Bez kontroli, ale z trzema punktami!
Celta Vigo – Real Madryt 2:4
Real Madryt wygrał na wyjeździe z Celtą Vigo 4:2. Bramki dla Królewskich strzelali Chicharito (dwie), James Rodríguez i Toni Kroos. Gole dla gospodarzy zdobyli Nolito i Santi Mina. Los Blancos nie mają za sobą dobrego meczu – długimi momentami to rywale byli stroną dominującą, ale ostatecznie szczęście i umiejętności pod bramką rywala stały po stronie wiceliderów Primera División. Drużyna Carlo Ancelottiego zachowuje więc 2-punktową stratę do Barcelony i wciąż ma szanse na mistrzostwo Hiszpanii.
W pierwszej połowie Celta rozgrywała bardzo dobry mecz. Dobrze naciskała Królewskich, kiedy ci próbowali wyprowadzać piłkę i nie dawała miejsca na rozwinięcie skrzydeł Isco czy Jamesowi. Cristiano i Chicharito nie mieli więc zbyt dużo do powiedzenia. Gospodarze wyprowadzili świetną akcję za sprawą Nolito już w dziewiątej minucie. Skrzydłowy bez problemów poradził sobie z Carvajalem i Illarramendim, uderzył przy krótkim słupku między nogami Varane'a, a Casillas wyglądał na bezradnego. Madrytczycy szybciutko odrobili straty. James – jeden z najlepszych graczy na boisku – podał do Cristiano, ten szukał w polu karnym partnerów, ale piłka trafiła na przedpole. Tam czyhał na nią Toni Kroos i wyrównał wynik spotkania. Królewscy poszli za ciosem, znów jednym z bohaterów był James, który rozegrał dwójkową akcję z Chicharito – ostatecznie Meksykanin stanął oko w oko z bramkarzem i wyprowadził Los Blancos na prowadzenie.
Pierwsza połowa była szalona. Wyglądało to tak, jakby obie drużyny umówiły się na taktykę „cios za cios”, żeby przyciągnąć znudzonych angielskim klasykiem przed telewizory. O to starał się Santi Mina – strzelec drugiego gola dla Celty, słupek – jeden z bohaterów tejże akcji i Marcelo – antybohater numer jeden po stronie Królewskich przy akcji młodego piłkarza Celty. Przed przerwą oba zespoły miały już chyba dosyć niesłychanego tempa, przynajmniej w kwestii strzelania bramek, ale po świetnej akcji Isco i Ronaldo piłka trafiła do Jamesa, któremu przy strzale dopisało mnóstwo szczęścia – ale ono podobno sprzyja lepszym. Po rykoszecie piłka wpadła do siatki całkowicie zdezorientowanego Sergio Álvareza.
Wydawało się, że w przerwie Ancelotti ma jedno zadanie – przekazać swoim zawodnikom: „uspokójcie to, bo będą nas naciskać do us**nej śmierci”. Może przekazał, ale piłkarze chyba nie posłuchali. Druga część meczu miała jednego bohatera i była nią Celta Vigo. Real Madryt wsadził co prawda gola na 4:2, ale to wyłącznie uspokoiło nasze tętno. Gra Królewskich wciąż musiała być oceniana tak samo – przy czym „niezbyt pozytywna” albo „brak kontroli” byłyby eufemizmami. Celta naciskała, naciskała, naciskała, ale na szczęście brakowało jej albo skuteczności, albo ostatniego podania. Gra drugiej linii wołała o pomstę do nieba. Na całe szczęście udało się dowieźć dwubramkowe prowadzenie do mety. Przynajmniej do mety tego etapu, wyścig w lidze wciąż jednak trwa – głównie dzięki Chicharito, Jamesowi czy Varane'owi, który rozegrał kolejny bardzo dobry mecz.
Trudno zarzucić Królewskim brak ambicji czy motywacji. Trudno jednak zrozumieć, w jak łatwy sposób raz za razem dawali się ogrywać Marcelo czy Carvajal, którzy pewnie w statystykach przebiegniętych kilometrów wypadliby co najmniej dobrze. Nolito, Orellana czy Santi Mina sprawili im wielkie problemy. W drugiej linii także brakowało jakości. Illarra zaliczył więcej błędów niż podań do przodu, Isco zaś błysnął przy golu na 3:2 – poza tym jednak był zupełnie niewidoczny, schowany, bez jakiegokolwiek błysku. Celta niesłychanie wysoko zawiesiła poprzeczkę i wyżej wymienieni piłkarze w pojedynkę z pewnością by nad nią nie przeskoczyli.
Celta Vigo zasłużyła na wielkie brawa. Real Madryt wygrał, strzelił o dwie bramki więcej, do tego na trudnym terenie, ale trudno znaleźć złe słowa na temat Celestes inne niż „zawiedli w obronie”. Tam rzeczywiście zostawiali Królewskim wiele miejsca i być może byłaby to okazja dla Garetha Bale'a na rozwinięcie skrzydeł. Potrafili jednak kontrolować mecz, dominować nad Realem Madryt. W ich grze było widać wielką jakość i wielką motywację. Nie zamknęli się w jedenastu na swojej połowie jak mają ostatnio w zwyczaju drużyny dużo wyżej notowane (na przykład w ćwierćfinale Ligi Mistrzów) i umieli sprawić Królewskim kłopoty. I gdyby szczęście nie stało po stronie madrytczyków, kto wie, czy nie rozstrzygalibyśmy przyszłości trenera czy paru zawodników…
Real Madryt wygrał na trudnym terenie i wciąż ma dwa punkty do Barcelony, a Carvajal i Ramos otrzymali żółte kartki i będą mogli zagrać z Sevillą (co było zapewne jednym z celów Ancelottiego przed meczem). Patrząc na wynik – nie było łatwo, ale w końcu udało się zrealizować wszystkie założenia. I chyba właśnie spoglądanie wyłącznie na rezultat jest wersją dużo bardziej optymistyczną. Gra zespołu nie mogła się podobać, zwłaszcza w kontekście zbliżających się półfinałów Ligi Mistrzów i piekielnie trudnym boju z Sevillą na Sánchez Pizjuán.
Celta Vigo – Real Madryt 2:4 (2:3)
1:0 Nolito 9' (asysta: Orellana)
1:1 Kroos 16'
1:2 Chicharito 24' (asysta: James)
2:2 Santi Mina 28'
2:3 James 43' (asysta: Ronaldo)
2:4 Chicharito 69' (asysta: Ramos)
Real Madryt: Casillas; Carvajal, Varane, Ramos, Marcelo; James (85' Arbeloa), Illarra, Kroos, Isco (82' Jesé); Chicharito (74' Pepe), Cristiano.
Celta Vigo: Sergio; Hugo Mallo, Cabral, Fontàs, Jonny; Augusto, Krohn-Dehli; Orellana (70' Bogonda), Santi Mina (75' Hernández), Nolito; Larrivey (73' Charles).
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze