Benítez: Do maja trzeba dojść, atakując
Wywiad dla <i>El País</i>
Rafael Benítez na ten weekend poleciał do Liverpoolu. W tym mieście na najbardziej legendarnej trybunie w Europie, The Kop, znajduje się flaga z jego twarzą i hiszpańskim hasłem „… siempre es posible" [„… zawsze jest możliwe”]. Odnosi się to do zdaniem dziennika Daily Mail najważniejszego sportowego momentu dekady na równi z finałem Wimbledonu z 2008 roku między Nadalem a Federerem: remontady Liverpoolu przeciwko Milanowi w Stambule, która pozwoliła Anglikom wygrać Puchar Europy po 21 latach. W rozmowie telefonicznej, w czasie gdy Real negocjował w sprawie Kovačicia, Benítez mówi o futbolu i Realu Madryt. Unika personalizowania, chociaż wymyka mu się jedno nazwisko i życzenie: Karim Benzema.
Powroty przerażają.
Ja jestem z Madrytu. Tutaj się rozwijałem. Przychodziłem na Bernabéu dwie godziny wcześniej z kolegami, żeby wejść na trzeci pierścień i znaleźć dobre miejsca stojące. Moje dzieciństwo i moja młodość to ten klub.
Rozpoznawał pan piłkarzy z takiej wysokości?
To była moja przewaga. Doskonale znałem Del Bosque, Santillanę, Garcíę Remona, Agustina czy Chendo, z którym nawet grałem. Moim ostatnim meczem było pierwsze spotkanie Butragueńo w Escorial. Ostatnio on opowiadał, że wygraliśmy 5:1, a on strzelił 2 czy 3 gole, ale ja tego nie pamiętam. Jednak faktycznie Emilio był inny, miał to coś.
Pan zawsze wyróżniał kulturę wysiłku.
Jako chłopcy ze szkółki graliśmy przeciwko pierwszej drużynie. Przeciwko Stielike! Dla nas to zawsze była motywacja. Di Stéfano sędziował takie mecze i gwizdał wolne tym z pierwszej drużyny aż zdobywali bramki. Wiedzieliśmy, że muszą wygrać i czasami była bitwa o gole, bo istniała spora różnica, ale i tak trzeba było grać na maksa. Czasami potrafiliśmy przyłapać ich, gdy byli rozluźnieni, a my byliśmy rozpędzeni, ale Benito, Vicente, Molowny czy Di Stéfano sędziowali tak, że pierwsza drużyna wygrywała. A wtedy Quinta grała w Castilli!
To byli chłopcy…
Tak, ale popatrz na to inaczej. Ja byłem bardzo młody. Stawaliśmy na początku dziesięciometrowego korytarza do szatni pierwszej drużyny i już się baliśmy. Czasami pojawiał się jakiś pracownik, coś krzyczał i trzeba było uciekać. Wtedy istniał szacunek, który obecnie w społeczeństwie został zatracony. Przychodził ktoś przed meczem i pytał: „Chłopcze, jaki masz numer?”. „41”. A gość rzucał ci „44” i bałeś się cokolwiek skomentować, nakładałeś koszulkę albo wymieniałeś się z kolegą. Teraz to jest nie do pomyślenia, za piłkarzami nosi się buty, po trzy pary.
W Valdebebas też istnieje teraz metaforyczny dziesięciometrowy korytarz, oddziela on pierwszą drużynę od reszty. Kto chce się tam dostać, niech kopnie piłkę.
Trzeba to sobie wywalczyć. Nasz sztab kilka dni temu oglądał ekipę Juvenilu przeciwko Valladolidowi. Tak jest łatwiej i lepiej, że to my wychodzimy do nich, a nie odwrotnie. Jednak niech nikt się nie myli. Chłopcy muszą pracować, muszą pokazać talent i ambicję.
Przychodzi pan do klubu, gdzie nie ma środka, jest wygrana i przegrana.
Tutaj dorastałem: drugie miejsce się nie liczy. Są cele, które zależą od twojej postawy, transferów i drużyny. A ta drużyna jest świetna i będzie walczyć o wszystko, ale trzeba w tym znaleźć równowagę. Musimy wykorzystać całą kadrę, żeby dojść do końcówki sezonu, do maja, atakując i wygrywając kluczowe mecze. Wychowałem się w Realu, rozumiem i akceptuję te oczekiwania.
Potrafi pan interpretować Santiago Bernabéu?
Ja oczekuję od naszego stadionu dobrego przyjęcia. Wiem, czego chce publiczność: dobrego futbolu i wygranych. Docenia też piłkarzy, którzy dają z siebie wszystko. To inteligentni fani. My chcemy być ofensywni i grać dobrze. Mnie nie podoba się 0:0! Każdy drużyna ma swój poziom, a poziom Realu jest odpowiedni do tego, żeby zawsze zdobywać bramki i jeśli to możliwe, ich nie tracić. Ja podkreślam równowagę, bo taki jest cel, jaki mam wobec tej kadry. A kibice nam pomogą i będą cieszyć się ekipą.
Wy, trenerzy, kiedy stajecie się poważni, mówicie, że jednak lepiej wygrać 1:0 niż 4:3. Też ma pan taki zamysł?
Moim zamysłem jest uporządkowana ekipa. Ta drużyna strzela wiele bramek i musi dalej je strzelać, ale tracimy też gole i to musimy poprawić. Mówi się, że jestem defensywny. Napoli strzeliło 104 gole… Jeśli mam ofensywną drużynę, gram do przodu, a jeśli muszę coś dostosować, dostosowuję to. Jednak Real musi po prostu strzelać więcej goli niż przeciwnik i próbować ich nie tracić.
Z tyloma ofensywnymi zawodnikami na boisku?
Najważniejsze to mieć pomysł na grę. Naszym pomysłem jest posiadanie piłki i wiedza, co z nią zrobić. A jeśli nie będziemy jej mieć, musimy wiedzieć, jak ją odzyskiwać i gdzie to robić. Jesteśmy drużyną szybkich przejść do ataku, nie będziemy grać piłką dla samego grania. Trzeba wiedzieć, jak grać, a to zależy od jakości i talentu, jakie mamy z przodu. W ofensywie dam zawodnikom swobodę, żeby zamieniali się pozycjami, jeśli tylko będą musieli. Ekipa musi poprawić się w obronie, zaczynając od przodu. To nie znaczy, że mają wracać, ale że mają naciskać z przodu, żeby jak najszybciej odbierać piłkę i być bliżej bramki rywala.
Podobał się panu Bale na pozycji mediapunty?
Mamy dobry problem. Taki, że mamy Isco, Jamesa, Bale'a, Ronaldo… Mamy bardzo ofensywnych zawodników i wielu z nich ma tendencję do schodzenia do środka. Musimy szukać tego, żeby dopasowywać jednych do drugich. Gareth na przykład świetnie atakuje wolną przestrzeń, James i Isco dobrze poruszają się między liniami, Ronaldo lubi schodzić do środka, Benzema wychodzi do gry… Oni będą mieć swobodę ruchów. A ich pozycje? Muszą grać tam, gdzie dobrze sobie radzą, gdzie cieszą się grą i gdzie sami uważają, że grają najlepiej, co także jest czymś ważnym. Trzeba spróbować pogodzić te interesy: fakt, że zawodnik uważa, że lepiej gra na jednej pozycji i fakt, że bardziej przydaje się drużynie na drugiej. Musimy znaleźć tę pozycję, to miejsce, gdzie zawodnik jest zadowolony i gdzie korzysta drużyna, to klucz.
Ma pan już system?
Jeśli o to chodzi, ludzie czasami uważają, że 4-3-3 jest bardziej ofensywne niż 4-2-3-1. To są pozycje piłkarzy na boisku, nic więcej. Ja widzę wiele drużyn, które zaczynają mecz w systemie 4-3-3, a faktycznie jest to 4-1-4-1. Mecz się zaczyna i ich skrzydłowi wracają, żeby bronić. Dlatego system nie wskazuje na to, czy drużyna jest ofensywna czy defensywna. Ja mogę być ofensywny z 4-2-3-1, jeśli wystawię obronę pięć metrów od linii środkowej albo bardzo defensywny, jeśli cofnę defensywę pod pole karne.
I przesunie pan obronę do środka pola.
Będę mieć drużynę, która będzie uporządkowana, która będzie wzmacniać indywidualności i która będzie bardzo intensywna. Zawsze powtarzam, że wszystko zależy od charakterystyki zawodników. Isco, James, Jesé, Bale, Benzema, Ronaldo. Oni będą grać i będą bardzo ofensywni. Jeśli będą naciskać, będą biegać mniej, bo jeśli będziemy odzyskiwać piłkę wyżej, nie będą musieli tyle biegać. Jeśli będzie inaczej, będziemy musieli się przegrupowywać, żeby odzyskać ją w innym miejscu.
Dla pana dwójka pivotów nie podlega dyskusji.
W Napoli często tak grałem. W Realu miałem już mecze z 4-4-2, 4-3-3 i 4-2-3-1. Dwójka pivotów pozwala nam mieć trochę większą ochronę. A ci pomocnicy są u nas bardzo ofensywni, więc jeśli wystawiasz na tej pozycji jednego, to ponosisz jeszcze większe ryzyko. Oglądałem mecze Realu, w których boczni obrońcy grali bardzo wysoko. Wtedy z tyłu zostawali dwaj stoperzy i ten ofensywny pomocnik, byli sami, więc kontry były groźne.
Ktoś jeszcze przyjdzie?
Do 31 sierpnia rynek jest otwarty i może pojawić się ruch, ale ja rozmawiam tylko o kadrze, jaką mam. Poprawienie naszej ekipy nie jest łatwe, nie ma wielu lepszych i dostępnych zawodników. Innym sposobem na poprawę jest praca: specjalne ćwiczenia dla każdego piłkarza i każdej formacji.
Myśli pan o innym napastniku od Benzemy?
Posiadanie alternatywy na każdej pozycji zawsze pomaga. Na przykład środek pola: jeden pomocnik lepiej odbiera, drugi lepiej rozgrywa. Od meczu zależy, którego możesz lepiej wykorzystać. To samo dotyczy napastnika. Benzema to wielki zawodnik. Jeden z moich zamysłów na ten sezon zakłada, że przekroczy granicę 20-25 goli. Mocno w to wierzę. Poza Benzemą mamy wystarczająco dużo środków, żeby wystawić inny typ ataku z innym napastnikiem. Na przykład Ronaldo doskonale gra głową.
Szatnia Realu w swojej historii wyrzuciła wielu trenerów. Pan dobrze sobie radzi z ego?
Odbyłem z zawodnikami sporo rozmów i dostosowuję się do tego, co mogą zaoferować. Rozmawialiśmy o rotacjach i zagrożeniach, jakie mogą przynieść. Cóż, rotacje zależą od zawodników, od momentu w sezonie, od pozycji. Nie rotuje się dla samego rotowania. My wykonujemy głęboką analizę każdej zmiany. Czasami ktoś odpoczywa nie dlatego, żeby zagrał inny czy z powodu zmęczenia, ale dlatego, że istnieje ryzyko odniesienia urazu. Są zawodnicy, którzy znajdują się na wysokim poziomie i idealnie jest, żeby ci niegrający zbliżali się do nich i utrzymywali poziom rywalizacji. Są zawodnicy, którzy gotowi na 70% są lepsi od tych gotowych na 100%. Ja nie mogę zagrać w Audi Cup w ciągu dwóch dni tymi samymi zawodnikami, bo ryzyko kontuzji jest olbrzymie. To ryzyko podejmujesz, gdy masz finał Ligi Mistrzów i ważny mecz ligowy. Czymś innym jest też wystawienie na boisko skrzydłowego, który dużo biega, a wystawienie stopera, który biega mniej. Czymś innym jest gracz na poziomie 10, który spada na 7, ale może wygrać ci mecz, a piłkarz na 7, który może spaść na 5.
Obserwuje pan Barcelonę?
W Hiszpanii nie mamy tylko Barcelony. Jest Atlético, Valencia, też Sevilla, która radzi sobie świetnie. Jednak to prawda, że Barcelona jest mistrzem i punktem odniesienia. Jeśli przeciwko nim będziemy grać piłką, to będą cierpieć, bo są przyzwyczajeni do tego, że to oni ją mają. Jeśli nie będziemy mieć przeciwko nim piłki, to musimy utrzymać ustawienie, żeby ją odzyskać i ich zranić. To nie będzie łatwe.
Pytania dodatkowe
Rozwinął się pan?
Tak. Pamiętam, że kiedy w Realu traciliśmy gola, denerwowałem się, miałem ogromne wybuchy, nie akceptowałem tego. Kiedy jednak przechodzisz do Extremadury, mniejszej drużyny, rozumiesz, że porażka to część futbolu, że trzeba ją przeżyć wiele razy. To uczy cię dużo bardziej. Jeśli często wygrywasz, nie skupiasz się tak bardzo na wadach, błędach, a potem płacisz za to w finałach i ważnych meczach. W skromnych ekipach trzeba korzystać ze wszystkiego, trzeba dbać o każdy detal. Dlatego gdy zaczynasz pracę w wielkim klubie, masz zdolność do wydobywania z piłkarzy rzeczy, których się nie spodziewałeś. Wygrywanie z Liverpoolem, Valencią, Napoli, a nawet Interem, który przejąłem, nie było najłatwiejsze, nie? To nie były najmocniejsze zespoły. Liverpool musiał zmierzyć się w Anglii z wieloma sprawami: masz tam United, Chelsea, doszło City, był też Arsenal. To samo w Napoli: Juventus był najsilniejszy z dużą przewagą, ale zdobyliśmy dwa tytuły, bo wykorzystaliśmy to, co mieliśmy. Kiedy jesteś w najlepszej drużynie, zawsze jest łatwiej, ale wtedy czasami mniej skupiasz się na detalach.
Pańska żona powiedziała ostatnio, że na pierwszej randce tłumaczył jej pan ustawienie 4-4-2.
Ona tak twierdzi! Prawda jest taka, że pierwszą randkę poprzedziło kilka rozmów. Jednak trzeba się dostosować, co? Ona cierpi, bo musi cierpieć, ale rozumie to wszystko. A dla mnie dobre jest pomyślenie czasami o czymś innym.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze