Casillas: Nigdy nie chciałem być problemem dla Realu
Wywiad z radia <i>SER</i>
Dobry wieczór z tunelu Santiago Bernabéu, mamy północ, przed nami spore schody, z boku metalowa ścianka oddzielająca piłkarzy. Iker Casillas, witaj.
Dobry wieczór.
Ile razy wchodziłeś po tych schodach?
Co najmniej... no z 400 razy na pewno.
Pamiętasz pierwszy raz?
Tak, pamiętam. To był sparing charytatywny, miałem 17 lat. Zagrałem w drugiej połowie, przegraliśmy 0:2.
Co wtedy czułeś?
Że to była nagroda, jakbym wygrał jakąś wycieczkę, tutaj wygrałem sobie mecz w Realu Madryt. Kiedy wyszedłem na rozgrzewkę i zobaczyłem tych ludzi, pomyślałem, że pewnie wszyscy na mnie patrzą i pytają co to za chłopak. Pewnie niektórzy myśleli, że gram w Atleti [śmiech].
Co zrobiło największe wrażenie: stadion, ludzie, te światła?
Wszystko. Starasz się od tego odciąć, ale musisz sobie przemyśleć to, co tutaj robisz. Grałem w Realu od 9 lat, ale debiutowałem wtedy w pierwszej drużynie, nawet jeśli to buł sparing. Nie jest łatwo, ale mogę powiedzieć, że mam jakby uprzywilejowaną głowę i potrafię odciąć się od otoczenia.
Czy wcześniej byłeś już na murawie Bernabéu?
Tak, kiedy miałem 15 lat i potem kiedy Real wygrywał Ligę z Valdano.
Kiedy zaczynają odgrywać hymn i za moment masz wyjść na murawę, co czujesz?
Wielkie emocje, bo wtedy zaczynasz sobie zdawać sprawę ze szczęścia, jakie miałeś w karierze. Starasz się cieszyć każdą chwilą. Wiesz, że masz przywilej być częścią tego sportu i tej drużyny. Zdajesz sobie sprawę, że odpowiedzialność jest bardzo duża.
A kiedy wyczytują wasze nazwiska?
Kiedy słyszysz swoje nazwisko i oklaski ludzi, to przypominasz sobie wszystkie podróże, treningi i wysiłek, dzięki którym możesz grać w tej drużynie.
Wychodzisz na murawę, witasz się z rywalami i robisz to, co zawsze, prawda?
Zawsze to samo. Po przywitaniu się na środku idę do bramki, dotykam poprzeczki, skaczę trzy razy, wybijam się z prawej nogi, potem z lewej i dotykam prawego ramienia. Wtedy mogę zacząć mecz. Jeśli tego nie zrobię, nie czuję się komfortowo.
Nerwy są takie same przy każdym meczu?
Odczuwam ich coraz więcej, ale to dla mnie dobrze, bo te nerwy i niepewność pokazują, że ja lubię ten sport, lubię futbol.
Puls ci rośnie?
Szybko, bardzo szybko.
Kiedyś to ci przeszkodziło?
Nie, ale czasami nogi już nie niosą tak szybko, jakbym tego chciał, nie wykonują czasami moich poleceń. Wtedy zdaję sobie sprawę, jak bardzo przeżywam ten sport.
Przychodzi pierwsza piłka i...?
Dla bramkarzy ona jest najważniejsza. To pokazuje jak wchodzisz w mecz. Jeśli idzie ci dobrze, to łapiesz pewność na resztę spotkania.
Najlepsze historyjki sprzed meczu dzieją się w tunelu?
Najciekawsze jest napięcie w tunelu, te spojrzenia przed ważnym meczem. Ja staram się zrzucić presję przez uśmiechanie się do Herrerina, boiskowego delegata. Staram się z nim przywitać, żeby wywołać u niego uśmiech.
Panie i panowie, znajdujemy się teraz na Bernabéu. Jakie wrażenie robi na tobie w tym momencie?
Jest spokojnie, bardzo spokojnie [śmiech]. Kiedy tyle razy widziałem pełny stadion, to trudno przyzwyczaić się do tej pustki.
I tutaj zaczynamy nasz wywiad z Casillasem, pod poprzeczką jednej z bramek na Bernabéu.
***
Bramka przed północną trybuną na Bernabéu, pod poprzeczką Iker Casillas. Patrzysz na tę bramkę i co czujesz? Ten spokój?
Wielki spokój. Nie jestem przyzwyczajony do bycia tutaj bez ludzi, bez tej atmosfery. Ma się wręcz chęci na położenie się i zaśnięcie.
Wspomnienia są dobre i złe?
Tak. Na tej bramce największe wspomnienie jest złe, bo tutaj odbyła się seria rzutów karnych z Bayernem, po której nie awansowaliśmy do finału Ligi Mistrzów. Jednak są i te lepsze wspomnienia. Mieliśmy piękne mecze, po których zdobywaliśmy mistrzostwa.
Jesteś pewny, że w następnym sezonie ciągle będziesz pod tą poprzeczką?
Tak. Oczywiście. Nie widzę innej możliwości. Nie sądzę, że w następnym sezonie będę poza tym klubem. Wiele razy mówiłem, że moim marzeniem jest skończenie kariery w Realu Madryt. Chcę być w grupie piłkarzy, którzy mogą powiedzieć, że tutaj zacząłem, tutaj skończyłem. Jasne, że istnieje opcja odejścia do słabszych rozgrywek, ale chciałbym skończyć karierę tutaj.
Ale patrzysz tak na to z powodu kontraktu czy po prostu tego chcesz?
Patrzę tak na to, bo oceniam siebie dobrze, czuję się mocny, lubię wyzwania. Widzę, że w ostatnich latach jestem przedmiotem dobrych i złych dyskusji, ale ciągle chcę walczyć z wyzwaniami. W poprzednim roku miałem trudne wyzwanie i uważam, że sobie z nim poradziłem. Myślałem też o tym, że w tym sezonie może być podobnie, ale jestem zawzięty i jestem gotowy na wszystkie wyzwania.
A nie wolałbyś odejść jak Raúl? Dogadane, na spokojnie... Chociaż może to też nie jest perfekcyjny przykład.
[śmiech] Nie uważam, że muszę porównywać mój przypadek do Raula, ja jestem sobą. Na ostatnim etapie musiałem przeżyć sytuacje, których nie lubi żaden zawodnik, ale trzeba się z tym zmierzyć. Wszystko się zmienia, tym bardziej w piłce, musisz się do tego dostosowywać. Lata mijają, musisz to rozumieć. Ja jednak cały czas oceniam dobrze swoje możliwości. Przyznaję, że jeśli sprawy nie szłyby tak, jak kiedyś, to musiałbym tego zaprzestać. Do tego presja jest dosyć duża.
Co sądzisz o wczorajszym zwolnieniu Ancelottiego?
To bardzo wymagający klub. Na pewno prezes i zarząd podjęli według nich najlepszą decyzję dla klubu, dla rozwoju, dla najlepszej drogi. Osobiście chcę podziękować Carlo za wszystko, chociaż na przykład w poprzednim sezonie grałem mniej, ale mimo wszystko grałem w rozgrywkach, które przyniosły nam Decimę i Puchar Króla. Mogłem być bardziej wkurzony, ale trzeba to uszanować. To wielki człowiek i trzeba mu podziękować za to, co zrobił dla madridismo. Ten wyczekiwany Puchar Europy zdjął ze wszystkich presję. Życzymy mu wszystkiego najlepszego.
Otrzymywałeś wiadomości od kolegów z ich opiniami?
Rozmawialiśmy o tym, widzieliśmy, że trener może zostać lub odejść. Sądzę, że opinia większości graczy o Carlo była pozytywna. Pokazali to w ostatnich dniach publicznie.
Co sądzisz o wpisie Cristiano na Twitterze?
To opinia Cristiano. Ja rozumiem to, że jeśli był mocno zżyty z trenerem, to może żegnać go w jaki tylko chce sposób.
Twoja opinia nie jest tak rozgrzana, jak ta Cristiano?
Nie, ale może też chodzi o to, że nie chcę, żeby moje nazwisko krążyło przez cały czas w mediach. Zdaję sobie sprawę, że teraz każde moje zachowanie będzie dla niektórych podstawą do krytyki. Po prostu wykorzystam zaproszenie do tego programu, żeby podziękować Carlo za to, co zrobił dla Realu. Oby szło mu doskonale. To świetny człowiek i zasługuje na wszystko, co najlepsze.
Widziałeś wytłumaczenie prezesa?
Coś tam widziałem, ale też nie chcę oceniać tego jak zawodnik. Prezes na pewno patrzy tylko na dobro tego klubu.
Mówi się, że Ancelotti pozwalał wam na zbyt wiele, że szatnią dowodzili Ramos i Cristiano, że przygotowanie fizyczne było fatalne, że powodem zwolnienia było też 18 urazów mięśniowych.
Dzięki Bogu, że to nie moja wina! Wcześniej ja rządziłem szatnią! [śmiech] W sezonie dzieją się różne rzeczy i masz różne szczęście. Sergio i Cristiano nie rządzą szatnią, ale są dwoma filarami, na których wszyscy musimy się opierać. Poprzedni sezon i ten cały rok 2014 były fenomenalne, a w 2015 roku nie mieliśmy tego szczęścia, żeby kontynuować odnoszenie sukcesów z tą ekipą.
Twój wpływ w szatni jest teraz mniejszy?
Nie, sądzę, że mam wpływ. Ze względu na mój staż moja opinia jest teraz ważniejsza, słucha się mnie dużo uważniej. Nie mam takiego charakteru jak Sergio, Cristiano czy Pepe, ale jeśli trzeba coś zrobić czy powiedzieć, to zawsze w tym uczestniczę.
Pożegnałeś się z Ancelottim?
Tak, w sobotę się uściskaliśmy, życzyliśmy sobie szczęścia.
Wtedy jeszcze nie było decyzji...
Tak, ale kończyliśmy sezon.
Powiedziałeś mu, żeby się nie martwił, bo ty też odchodzisz czy coś w tym stylu?
[śmiech] Nie. Ja jestem gotowy do rozpoczęcia sezonu z taką radością, jak w poprzednich latach, jak w tym debiucie. Takie jest moje wyzwanie.
Odesłanie na ławkę musiało zabrać ci sporo pewności.
Cóż, do którego sezonu się odnosisz? [śmiech] Poprzedniego czy jeszcze wcześniejszego?
Tego przed poprzednim!
[śmiech] Pierwsza ławka za Mourinho związana była z kontuzją ręki, byłem poza grą dwa miesiące, grał inny kolega, radził sobie dobrze i trener uznał, że trzeba to kontynuować. Nie ma co tego roztrząsać. Potem było to zamieszanie, że Casillas, dziennikarze, przyjaciele i takie tam - mnie to nie obchodzi. Ja skupiałem się na rehabilitacji, dojściu do formy i treningach. Taka była decyzja trenera. Z kolei w poprzednim sezonie trener postawił na kontynuację Diego i trzeba też to uszanować. Wiadomo, że wszyscy chcą grać i ostatecznie udało mi się zaliczyć trochę występów. Tak naprawdę do tego finału i błędu miałem dobry sezon. Przed finałem miałem dobre dwumecze w Pucharze Króla, który wygraliśmy, także w Lidze Mistrzów. Nie trzeba skupiać się tylko na złych momentach i tym błędzie w jednej akcji, ja pamiętam też te dobre chwile.
Dla ciebie ławka to było coś nowego, prawda?
Już wcześniej też siadałem na ławce...
Wtedy byłeś bardzo młody. Nie wybaczyłeś chyba tego Del Bosque, co?
Nie [śmiech]. Ciągle z tego żartujemy, ale trzeba to dobrze zrozumieć. Byłem bardzo młody, miałem 20 lat, przeżywałem to inaczej. To pomogło mi szybciej dojrzeć. Inaczej jest usiąść w innym wieku, kiedy bardziej starasz się zrobić coś lepiej dla siebie i odwrócić tę sytuację.
Czy wtedy z Del Bosque nie bałeś się, że ucieka ci szansa?
Tak, bo miałem 20 lat, to był ważny punkt w karierze. Jeśli nie uwierzyłbym wtedy w siebie, to mogłem wtedy spaść z tego poziomu. César grał na bardzo wysokim poziomie, ale doznał kontuzji, musiałem wykorzystać szansę, uważam, że mi się udało. W następnym sezonie mogłem już grać.
Masz szczęście, prawda?
Szczęście... Uważam, że mam głowę, która pozwala mi być mocnym w słabszych momentach. Staram się iść do przodu przy przeciwnościach i na pewno gdzieś po drodze towarzyszyło mi szczęście. Jednak nie uważam, że urodziłem się z jakąś różdżką. Po prostu walczę o osiągnięcie celów.
Jesteś tak spokojny, na jakiego wyglądasz?
Potrafię się denerwować, ale jestem spokojny. Próbuję kontrolować emocje, starać się je ograniczać do samego końca. Emocje okazuję już po osiągnięciu celu, wtedy widać u mnie radość i te ludzkie odruchy.
Jakie masz najlepsze wspomnienie z tej bramki, przy której jesteśmy?
To, gdy ludzie wykrzykują moje imię. Pierwszy raz zdarzyło się to chyba przy 3:0 z Barceloną i pięknej bramce Carlosa. Na tym stadionie atmosfera jest cudowna, bycie częścią tego klubu i tych momentów to przywilej.
Mówią, że nadchodzi Benítez. Poznałeś go, gdy pracował w szkółce Realu?
On chyba pracował w drużynie U-19, a ja byłem w jakichś juniorach, więc nie mieliśmy kontaktu. Poznaliśmy się kiedyś później, znamy się.
Niektórzy twierdzą, że nie zostanie dobrze przyjęty, bo rządzi twardą ręką. Coś słyszałeś?
Nie. To zaczęło się dziać na koniec sezonu, więc nie było za wielu komentarzy.
***
Czy to był dla ciebie najtrudniejszy rok w Realu Madryt?
Cóż, powiedzmy, że inny. Jednak wiedziałem, że tak będzie. Poprzedni sezon był inny i zdawałem sobie sprawę, że w tym będzie podobnie.
Jednak chyba nigdy nie myślałeś, że sprawy mogą przyjąć taki obrót?
Nie... Wydawało się, że ten rok będzie spokojniejszy, ale wszystko zaczęło się komplikować, ten mecz na Calderón, straty punktów... Widziałem, co się dzieje wokół. Ja nigdy nie chciałem być problemem dla Realu Madryt. Po 25 latach w tym klubie to, czego naprawdę chcę i szukam, to dobro ludzi, którzy przychodzą na ten stadion i oglądają nas w swoich domach czy innych miejscach. Nie jestem populistą, taka jest rzeczywistość. Wiedziałem, co może się dziać, ale podjąłem wyzwanie i ruszyłem do przodu.
Twoje szczęście zmieniło się od złamania ręki przez Arbeloę, ale wszystko zaczęło się łamać od tamtego telefonu do Xaviego.
Dlaczego uważasz, że szczęście zmieniło się od tamtego kopniaka w rękę? Może było odwrotnie. Mogłem wtedy zmierzyć się ze wszystkimi wyzwaniami, jakie nadeszły. Jestem optymistą i patrzę zawsze na szklankę do połowy pełną.
Rozmawiasz z Arbeloą?
Nasze stosunki to profesjonalny szacunek.
Nie próbowaliście tego naprawić czy rozwinąć?
Mieliśmy jakieś momenty, ale ostatecznie zostało jak zostało i wychodzimy na boisko w jednym celu, patrzymy na dobro drużyny. Tutaj ludzie nie mogą się skarżyć.
Czułeś się opuszczony?
Nigdy nie miałem tak długiej kontuzji i w tamtym okresie musiałem się skupić tylko i wyłączenie na rehabilitacji ręki, tym się martwiłem. Kiedy masz kontuzję, to jesteś sam, nie pracujesz z drużyną. Tak jest u wszystkich.
Co powiesz o telefonie do Xaviego, który Mourinho zrozumiał jako zdradę?
To głupota.
Mourinho nigdy nic o tym nie mówił?
Wydaje się, że wszystko zawsze wraca do tego. Jestem zmęczony tłumaczeniem tej sytuacji. Wszystkim wydaje się, że to była rozmowa między przyjaciółmi. W tamtej rozmowie, żeby nie było żadnych wątpliwości, było ogromne napięcie. Rozmawiałem też z Puyolem, naradzaliśmy się we trójkę.
Skąd to się wzięło? Jak o tym zdecydowałeś?
Sytuacja zaczynała być bardzo zimna i ktoś musiał się tym zająć. Ja dzwoniłem, nie wycofuję się z tego. Kapitan musiał to zrobić, taką decyzję podjąłem. Rozmawiałem z nimi i powiedziałem, że nie powinniśmy oferować takiego wizerunku jako reprezentanci Hiszpanii. Potem na zgrupowaniu potrafiliśmy już razem usiąść na spokojnie przy kawie i wydawało się, że sprawy się uspokajają.
Del Bosque był przy tej kawie?
Trener nigdy się do tego nie mieszał. Po prostu ostrzegł, że albo to rozwiążemy, albo on się tym zajmie sam.
Mourinho zrozumiał to jako zdradę.
Dlaczego? Ja tego tak nie widziałem. Jestem kapitanem Realu Madryt, jestem z tego dumny, ale jestem też kapitanem reprezentacji Hiszpanii. Muszę czasami robić coś, żeby rozwiązywać pewne sprawy. Jeśli jakiś madridista poczuł się z tym źle, to bardzo mi przykro, ale taką podjąłem decyzję.
Rozmawiałeś kiedyś o tym z Mourinho?
Mieliśmy rozmowę przed kontuzję, w tym okresie, gdy siedziałem na ławce przez 2-3 mecze. On chciał mnie pobudzić, żeby mocniej skupiał się na meczach. To był gorący okres i wtedy mówiono o wszystkim. Stwierdzono, że byłem gruby, że byłem bez formy, że nie patrzę na dobro Realu, że nie jestem profesjonalistą... Uważam, że na końcu wiadomo to, że dbam o swój klub i jestem mu winny maksymalne zaangażowanie. Mówiłem już kiedyś, że mogę dbać o kadrę, ale jeśli nie będę w dobrej dyspozycji w klubie, to nie będę jeździć na kadrę. Dbam o klub i kadrę. Pod tym względem zarzucano mi tak dużo, że ostatecznie zdecydowałem się milczeć, żeby nie uczestniczyć w tym cyrku. Nie chciałem wychodzić tłumaczyć tego po raz kolejny. Czy powinienem był wyjść i to skomentować? Nie wiem, może i tak. Jednak tak zdecydowałem. Czy żałuję? W ogóle. Czy zrobiłbym znowu tak samo? Na pewno. To minęło i tyle.
Kiedy skończyła się chemia z Mourinho?
Nasze stosunki nie były zawsze takie, były dobre. Nasze stosunki przechodziły z lepszych do gorszych. Kiedy wygrywaliśmy Ligę rekordów, dyskutowałem z trenerem jako kapitan drużyny, ale z szacunkiem. Dyskusja nie oznacza podważania, bo ludzie tutaj się mylą. Mieliśmy fantastyczne stosunki w tamtym okresie, pamiętam wymieniane wiadomości w czasie EURO 2012, dużo żartowaliśmy. W czasie przygotowań było tak samo, ale gdzieś we wrześniu nie było tak samo. Może miał jakiś problem, ale ja go nie znałem. Nie rozmawialiśmy o tym i doszliśmy do tej kontuzji, kiedy wypadłem z drużyny. Wtedy zaczęło się to całe analizowanie mojej osoby i wszystkie te rozmowy.
Wtedy wszystko się złamało i pojawiły się gwizdy.
Każdy kogoś lubi i kogoś nie lubi. Ja szanuję wszystkich.
Tak, ale wszyscy wierzyli, że to przejściowa sprawa, a tymczasem to się zwiększało. To musiało cię w końcu zdenerwować.
Są gwizdy, ale jest też wiele braw. Nie można skupiać się tylko na jednym.
A ten gest z ostatnich tygodni?
Tak wyszło. Przegrywaliśmy 0:2 w walce o Ligę. Chciałem, żebyśmy razem walczyli o odwrócenie sytuacji, co prawie nam się udało, zamiast gwizdać po złapaniu czy niezłapaniu piłki przez Casillasa. Sympatia czy jej brak dla jednego gracza były pod możliwością walki o Ligę.
Twoje stosunki z prasą zawsze były bardzo dobre, te przydomki Święty, Papież i inne.
Zgadza się, bardzo dobre.
A z prezesem?
[śmiech]
Damy ci czas, żebyś zastanowił się nad tym w czasie reklam.
***
Piękna noc, prawda?
Zgadza się.
Widziałeś kiedyś stadion w takiej ciemności?
Czasami, gdy zaczynamy zgrupowanie, to mamy czas, żeby tutaj przyjść i spojrzeć na to w innej atmosferze.
W tym spokoju... Ten sezon przyniósł ci trochę wojny ze strony tych trybun.
No cóż... Cóż...
Płakałeś?
Jestem sentymentalny. Nie płakałem, ale faktycznie wracałem do domu wkurzony. Jednak taki jest Real Madryt, są tu takie wymagania i trzeba stawać na wysokości. Jeśli tak nie jest, wypadasz.
Czy proporcja jest taka, że tyle wymagają, ile dają? Real dał ci wszystko, więc teraz wymaga się od ciebie wszystkiego?
Z każdym rokiem wymagania rosną. Jestem od 16 lat w pierwszej drużynie, a od 25 w klubie. Wydaje się, że szybko minęło, ale to 25 lat. I jeśli zawsze grałeś na poziomie 8 na 10, to musisz pozostawać na tej 8. Nie pozwala się tutaj na obniżenie poziomu do 7,5.
Co myślisz sobie o tych, którzy gwiżdżą?
Myślę o tych, którzy klaszczą, bo oni okazują tę sympatię, o którą wszyscy zabiegają. A gwizdy rozumiem i wiem, że mam z tymi ludźmi wspólne to, że wszyscy chcemy tytułów dla Realu Madryt.
Więc jakie są te stosunki z prezesem?
Bardzo poprawne. W ostatnich 5 latach nasze relacje są bliższe niż wcześniej, bo teraz jestem kapitanem. Florentino też jest inny niż w pierwszym etapie.
Dlaczego?
Teraz jakby odsunął się od piłkarzy. Wtedy był dużo częściej przy zawodnikach, ale musiał uznać, że to był błąd.
Ale przed finałem w Lizbonie poprosiliście go, żeby był bliżej was, żeby was mocniej wspierał.
Tak. Jednak my rozumiemy, że on ma wiele obowiązków, ma swoją pracę, nie może być ciągle przy nas. Jest wtedy, gdy trzeba. Wtedy przyjechał zjeść z nami obiad w Valdebebas, był blisko w najważniejszym momencie.
Jaka jest twoja obecna sytuacja? Masz dwa lata kontraktu i powiedziałeś, że chcesz je wypełnić. Real powiedział, że chce, żebyś został. Dzwonił José Ángel Sánchez, jaka była ta rozmowa?
Wobec tych wszystkich plotek odbyliśmy rozmowę, zadaliśmy sobie odpowiednie pytania, spytałem co się dzieje i co myśli klub. Oni powiedzieli, że chcą, żebym został i tyle. Widzimy się w następnym sezonie.
Mówi się, że klub kupi nowego bramkarza.
Cóż, rywalizacja i poprawa drużyny przynosi nam tylko zadowolenie. Kiedy jesteś w tym klubie, musisz zrozumieć, że każdego dnia mogą kupić bramkarza, obrońcę i napastnika. My musimy ich przywitać i rywalizować.
Nie widzisz w tym takiej przepychanki, że kto wytrzyma więcej? Że De Gea ma sprawić, żebyś odszedł?
Myślę, że ani klub, ani ja nie chcemy przekazywać takiego wizerunku, przeciwnie. Ja naprawdę chciałbym skończyć tutaj karierę.
Ale widzisz siebie na ławce czekającego na kontuzję De Gei?
W takiej sytuacji... David to fantastyczny chłopak...
Rozmawiałeś z nim o tym?
Rozmawialiśmy na zgrupowaniu kadry. Nie mamy bliskich stosunków, ale na kadrze zawsze trzymamy się blisko. To fantastyczny gość. Jako bramkarz, co mogę powiedzieć? To rzeczywistość, to teraźniejszość, on już jest na tym poziomie. Jeśli przyjdzie, zostanie dobrze przyjęty i będziemy rywalizować, jak w reprezentacji.
Kiedy rozmawialiśmy wcześniej, mówiłeś, że w Realu bramkarz nie tylko musi mieć wielkie umiejętności, ale musi sobie także radzić z presją. De Gea sobie poradzi?
Może wytrzymać tę presję, bo z Atleti przeszedł do większego United i to na pewno było dla niego cudowne doświadczenie.
Czy tego brakuje Keylorowi?
Keylor to wielki bramkarz i człowiek. Jednak decyduje trener, a na naszej pozycji może grać jeden. Myślę, że rozegrał wielki mundial, w Levante miał świetny sezon.
Czy Florentino kiedyś wypytywał cię o bramkarzy?
Tak, zdarzyło się.
Co odpowiadałeś?
Nie pamiętam, ale na pewno tych, którzy akurat mi się podobali. Mi zawsze podobali się nasi bramkarze. Asenjo znowu jest kontuzjowany, ale wydawał mi się świetny. Teraz Sergio Rico z Sevilli, wcześniej też De Gea.
Wytrzymasz przez dwa lata z De Geą, jeśli przyjdzie?
Dlaczego nie? Wytrzymam, bo rywalizuję. W moim kontrakcie nie ma klauzuli, że muszę zawsze grać w pierwszym składzie. Przeciwnie, mam rywalizować i walczyć, a decyduje trener. Ja nie chcę być problemem dla klubu. Chcę walczyć i być częścią drużyny, pomagać jej, wygrywać, zbierać trofea.
Ciągle to powtarzasz, ale czy tak jest? W świecie piłki wiele się mówi i komentuje, ale czy mówi się prawdę?
Cóż, ciągle mamy konferencje i wywiady. Może da się wyciągnąć jakieś wypowiedzi z przeszłości, które są inne od dzisiejszych, ale mówię ci po raz kolejny, że na dzisiaj Iker Casillas w następnym sezonie będzie grać w Realu Madryt.
Jakie są te końcowe dni twojej chwały?
Moje? Ten słabszy okres? Jak mawiał Aragones, futbol zawsze daje okazję do rewanżu. W sierpniu zaczynamy nowe rozgrywki. Przeszedłem już przez te dwa lata, a nagle udało się wygrać Ligę Mistrzów i Puchar.
Te ostatnie lata minęły ci szybko?
Powiem ci, że były trudne i ciężkie, bo widziałem siebie ciągle w mediach, ciągle jakieś analizy. Jednak w tym klubie niezależnie od osiągnięć ciągle jesteś w ogniu ocen i krytyki.
Czy były dni, gdy budziłeś się i chciałeś to zostawić?
Jasne, były takie momenty [śmiech], ale po namyśle wracałeś do tego jako do wyzwania, podchodziłeś z nadzieją.
Najbardziej bolesny moment z tego okresu?
Bolesny? Przez te dwa lata... Pamiętam dobrze ten mecz ze Słowacją z października, gdzie przegraliśmy 1:2 po moim błędzie. Miałem 2-3 niezłe miesiące, ale przytrafił mi się błąd. Było to zwątpienie, ale zawziętość czy duma pozwoliły mi utrzymać się w walce.
Jakie jest twoje ulubione zdjęcie z całej kariery?
Mam ze stadionu taką jedną z czasów Capello, gdy odrobiliśmy straty i wygraliśmy 3:1. Widać na niej ogromne emocje, bo wtedy wygraliśmy tytuł po kilku latach. Na tym zdjęciu płaczę, to były ogromne emocje.
Jaką paradę pokażesz kiedyś synkowi Martinowi? Z Sewilli?
Ta przeciwko Sevilli była świetna, ale jeśli miałbym wybrać coś stąd, to te z dwumeczów z United czy Bayernem z początków. Pamiętam także mecz z Bilbao, który wygraliśmy 3:0.
Który napastnik wywoływał u ciebie najwięcej wątpliwości i obaw?
Było ich wielu. Jest Messi, był Eto'o, grałem przeciwko Batistucie...
Ale ten najgorszy.
Eto'o strzelał mi wiele bramek, miał ten okres [śmiech], trochę mnie to denerwowało.
A Messi?
To gracz, który narzuca szacunek. Nie odkryję go tutaj. To przywilej, że grają z Cristiano tutaj z nami i można dzielić z nimi te emocje, także te dotyczące obronionych strzałów!
A obrońca, który dawał ci największy spokój?
Mam dwóch. Jeden to Ramos, który dla mnie jest kompletnym stoperem pod każdym względem, do tego urodzonym liderem. Drugim był Hierro. Grałem z nim tylko kilka lat, wtedy już był dojrzały, ale kiedy obserwowałeś go od małego, to widziałeś, że był cesarzem obrony.
Sergio Ramos, czy da się naprawić jego stosunki z prezesem?
Nie wiem jakie są te stosunki...
Przestań...
[śmiech] ... Wiem za to, że Sergio to poważny majątek Realu Madryt. Nie tylko przez gola w finale, chociaż on też dodaje mu wartości. Ale ogólnie za cały ten okres w klubie, za cierpienie, za odwagę, za charakter. Jest podstawą klubu. Obyśmy mogli się nim cieszyć jak najdłużej.
Najlepszy moment z przeszłości?
Najlepsze przed nami.
Mówisz tak, bo czekają tutaj z nami moi koledzy, którzy mają kilka pytań. Chcą kilka razy uderzyć pytaniem bez muru.
Oby dali mi czas na dobrą odpowiedź!
David Alonso: Kiedy Martin dorośnie i zapyta dlaczego nie odszedłeś, gdy gwizdano na ciebie w twoim domu, co odpowiesz?
[śmiech] Że nie odszedłem, bo miałem marzenie o rozpoczęciu i zakończeniu kariery w tym klubie. Wiem, że zawsze wszystko można zmienić. Mam nadzieję, że tak będzie, bo szukam i chcę dobra Realu Madryt.
Mario Torrejon: Czułeś zazdrość, gdy oglądałeś pożegnania Gerrarda czy Xaviego?
Wiecie co odpowiem? Nie czułem zazdrości, bo ja się tutaj z nikim nie żegnam [śmiech]. Mogę tylko stwierdzić, że cieszę się, bo obaj na to zasłużyli. Oni poświęcili życie dla jednego klubu.
Antonio Romero: Witaj, Święty. Co cię bardziej denerwuje, gdy mówią, że jesteś kretem czy że jesteś skończony?
Bardziej boli mnie to o końcu, bo doszedłem do jakiegoś punktu dojrzałości i mocno staram się o siebie dbać, nawet jeśli twierdzono, że nie trenuję i nie jestem profesjonalistą. Co do kreta, to jestem w klubie od wielu lat, was siedzi tutaj piątka, znam was wszystkich od małego, od 18 czy 19 lat... Czy mamy dobre stosunki? No jasne. Czy rozmawiamy? Oczywiście. Czy jestem przez to kretem? Fajne przezwisko [śmiech].
Javier Herraez: Cześć, legendo. Gdzie widzisz siebie za 10-15 lat? Jako trener? Prezes?
Będę kibicem i będę motywował zawodników do dawania nam radości. Czy będę trenerem? Pozostanę w świecie piłki, tego bym chciał. Od 4. roku życia kopię piłkę i chciałbym przy tym zostać. Prezesura? Do tego trzeba być jednak dobrze przygotowanym, bo to wielka odpowiedzialność. Pod tym względem Florentino jest świetnie przygotowany.
DA: Wśród kibiców jest grupa, ja nazywam ich talibami, którzy cię krzyżują. Chcę zapytać o te gwizdy z meczu z Valencią? Czy to był wyjątkowo trudny moment? Co wtedy myślałeś?
Moja reakcja była spontaniczna, wszyscy to widzieli. Ten wieczór był trudny, bo żegnaliśmy się z Ligą. Nie byłem na pewno zadowolony. Jednak wtedy można zrobić tylko jedno, skupić się na kolejnym meczu. Wtedy chcesz tylko pójść dalej.
MT: Czy kiedy mówi się o De Gei, to masz takie myśli, że możesz nie zagrać na EURO we Francji?
[śmiech] Nie myślę o EURO, myślę tylko o kolejnym dniu, kolejnym meczu. Jasne, każdy chce zagrać w takim turnieju, każdy chce obronić taki tytuł, ale na to przyjdzie moment. Muszę patrzeć na odpowiednie momenty. Najpierw muszę rywalizować w klubie.
Prowadzący De la Morena: Czy w tym momencie myślisz o zmianie przygotowań? O jakichś zmianach w treningu?
Widzieliśmy wielu bramkarzy, którzy potrafili z wiekiem utrzymywać poziom. Jednym z nich jest Buffon, który zawsze jest w piątce najlepszych na świecie i na zawsze tam pozostanie. Tutaj wyróżniłbym też Palopa czy Cańizaresa. Oni pokazywali, że dbanie o siebie pozwala wydłużyć karierę.
Wyobrażasz sobie grę przeciwko Realowi? Na przykład w następnym sezonie w Lidze Mistrzów?
W następnym sezonie sobie nie wyobrażam, bo będę w Realu [śmiech].
Ale wyobrażasz sobie to w ogóle?
Nie. Nie będę rywalem dla Realu Madryt. Może najwyżej w jakimś meczu jako hołdzie po skończeniu kariery czy coś takiego. Nie w roli rywala, to byłoby dziwne. Nie wyobrażam sobie tego.
AR: Dlaczego cały czas panuje przekonanie, że Iker Casillas nie będzie grać w Realu w następnym sezonie?
Nie wiem, nie wiem kto wypuszcza takie informacje. Ja powtarzam to samo, po każdym meczu, dzisiaj to mówiłem: nie można myśleć o odejściu. Nie wiem dlaczego ludzie nie wierzą w to, że zostanę. Mam kontrakt i pozostaję spokojny. Klub nic nie mówił i pozostaję spokojny.
JH: Dlaczego mówi się, że jesteś złym kapitanem? Jak sobie z tym radzisz?
Podchodzę do tego tak, że teraz mamy te media społecznościowe, jest mnóstwo opinii, a najwięcej mówią młodzi ludzie, którzy przeżyli te 2-3 lata z wątpliwościami wokół mojej osoby, a nie pamiętają tego, co było wcześniej. Młodzi pamiętają najświeższe wydarzenia. Zawsze wyciąga się trzy rzeczy: słaby profesjonalista, zdrajca i myśli tylko o reprezentacji. Ja patrzę na dobro klubu, który mi płaci, ale patrzę też na dobro reprezentacji. Obu drużynom jestem winny szacunek i w obu muszę grać na maksa.
DLM: Ja na koniec powiem, że chciałbym, żeby niezadowolenia nie mylono z prawdą, a prawda jest taka, że zrobiłeś to, co zrobiłeś i to zostaje na zawsze. My o tym pamiętamy i zawsze będziemy pamiętać. Dziękujemy i do zobaczenia, szybko, w następnym sezonie!
Jasne, cały czas to powtarzam. To prawda.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze