Szpieg w Madrycie?
O <i>Football Leaks</i> słów kilka
Poniższy tekst jest wyłącznie opinią autora. Nie jest oficjalnym stanowiskiem redakcji RealMadryt.pl.
Od kilkunastu tygodni w piłkarskim oraz internetowym świecie tematem numer jeden stały się kwoty transferów, kontraktów czy klauzul piłkarzy. Wszystko za sprawą portalu Football Leaks, który od listopada ubiegłego roku regularnie wypuszcza w eter skany dokumentów, które pokazują dokładne stawki i ustalenia setek piłkarskich transakcji, a dostęp do nich ma każdy z użytkowników sieci. Wiele z opublikowanych dotąd dokumentów dotyczy bezpośrednio i pośrednio Realu Madryt. Mogliśmy zaznajomić się już między innymi z kontraktami Garetha Bale'a, Mesuta Özila, Toniego Kroosa i Xabiego Alonso czy niedoszłą umową Davida De Gei.
W mediach społecznościowych oraz na kilku portalach pojawiły się sugestie, że dołki pod madryckim klubem zaczął wykopywać kolejny kret z wewnątrz, a wszelkie dokumenty wyciekły z biur Santiago Bernabéu. To całkiem śmiała teza, zważywszy na to, że liczbę osób, które w stolicy Hiszpanii mają namacalny dostęp do tego typu papierów, można prawdopodobnie policzyć na palcach jednej ręki. Podpis na kontraktach opiewających na wielomilionowe kwoty składają po stronie Królewskich tylko dwie lub trzy osoby – prezes Florentino Pérez, dyrektor generalny José Ángel Sánchez i główny prawnik klubu Javier López Farré, który pełni rolę świadka. Dodatkowo wgląd w dokumenty mają tylko nieliczni członkowie zarządu, a owe papierki na pewno nie walają się po stadionowych biurach i nie leżą luzem w klubowych archiwach, gdzie można się dostać, puszczając oko i kupując czekoladki 60-letniej pani Esperanzie.
Do dziś nie wiadomo, kto stoi za enigmatycznym Football Leaks, w jaki sposób dotarł do tak dużej liczby trudno dostępnych dokumentów i jaki jest główny cel jego działań. The Times uważa nawet, że portal upublicznił na razie jedynie 1% swoich zasobów, co oznaczałoby, iż anonimowi poszukiwacze sprawiedliwości dysponują praktycznie wszystkimi dużymi futbolowymi kontraktami świata. Trudno oczywiście polemizować z faktem, że wiele z ujawnionych umów zostało przyklepanych w stolicy Hiszpanii, ale czy pozwala to na stwierdzenie, że przy skrzyżowaniu ulic Castellany i Concha Espina przechadza się jakiś tajny agent, który w nieprzenikniony sposób potrafił dostać się do królewskich skarbców? Skala działań Football Leaks robi wrażenie, ale nie dajmy się zwariować.
Metody działania Football Leaks nie są w pełni znane i mediom pozostaje jedynie snucie domysłów, ale warto zastanowić się, czy to faktycznie kluby w tak mizerny sposób strzegą swoich tajemnic. Czy przedstawiciele portalu mają szpiegów w setkach miast lub dysponują workami z pieniędzmi, które rzucają pod nogi ludziom, którzy gotowi są je wykraść z klubowych sejfów? Musiałoby to być przedsięwzięcie angażujące w pracę setki osób i tysiące lub nawet miliony euro. Portal publikował już przecież dokumenty dotyczące nie tylko Realu Madryt, ale także Barcelony, Atlético, Valencii, Sevilli, FC Porto, Chelsea, Manchesteru United, Benfiki, Sportingu, PSV, Olympique'u Marsylia, Boca Juniors, Santosu, Cruzeiro i tak dalej. Można by wymienić praktycznie każdy duży klub, nie tylko z Europy, ale z całego świata. Wypłynęły też umowy między piłkarzami a różnymi agencjami czy nawet dokumenty dotyczące kampów organizowanych niegdyś przez Xaviego. Z dnia na dzień możemy wertować coraz to nowsze świstki i trudno uwierzyć w teorię mówiącą, że wszystko zostało wykradzione tak wielu klubom.
Jeśli nie bezpośrednio od klubów to w takim razie skąd? Dość dosadną podpowiedź rzuca Jonathan Barnett. Dzień po tym, gdy świat mógł zaznajomić się z kontraktem Garetha Bale'a, jego agent stwierdził, że obu klubom oraz zawodnikowi należą się przeprosiny ze strony… Angielskiej Federacji Piłkarskiej. I właśnie to stwierdzenie może stanowić choćby jeden z kluczy do rozwiązania zagadki. Wszelkie umowy transferowe między klubami przechodzą przez federacje danych krajów, a swoimi kopiami dysponują też przede wszystkim piłkarskie agencje czy pojedynczy agenci, którzy z reguły pośredniczą wszelkim transakcjom. Krótko mówiąc – dostęp do dokumentów może uzyskać mnóstwo osób z zewnątrz klubu. Naturalnie nie można odrzucić takiej możliwości, że winę ponosi klub, ale nie można brać tego za pewnik. Wydaje się, że w ostatnich miesiącach atakowanie Realu Madryt i wycieranie sobie gęby jego herbem stało się niezwykle prostym zadaniem, o wiele mniej skomplikowanym niż choćby próba połączenia kropek w całość.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze