RealMadryt.pl w Madrycie: Szczęśliwe Bernabéu
Hiszpanie są zachwyceni Realem Zidane'a
Niektóre stacje linii metra numer 10 są jednymi z najgłębiej położonych w całym Madrycie. Zjechanie na sam dół, bez zbiegania po ruchomych schodach, zajmuje kilka minut. Linia 10 jest jednak także jedną z najczęściej używanych, przynajmniej w weekendy. To właśnie ze stacji oznaczonych białą dziesiątką na granatowym tle dostaniemy się na przystanek, którego nazwa słyszana z głośników wywołuje ciarki na plecach wielu kibiców – Próxima estación: Santiago Bernabéu.
W niedzielne chłodne popołudnie wchodzę na stację Alonso Martínez. Do Bernabéu mam trzy przystanki, niecałe dziesięć minut jazdy. Tuż przy peronie ze swoim towarem rozłożył się czarnoskóry handlarz, jakich mnóstwo w Madrycie. Na sprzedaż mają wszystko – od biżuterii, przez torebki Prady po buty Nike. Ale wiadomo, że przed meczem Realu najlepiej rozchodzą się koszulki Królewskich. Przy handlarzu stoi pracownik ochrony metra. Myślę, że po prostu chce go przegonić, jak często robi policja w centrum miasta. Ale nie, on zastanawia się, czy kupić koszulkę domową czy wyjazdową. Oczywiście z numerem 7 na plecach. Być może w przyszłym roku na strojach Królewskich nie pojawi się żadne nowe nazwisko.
Temat zakazu transferowego jest w ostatnich dniach najbardziej komentowaną sprawą w Madrycie. Nie ma nocnego programu sportowego, w którym nie zostałby poruszony. Dziennikarze nawet w prywatnych rozmowach dyskutują o karze nałożonej na madryckie kluby przez FIFA. Na otwartym dla prasy treningu w sobotę stał obok mnie dziennikarz beIN Sports i nagrywał swoje wejście, a ja z jego arabskiego wywodu rozumiałem tylko jedno w kółko powtarzające się słowo – FIFA. W sali konferencyjnej ośrodka sportowego Valdebebas reporter pewnej telewizji przeprowadza wywiad z innym dziennikarzem, Antónem Meaną z Radia MARCA. Prosi go o opinię na temat sprawy Bettoniego, ale resztę pytań zajmuje sprawa zakazu.
Fot. RealMadryt.pl
Zidane uśmiecha się częściej niż Benítez.
Zidane na dzień przed meczem nie chce mówić o karze. Przyznaje tylko, że to absurd, ale woli skupiać się na spotkaniu ze Sportingiem. Od czasu gdy Francuz objął posadę trenera Królewskich, zmieniły się też konferencje. Zidane wprowadził na nie coś, czego nie widziałem na żadnej poprzedniej Rafy Beníteza – luz i uśmiech. Były pomocnik Realu wchodzi na salę uśmiechnięty, nie jest tylko maszynką do odpowiadania na pytania, wchodzi z dziennikarzami w interakcje, co wszystkim się podoba. Potrafi zbudować świetną atmosferę na sali prasowej, ale po treningach widać, że wniósł też dużo luzu do drużyny.
Nie wiem, którą koszulkę ostatecznie wybrał ochroniarz, bo przyjechał mój pociąg. Po wyjściu z metra spotkało mnie to, co zwykle widzę przed meczami Realu. Tłum ludzi i brak atmosfery. Gdyby nie straganiarze i zamknięte ulice, pomyślałbym po prostu, że trochę więcej osób przyszło na zwiedzanie stadionu czy do klubowego sklepu. Najtrudniej było oczywiście przedrzeć się przez kibiców czekających na przyjazd piłkarzy. Większość Hiszpanów przegryzała bocadillos lub słonecznik.
Upamiętnienie Velázqueza na boisku…
… i na trybunach.
Mecz poprzedziła minuta ciszy dla zmarłego niedawno Manuela Velázqueza. Chwilę po pierwszym golu Bale’a kibice na południowej trybunie wywiesili także sektorówkę upamiętniającą legendę Królewskich. Przegapili tym samym dwa kolejne gole Realu. Być może to złudzenie, w które wprawia mnie wszechobecny w Madrycie zachwyt nad Zizou, ale wydaje mi się, że pod jego wodzą ekipa gra ładniej. Widać w piłkarzach luz z treningów, co przekłada się na bardziej swobodną grę. Czy w jakimkolwiek innym meczu Luka Modrić zdecydowałby się na strzał z dystansu w pierwszych dziesięciu minutach? Zawsze miałem mu za złe, że gdy może strzelać, szuka podania. Tym razem mnie zaskoczył. Nie mówiąc o radości z gry u Bale’a czy Isco… Tak, w pierwszej połowie Bernabéu było szczęśliwe. Do obrazka szczęśliwego Bernabéu można jeszcze dołączyć kibiców, którzy zaczęli śpiewać Cumpleańos feliz dla obchodzącego urodziny Arbeloi.
Ronaldo nie wygląda na zawiedzionego przegraną walką o Złotą Piłkę.
Dziennikarze w niedzielę wieczorem także wydają się być tą szczęśliwą wizją zaślepieni. Na pomeczowej konferencji nie pamiętają o słabszej drugiej połowie, a co dopiero o sankcji nałożonej przez FIFA. A przecież kontuzje Bale’a i Benzemy nie są ciężkie, więc czym się martwić? Sam Zidane mówi, że jedyne, co trzeba poprawić, to fizyczność drużyny, żeby właśnie takie urazy się nie zdarzały. W strefie mieszanej Ronaldo jest w świetnym humorze. Żartuje sobie z dziennikarzami, nie widać po nim, żeby przegrana walka o Złotą Piłkę szczególnie go zabolała. Sprawia wrażenie człowieka, który już od meczu z Deportivo pracuje na tę nagrodę za 2016 rok. Radosny jest także Jesé, który cieszy się z szans na grę. Chociaż bardziej niż jego uśmiech w oczy biją mi gruby, złoty łańcuch na szyi i równie złote sznurówki w czarnych butach.
W sobotę, gdy wracałem z przedmeczowej konferencji w Valdebebas, załapałem się na końcówkę meczu Infantilu A, wygranego przez młodych piłkarzy szkółki Królewskich 2:1. Ich rodzice na trybunach byli szczęśliwi, nie wyglądali na rodziny, którym życie, według FIFA, uprzykrza Florentino Pérez. Ci sami rodzice pewnie zasiedli w niedzielę na trybunach Bernabéu i z takimi samymi uśmiechami wracali do domu. Teraz najtrudniejszym zadaniem Zidane’a jest to, żeby te uśmiechy utrzymać do końca sezonu.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze