Nic
Villarreal – Real Madryt 1:0
Klub, któremu kibicujesz od dziecka, parę tygodni temu skompromitował się w najważniejszym meczu dla milionów fanów na świecie. Co robisz? Jeśli jesteś z klubem na zawsze, a tak powiedziałeś rodzinie i kolegom, zostajesz z nim. Kibicujesz, trzymasz kciuki, wierzysz. Albo nie wierzysz. Ale na pewno masz nadzieję. Masz nadzieję na to, że ten klub, który w ostatnich latach notorycznie zabiera najważniejsze trofea i raz za razem jego kapitan podnosi jakiś puchar ku górze, wreszcie się potknie. No i ten klub się potyka. Co robisz? Czekasz cały dzień na mecz. Wstajesz wcześnie, krótki przegląd wydarzeń z dnia poprzedniego i odliczasz. 20:30, gra mój klub. Gra? Nie żartujmy. Real Madryt dziś nie grał. Real Madryt dziś się skompromitował i przegrał 0:1 z Villarrealem.
Winić możemy dziś wszystkich. Trenera, piłkarzy, prezesa. Może tylko utilleros, czyli ludzie odpowiedzialni za przygotowanie strojów na mecz, nie mają sobie nic do zarzucenia. W pierwszej połowie dziś było wręcz katastrofalnie. Zaczęło się od „siatki”, którą Bakambu założył Ramosowi, ale chwilę później piłka po strzale Dos Santosa odbiła się od słupka. Kilka minut później zawiódł też Modrić, który na pewno nas akurat do uczucia rozczarowania nie przyzwyczaił. Źle przyjął piłkę, przegrał pojedynek z Bruno, a cała akcja zakończyła się golem Roberto Soldado. Jeszcze przed przerwą Villarreal mógł wbić gwóźdź gwoździe do trumny, ale Keylor i reszta mieli wiele szczęścia.
Początek drugiej połowy to taki Real Madryt, na jaki liczyliśmy od wczoraj albo i jeszcze dłużej. Grał ofensywnie, naciskał, stwarzał sytuacje, a co najważniejsze – nikomu nie brakowało słynnego już nastawienia. Świetne okazje miał Karim Benzema, ale nie uderzał tak celnie jak w poprzednich meczach. Przebudził się Gareth Bale, na parę chwil o złych momentach w pierwszej części meczu zapominali pozostali, ale nikt nie zdołał pokonać Aréoli. W pewnym momencie chyba nawet w szeregach Los Blancos zwątpiono jednak w zwycięstwo. Pospolite ruszenie miało sens przez pierwsze kilkanaście minut. Później znów oglądaliśmy Real Madryt, który równie dobrze mógłby grać z herbem Getafe na piersi.
Real Madryt przegrał, ale co ważniejsze – w pierwszej połowie zagrał gorzej niż MKS Kutno. I nie chodzi tu o umiejętności. W nie nikt nie wątpi. Zespół z niemal 50-tysięcznego miasteczka byłby chyba w stanie w ważnym momencie stać się drużyną, przynajmniej taką, by żaden mieszkaniec po meczu nie mówił, że komukolwiek zabrakło jaj. Dziś tego samego nie może powiedzieć wiele milionów kibiców Królewskich na całym świecie. Ich ulubieńcy znowu zawiedli. A co może boleć jeszcze bardziej, Barcelona po remisie z Deportivo (!) u siebie ucieka na pięć punktów.
Villarreal CF – Real Madryt (1:0)
1:0 Soldado 8' (asysta: Bakambu)
Villarreal: Aréola; Bailly (84' Rukavina), Musacchio, Víctor Ruiz, J. Costa; Dos Santos, Trigueros (92' Pina), Bruno, Denis; Bakambu, Soldado (83' Leiva).
Real Madryt: Keylor Navas; Danilo, Pepe, Sergio Ramos, Marcelo (89' Jesé); Modrić (78' Isco), Casemiro (79' Kovačic), James; Bale, Benzema, Cristiano.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze