RealMadryt.pl w Madrycie: Piłkarski król na fotografiach
Wernisaż wystawy <i>Zz Zidane con todas sus letras</i>
Pierwsze zdjęcie, które widzimy na wystawie zdjęć Phillipe’a Bordasa Zz Zidane con todas sus letras, przedstawia Alfredo Di Stéfano i bohatera wystawy. Di Stéfano siedzi na krześle, po prawej stronie stoi Zidane, z ręką na jego barku. Za nimi biała flaga z herbami Realu Madryt. Bordas zrobił to zdjęcie w jednym z pomieszczeń na Estadio Santiago Bernabéu. Tuż obok sali z trofeami, które niegdyś zdobywali Zinédine i Alfredo. Nie było to wymarzone miejsce dla fotografa, mały pokój ze słabym światłem wymaga od artysty niezwykłego skupienia przy pracy.
Zdjęcie nie bez powodu budzi skojarzenia z portretem królewskiej rodziny. Dwie legendy madryckiego klubu na jednej fotografii. Król i jego następca. Król podpiera się na lasce. Elegancki, w białej koszuli z wyprasowanymi na kant mankietami, pod krawatem. Po jego prawicy książę, jeszcze nieopierzony, zdaje się niegotowy do przejęcia tronu. W pogniecionej koszuli rozpiętej pod szyją. Ale skromny i niechlujny ubiór to tylko pozory, w jego postawie widać wielkość. Dwie legendy, które, zdawało się wtedy, napisały już swoją królewską historię. Ale Francuz nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Zizou oglądał te zdjęcia we wtorek na wystawie, która dla publiczności była jeszcze zamknięta. W sali byli tylko on, jego żona Véronique i Phillipe Bordas. Zidane był wzruszony, większości ze zdjęć nigdy nie widział. Od ich wykonania minęło prawie 10 lat.
***
Phillipe Bordas nie zna się na piłce nożnej – jest fotografem i sport go nie interesuje. Ma przyjaciela poetę, który w wieku trzydziestu kilku lat stracił wzrok. Phillipe też trochę pisze. Jego przyjaciel ma specjalny komputer, który pozwala mu czytać i komentować poezje Bordasa. Poeta pewnego dnia natrafia na wypowiedź Zidane’a po jego reprezentacyjnym debiucie. Francuzi zremisowali wtedy z Czechami 2:2, choć przegrywali 0:2. Dwie bramki zdobył młody Zinédine Zidane. Mówił po tamtym spotkaniu: „To jest niesamowite, nie mogę w to uwierzyć. Nam, dzieciom z biednych przedmieść to się nie zdarza”. Te słowa poruszyły poetę. Nie może zobaczyć Zidane’a, ale chce go poznać. Prosi Bordasa o coś prawie niemożliwego: „Napisz dla mnie książkę o Zidanie. Nie reportaż czy album, literaturę. Odkryj go dla mnie, chce poznać jego osobowość, dotknąć go”.
Fotograf ląduje na madryckim Barajas w 2006 roku. Będzie towarzyszył Zidane'owi przez ostatnie sto dni jego kariery w Realu Madryt. Przede wszystkim ma robić zdjęcia, do tego został wynajęty. Przy okazji zbiera materiał do książki. Wybrano go do udokumentowania ostatnich dni Francuza w Realu z jednego powodu. Nie był fotografem sportowym, pożegnalny mecz Zizou z Villarealem był pierwszym w życiu Bordasa. Ale w jednym jest świetny – doskonale przedstawia życie codzienne, a to właśnie z tej perspektywy ma być widziany Zidane. Zinédine nie sypia w drogich hotelach, jest skromnym człowiekiem.
Bordasowi w stolicy Hiszpanii towarzyszy Frédéric Hermel, francuski dziennikarz pracujący w Madrycie. Przyjeżdża po niego prawie piętnastoletnim małym Renault Twingo. Jest ciasno, nie działa wewnętrzne światło i Bordas ma problem ze znalezieniem czegoś w torbie. Po drodze zatrzymuje ich policja. Hermel pokazuje dokumenty. Ale policjant zauważa brak lusterka wstecznego – samochód niezdatny do bezpiecznego poruszania się na drodze. Bordas już wie, że to rzeczywiście nie będzie luksusowy wyjazd.
Wszystko zmienia się, gdy poznaje Zidane’a. Już po pierwszym spotkaniu wydaje mu się, że jego rodak ma w sobie coś niezwykłego. Od chłopaka z przedmieść Marsylii bije wielkość. Arystokratyczna godność, jak to później określił. Artysta zagłębia się w historii Realu Madryt. Wie, że taki człowiek jak Zidane, arystokrata od urodzenia, choć wychowany w biedzie i wielkim szacunku do pracy, musiał trafić do Realu Madryt. Do królewskiego klubu zbudowanego z dziwnego połączenia monarchistycznej ambicji i pasji chłopaków z ulicy. To Zidane musiał dopisać swoje karty w historii tego klubu.
Bordas towarzyszy rodzinie Zinédine’a na ostatnim meczu w jego klubowej karierze. Stadion jest biały od kartoników z nadrukiem koszulki z numerem 5. Rodzina nie wytrzymuje, płaczą wszyscy. Na wystawie fotograf układada ich zdjęcia po kolei, od najmłodszych po rodziców. Jak na portretach królewskich rodzin. Bordas tego dnia odkrył ich najbardziej intymną stronę, o to chodziło w jego założeniach. Ostatnia fotografia to już sam Zizou z nagim torsem na czarnym tle. W majestatycznej pozie budzi skojarzenia z portretami nadwornego malarza króla Filipa IV, Diego Velázqueza. Zidane nie potrzebuje jednak strojnych szat. Jego królewski majestat widać bez nich. Bordas mówi, że Zinédine nie musi nawet pozować do zdjęć, on po prostu taki jest.
***
Fotograf nie chce jechać na mistrzostwa świata w Niemczech. Wykonał już swoje zadanie, a poza tym Francuzi po upokorzeniu w 2002 roku nie byli faworytami mundialu. Zdecydował się jednak na mecz Francji z Hiszpanią. „Bardzo nudne spotkanie”, wspominał później Bordas, choć Francja wygrywała 2:1. W 91. minucie zbierał się już do wyjścia ze stadionu. Jednak wtedy Zidane dostał piłkę na trzydziestym metrze, wbiegł w pole karne, minął Puyola i płaskim strzałem pokonał Casillasa. Bordas łapie za aparat i robi zdjęcia. Ku swojemu zdziwieniu i początkowemu wstydowi płacze do wizjera, przyklejony do aparatu. Intymne chwile króla futbolu, które miał dokumentować, stały się teraz jego własnymi.
Francja dostaje się do finału. Bordas zostaje do końca mistrzostw, na które przecież nawet nie chciał jechać. Francuzi przegrywają w finale, a świat zapamięta nie pięknego gola Zidane’a z karnego, tylko jego cabezazo na Materazzim. Po tym finale Zizou znika. Zrywa się kontakt między nim a fotografem. Zdjęcia, których piłkarski arystokrata nawet nie widział (oprócz tych z nagim torsem), mają nie ujrzeć światła dziennego.
***
Phillipe Bordas w 2014 roku wydaje książkę Chant furiex, w której opisuje czas spędzony u boku Zidane’a. Od 4 lutego 2016 roku zdjęcia po raz pierwszy trafiają na wystawę, prawie 10 lat po ich wykonaniu. Bordas prezentuje je w Instytucie Francuskim w Madrycie. Wystawa potrwa do 18 marca.
***
Renault Twingo jest nadal sprawne. Frédéric Hermel przyjechał nim na środowy wernisaż.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze