Egzamin dojrzałości
Przed meczem z Atlético
*** OGŁOSZENIE ***
Pilnie poszukiwany godny rywal na derby
*** KONIEC OGŁOSZENIA ***
Powyższe hasło fani Królewskich mogli swego czasu powtarzać beztrosko przez ponad dekadę, spoglądając na rywala zza miedzy z góry, z pogardą i przyklejonym do twarzy ironicznym uśmieszkiem. Nawet podczas chudszych lat, gdy jedna ósma finału Ligi Mistrzów okazywała się zbyt wysokimi progami, zaś Barcelona niezbyt chętnie odzwyczajała się od tytułu mistrzowskiego, Królewscy i tak zawsze mogli sobie podreperować samoocenę, zjeżdżając w dół miasta nad rzekę Manzanares, by na Vicente Calderón napluć gospodarzowi w twarz i udowodnić swoją dominację w stolicy Hiszpanii.
Pewnego dnia do Madrytu przybył jegomość o nietypowym, charakterystycznym akcencie znad La Platy. Jego głos brzmiał jednak znajomo. Rozejrzał się dookoła i powiedział: „Tak dłużej być nie może!”. Dobrze wiedział, co musi zmienić, gdyż środowisko nie było mu obce. Nie mogło być, w końcu spędził tu w przeszłości pięć lat. Nazywał się Diego Simeone. Za zadanie miał zrobienie porządku.
I rywalizacja Realu Madryt z Atlético na powrót stała się piękna. Piękna, bo nieprzewidywalna i pełna zwrotów akcji. Przesycona emocjami i walką, będąca konfrontacją dwóch różnych filozofii, studnią euforii i rozpaczy. Najpierw w dramatycznych okolicznościach zdobywasz po wojnie domowej Ligę Mistrzów, kilka miesięcy później doznajesz z tym samym rywalem jednego z największych upokorzeń w ostatnich latach, by na koniec znowu na oczach całego kontynentu pokazać, że to wcale nie tak, jak wszyscy myśleli. Na tym prawdopodobnie polega cała magia sportu. Magia, której dziś po raz kolejny będziemy naocznymi świadkami.
To jeden z tych meczów, przy okazji których nie ma konieczności przetrzepywania najdalszych zakątków Internetu, by dowiedzieć się czegoś o przeciwniku. Nie musimy robić tego ani my, ani trenerzy, ani zawodnicy. Obie strony doskonale znają swoje zalety i wady, wiedzą, jak może wyglądać to spotkanie. Chociaż od początku 2014 roku rozegrano aż dwanaście spotkań między Atlético a Realem Madryt, to kilka znaków zapytania wciąż może świtać w głowach kibiców jednych i drugich.
Colchoneros musieli tego lata zetknąć się z czymś niecodziennym. Na Vicente Calderón przybywali zawodnicy o uznanej w Europie marce, a z drużyny odszedł między innymi jeden z symboli filozofii cholismo, Raúl García. Już wcześniej Atlético znalazło w osobie Antoine’a Griezmanna absolutną gwiazdę nie tylko swojej drużyny, ale też europejskiego futbolu. Fantastyczna forma Francuza – pięć bramek i trzy asysty – spycha na dalszy plan Fernando Torresa i Jacksona Martineza. Ten pierwszy pokazał już jednak, że przeciwko Królewskim zapomina o wszystkich problemach z przeszłości i mimo trzech dych na karku gra jak nowo narodzony. W końcu ksywa El Nińo (z hiszp. dzieciak) nie wzięła się znikąd.
Filozofia Simeone jest jasna i trener nie musi jej powtarzać na co drugiej konferencji prasowej – tu widzieliśmy spore różnice między nim a Carlo Ancelottim. Włoch powtarzał wyświechtane slogany o równowadze i kontroli, a ekipa Cholo po prostu je realizuje. Albo realizowała. Forma jego graczy pozostawia wiele do życzenia i pojawiają się głosy, że charakteryzując się wyłącznie wielką intensywnością, nie można być na topie przez kilka sezonów. Simeone zaszczepił w piłkarzach niesłychaną wolę walki, ale w pewnym momencie brakowało mu piłkarzy o wystarczających umiejętnościach – takich, które pozwolą walczyć na trzech frontach bez uszczerbku na sile roboczej. Nad Manzanares muszą przyzwyczaić się do tego, że utrzymanie się na szczycie jest trudniejsze niż dostanie się tam.
Trudno zachwycać się grą Atlético. W tym sezonie nie imponowali nawet w zwycięskich meczach, ale nie z efektowności gry rozlicza się drużynę Cholo. Najgorsze chwile to kilka ostatnich dni – porażka z Villarrealem, oddalenie się od czołówki ligi hiszpańskiej i środowa wpadka z Benficą na swoim stadionie. To wszystko bez Koke, motoru napędowego gry ofensywnej i defensywnej. Diego Simeone musi radzić sobie bez być może najważniejszego ogniwa drużyny w ostatnich sezonach. Oczywiście życzylibyśmy sobie, by Real Madryt mógł pokonać każdego bez względu na skład rywala, ale nie ukrywajmy – absencja pomocnika to bardzo dobra wiadomość dla Królewskich. Jego stałe fragmenty gry niejednokrotnie wprawiały obrońców w ogromne zakłopotanie. Znalezienie godnego zastępcy nawet na jedno spotkanie jest niemal niemożliwe. Gdybyśmy mieli wybrać równie ważnego zawodnika po stronie Los Blancos, postawilibyśmy na Lukę Modricia. A wszyscy chyba pamiętacie, jak wyglądał Real Madryt bez swojego mózgu, płuc i serca w jednej osobie…
Na całe szczęście Chorwat ma się zdrów. Mimo wpadki Królewskich w poprzednim meczu ligowym, gdzie cuda między słupkami wyczyniał Carlos Kameni, chyba to samo można powiedzieć o całej drużynie Rafy Beniteza. W środę musiała ona udać się do Szwecji, ale zwycięstwo z Malmö było raczej formalnością i nie dało się nie zauważyć, że mecz został wygrany przy najmniejszym nakładzie sił. Przy okazji Cristiano Ronaldo pobił kolejne – i jedne z ostatnich, jakie są do pobicia – rekordy, więc i on powinien mieć spokojną głowę przed derbami. W Realu Madryt poza grą pozostają za to James Rodríguez, Pepe i Danilo, co trochę ogranicza trenerowi pole manewru. I tak jest lepiej niż jeszcze tydzień temu, do gry wrócili bowiem Sergio Ramos i Gareth Bale. Przypominając sobie mecz z 24 maja ubiegłego roku, śmiało można uznać obu za niezwykle istotnych piłkarzy. Nie żyjemy jednak historią i trzeba dostrzec wielki wpływ tego pierwszego w niemal każdym aspekcie gry drużyny. Walijczyk natomiast czyni postępy z meczu na mecz i coraz lepiej rozumie zamysł szkoleniowca, który wystawia go na „dziesiątce”.
Temperaturę przed derbami podgrzał nieco Álvaro Arbeloa, chociaż nie odważylibyśmy się porównać tego do słynnych już mind games w wykonaniu José Mourinho. „Dla Atlético to mecz sezonu. Zagrają na dwieście procent i zostawią przeciwko nam życie”, powiedział wychowanek Królewskich, który w tym sezonie na murawie bywa niewiele częściej niż kucharz Beniteza. Na odpowiedź z drugiej strony nie trzeba było długo czekać. Kapitan Atleti, Gabi, zareagował niemal natychmiast: „Arbeloa ostatnio mało nas oglądał”. Bez względu na drobne przepychanki, które nie są jednak na tyle głośne, by trafić na okładki największych dzienników, w zaangażowanie jednych i drugich nie wątpimy.
Chcielibyśmy już nie wspominać o poprzednim ligowym starciu Realu Madryt na Vicente Calderón, ale z przyzwoitości musimy to zrobić. 4:0. Problemy kadrowe nie są i nie były żadną wymówką, ale jedno jest pewne – Atlético zagrało jeden z najlepszych meczów w historii, znalazło i wykorzystało wady Królewskich. Dwumecz w Lidze Mistrzów miał być wielkim rewanżem, ale mimo zwycięstwa w ćwierćfinale trudno mówić o tym, że Los Blancos godnie odpowiedzieli na lutową kompromitację. Może gdyby wygrali oni półfinał z Juventusem, a potem w Berlinie Iker Casillas podniósłby Puchar Europy… Ostatecznie jednak i Real Madryt, i Atlético mogą mówić o sporym niedosycie w rozgrywkach europejskich w ubiegłym sezonie. Tym bardziej czterobramkową porażkę trudno wymazać z pamięci.
Na pewno istnieje więcej niż jeden klucz do sukcesu. Przede wszystkim w meczach przeciwko Atlético trzeba dorównać intensywnością przeciwnikowi. Należy znaleźć sposób na zatrzymanie Griezmanna i zachować koncentrację przy stałych fragmentach gry – brak Koke wcale nie znaczy, że z rzutów rożnych Colchoneros będą częstować kibiców piłkami. Na ładną i efektowną grę może dziś nie być miejsca i czasu. Najważniejsza będzie efektywność – to słowo lubimy powtarzać i przy tej okazji przypominamy mecz z Málagą. Tydzień temu tej efektywności zabrakło, dlatego madrytczycy w banalnie łatwy sposób stracili pierwsze miejsce w tabeli.
Nie tak dawno pisaliśmy o wielkim teście piłkarzy Rafy Beniteza. Królewscy polecieli do Bilbao, gdzie także mieli przeciwstawić się z niesłychanej intensywności gospodarzy, a ewentualna strata punktów miała spowodować drobne wstrząsy w madryckiej drużynie. Przyjmijmy terminologię polskiej edukacj. Na San Mamés Real Madryt zdawał egzamin gimnazjalny. Całkiem nieźle sobie z nim poradził i poszedł dokładnie tam, gdzie chciał. Teraz czeka go egzamin dojrzałości. Czy pierwszy przedmiot okaże się przeszkodą nie do przeskoczenia?
Początek meczu o 20:30. Transmisję przeprowadzi STS TV.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze