Przedostatni przystanek w drodze do Berlina
Przed meczem z Juventusem
Czasy, kiedy Real Madryt błyszczał tylko herbem, liczbą Pucharów Europy i gwiazdeczkami na murawie, minęły. Przez lata Królewscy kompromitowali się w 1/8 finału Ligi Mistrzów i odpadali w kiepskim stylu z przeciętnymi rywalami. Kilka lat temu wreszcie coś zaskoczyło i Los Blancos pod opieką José Mourinho stale meldowali się w najlepszej czwórce drużyn w Europie, a wisienką na torcie było zwycięstwo w Lizbonie – wtedy zespół prowadził już Carlo Ancelotti. Dziś madrytczycy znów wystąpią w półfinale najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywek świata.
Po raz pierwszy od kilku lat w najlepszej czwórce są kluby o absolutnie wielkich markach – nawet teoretycznie niżej notowany Juventus powraca do gry o najwyższe laury także poza Półwyspem Apenińskim. Bayernu i Barcelony nie trzeba szczególnie reklamować. Oba zespoły – bez względu na to, kto je prowadzi czy jaki piłkarz przychodzi lub opuszcza drużynę – to absolutna światowa czołówka. Królewskim przyszło mierzyć się ze Starą Damą. Madridistas mieli prawo do bycia zadowolonymi z wyników losowania, jednak euforia niektórych fanów nie była adekwatna do rzeczywistości. Na szczęście w wypowiedziach trenera i zawodników trudno dostrzec lekceważące traktowanie rywala. W poprzednich półfinałach madrytczycy podchodzili do meczu z różnym nastawieniem – z Borussią Dortmund niemal wszyscy stawiali na Real, ale bramki Lewandowskiego szybko przesądziły o rezultacie dwumeczu i na nic była próba remontady na Bernabéu. Rok później faworytem dwumeczu był Bayern, ale Królewscy rozbili zagubioną ekipę Guardioli.
Na Allianz Los Blancos rozegrali jeden z najlepszych meczów w ciągu kilku ostatnich lat. Tam Królewskim nie zabrakło niczego – koncentracja w defensywie, solidność taktyczna, perfekcyjne stałe fragmenty gry, skuteczność pod bramką Neuera i wykorzystanie błędów rywala. Wielu z tych kwestii Real Madryt będzie potrzebować także dzisiaj. Juventus nie jest oczywiście faworytem, ale w każdej formacji ma zawodników światowej klasy. Ma już zapewnione mistrzostwo Włoch – jego przypieczętowanie było zresztą kwestią czasu, dlatego od wielu tygodni w głowach kluczowych graczy Starej Damy jest wyłącznie Liga Mistrzów. Allegri po raz pierwszy od paru meczów postawi na najlepszą możliwą jedenastkę. Spokojna głowa w rozgrywkach ligowych nie pomogła jednak rok temu Bayernowi…
Dziś losy półfinału nie zostaną rozstrzygnięte. Oba zespoły miały kłopoty w poprzednich rundach i awansowały nie bez problemu. To jednak wielkie europejskie marki. To po finale z Juventusem w Amsterdamie Real Madryt odzyskał panowanie na Starym Kontynencie w 1998 roku, to po rzucie karnym Luisa Figo madridistas płakali w 2003 roku. Najnowsza historia przemawia za Realem, ale statystyki meczów w Turynie wcale nie są pozytywne. Królowie Europy dalej mają swoje problemy, wciąż muszą radzić sobie bez Luki Modricia i Karima Benzemy, ale znów trzeba pokazać, że król nie jest nagi.
Pięć półfinałów z rzędu to oczywiście bardzo dobry wynik. Ale w Realu Madryt „bardzo dobry wynik” to za mało. Real Madryt musi być najlepszy. A żeby zagrać o napisanie historii drużyny, która jako pierwsza obroniła Puchar Ligi Mistrzów, trzeba dostać się do Berlina – a droga do stolicy Niemiec prowadzi przez Turyn.
Początek meczu o 20:45. Transmisję przeprowadzi CANAL+ Sport (studio od 20:15).
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze