Czas podnieść się z kolan
Królewscy podejmują na Bernabéu niemiecki klub
Rewanż z Schalke 04 wydaje się być dla Realu Madryt idealną okazją, aby wrócić na właściwe tory po mizernym rozpoczęciu 2015 roku. Naprawy wymaga wiele elementów, tymczasem margines błędu jest zerowy, a miejsce mamy tylko dla przekonujących zwycięstw. Na szczęście, po dwubramkowej wygranej w Gelsenkirchen Królewscy są w dość komfortowej sytuacji. Aby uciekł nam ćwierćfinał Ligi Mistrzów, Schalke musiałoby postarać się o wyczyn porównywalny z pokonaniem Interu (2:5) na San Siro. Interu, który był wtedy zresztą obrońcą tytułu.
Moment na sprawienie niespodzianki nie jest dla Niemców najgorszy, bo w ekipie Carlo Ancelottiego aż roi się od zmartwień i wątpliwości. Brak rotacji, nic niewnoszące zmiany, zbyt miękka ręka, brak zaangażowania, przemęczenie, niska efektywność atakujących, zbyt dużo imprez, niezdolność odrabiania strat… Hiszpańska prasa oferuje pełen wachlarz zarzutów. Ale widać też światełko w tunelu. Po ponad dwóch miesiącach wątpliwej postawy podopiecznych i sobotniej porażce w Bilbao, włoski trener wreszcie omówił część problemów zespołu, głownie tych dotyczących gry w ataku. Najwyższy czas, bo wielu zaczynało wątpić, czy Ancelotti wyciąga jakiekolwiek wnioski z fatalnego początku roku.
Teraz czas na drugi krok: wdrożenie rozwiązań tego kryzysu. Przed meczem z Schalke Ancelotti miał na to raptem dwa treningi. Dość mało, aby skutecznie zmienić ustawienie na 4-4-2, czego tak głośno domaga się opinia publiczna. Ale wystarczająco dużo, aby skorygować 4-3-3, które przynosi dobre rezultaty w meczach ze średniakami, do których należy Schalke. Znajdzie się też kilka minut na przydzielenie graczom ofensywnym ich obowiązków obronnych, a całej drużynie wytłumaczenie, że mecz trwa 90 minut i żadnej z nich nie można rywalowi podarować. Banały, ale niestety wymagające przypomnienia. Jeśli oprócz awansu Królewskim zależy też na odbudowywaniu formy przed Klasykiem, czas najwyższy na zmiany.
Świetną, dla wielu najważniejszą wiadomością jest powołanie Luki Modricia, który po ponad trzech miesiącach wraca do kadry i w starciu z Schalke ma się pojawić na murawie. Chorwat może nas jeszcze jutro nie zbawi, ale jego błyskotliwych podań madridistas będą wyglądać jak pierwszych oznak wiosny. Może będzie tym bodźcem do odrodzenia, a wkrótce dołączą do niego przecież Sergio Ramos i James.
Czy kwestia awansu Królewskich jest w ogóle zagrożona? Po trzech porażkach i remisie Schalke w miniony weekend wygrało z Hoffenheim (3:1). Niezłe zawody gospodarzy, ale część zasług trzeba oddać ich rywalom, którzy w obronie prezentowali się karygodnie. Jeśli Roberto Di Matteo poważnie myśli o odrobieniu strat z pierwszego meczu, na wyciągnięcie ręki ma przetestowane przez Valencię, Atletico i Athletic rozwiązania: akcje skrzydłami, gdzie Cristiano i Bale niechętnie angażują się w obronę, wykorzystanie wysokich napastników (Real 33% bramek stracił w tym sezonie po główkach, najwięcej w lidze), obrzydzanie Królewskim ataków czy to wysokim pressingiem, czy faulami we wczesnej fazie budowania akcji. Schalke musi nie tylko narzucić szybkie tempo, ale też na tych wysokich obrotach wytrzymać do ostatniego gwizdka.
W praktyce nie wygląda to oczywiście tak prosto. Nawet najmocniejszy skład Schalke mocno odbiega od poziomu Realu Madryt, a teraz na dodatek drużynę przetrzebiły kontuzje i zawieszenie Boatenga. Aby do Hiszpanii zabrać 22-osobową kadrę, Di Matteo musiał sięgnąć po czterech zawodników rezerw. Po defensywnym ustawieniu z pierwszego spotkania, Włoch wróci dzisiaj do najczęściej używanego w tym sezonie 3-5-2 i postara się zagrozić Królewskim. Czytając wypowiedzi zawodników, można jednak odnieść wrażenie, że nie podejmą tytanicznego wysiłku, aby odwrócić losy dwumeczu. Mimo dołka Realu Madryt, Niemcy podchodzą do rewanżu pragmatycznie – szanse mamy, ale niewielkie. Tymczasem w tabeli Bundesligi Schalke dzielą od rywali minimalne różnice punktowe, więc walka o miejsce w przyszłorocznej Lidze Europy może być dla nich priorytetem.
Schalke może, Real musi. I nie mam na myśli jak najlepszego końcowego wyniku, ale godny białej koszulki styl gry i zaangażowanie. Kwestia awansu nie podlega oczywiście dyskusji, ale Los Blancos grają dzisiaj o więcej niż tylko awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów czy pobicie rekordu dziesięciu wygranych z rzędu. Trzeba odbudować się przed decydującą fazą rozgrywek, inaczej zaprzepaszczona zostanie świetna pierwsza część sezonu. A tego w Madrycie mogą nie wybaczyć.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze