RealMadryt.pl w Monachium: Miasto czerwonych świateł
Pierwsza relacja z Bawarii
Niecałe dziewięć godzin. Tyle miała zająć tym razem podróż, której celem było obejrzenie poczynań piłkarzy Realu Madryt. Monachium nie leży przecież tak daleko – pomyśleliśmy i wybraliśmy transport samochodem, przy okazji nieco zaoszczędzając. Po odpowiednich rachunkach doszliśmy do wniosku, że, mimo znacznie większego komfortu, samolot odpada z przyczyn finansowych. Nie sądziliśmy, że aż tak się przeliczymy…
Wszystko przez akumulator. Nie będziemy wchodzić w motoryzacyjne szczegóły, ale przez czerwoną kontrolkę na desce rozdzielczej i niedziałający silnik zostaliśmy wstrzymani gdzieś na środku autostrady. Laweta, warsztat, kilka godzin czekania, kolejne wydatki, ale… ruszyliśmy. Do Monachium zostawało nam kilka godzin drogi, a głosy w aucie podpowiadały, że jeżeli chcemy zdążyć na pierwsze spotkanie Audi Cup, musimy ograniczyć przystanki do minimum. W związku ze skutkami wcześniejszej usterki nie było to łatwe – winną okazała się być klimatyzacja, której nie mieliśmy przez ponad połowę drogi. Temperatura na zewnątrz? Czterdzieści stopni w słońcu – jeśli się mylimy, to raczej i tak zaokrągliliśmy w dół.
W pewnym momencie pogodziliśmy się z tym, że celujemy nie w starcie Królewskich ze Spurs – „może zdążymy na Bayern” rzekły głosy z auta. Niemieckie autostrady stanęły jednak na wysokości zadania. Niemal całą drogę po stronie naszych zachodnich sąsiadów były trzy pasy ruchu, a nawet jeśli ostrzegano nas o pracach remontowych, przejezdne były co najmniej dwie nitki. Po polskiej stronie też jechaliśmy niemal wyłącznie autostradą – z przerwą na wizytę w warsztacie – ale jeśli chodzi o niemieckie trasy: weltklasse.
Przed wjazdem do Monachium dostaliśmy parę ostrzeżeń na temat przeróżnych trudności, ale na szczęście obyło się bez wielokilometrowych korków. Samo miasto, chociaż na dzień dobry prezentuje potężne i imponujące Allianz Arena, kierowców po prostu nie ma prawa zachwycić. Mnóstwo remontów, co chwilę światła (zawsze czerwone) i sporo jednokierunkowych albo ciasnych ulic. Dojazd do lokum zajmuje dużo więcej czasu niż mogą wskazywać urządzenia GPS. Wszystko to składa się na niezłą próbę dla nerwów – my wytrzymaliśmy.
Ostatecznie zdążyliśmy także na mecz Królewskich. Szybko wbiegliśmy na nasze miejscówki. Mecz już trwał, ale nie przegapiliśmy żadnego gola. Wjeżdżając do miasta, widzieliśmy stadion Bayernu w promieniach zachodzącego słońca. Później podświetlono go na biało i – ten kolor chyba będzie nas prześladował do końca wyjazdu – czerwono. O tym, co działo się na murawie i wokół niej, będziemy jeszcze pisać. Już teraz dochodzimy do wniosku, że to nowa definicja głupoty miłości – gdziekolwiek gra Real Madryt, my chcemy tam być. Tego już nie możemy zmienić.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze