnie stoją kilka centymetrów od nas, czujemy na sobie ich oddech. Patrzą nam w oczy i spokojnym, lecz zarazem zdecydowanym tonem komunikują: „No to działajcie. Zobaczymy, w jakim stopniu jesteście w stanie przekuć słowa w czyny”.

Od dzisiaj lina, po której kroczymy, nie jest już rozłożona na dywanie w domowym zaciszu, lecz łączy szczyty dwóch wysokich budynków. Choć drobne zachwianie równowagi można jeszcze skorygować, całkowite jej utracenie nie pozwoli nam na cofnięcie się i rozpoczęcie drogi od nowa w dalszej nadziei na to, że do celu uda nam się mimo wszystko dotrzeć przed resztą stawki. W fazie pucharowej Ligi Mistrzów nie ma miejsca na okazywanie słabości. Nie ma miejsca na tłumaczenia i pobieranie nauk na przyszłość. Przynajmniej nie w przypadku klubu takiego jak Real Madryt. Już dziś o 20.45 Królewscy zmierzą się na wyjeździe z Romą i będą mieli okazję na przedstawienie pierwszego argumentu z krwi i kości na to, że wiara madridismo w uratowanie sezonu nie stanowi wyłącznie życzeniowego myślenia, lecz idą za nią także konkretne działania.

Wraz z powrotem Champions League końca dobiega swego rodzaju pretemporada, którą śmiało możemy nazwać dotychczasowy okres Zinédine'a Zidane'a w roli trenera Królewskich. Zizou otrzymał półtora miesiąca na zaznajomienie się z różnicami dzielącymi pobyt na Santiago Bernabéu jako piłkarz i jako szkoleniowiec. Zwieńczeniem tego drugiego dla Los Blancos „okresu przygotowawczego” było zwycięstwo 4:2 z Athletikiem Bilbao po bardzo ciekawym, choć wcale nie tak łatwym meczu. Po wnikliwej analizie tych kilku minionych tygodni jesteśmy już w stanie z pewnością zaobserwować pewne zmiany. Wśród nich możemy wymienić bez wątpliwości znacznie większą swobodę w poczynaniach piłkarzy w porównaniu do tego, czego świadkami byliśmy za kadencji Rafy Beníteza, rzadsze stosowanie niewymuszonych rotacji w składzie, częstsze korzystanie z graczy niecieszących się przedtem zbyt dużym zaufaniem ze strony sztabu szkoleniowego (Isco, Jesé) przy jednoczesnym odstawieniu na boczny tor niektórych pupili poprzedniej ekipy rządzącej (Casemiro, Lucas Vázquez).

Żeby jednak przez myśl nie przeszło nam przypadkiem, że Zizou przez te półtora miesiąca odwrócił dotychczasową rzeczywistość o sto osiemdziesiąt stopni, należy wspomnieć, że niektóre sprawy wciąż pozostają takimi jakimi były, zarówno w pozytywnym, jak i negatywnym kontekście. Z przyjemniejszych rzeczy, uszczerbku na skuteczności wciąż nie doznał Karim Benzema. Francuz sprawia wrażenie gościa przestraszonego wizją możliwej odsiadki, który przed wyrokiem za wszelką cenę stara się nastrzelać jak najwięcej goli. Na zapas. Wpisywać się na listę strzelców nie przestał także Cristiano, z tym, że w jego przypadku zdobywane w ostatnim czasie bramki są jakieś takie... jakby ładniejsze. Zostawmy jednak na chwilę z boku zachwyty, bo problemy przecież nie zaczęły nas nagle omijać szerokim łukiem jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Pierwszą z przeciwności losu, choć oczywiście nie do końca zależną od trenera, jest fakt, że od początku sezonu wciąż musimy czekać na ten magiczny dzień, w którym w końcu będziemy mogli skorzystać ze wszystkich zawodników. W Rzymie nie wystąpią Gareth Bale i Pepe. W kadrze natomiast znalazł się ostatecznie Marcelo, którego powołanie wzbudzać może kontrowersje, ponieważ nie wydaje się, by Brazylijczyk tak naprawdę zdążył do końca wyleczyć uraz barku. Mając w pamięci przypadek Sergio Ramosa, który przez wymuszone powroty przy podobnej kontuzji tak naprawdę jeszcze do niedawna wciąż miał problemy ze złapaniem ciągłości, trudno się dziwić tym, którzy są sceptycznie nastawieni względem możliwej obecności Marcelo w wyjściowym składzie.

Tym, co jednak powinno nas martwić jeszcze bardziej, jest wciąż pozostawiająca wiele do życzenia forma w spotkaniach wyjazdowych. Po objęciu drużyny przez Zidane'a Królewscy jak dotąd zaledwie dwukrotnie byli zmuszeni toczyć boje poza stolicą Hiszpanii i przy obu okazjach zaprezentowali się – nie owijając w bawełnę – wyjątkowo mizernie. Remis z Betisem i wymęczone zwycięstwo z Granadą w kontekście czekającego nas pojedynku w Rzymie mogą napawać pewnym niepokojem, tym bardziej, że przecież obie z wymienionych drużyn w obecnym sezonie Primera División walczą mniej lub bardziej rozpaczliwie o utrzymanie. Dzisiejsza potyczka będzie więc najlepszą możliwą szansą ku temu, by zrobić pierwszy krok w kierunku wyzbycia się łatki zespołu potrafiącego grać w piłkę jedynie na własnym stadionie.

Jak natomiast wyglądały dotychczasowe koleje losu Romy? Rzymianie, podobnie jak Królewscy, w styczniu dokonali zmiany szkoleniowca. Po ponad dwóch latach zarząd zdecydował się rozwiązać kontrakt z Rudim Garcíą, zatrudniając w jego miejsce doskonale znanego w stolicy Włoch Luciano Spalettiego. Choć stary-nowy trener nie zaczął masowo wygrywać już od pierwszego dnia pracy, można pokusić się o stwierdzenie, że kryzys Giallorossi mają już raczej za sobą. Cztery kolejne zwycięstwa w lidze (3:1 z Frosinone, 2:0 z Sassuolo, 2:1 z Sampdorią i w ostatniej kolejce 3:1 z Carpi) pozwoliły rzymianom wskoczyć kosztem Interu na czwarte miejsce w tabeli Serie A. O ile jednak gra w kolejnej edycji Ligi Mistrzów jest z całą pewnością realnym celem, o tyle nawiązanie walki o mistrzowski tytuł z Napoli i Juventusem wydaje się już zdecydowanie poza zasięgiem.

Jeśli chodzi o Ligę Mistrzów, nasi dzisiejsi rywale praktycznie do ostatniej minuty fazy grupowej musieli szarpać się z o awans z Bayerem Leverkusen. Nie przesadzimy, jeśli stwierdzimy, że ten etap rozgrywek w wykonaniu Romy był iście szalony. Najpierw remis 1:1 z Barceloną po pamiętnym golu z połowy boiska Alessandro Florenziego, następnie porażka 2:3 z BATE, później kapitalny mecz zakończony remisem 4:4 z Bayerem, wygrana 3:2 w rewanżu z Niemcami, łomot 1:6 z Barceloną i bezbramkowy remis z Białorusinami. Ostatecznie Roma z zaledwie sześcioma oczkami na koncie zdołała zakwalifikować się do kolejnej fazy kosztem Bayeru, który z takim samym dorobkiem punktowym przez gorszy bilans bezpośrednich starć na wiosnę musi zadowolić się Ligą Europy.

Którego z piłkarzy powinniśmy dziś obawiać się najbardziej? Jest to o tyle ciekawe pytanie, że obecnie największym problemem Romy zdaje się być właśnie brak klasowego napastnika stanowiącego gwarancję kilkunastu goli w sezonie. Francesco Totti, który ogranicza się już raczej do pełnienia roli podobnej do tej przypadającej w Realu Madryt Álvaro Arbeloi, obserwując z boku swoich potencjalnych następców, nie może więc w spokoju planować zakończenia kariery. Jednym z największych rozczarowań jest z pewnością postawa Edina Džeko, który we wszystkich rozgrywkach wpisywał się do tej pory na listę strzelców zaledwie sześciokrotnie. Nieco lepiej spisuje się autor ośmiu bramek i pięciu asyst, Egipcjanin Mohamed Salah. Wciąż jednak tak naprawdę niemal cały ciężar spoczywa na barkach Miralema Pjanicia. Być może stwierdzenie, że Bośniak ciągnie wózek w pojedynkę będzie nieco krzywdzące dla reszty jego kolegów, jednak nie zmienia to faktu, że to właśnie nominalny pomocnik jest na tę chwilę zarówno najlepszym strzelcem (10 bramek), jak i asystentem (8) w zespole i to na niego będziemy musieli uważać najbardziej.

Przed inauguracją fazy grupowej tej edycji Ligi Mistrzów rozgrywki te porównywaliśmy do kobiety, która przy wyborze partnera co roku przeprowadza wyszukaną selekcję. Dama, o której rękę początkowo starało się 32 kandydatów już kilka miesięcy temu odrzuciła tych najbrzydszych, najmniej pociągających oraz najgłupszych wśród najładniejszych (Manchester United). W odróżnieniu od fazy pucharowej, w grupie każdy, nawet ten prezentujący na co dzień największą klasę dżentelmen, mógł pozwolić sobie na drobny nietakt, który zostanie mu wybaczony. Od teraz jednak każde nieprzemyślane słowo, krzywe spojrzenie czy też źle dobrana koszula mogą sprawić, że przeprosiny z kwiatkiem w ręku nie będą w stanie pomóc, zaś do września miłości trzeba będzie szukać na Tinderze.

Prastare przysłowie mawia, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. My ze swojej strony z pewnością chcielibyśmy jednak, by Rzym okazał się jedynie przystankiem w trakcie podróży do innego włoskiego miasta – Mediolanu.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!