Rok 2014 okiem redakcji RealMadryt.pl
Krótkie podsumowanie
Końcówka roku to czas podsumowań, zestawień, pewnej refleksji, przypomnienia sobie przeżytych radości. Na pewno tego ostatniego uczucia nie zabrakło w ostatnich 12 miesiącach, gdy żyliśmy Realem Madryt. Dlatego pięciu naszych najlepszych redaktorów wybrało dla was wydarzenia i postaci, którymi zachwycali się w 2014 roku. Zuzanna Zuza. Brzezińska, Janusz Banan Banasiński, Mateusz Mateo Kupiec, Maciej Leszczu Leszczyński i Jarosław El Jarek Chomczyk opowiadają wam, co zapamiętali z najlepszego roku w historii tego klubu. Zaznaczamy tylko, że przy wydarzeniu wyłączyliśmy bramkę Ramosa w finale Ligi Mistrzów, bo to nie jest wydarzenie roku, to kandydat do momentu nie tyle dekady, co wręcz tego stulecia i każdy doskonale wie ile ta sekunda znaczy i będzie znaczyć dla madridismo.
WYDARZENIE ROKU:
Zuza.: Gdy próbuję w głowie podsumować 2014 rok w wykonaniu Realu Madryt, przed oczami staje mi wiele pięknych obrazów. Décima w mojej ukochanej Lizbonie, rozkwit BBC, „niemiecka autostrada” do finału i przystanek na całkowitą deklasację Bayernu, Cristiano strzelający bramkę za bramką, świetny środek pola, ponaddźwiękowy Bale w finale Pucharu Króla, Klubowe Mistrzostwo Świata, październikowy mecz z Barceloną... Jest też trochę złych: długa i dość tajemnicza kontuzja Crisa, gwizdy ze strony kibiców na Bernabéu, bezsilność w wiosennym Klasyku, grubiański gest Di Maríi, blamaż w meczu z Realem Sociedad oraz – co chyba zabolało mnie najbardziej – wiadomość, że Luka Modrić wypadnie z gry na 3–4 miesiące. Jednak to na pewno nie był zły rok, zupełnie przeciwnie – o lepszy trudno byłoby prosić. I to, co dla mnie było momentem naznaczającym go, było świętowanie Ligi Mistrzów w Madrycie. Piłkarze, po których w końcu było widać wzajemną sympatię i chęć do walki o wspólne cele, promienny Carlo Ancelotti, szczęśliwy Zinédine Zidane, tłumy na ulicach, niezliczone zdjęcia, filmiki, emocjonalne przemowy na balkonie u burmistrz miasta... Atmosferę Décimy można było poczuć nawet w moim rodzinnym Krakowie. Przez następny tydzień w okolicach Rynku Głównego nie trudno było spotkać grupy dumnych i rozśpiewanych kibiców Realu z różnych krajów, a zdecydowanie nie jest to codziennością w stolicy Małopolski. Liga Mistrzów, niemalże wyrwana Atlético, sprawiła, że wszyscy cieszyliśmy się tak samo. Nieważne czy był to Sergio Ramos, Carlo Ancelotti, Florentino Pérez, Wy czy ja, bo radość była jednakowa. I chyba właśnie to poczucie jedności całego madridismo było dla mnie najlepszym momentem tego roku.
Banan: Miniony rok był dla nas pełen momentów chwały. Mógłbym wybrać na wydarzenie roku któryś z meczów decydujących o zdobyciu trofeum, jednak mój głos oddaję na wygrany w październiku Klasyk na Bernabéu. Dlaczego właśnie tak? Kierowałem się dwiema rzeczami. Po pierwsze, postanowiłem wybrać wydarzenie, które na tę chwilę może mieć największy wpływ na najbliższą przyszłość. Życie przeszłością w klubie o tak bogatej historii jak Real Madryt jest nieuniknione, jednak dziesiątego Pucharu Europy oraz Pucharu Króla zdobytego na Mestalla nikt nam już nie zabierze. Ligowy Klasyk natomiast może okazać się kluczowy w świętowaniu dalszych triumfów. To od tamtego spotkania zaczęliśmy tak naprawdę odwracać niekorzystną kartę w lidze. Gdybyśmy w tamtej potyczce doznali porażki, tytuł mistrzowski znacznie by się od nas oddalił. A tak, jesteśmy obecnie w bardzo dobrej sytuacji, mimo dwóch porażek w trzech pierwszych kolejkach sezonu. Oczywiście, nie oznacza to, że sprawa mistrzostwa jest rozstrzygnięta. Niemniej uważam, że jeśli osiągniemy ostateczny sukces, to w znacznej mierze zawdzięczać go będziemy właśnie 3:1 z Barceloną na Bernabéu. Drugi powód, który miał wpływ na mój wybór jest bardziej sentymentalny. Miałem bowiem okazję obserwować wyżej wspomniane starcie z wysokości trybun. Obejrzenie zwycięstwa w El Clásico na własne oczy to niesamowite przeżycie. Tutaj figuruje ono jedynie w kategorii wydarzenia roku, jednak tak naprawdę chodzi tu o jedną z najszczęśliwszych chwil mojego życia.
Mateo: O miano wydarzenia roku trudno konkurować z Décimą, która jest spełnionym marzeniem madridistas. Jednak w 2014 roku Real Madryt także w inny sposób zapisał się w historii futbolu – 22 zwycięstwa z rzędu (seria ciągle może się powiększyć). Być może niektórzy ciągle pamiętają o pewnym obrazku, który pojawił się w trakcie zamieszania dotyczącego sprzedaży Ángela Di Maríi do Manchesteru United (dla przypomnienia, można go zobaczyć tutaj). Był to temat do długich dyskusji, ale niewiele osób mogło przypuszczać, że to była jedynie część przebudowy tego madryckiego pojazdu. Carlo Ancelotti postanowił zamontować w nim silnik odrzutowy, który na dobre zaczął działać w pierwszym meczu Ligi Mistrzów z Bazyleą. Później żaden przeciwnik nie zdołał się przeciwstawić niszczącej mocy Blancos. Same zwycięstwa od połowy września do końca roku, czego chcieć więcej?
Leszczu: Dziś trudno powiedzieć, czy Real Madryt stawał w szranki z Barceloną na Estadio Mestalla jako faworyt, głównie mówiło się bowiem o absencji Cristiano Ronaldo. Królewscy zagrali mądrze – tutaj wielkie brawa dla Carlo Ancelottiego – i skutecznie. Mieli wiele szczęścia, ale to odeszło w zapomnienie mniej więcej tak szybko, jak Gareth Bale Marcowi Bartrze w rajdzie, który, nie mam co do tego żadnych wątpliwości, przejdzie do historii. Mimo przecież niezłej gry w pozostałych meczach fani wreszcie mogli zobaczyć w Walijczyku zawodnika, który robi różnicę w ważnych meczach – i to z najlepszymi. Nie tylko świetnie zastąpił Cristiano, ale i popisał się legendarną akcją, jakiej – nic nie umniejszając najlepszemu piłkarzowi globu – Ronaldo chyba nie byłby w stanie wykonać. Dzięki wygranej w Walencji wśród piłkarzy mogliśmy znów dostrzec wielką chęć zwycięstwa, a także znak, że projekt, którym zajął się Carlo Ancelotti, idzie w bardzo dobrym kierunku. Jak było kilka tygodni później, wiemy wszyscy.
El Jarek: W tym przypadku zgadzam się z Ancelottim, ostatni mecz Pucharu Króla był chyba najważniejszy finałem w tym roku, który pomógł odnieść kolejne sukcesy. To zwycięstwo przyniosło i stworzyło wiele spraw, które pozwoliły robić dalej to, co zrobił. Przede wszystkim, drużyna przełamała w sezonie Barcelonę i uwierzyła, że może wygrać naprawdę topowy mecz. Po drugie, Real potrafił pozbierać się po bramce na remis i powalczyć o wygraną w meczu na styku. Po trzecie, Gareth Bale wszedł na poziom gwiazdy i lidera, a zrobił to nie tylko w idealnym momencie meczu, ale też pod nieobecność Cristiano. Po czwarte, chyba największa komedia tego roku, czyli konsekwencje bramki Walijczyka: katalońscy komentatorzy krzyczący o świetnym zachowaniu Bartry („jak dobrze Bartra!”) i bolące ścięgna Hiszpana. Od tego meczu Real był jednością i siłą.
POSTAĆ ROKU:
Zuza.: Kto zna mnie choć trochę, doskonale wie, czyje imię i nazwisko przeczyta za chwilę. Dla mnie postacią roku był oczywiście Luka Modrić. Nie ujmując nic Ramosowi, uważam, że gdyby nie Lukita, Ligi Mistrzów by nie było. Przecież to on posłał piłkę prawie że idealnie na głowę Sergio! Wielu ludzi wydaje się w ogóle nie zwracać uwagi na ten fakt, co jest zwyczajnie niesprawiedliwe. Ponadto Chorwat rozegrał naprawdę świetny poprzedni sezon. W środku pola rządził, dzielił i czarował. Wraz z Xabim Alonso stworzyli idealny duet, napędzający i kierujący grą całej drużyny. Nie bez przyczyny media okrzyknęły Lukę „mózgiem zwycięzcy”. Balans ciała, świetny przegląd pola, technika, szybkie podejmowanie decyzji, kreatywność... wszystko to ten niepozorny piłkarz zaoferował Realowi Madryt. Wielokrotnie na boisku zostawiał płuca i serce, jako jeden z niewielu walczył do końca. Opłaciło mu się. Madridismo pokochało Lukitę, a on pokochał madridismo. Kto przyglądał się jego autentycznej radości po wygraniu Décimy i Pucharu Króla, ten po prostu o tym wie. Właściwie nic już nie muszę dodawać. Może poza: „Wracaj do zdrowia, Luka!”. Niech wróci i zaczaruje nas kolejny raz.
Banan: Isco. On po prostu ma to coś, co pozwala mu rozkochiwać w sobie tłumy. Na początku roku, mimo fantastycznego startu w białej koszulce, mało kto pomyślałby, że jego rola w zespole znów stanie się kluczowa. Gdy nie grał tyle, ile by chciał, nie było skarżenia się na przeciwności losu, szukania winy wszędzie tylko nie u siebie, obrażania się czy załamywania. Była natomiast ciężka praca, wytrwałość i stosowanie się do zaleceń trenera, nawet tych, które zmuszały go do robienia tego, do czego nie był dotychczas przyzwyczajony. Kiedy w niektórych wypowiedziach stwierdzał, że chciałby dostawać więcej szans, nie było słychać w jego głosie żalu, smutku ani prztyków w stronę szkoleniowca, raczej pokorę i motywację. Mało gadania, dużo działania. Efekty tego widzimy dziś. Podejrzewam, że żaden kibic Realu Madryt nie wyobraża sobie dziś zespołu bez byłego zawodnika Málagi. Isco to prawdziwy czarodziej. Ma niepodrabialny styl. Jedynym piłkarzem Los Blancos, u którego widzę podobną magię i kunszt jest obecnie Luka Modrić. Bernabéu pokochało Isco tak, jak gdyby był on naszym wychowankiem. Według mnie Andaluzyjczyk jest w pewien sposób lepszą wersją Gutiego – darzony niebywałym uczuciem przez kibiców, niezwykle utalentowany oraz będący w stanie popisać się zagraniem z innej planety. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że wydaje się, iż może być jeszcze tylko lepiej.
Mateo: Dla mnie bohaterem numer jeden jest Cristiano Ronaldo. Portugalczyk był najlepszy nie tylko w Realu Madryt, ale także w całym piłkarskim świecie. Jego bramki w znacznym stopniu pomogły zdobyć Décimę. Jeszcze pamiętam czasy, gdy korona króla strzelców Primera División wędrowała do Ruuda van Nistelrooya czy też brazylijskiego Ronaldo. Pierwszy z nich potrzebował do tego 25 bramek, drugi – 24. Teraz Ronaldo taki dorobek zgromadził po 15(!) meczach. To nawet nie jest połowa sezonu. Naprawdę zaczyna brakować słów, żeby opisywać osiągnięcia Portugalczyka.
Leszczu: Gareth Bale! Poza oczywistymi wyborami – Sergio Ramosem i Cristiano Ronaldo – jednym z bohaterów mijającego roku jest Gareth Bale. Strzelał arcyważne gole w ciągu całego sezonu, nieco odciążał Portugalczyka, a do tego notował całkiem niezłe statystyki. Problemy ze zdrowiem, później fikcyjne kontuzje wymyślane przez dziennikarzy odeszły w niepamięć – nikt nie ma wątpliwości, że Walijczyk był niesłychanie ważny w układance Carletto. Być może nie jest tak efektowny w grze defensywnej jak Ángel Di María, ale na pewno jest jednym z tych, dzięki którym o Argentyńczyku w Madrycie zwyczajnie nie mówi się za dużo. Jest parę rzeczy, nad którymi mógłby popracować, ale ja nie mam wątpliwości – bez niego rok 2014 byłby dla nas dużo gorszy.
El Jarek: Lubię mówić, że kocham Florentino, Cristiano, że trener jest święty, a Ramos to Cesarz, któremu Liga Mistrzów oddała to, co cesarskie. Jednak przez kilka miesięcy do mojego topu wskoczył też Toni Kroos. Don Toni Kroos. Strata Xabiego bolała, ale dzisiaj jest Toni. Za 4 dni kończy 25 lat, a już ma na swoim koncie 14 trofeów. Wyróżniam go za jego grę, podania, myślenie na boisku i elegancję. Na dzisiaj poziom w drugiej linii na świecie wyznaczają Kroos i Modrić, ta para jest futbolem i ta para to Real Madryt. Wisienka na torcie to stałe fragmenty, dokładniej rożne, bo Cristiano jeszcze nie oddaje wolnych. W końcu mamy zawodnika, który jest w rogu boiska pewniakiem. Może 8% piłek przerzuci, a co 14 nie minie pierwszego gościa, ale zazwyczaj po prostu te wrzutki są naprawdę takie, jakie powinny być - dobra wysokość, szybkość, celność. Od Beckhama czekałem aż ktoś będzie potrafił kopać te rożne z powtarzalnością i przyszedł on. Dzięki, Toni. Na koniec roku zaplusował jeszcze pomaganiem dzieciom. To jest Transfer.
SŁOWO NA 2015 ROK:
Zuza.: Rok 2014 w sercu każdego z kibiców Realu Madryt zajmie wyjątkowe miejsce. Brak triumfu ligowego zostawił pewien niedosyt, ale ja akurat uważam, że niedosyt to odczucie pozytywne. Dowodzi ambicji, trzeźwej oceny sytuacji i dostarcza niezbędnej motywacji do ciągłego rozwijania się. Miejmy nadzieję, że nasi piłkarze i sztab szkoleniowy ciągle taki niedosyt czują i wciąż uważają, że mogą być jeszcze lepsi. Oby popchnęło ich to do poprawienia własnych osiągnięć i obyśmy za rok o tej porze w „Momencie roku” mieli jeszcze większy problem obfitości. Tego życzę im, Wam i samej sobie. Szczęśliwego nowego roku, Madridistas!
Banan: Cóż, nowy rok zaczynamy z bardzo dobrej pozycji i w świetnych nastrojach. Tak czy inaczej, musimy pamiętać, że kiedyś w końcu jakiegoś meczu nie wygramy. Tak po ludzku. Prędzej czy później musi się to zdarzyć, taka jest naturalna kolej rzeczy. Dlatego też warto wówczas zachować zdrowy rozsądek i nie panikować. Pokuszę się nawet o może nieco kontrowersyjne stwierdzenie, ale uważam, że jeśli w tym roku nie wygramy Ligi Mistrzów, to... tak naprawdę nic się nie stanie. Obronienie tego trofeum nie udało się do tej pory nikomu. Ani najlepszej w historii (swojej, nie futbolu) Barcelonie ani Bayernowi. Oczywiście mam nadzieję i liczę na to, że uda nam się tego dokonać jako pierwszym, jednak napalanie się na to jest w moim odczuciu trochę niezdrowe. Piłkarze to nie maszyny, nawet jeśli ostatnie wyniki dały nam powody ku temu, by tak myśleć. Start w rok 2015 mamy znakomity, teraz cała sztuka polega na tym, by tego nie zepsuć. Jestem przekonany, że sezonu nie skończymy z pustymi rękami.
Mateo: Tutaj odpowiem na pytanie, które postawiłem przy wydarzeniu roku. Więcej zwycięstw i więcej pucharów – tego życzę wszystkim madridistas. Oby machina Ancelottiego w dalszym ciągu funkcjonowała bez zarzutu i w nowym roku przyniosła nam co najmniej tyle radości i niezapomnianych chwil, ile w 2014 roku.
Leszczu: Niby obsesja na punkcie Pucharu Europy już przeszła, ale znów oczekiwania są jasne – latem przyszłego roku „jedenastka” ma pojawić się w gablocie z trofeami na Bernabéu. Według mnie wśród madridistas trochę za często się dramatyzuje. Ewentualny brak trofeum w Lidze Mistrzów nie przekreśli z pewnością sensu pracy trzonu sportowego czy nie podważy jakości zawodników, którzy zastąpili tych, którzy z Madrytu woleli uciec. Oczywiście obrona tytułu to marzenie – i tego życzę sobie oraz Wam wszystkim. Poza tym – wstrzemięźliwości w wydawanych opiniach. Porażka z outsiderem nie oznacza, że Ancelotti nadaje się do LKS-u Rosanów, a Cristiano powinien kończyć karierę. Przede wszystkim jednak chciałbym, żebyśmy znowu mieli wiele okazji do wspólnego świętowania – kto 24 maja oglądał mecz na zlocie w Warszawie, ten wie co mam na myśli.
El Jarek: Zdrowia wam, drużynie i sobie, tego zawsze życzę ludziom, których lubię i kocham. Przy profesjonaliźmie tych zawodników potrzeba im tylko zdrowia, wtedy będziemy przeżywać kolejne radosne chwile. A wy jeśli będziecie w pełni formy, to będziecie spełniać swoje marzenia, rozwijać się i w spokoju oglądać kolejne mecze Realu Madryt.
FELIZ AŃO NUEVO, MADRIDISTAS!
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU, MADRIDISTAS!
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze