Florentino: Odejdę, gdy zechcą tego socios
Wywiad z prezesem
Doby wieczór, prezesie.
Witam, dobry wieczór.
Panu chyba ciężko jest coś zwiedzić w Marrakeszu. Musi pan mieć wielką cierpliwość, co podziwiam.
Chcę powiedzieć, że w Maroku, a szczególnie w Marrakeszu, istnieje wielka piłkarska publika. Wielka część z nich to fani Realu Madryt, więc muszę podziękować za to, że czujemy się tak, jak w domu. Piłkarze to tutaj idole, obejrzenie ich z bliska to marzenie wielu ludzi, które się spełnia, atmosfera jest spektakularna.
Co najbardziej przykuło pana uwagę w czasie tych 3 dni w Maroku?
Muszę powiedzieć, że po raz pierwszy przyjechałem do Maroka 35 lat temu i znam dobrze ten kraj, mam wielu przyjaciół, wiele razy tutaj przyjeżdżałem. Dlatego trudno, żeby teraz coś przykuło moją uwagę. Mogę stwierdzić, że Marrakesz, który znałem 35 lat temu, mocno się zmienił. Dzisiaj Maroko to kraj otwarty dla turystów, przyjmuje 10 milionów turystów, to wielkie liczby, więc mamy też świetne, nowe hotele, które możemy teraz oglądać. Cóż, to kraj, który ciągle się rozwija.
A czy pan się zmienił?
Na pewno. Jak przyglądam się zdjęciom, gdy jechaliśmy z Di Stéfano odbierać trofeum za...
Nie mówię o wyglądzie, mówię o wnętrzu.
Nie...
Poznaje pan siebie, gdy słucha na przykład słów z początkowych momentów w Realu Madryt?
Minęło 14 lat, przez taki okres wszyscy jakoś się zmieniają. Jednak nadal mam tę samą radość z celu, jakim jest wzbogacanie mitu i legendy Real Madryt. Ja zawsze mówię, że przyszedłem w 2000 roku i odebrałem z Di Stéfano tytuł najlepszego klubu XX wieku. Powiedziałem sobie wtedy, że muszę pracować, żeby ktoś kiedyś mógł odebrać trofeum dla najlepszego klubu XXI wieku. To wielka odpowiedzialność, o której nie zapomniałem nawet przez sekundę w trakcie bycia prezesem Realu Madryt.
Ja mogę powiedzieć, że oddalił się pan od mediów. Dlaczego?
Nie, od mediów nie...
Tak, my nie rozmawialiśmy ze sobą od długiego czasu.
Nie udzielam wielu wywiadów.
Dlaczego?
Dlatego, że mam niewiele do powiedzenia. Ci, którzy dużo mówią, zazwyczaj się mylą.
Nie dzieje się tak, bo coś pana boli?
Mam wielu przyjaciół w mediach, z którymi często rozmawiam i mówią mi, że udzielam niewielu wywiadów. Ja uważam, że moim zadaniem jest praca i zostawianie pierwszoplanowych ról na przykład zawodnikom czy trenerowi, bo na końcu to ich ludzie chcą słuchać.
***
Z kim oglądał pan drugi półfinał?
Oglądałem go z dyrektorami. Na początku także z piłkarzami i trenerem, a potem z dyrektorami.
Co mówili?
Takie mecze tworzą złudny obraz.
Piłkarze mówili, że wbiją im sześć bramek?
Nie, nie, nie! W jednym meczu może zdarzyć się wszystko. Każdy jest bardzo zmotywowany. Zagrały ze sobą dwie drużyny, które doskonale wiedziały co jest stawką i obie walczyły do końca, żeby zagrać w finale.
San Lorenzo to drużyna papieża. Wie pan, że papież obchodził dzisiaj urodziny?
Tak, to ekipa papieża.
Pan jest wierzący?
Oczywiście.
Czasami nadchodzi jednak moment, kiedy coś nie idzie i gdzieś tam pojawia się zwątpienie...
Ale dorastasz, dojrzewasz i lepiej rozumiesz pewne sprawy. Uważam, że obecny papież jest wyjątkowy, że zmienia rzeczy i na pewno poprawi to, co wszyscy uważamy za konieczne.
Czy po meczu widział się pan jeszcze z piłkarzami?
Nie, po meczu nie.
A z Ancelottim?
Z Ancelottim tak.
Co panu powiedział? Że będzie łatwo?
Nie, Ancelotti nigdy nie mówi taki rzeczy. On ma wielkie doświadczenie i my wiemy doskonale, że te mecze, które wydają się najłatwiejsze, są na końcu najtrudniejsze. My jednak przyjechaliśmy tu z wielką ekscytacją i wiedzą, ile znaczy piłka w Maroku. Chcemy świetnie zakończyć cudowny rok tytułem mistrza świata, który jest ważny dla nas wszystkich i dla tego, co chcemy przekazywać.
Ale nie wydaje się panu, że to trochę turniej mniejszej kategorii? Oglądał pan mecz, czy ten poziom był odpowiedni? Ci ludzie są najlepsi w Ameryce Południowej?
Mistrz Ameryki ma takie znaczenie jak tutaj mistrz Europy, Azji czy Afryki. Mi ten turniej się podoba. Grają najlepsze ekipy z każdego kontynentu, a ten kto wygra, ma prawo do noszenia na piersi plakietki z tytułem mistrza świata.
Ancelotti nie obawia się, że drużyna wyjdzie zbyt pewna siebie?
Myślę, że my nie jesteśmy już zbyt pewni siebie. Mamy wielkie doświadczenie, wiemy, że dla rywali mecze z nami są bardzo ważne, wszyscy są zmotywowani, tym bardziej teraz, gdy mamy tę serię 21 wygranych z rzędu. Dlatego wszyscy chcą być pierwszymi, którzy odwrócą serię Realu. My wychodzimy skoncentrowani, wiadomo, że to wiele spotkań, środa, niedziela, środa, niedziela... w niektórych gramy lepiej, w niektórych gorzej, ale sądzę, że kibice są zadowoleni. Mamy dobrą drużynę, dobrą atmosferę, trenera, który traktuje ekipę jak rodzinę. To widać, przeżywamy świetną epokę i jedyne, o co proszę, żeby to trwało długo.
Teraz jest pewnie tak, jak pan sobie to wymarzył, ale te początki były dosyć martwiące. Odszedł Alonso, odszedł Di María... Jak to było naprawdę?
To już przeszłość. W piłce przeszłość... istnieje, ale ludzie patrzą tylko w przyszłość. Nie wiem... Ja uważam, że zrobiliśmy to, co musieliśmy. Powtarzałem to wiele razy i szkoda na to czasu. Ja zawsze wypowiadam się dobrze o graczach, którzy tutaj byli, o wszystkich pracownikach Realu Madryt. Jak mówię, wszyscy zapisują wielkie strony w historii tego klubu, ale czasami interesy osobiste i interesy klubu nie pokrywają się, ale tak to już jest w rodzinach.
Dlaczego odszedł Di María?
Di María odszedł, bo chciał odejść. Też zawsze powtarzam, że zawodnik z ważnym kontraktem odchodzi tylko wtedy, gdy tego chce. Jeśli nie chce, nie odchodzi.
Ale oni też nie zapłacili za niego klauzuli.
Ale jeśli ktoś nie chce, to zostaje. Klauzula czy nie, ma kontrakt...
I on chciał odejść.
Odejść, poszukać innych spraw. Dla mnie to też normalna sprawa, że ktoś ma różne ambicje. On chciał odejść. Mogliśmy mu na to pozwolić po znalezieniu następcy, którego znaleźliśmy, którym został James i po znalezieniu klubu, który zaoferował kwotę, którą uznaliśmy za wystarczającą.
Kupiliście Jamesa zanim sprzedaliście Di Maríę.
Takie jest życie. My zawsze kupujemy wcześniej, bo zawsze potem sprawa robi się trudniejsza.
A może też pokazujecie zawodnikowi, że za wiele on już tu nie pogra?
Jeśli on nie chce tutaj być i widzi, że mamy kogoś za niego, to trudno, żeby nie zrozumiał, że on podjął decyzję, a my podjęliśmy swoją na podstawie tej jego.
Co stało się z Xabim Alonso?
Sprawa Xabiego Alonso nie ma z tym nic wspólnego. On dużo myślał o swojej sytuacji, bo ma 33 lata, zostało mu niewiele lat gry, a piłkarzowi trudno jest zakończyć karierę w Realu. Uznał, że są inne opcje, które są lepsze na ostatnie lata jego sportowego życia. Tak zrobił Raúl i to wydawało nam się dobre. Xabi poprosił o przysługę i uznaliśmy, że to dobry krok.
Rozmawiał pan ostatnio z Raúlem?
Tak, zawsze, gdy jest w Madrycie, przyjeżdża do Valdebebas i zawsze rozmawiamy.
Ma pan Raúla w swoich projektach na przyszłość?
Wszyscy zawodnicy, jak Raúl, którzy nie tylko tworzyli część Realu Madryt, ale byli tutaj kimś naprawdę ważnym, zawsze mają otwarte drzwi. Teraz Raúl podpisał dwuletni kontrakt z Cosmos, bardzo chce pożyć w Nowym Jorku, bardzo podoba mu się to, że jego dzieci będą uczyć się angielskiego, cieszy się, że nie tylko będzie grać, ale też uczyć się organizacji klubu. Uważam, że dojrzewa, uczy się, a klub jego życia to Real Madryt.
Czy pan oferował mu już powrót?
Powiedziałem mu, że kiedy skończy z grą, to niech przyjeżdża tutaj. Jednak zależy czego on chce, a wydaje mi się, że chce być trenerem. Tak było z Zidane'em, który zaczął nową pracę, bo gra nie ma nic wspólnego z trenerką. Najważniejsze, żeby robił coś z przekonaniem i wielką radością.
Początki w tym sezonie były trudne.
Czyje?
Realu.
Raczej nie.
Jak to nie? Porażka z Sociedadem, potem porażka w derbach u siebie i... coś się stało. Co wtedy nastąpiło?
To był moment takiej transformacji. Nie było wielkiego problemu. Liga zaczęła się 31 sierpnia, ciągle nie wszystko było dokończone.
Ale pan nie miał wtedy wątpliwości? Nie mówił pan sobie, że się pomylił?
Nie. Kroos przyszedł, bo myślano, że Khedira nie chce przedłużyć umowy, prosta sprawa. Kto może być następcą Khediry? Kroos. James przyszedł w takiej samej sytuacji z Di Maríą. Kiedy już wszyscy się pojawili, to powstało małe zamieszanie, które zostało rozwiązane z 31 sierpnia, kiedy kończą się transfery. Wtedy odeszli Di María i Xabi Alonso, mógł też odejść Khedira. Rozwiązało się zamieszanie, że ci przyszli, że ci dalej tutaj są...
Czy rozmawiał pan ze swoimi ludźmi i Ancelottim, żeby rozwikłać pewne problemy?
Podjęliśmy decyzje, które były dopinane w tamtych dniach, sprawy Di Maríi, Alonso, bramkarza... To wszystko pomogło. Myślę, że widzimy z perspektywy czasu, że to były trafione decyzje, że pomogły zbudować drużynę, wprowadziły coś innego, ale bardziej uporządkowanego, z nowymi motywacjami.
Ja powtarzam u siebie, że odzyskał pan bliskie stosunki z piłkarzami. Był czas, że odsunął się pan od drużyny i swoich gwiazd. W czasie podróży do Lizbony pewnie zawodnicy, wśród nich Ramos, mieli panu powiedzieć, że chcą pańskiej obecności, że chcą móc częściej z panem rozmawiać.
Ja jestem z nimi dosyć często, nawet jeśli to nie wypływa na zewnątrz. Jeżdżę do Valdebebas, oglądam treningi...
Ale był pewien dystans. Jak ten przy rozmowach o kontrakcie Ramosa.
Nie przypominam sobie czegoś takiego. Mówi się, że wszyscy zawodnicy są u mnie na specjalnych prawach.
Było pewne napięcie, a on panu zadedykował koszulkę. Pamięta pan to?
Mam tyle tych koszulek, że... Naprawdę nie pamiętam. Pamiętam o koszulce od Pepego w Miami, który też miał wątpliwości. On też miał wątpliwości, że może odejść. Jednak to na końcu małe problemy, bo Sergio to madridista, Pepe to madridista, a wszyscy madridistas zostają tutaj, żeby tworzyć drużynę, jaką mamy i z którą dla mnie miło się przebywa.
Z Casillasem stosunki teraz są bliższe?
Nie, takie same. Z Casillasem zawsze miałem dobre stosunki.
W epoce Mourinho sytuacja była chyba nie do wytrzymania.
Takie są okoliczności życia, że miał kontuzję, że nie mógł grać przez trzy miesiące, musieliśmy kupić Diego Lópeza. Takie są okoliczności.
On w telewizyjnym wywiadzie powiedział, że czuł się samotny, że czuł się odsunięty, że oczekiwał od pana większej solidarności. Nie rozmawiał pan z nim od tamtego czasu o tym?
Nie rozmawiałem. On doskonale wie, że na tyle, na ile mogłem mu pomóc, pomogłem.
Czy można powiedzieć, że to pańska najgrzeczniejsza kadra?
Nie, wszystkie drużyny takie są. Szczerze, w Realu Madryt nie miałem zawodnika, o którym mówiono, że szkodzi ekipie, że zakłóca jej pracę, ale ci, którzy grają mniej, zawsze chcą grać więcej. To coś dobrego, ludzkiego. Ja od 2000 roku miałem takie sytuacje, że zawodnicy zawsze dostosowywali swoje interesy do klubu, a ci, którzy tego nie robili, odchodzili.
A czy nie chciał pan stworzyć spotkania i rozejmu między Casillasem a Arbeloą?
Oni są dorośli, mogą o siebie zadbać. Nie wiem czy jest jakiś problem...
Jest.
My ich prosimy o pracę dla klubu. Nie prosimy, żeby razem chodzili do kina. Ja widzę drużynę i muszę powiedzieć, że atmosfera jest spektakularna.
Jak idzie przedłużenie kontraktu Ancelottiego?
Ja jestem trochę tym zaskoczony, bo wszyscy dziennikarze wiedzą, że my rozmawiamy o tych sprawach tylko na początku i na końcu sezonu. Nie tylko z trenerem, także z piłkarzami. Ancelotti podpisał umowę na trzy sezony, został mu ten sezon i następny. My z chęcią odnowimy umowę, kiedy przyjdzie na to czas i sezon się skończy. Jesteśmy z niego zadowoleni.
Czy to wynika z pańskiego doświadczenia, że w futbolu trzeba spokojnie czekać? Dlatego tak pan zwleka?
Nie jest normalne, że komuś odnawiasz umowę już tuż po przyjściu. Dla mnie to nie jest normalne. Normalne jest przedłużanie kontraktu, kiedy przychodzi na to czas. Ale cóż, on o tym wie, przekazuje cały czas sympatię wobec klubu i mówi, że chciałby zakończyć tutaj swoje sportowe życie, więc perfekcyjnie. Nie będzie żadnego problemu.
Czy miał pan wobec Ancelottiego jakieś wątpliwości?
Wątpliwości zawsze są, ale zawsze też chciałem go zatrudnić. Widziałem, że ma wielkie doświadczenie jako piłkarz, a potem jako trener. Pracował w tak wielkich klubach, jak Milan, Juventus, Chelsea, PSG. To wielkie doświadczenie. Pewnego dnia przebywałem z moim przyjacielem Gallianim na meczu Milanu. Zszedłem do szatni, otworzyli przede mną szatnię i wszyscy mnie ucałowali. Zaczął Ancelotti, potem wszyscy zawodnicy. Osobiście zobaczyłem ten rodzinny klimat, jaki tworzy Ancelotti. Poza jego talentem i wiedzą to jego bardzo ważne aktywo.
Takiego klimatu Real nie miał za Mourinho.
Wszyscy trenerzy mają swoje aktywa i pasywa.
Jakie są obecnie pańskie stosunki z Mourinho?
Wysyłamy sobie czasami wiadomości, ale rzadko. Ostatnie przy okazji wygrania Pucharu Europy, gratulował nam. Teraz on ma swoje życie w Londynie i nie widujemy się. Jednak doceniam jego pracę i wszystko, co zrobił, żeby poprawić klub.
Czy myślał pan o powrocie Mourinho?
Teraz to nie, bo on ledwo odszedł. [śmiech] Uważam, że Mourinho wykonał w Realu bardzo dobrą pracę, doprowadził do bardzo dobrego skoku jakościowego. Ja wspominam zawsze, że kiedy wróciłem w 2009 roku, to nie byliśmy nawet w pierwszym koszyku Ligi Mistrzów i odpadaliśmy w 1/8 finału. Trzeba było z tym skończyć. Z Mourinho byliśmy w trzech półfinałach i pechowo nie doszliśmy do finału. Nastąpiła jednak zmiana intensywności, ambicji, entuzjazmu, to na pewno. Do tego Liga rekordów...
Z Mourinho Real wygrał tylko Ligę i Puchar, tyle.
Był też Superpuchar.
Ok, ale stworzono wrogą i agresywną atmosferę, co zaszkodziło wizerunkowi klubu.
Posłuchaj, Mourinho miał rację w tym, co mówił. Seńorío to wygrywanie.
Nie, seńorío to nie jest wygrywanie.
Seńorío to wygrywanie, tak, jest. A jeśli ktoś robi coś, co ty uważasz za niepoprawne...
Wygrywać da się na wiele sposobów.
Wygrywać dobrze, powiedzmy. Mourinho w pewnym momencie poddał w wątpliwości parę spraw, co było dobrym krokiem, tak uważam, dla klubu i jego komunikacji.
Dlaczego nie ustawialiście go do pionu? Może gdy wystawiasz takiego potwora na czele grupy, to nagle musisz iść z nim ramię w ramię.
Nie wiem, ja nie będę umniejszać Mourinho. Mourinho był ważnym trenerem dla wielu ważnych klubów. On ledwo zaczął karierę, a już jest doceniany.
Ja mówię o atmosferze, jaką tworzy.
Każdy jest, jaki jest. Każdemu podoba się ktoś inny, mnie, tobie, czyjeś metody. Jednak nie mam wątpliwości co do tego, że to świetny trener. Jak Ancelotti. Oni mają doświadczenie, które nie stwarza żadnych wątpliwości, byli w wielu ważnych klubów.
Czy to najlepsza kadra, jaką pan miał?
Też ta pierwsza, jaką stworzyliśmy, była świetna. Myślę, że ta jest trochę młodsza i bardziej uporządkowana. Uważam, że Real Madryt ma wielu dobrych piłkarzy i to pozwoliło zbudować bardziej uporządkowany zespół niż te, które były wcześniej.
Więc epoka Galaktycznych była może ładniejsza, ale trudniejsza w zarządzaniu?
Nie, absolutnie. Zidane, Beckham czy Ronaldo to byli zawodnicy, którzy...
Byli świetni, ale nie dało się ich prowadzić. Niektórzy od nich uciekali.
Jak to? Kto?
Camacho.
Camacho może uciekł, bo nie był w stanie ich prowadzić, tak mi powiedział, po prostu nie był do tego przyzwyczajony.
Mógł tak powiedzieć, bo bał się tych piłkarzy.
Nie powiedział, że bał się piłkarzy, a że nie jest przyzwyczajony, co nie jest ani gorsze, ani lepsze. Powiem jednak tak, że Mourinho był do tego przyzwyczajony, Del Bosque urodził się z nimi, Carlo Ancelotti to samo. Na najwyższym poziomie nie jest wcale tak łatwo zarządzać tymi wielkimi zawodnikami.
Nie udało się panu za to stworzyć dobrych więzi z niektórymi legendami, które odeszły z Realu.
Z kim?
Na przykład Del Bosque, może być tez Camacho. Nie musi pan tego rozwiązać?
Nie, jak to powiedzieć... Bardzo ciężko jest mieć ze mną złe stosunki. Jeśli mam z kimś złe stosunki, to dlatego, że ta osoba tego chce. Chodzi o to, że ja będąc prezesem Realu Madryt robię czasami rzeczy, które nie leżą w interesie pewnych osób albo ich interesy nie są zgodne z tymi klubu. Może kiedyś stworzyłem z jakimś zawodnikiem jakąś złą sytuację, ale nie sądzę. U mnie odchodziły postacie każdej kategorii i ze wszystkimi zachowałem dobre stosunki. Z Zidane'em, Beckhamem, z trenerami... Ja mówię ludziom, co widzę i różnie się to układa, ale ja nie mam z nikim problemu. Mówiono, że mam konflikt z Raúlem, a ja mam z nim najlepszy feeling na świecie. Poszedł inną drogę i na tyle, na ile mogłem pomóc, pomogłem. Kiedy piłkarz kończy karierę, to jest były piłkarzem. Na boisku prezentowali najwyższy poziom, ale wtedy ich wkład w klub się zmienia. Ja staram się im pomagać, ale dobry piłkarz nie równa się dobremu trenerowi czy działaczowi. Ja staram się wkomponować byłych zawodników jak najlepiej się da.
Czy nie otoczył się pan ludźmi, którzy tylko panu przytakują i nie widzi pan błędów?
Wielu się ze mną spiera, wiesz? Wielu. Ja czytam media...
Media to media, mówię o pańskim zespole w pracy.
Ja mogę się mylić, mam do tego prawo. Ludzie mi o tym mówią, mają do tego odwagę. Chodzi o to, że jeśli jestem przekonany, że coś jest dobre dla klubu, jak w firmie czy w życiu, to nie mam już wątpliwości. Żadnych, w żadnej sprawie. Na przykład w tym roku krzyczano, że jak mogę sprzedać Di Maríę. Po prostu, klub nie mógł mu dać tego, czego chciał. Dla mnie to normalne, że on tak uważał, perfekt, ale ja muszę bronić praw klubu. On do nikogo nie należy, tu musi się wszystko zgadzać w rachunkach.
Należy do socios.
Tak, ale nikt nie wykłada tu swoich pieniędzy. Real musi wykonywać profesjonalną robotę i walczyć z tymi wszystkimi drużynami, które mają wsparcie całego kraju czy nawet dwóch. I trzeba wygrywać z nimi. Coś bardzo trudnego, więc muszę robić co trzeba. Ja powiedziałem, że Real będzie dalej należeć do socios, że będzie mieć najlepszą infrastrukturę, że będzie najlepszym klubem na świecie, i to jest moja praca. Kiedy w tej pracy widzę, że ktoś wychodzi poza linię, to cóż, najważniejszy jest klub.
***
Teraz zarzuca się panu tylko to, jak ciężko i drogo jest wystawić swoją kandydaturę na prezesa.
O tym mówi jedna gazeta...
Nie, mówię o tym ja, bez żadnej gazety, bo wygląda, że trzeba być królem, żeby móc być prezesem Realu Madryt. Nie ma o tym mowy bez 80 milionów euro!
Popatrzmy. Jesteś bardzo inteligentny, bez tego nie byłbyś tak długo w takim miejscu, ale mi nikt nie może niczego zarzucić. W 1990 w prawie sportowym zmuszono praktycznie wszystkie kluby do zostania spółkami akcyjnymi. Ci, którzy nie chcieli się przekształcać, musieli uzyskiwać potwierdzenie w wysokości 15%. To prawo sportowe z 1990 roku, ja przyszedłem w 2000 roku. Dlatego to nie ja mówię, że trzeba pokazać 15% przychodów, to prawo, które zastosowały cztery kluby, które zdecydowały się na inną formę działalności i poręczenia majątkowe, których wymagało prawo. Przez cały ten czas w Barcelonie, Osasunie, Athletiku i Realu gdy są wybory, to kandydaci muszą mieć poręczenia w wysokości 15% budżetu.
Pan je miał?
A mógłbym nie mieć? Pokazałem poręczenie. To jedna sprawa. Teraz co dalej mówi prawo sportu? Że zarząd takiego klubu ma pokazać to poręczenie. To duch prawa sportu. Nie może być tak, że zgłasza się zarząd, a potwierdzenie prezentuje ktoś z innego kraju. Ja zrobiłem tylko to, że uściśliłem, że poręczenie ma zaprezentować tylko i wyłącznie zarząd, jak stwierdza to prawo sportowe. Ja nie zrobiłem niczego, czego nie ma w prawie. Jednak to prawda, że kiedy ja wchodziłem do klubu, to był on mały, a teraz przekształcił się w coś ogromnego. Poprzedni rok zamknęliśmy z 550 milionami euro, w tym będzie może nawet 600 milionów, a 15% z 600 milionów, to 90 milionów. 15% z budżetu Barcelony to jakaś kwota, w Athletiku jakaś... Ja w 2000 roku też pokazywałem poręczenia. Kiedy odchodziłem w 2006 roku, to czwórka kandydatów też udowadniała, że ma zabezpieczenie finansowe, 15% budżetu. Dlaczego miałoby być inaczej? Dlaczego ktoś chce wmówić, że wymyśliłem to ja? To jest prawo od 1990 roku. Taka jest rzeczywistość.
Podniósł pan także potrzebny staż bycia socios.
Tylko to, zgadza się. Podniosłem z 10 do 20 lat, żeby być prezesem. Dlaczego? Bo to okres, który wystarczy wszystkim dzieciom obecnych socios, będą w stanie wypełnić ten warunek, kiedy skończą 20 lat. Dla mnie rozsądnym było zapisanie, że kandydat musi mieć 20 lat stażu.
Czy można teraz zostać socio Realu Madryt?
Nie, tylko dzieci obecnych socios, chcemy mieć ograniczoną liczbę, musimy tym zarządzać, bo chcemy, żeby każdy socio mógł mieć swoje miejsce na stadionie. Wyobraź sobie, że podwajamy ich liczbę. Wtedy jedna grupa byłaby na połowie meczów, a druga na drugiej. Zdecydowaliśmy, że będziemy przyjmować tylko dzieci obecnych socios, właścicieli, za darmo, bo nie muszą płacić do 10. roku życia, ale to ma pomóc zachować tożsamość. Dalej, ja zmieniłem to na 20 lat, bo gdy wróciłem w 2009 roku, to przez trzy lata przyjęto ogromną ilość socios. Muszę o tym powiedzieć.
To coś złego?
Nie, ale były rodziny, które nie mogły zostać socios, a przychodził ktoś bez czystych zamiarów i zostawał socio... Wszyscy chcą być socio Realu, więc trzeba było przyjąć jakieś zapisy. Zdecydowaliśmy, że będą wchodzić tylko dzieci, że mają taki przywilej. Tylko to można mi zarzucić, że staż na prezesa zwiększył się z 10 do 20 lat. Jednak reszta, o której oni pisali, to próba ataku na moja osobę przez kłamstwa, próba zranienia także instytucji.
Ma pan teraz wielu wrogów?
Nie wiem, jak powiedziałem, ze mną trudno jest mieć trudne stosunki. Jednak są ludzie, którzy używają mediów, mikrofonu do wywierania presji...
Ale niech zapomni pan o dziennikarzach i skupi się na kimś kto może chcieć pana stanowisko.
To jasne, że mogą chcieć mojego stanowiska, normalne. Niech wtedy zgłoszą swoją kandydaturę, jak ja w 2000 roku, tyle.
Pan dalej będzie startował w wyborach?
Ja odszedłem w 2006 roku, bo uznałem...
Czy to był wtedy zorganizowany atak?
Nie, nie. Ja kieruję firmą, która ma wielu pracowników, zatrudniamy 230 tysięcy ludzi na całym świecie, mam wiele pracy.
Trudniej jest prowadzić Real czy ACS?
Wszystko jest trudne, ale na pewno nie ma czasu na wszystko. Ja wtedy uznałem, że zakończył się mój czas. Ja przyszedłem wtedy, żeby wyciągnąć klub ze złej sytuacji finansowej, co zrobiliśmy, i żeby zbudować dobrą infrastrukturę, co zrobiliśmy w ośrodku. Uznałem, że wypełniłem swój etap na stanowisku prezesa. Co się stało? Lata 2008 i 2009 były bardzo nerwowe, wiec na końcu wróciłem.
Wrócił pan, ale chyba nigdy tak naprawdę nie odszedł?
Tak mówi jedna gazeta, ale to jest nieprawda. Odszedłem. Chodzi o to, że jeśli klub organizuje zgromadzenie i wchodzą na nie kibice Atleti... Dla mnie to coś bardzo złego w klubie, który z czystej gry zrobił powód swojego istnienia. Niektórzy pańscy koledzy bronią tych ludzi, chronią ich i twierdzą, że to coś dobrego. Tak nie może być.
Nikt tak nie twierdzi...
Niektórzy chwalą nawet chuligańskie zachowania, oddawali im swoje łamy. Ja wiem, że nie mogę podobać się wszystkim i niektórzy chcą, żebym odszedł. Jednak ja odejdę, gdy zechcą tego socios, a nie ci ludzie. Dla mnie to nie jest etyczne ani poprawne, że z powodu zatargu ze mną niektórzy dziennikarze dają głos niepożądanym ludziom, którzy nigdy nie wejdą na Bernabéu. Ja kiedy przejmowałem funkcję prezesa, wiedziałem, że będę robić to, czego zechcą socios: czyli zero przemocy, czysta gra, prestiż klubu, dobry wizerunek... To stworzyli nasi ojcowie i dziadkowie. To jest w mojej głowie.
***
Rozmawialiśmy z prezesem Realu Madryt o warunkach, jakie trzeba spełnić, żeby zostać prezesem. Mówi pan o prawie sportu...
Ale jaki jest problem, który ja też widzę? Nie chodzi tylko o 15% budżetu, ale prawo sportowe mówi, że jeśli zarabiasz pieniądze, co jest normalne i co dzieje się w Realu, to są one dla klubu. Jednak jeśli notujesz straty, musi to pokryć zarząd. To też sposób na motywację do unikania strat. Ale wcześniej przychody wynosiły 100 milionów euro, więc poręczenie wynosiło 15 milionów. Nie mówię, że to mało, ale to 15 milionów euro. My jesteśmy na drodze do miliardowego budżetu, a wtedy 15% to 150 milionów euro. Może stać się tak, że będzie ciężko zdobyć to zabezpieczenie, nie ma wątpliwości. Przy tej dynamice, gdy w 2000 roku mieliśmy 100 milionów euro, a teraz będzie koło 600 i idziemy w kierunku miliarda...
Co wtedy się stanie?
Właśnie nie wiem, nie było dotychczas takiej sytuacji. Stworzyliśmy wielką światową firmę z wielkimi przychodami. Jeśli prawo stworzono w 1990 roku, to być może w 2020 trzeba będzie je poprawić.
Jeśli Real zostanie spółką akcyjną...
Od tego mamy statuty, wszystko jest opisane. Wtedy będzie trzeba podzielić akcje, ale na razie o tym nie myślimy. Jesteśmy dumni, że po 120 latach Real dalej należy do swoich socios.
Pojawiają się komentarze, że Florentino chce przekształcić Real w spółkę akcyjną i zarabiać jak w ACS.
Pierwszy raz o tym słyszę, to chyba sam wymyśliłeś [śmiech].
Nie, nie.
Ja wiem, że na pewno Real miał stać się spółką akcyjną w 2000 roku, bo wtedy skończyły się pieniądze. Ja wtedy osobiście poręczałem transfery, bo twierdziłem, że one przyniosą nam pieniądze. Tak było, to były wystarczające pieniądze. Być może nadejdzie moment, gdy nikt nie będzie mógł przedstawić zabezpieczeń.
Wtedy trzeba będzie zmienić statut.
Nie, trzeba będzie zmienić prawo. Nie wiem skąd stwierdzenie o statucie, rozmawiamy o prawie i prawo mówi o 15%.
Chcę też porozmawiać z panem o chuliganach, bo ten temat także w jakiś sposób pana dotyczy. Idealnie byłoby cieszyć się wolnością, iść oglądać piłkę z synem i wnukiem, z dziewczyną, bez strachu, że coś może się stać, bo nosisz złą koszulkę. Ostatnio na spotkaniu z dziennikarzami mówił pan o zerowej tolerancji na przemoc. Czy pan ma już całkowicie pod kontrolą temat chuliganów?
Kiedy wszedłem do Realu Madryt, najpierw mianowałem Di Stéfano honorowym prezesem, a drugą rzeczą, jaką zrobiłem, było zniszczenie wszystkich płotów na stadionie i fos między trybunami a boiskiem. Nie zapominałem o śmierci fanów w Belgii czy Anglii, gdzie setki osób straciło życie przez płoty. Wyrzuciłem wszystkie. Powiedziałem, że jeśli ktoś nie potrafi zachować się na Bernabéu bez płotów, to po prostu go tu nie będzie. Ultrasi byli w rogu i przenieśliśmy ich za bramkę, oddzielny sektor, z kamerami. I nigdy nie było żadnego problemu, od 2000 roku. Mieliśmy tylko ten incydent z bombą, wtedy ludzi ewakuowano przez boisko, ale poza tym nie było żadnego problemu.
Pewnie, że jest więcej dobrych ludzi niż złych, ale już przed pana przyjściem istniała grupa, która działała na własny użytek. Rozprowadzali bilety, stworzyli merchandising...
Pan myli kluby. Tutaj nie było merchandisingu. Mówię panu, że oni nigdy nie uczestniczyli w przychodach klubu.
Nie, nie mówię tego. Mówię, że oni tworzyli swój merchandising.
Nie.
Szaliki Ultras Sur, nie wiem co tam jeszcze, gadżety.
Każdy może sprzedawać swoje rzeczy. Ja mogę tylko powiedzieć, że od 2000 roku nie było żadnych incydentów, zapewniam. Zniosłem płoty i doły, nie było problemu, do 2013 roku. Co stało się w poprzednim roku? Stało się to, że grupa nowych ludzi chciała przejąć władzę w całej grupie. Użyli do tego noży. Ta sprawa zajęła mi, szczerze, 5 minut. Z tego miejsca wszystkich wyrzucono. Stworzyliśmy nową sprawę. Zamknęliśmy grupę za bramką i stworzyliśmy grupę dopingu złożoną z fanklubów, z młodych ludzi, nowych twarzy. Teraz nie ma żadnych flag czy swastyk, zasiadają na trzecim i czwartym pierścieniu.
Pan się ich nie boi?
Jestem prezesem Realu Madryt na dobre i na złe. Już mówiłem, że jeśli mam jakiś pomysł, to go wykonuję i przy tych chuliganach mam zerową tolerancję. Wykorzystam ten moment, żeby wesprzeć prezesa LFP, Radę Sportu i wszystkich, którzy pracują, żeby w Hiszpanii ta sytuacja się skończyła. My pracujemy nad tym od długiego czasu i mogę zapewnić, że na Bernabéu nie zasiada żaden chuligan, moje słowo.
Żaden... To mniejszość, trudno to stwierdzić.
Żaden, wyrzuciliśmy ich z Bernabéu. Czy coś na nas wymuszali? Tak. Czy na nas naciskali? Tak. Jednak dopóki będę prezesem Realu, to pewne sprawy nie będą mieć miejsca i chuligani na stadion nie wejdą.
Trzeba też wyeliminować rasizm czy te okrzyki...
Też się na tym skupiamy. Powiem panu kim są chuligani. Chuligani to przestępcy, którzy muszą być w innym miejscu niż stadion piłkarski. Przynajmniej według mojej wiedzy nie ma ich na naszym obiekcie. Uważam, że powinni być w innym miejscu, bo nie chodzą na piłkę, żeby oklaskiwać grę, nie są za Realem czy coś takiego. Trzeba podejmować wobec nich działania, ale nie na Bernabéu. Ja będę wspierać wszystkich tych, którzy walczą i pracują, żeby to wyeliminować. Można to zrobić jak w Anglii. Tam zmieniła się kultura i jest inaczej. Ja mogę dzisiaj powiedzieć, że socios i kibice Realu Madryt mogą spokojnie udać się na Bernabéu. Zawsze chodzili, chodzą...
Nie zawsze tak było...
Zawsze. Nie ma płotów...
Nie chodzili spokojni, gdy byli ultrasi. Oni mieli wolność w działaniu i dopiero teraz macie ich pod kontrolą.
To nie jest prawda. Ja nie widziałem nigdy na stadionie noży...
W loży pan nie widział, to jasne. Pan nie ogląda meczów z ultrasami. To demagogia, pod Bernabéu przyjdzie pan w szaliku Atleti i dostanie pan łomot, to jest pewne. Tak jest wszędzie, pod Calderón złapią pana ci z Frente Atlético.
Na Bernabéu nic takiego nie miało miejsca, zapewniam. Kiedy pojawiła się sprawa z pierwszymi nożami, od razu wyrzuciliśmy ich ze stadionu. Wykorzystam to, żeby coś powiedzieć: jestem wdzięczny ministerstwu spraw wewnętrznych i policji. Te instytucje ogromnie mi pomogły i dzisiaj mówię, że nie ma u nas grup chuliganów.
Liga i rząd zaczęły teraz walczyć z okrzykami obrażającymi przeciwnika, na przykład tymi dotyczącymi Katalonii. Czy można sobie z tym poradzić?
Na pewno. Obecnie może i zostały na stadionie jakieś grupki, które obrażają rywala, ale jesteśmy na ich tropie.
To nie dotyczy tylko Bernabéu, żeby było jasne. Na Camp Nou w poprzednim sezonie zakazano wnoszenia flag Hiszpanii, bo uznano je za prowokacje. Z drugiej strony, kiedy tylko Athletic czy Sociedad gdzieś jadą, to bombarduje się te zespoły hiszpańskimi flagami.
Nie wiem, ale ja mogę mówić tylko o Bernabéu. Kiedy przyjeżdża do nas Athletic Bilbao, to dostaje oklaski. Bardzo się pan myli, w przypadku Bilbao mogę o tym zapewnić. Athletic z powodu historii na Bernabéu kojarzy się bardzo dobrze. Powiem jedno, kiedy stwierdzam, że nie było wielkich incydentów, to ich nie było. Kiedy rozmawiam o chuliganach, to mówię o tym, co działo się ostatnio pod Calderón. Pojawiły się u nas pierwsze noże między ludźmi, sprawa zajęła nam pięć minut, oni już nie wrócą. To mój mandat od socio, który nie zgadza się, żeby coś takiego działo się na Bernabéu. A że ostatnio pojawiły się obelgi? Coś bardzo złego, ale nie należy też generalizować. Jedno zachowanie to jedno, drugie to drugie. Ja na nikogo się też nie obrażam. Przede wszystkim trzeba pracować wspólnie, ale z dyskrecją, bo te grupy chcą pojawiać się w informacjach. Dlatego boli mnie, że niektórzy dziennikarze oddają im swoje łamy, że robią sobie z nimi zdjęcia. Ja uważam, że to nie jest potrzebne i że broni się złej sprawy.
Pan robił sobie zdjęcia z „Mikołajkiem” [słynna w Hiszpanii sprawa o fałszywej tożsamości].
Mówią, że pojawił się na Superpucharze, ale ja nie robiłem sobie z nim zdjęć, ta sprawa nie ma z tym nic wspólnego. Te zdjęcia dziennikarzy, mówię to szczerze, nie są poprawne. Media nie powinny opowiadać o takich ruchach i takich ludziach.
Czy wie pan kto dokładnie zbezcześcił grób pańskiej żony obraźliwymi wpisami?
Wiemy, z imion i nazwisk.
Naprawdę?
Tak, bo dokonywali tego kilka razy i podjęliśmy środki, żeby się tego dowiedzieć. Oni mnie tym nie przestraszą. Ja jestem prezesem Realu i robię swoje. W mojej głowie oni nie zajmują nawet minuty, bo po prostu nie wejdą więcej na stadion, niezależnie od swoich działań. Znowu dziękuję policji, bo działają spektakularnie. To już rok i nie ma żadnych dziwnych flag. Mamy za to ruch, który dopingu, grupa jest 3 razy większa niż poprzednia, pomaga w tworzeniu dobrej atmosfery. My się z tego cieszymy i widać, że da się to robić. Trzeba być zjednoczonym. Mnie może na początku bolało to, że twierdzono, iż Real popiera tego typu ruchy. Ja zgadzam się z prezesem LFP i Rady Sportu, oni mają moje pełne wsparcie, zero tolerancji, to można rozwiązać. Dowód to Anglia. W Realu pracujemy nad tym od roku i mogę szczęśliwie zakomunikować, że u nas takich grup już nie ma.
***
Chcę panu przedstawić piłkarza z Madrytu, który gra w Auckland City. Strzelił dzisiaj fantastyczną bramkę. Ángel Berlanga, socio Realu Madryt. Poznałeś już prezesa Realu? Jest z nami.
Witaj, Ángel.
Witam, prezesie.
Gratulacje, graliście doskonale, oglądałem mecz, zdobyłeś piękną bramkę.
Dziękuję.
Wiedziałem, że jest za Realem, nie wiedziałem, że to jeden z naszych właścicieli.
Ángel, właścicielu, jeśli masz jakieś uwagi, chcesz kogoś wyrzucić czy zatrudnić, możesz przekazać to prezesowi [śmiech wszystkich].
Ile lat jesteś już socio?
Od 2003.
To jeszcze kilka lat i 80 milionów euro i będziesz mógł zostać prezesem.
Absolutnie, Florentino doskonale zarządza klubem.
Bardzo dziękuję. Mam nadzieję, że zobaczymy się w sobotę przed meczem czy po meczu, żebym mógł przedstawić cię drużynie i pokazać, że jesteś jednym z nas.
Gratulacje, Ángel, dobranoc.
***
Prowadzący De la Morena: Zostało nam kilka spraw do omówienia. Javier Herraez, proszę o pytania.
JH: Transferów zimą dokonuje się, gdy coś idzie źle, a nie gdy zespół ma 21 wygranych z rzędu. Ale czy przez uraz Modricia zamierzacie kogoś kupić?
My poza wyjątkowymi okolicznościami nigdy nie kupujemy zimą. Wyjątkową sytuację mieliśmy rok temu, kiedy kupiliśmy Diego Lópeza, na koniec stycznia po kontuzji Casillasa. Teraz rehabilitacja Modricia przebiega dobrze, James jest gotowy do gry, Khedira także, więc... Jeśli pytacie mnie teraz, to nie ma wyjątkowej okoliczności. Jeśli w styczniu nie wydarzy się nic nieoczekiwanego, to nie zatrudnimy nikogo.
DLM: A nie złożyliście oferty za Lucasa Silvę?
Rozmawialiśmy na jego temat latem i teraz wróciliśmy do tych rozmów przez kontuzje. Jednak nie ma nic konkretnego. To dobry zawodnik, obserwujemy go, ale jeśli ma przyjść, to raczej w normalnych okolicznościach latem.
JH: Dobrze, więc transfery na lato. Czy Marco Reus to transfer na lato?
Marco Reus to kolejny wielki zawodnik, którego obserwujemy, jak wszystkich wielkich graczy. Nie mogę powiedzieć więcej. My mamy wielu dobrych piłkarzy, trzeba zobaczyć czy miałby u nas miejsce. To praca na lato, dzisiaj jesteśmy zadowoleni z kadry.
Jakie są naprawdę pańskie stosunki z prezesem Borussii?
Jest dla mnie wielkim przyjacielem, co na pewno pomaga.
DLM: Rozmawiał pan z nim o Reusie?
Rozmawialiśmy o piłce [śmiech wszystkich], w tym sezonie bardzo regularnie. Nie rozmawialiśmy o transferze, bo w tym okresie to byłoby niesłuszne, jak niesłusznie jest rozmawiać o przedłużeniu umów. W sezonie trzeba skupić się na sezonie, a nie na innych sprawach.
***
DLM: Musi nam pan jeszcze opowiedzieć o pracach na Bernabéu. Co się dzieje? Kiedy to wszystko ma być gotowe?
Cóż, pracujemy. Zawsze powtarzam, że Real Madryt musi mieć nie tylko najlepszych piłkarzy i pracowników w firmie, ale też najlepsze budynki. Mamy miasteczko, które jest cudem.
Na kiedy planujecie zakończenie całości prac?
Jeśli mam to oceniać, to zakończylibyśmy wstępny etap w tym sezonie, zaczęlibyśmy budowę latem i skończylibyśmy za trzy lata, czyli w 2018 roku.
Więc w 2018 roku stadion może być już z dachem?
Ze wszystkim, ze wszystkimi zmianami w tym ważnym projekcie. My już wydaliśmy na wnętrze 200 milionów. Środek prezentuje się całkiem dobrze i teraz chcemy wydać pieniądze na fasadę, planujemy przeznaczyć 400 milionów euro.
Kto za to zapłaci?
Planujemy wykorzystać prawa do nazwy, czyli sponsor. Pojawi się on na 15 czy 17 lat i pozwoli nam sfinansować wszystkie prace.
W jakim stopniu?
Chcemy, żeby sponsor pomógł nam sfinansować całość.
Zapytacie o to socios? Czy powiecie, że od dzisiaj Bernabéu nazywa się tak i tak?
Nie, Bernabéu dalej będzie Bernabéu.
IPIC [ipik] Bernabéu?
Mamy kontrakt z IPIC [ajpik], taka jest wymowa nazwy tej firmy, więc będzie IPIC Bernabéu czy co tam zechcą. Będzie jak z Allianz Arena i Bayernem. To taka sytuacja jak z reklamą na koszulkach, niedawno nikt nie chciał o niej słyszeć.
A jeśli jakimś socios to się nie spodoba? No ale powie im pan, że pokryje obiekt, że będzie wygodniej, nowocześniej...
Za wszystko zapłaci IPIC, a obiekt dalej będzie należeć do ciebie. Minie trochę czasu i ta nazwa zniknie. Może wtedy wrócimy do normalnej nazwy, może pojawi się nowy sponsor.
Jakie będą udogodnienia? Czy to prawda, że pojawi się klimatyzacja?
Będzie pokryty, więc latem będzie działać klimatyzacja, a zimą ogrzewanie. Na pewno nikt nie zmoknie. Będzie więcej zakładów usługowych, restauracji, więcej stref dla kibica...
I socio nic za to nie zapłaci?
Nie, planujemy to sfinansować tylko w ten jeden sposób.
JH: Matko moja... [śmiech wszystkich]
Najlepszy klub na świecie musi mieć też najlepszy stadion na świecie. Pracujemy nad tym, takie potrzeby ma Real Madryt.
Ja teraz chcę zapytać o Sergio Ramosa. Czy przedłuży kontrakt latem? Nie chcę pana denerwować, chcę po prostu zamknąć już ten temat.
Posłuchaj, on chce zakończyć karierę w Realu Madryt, a Real Madryt chce, żeby został tutaj do końca.
DLM: On chyba gotowy jest grać do sześćdziesiątki.
Jak tylko zechce [śmiech]. Przyszedł tutaj w wieku 18 lat, zachowuje się fenomenalnie, jest kapitanem, dla mnie najlepszym stoperem na świecie i wszyscy jesteśmy z niego zadowoleni.
JH: Czy dotknęły pana słowa Platiniego, że Złota Piłka należy się mistrzowi świata? Czy te słowa Blattera sprzed roku?
Tak. Ja widziałem się wczoraj z Platinim i powiedziałem mu o tym, że prezesi największych organizacji nie powinni wpływać na niczyją wolę. Ja widzę też, że jest taka teoria, że trzeba dać w końcu nagrodę bramkarzowi, że brak szacunku, że coś tam... Jeśli mówimy o bramkarzach, to trzeba było zrobić to 4 lata z Ikerem, został mistrzem świata, był mistrzem Europy, wygrywał kilka razy Ligę Mistrzów. Ja bardzo szanuję bramkarza Bayernu, ale Iker miał większe zasługi niż on. Ja uważam, szczerze, że jeden zawodnik jest ponad resztą, Cristiano. Rozmawiam z ludźmi i wiem, że jeśli nie dadzą mu Złotej Piłki, to zrobią słabą przysługę Złotej Piłce.
Jeśli już jesteśmy przy federacjach, to jak pan zareagował na sprawę z Zidane'em?
Federacja zrobiła to, co mogła. To prawda, że Federacja ma swoje prawo, a UEFA swoje. Paradoks jest taki, że w tym sezonie moglibyśmy zatrudnić Zidane'a jako trenera pierwszej drużyny Realu Madryt, a nie mogliśmy jako szkoleniowca w Segundzie B. Nie do pojęcia. Trzeba dostosować przepisy. Obecnie przepisy wzajemnie się wykluczają.
David Bustillo: Trzy szybkie pytania, szybkie odpowiedzi. Jeśli mógłby pan sprowadzić jednego zawodnika, Messi czy Neymar, którego by pan wybrał?
Mamy u siebie najlepszych.
Jednego z nich, tylko tyle.
Ale kogo mam wtedy wyrzucić? Benzemę? Bale'a? Cristiano? Nie. Nie istnieje ten temat.
Xabi Alonso, odszedł z kartą w ręku czy doszło do transferu?
Doszło do transferu.
Kto zastąpi Di Stéfano na stanowisku prezesa Stowarzyszenia Weteranów?
Nie wiem, powiedzą weterani. To ich stowarzyszenie, swój statut, wybory, oni zdecydują.
Czy szykujecie z Plácido Domingo nową wersję piosenki z okazji wygrania La Décimy?
Spróbujemy taką stworzyć. W miasteczku byli ostatnio i Domingo, i Red One. Tworzymy różne wersje. To piosenka, która zostanie z nami na zawsze, jak La Décima.
DLM: Pan ją zna?
Tak jak pan.
Ja nie znam. Czy pana głos pojawi się w nowych nagraniach?
Śpiewałem już ją publicznie, ale nie lubię się chwalić.
David Alonso: W Barcelonie media twierdzą, że Blaugrana dwa razy odrzucała Kroosa, bo nie chciał go Luis Enrique. Dopiero po tym miał odejść do Realu Madryt. Jest w tym jakaś prawda?
Z tego co ja wiem, to nie. Może jakiś działacz w Barcelonie z niego zrezygnował, ale nie mam o tym pojęcia.
DLM: Kiedy go zaklepaliście?
Odkąd zdecydował, że nie zostanie w Bayernie, to miał tylko jedną opcję, Real Madryt.
Kiedy zamknęliście operację?
Nie powinno się rozmawiać o takich rzeczach, ale dobrze, już przed mundialem.
Marzec, kwiecień?
Nie, nie! Przed mundialem, tyle.
Maj?
Przed mundialem [śmiech].
DB: Chcę zapytać też o Reusa. Czy uważa pan, że Real go potrzebuje?
Posłuchaj, powiem prawdę. Gdybym był dzisiaj trenerem, to nie mam pojęcia kogo miałbym zdjąć, żeby wstawić Marco Reusa. Mówię prawdę, o mnie. Ale porozmawiamy z trenerem, chociaż wydaje mi się, że trener też nie za bardzo wiedziałby dzisiaj kogo wyjąć ze składu.
Ostatnie, Ancelotti ma szansę zamknąć perfekcyjny rok. Czy to najlepszy trener, jakiego miał pan w czasie swoich dwóch etapów w Realu Madryt?
DLM: Dobre pytanie, David.
Ja mam taką sympatię, w co nie uwierzy pan De la Morena, wobec pierwszego trenera, czyli Vicente del Bosque, jak wobec ostatniego, czyli Ancelottiego.
DB: Nie pytam o sympatię, pytam kto był najlepszy?
Lepszy gorszy to jak pytać kogo kochasz bardziej, mamę czy tatę.
To inaczej, Mourinho czy Ancelotti? Mourinho w ostatnim roku niczego nie wygrał.
To samo. Mourinho był świetnym trenerem dla Realu Madryt. Po wielu latach podniósł nasz poziom intensywności, który naprawdę straciliśmy. A Ancelotti bardzo nam pomaga. Jak mówiłem, stworzył z drużyny rodzinę. Nie chcę się chwalić rekordem wygranych, rekordem bramek, tym wszystkim, ale też czasami skromność nie jest dobra. Ostatnio czytałem podsumowanie po jakimś meczu, że Real gra bardzo słabo, ale jeśli w sobotę wygramy mistrzostwo świata, to na koniec roku będziemy mogli napić się szampana z wielką satysfkacją, bo to był spektakularny rok.
DLM: Prezesie, dziękuję za te ponad półtorej godziny rozmowy, tak miłej przynajmniej dla mnie.
Dziękuję. Dziękuję, że przyjechaliście aż tutaj do Maroka, żeby opowiadać o tym, co dzieje się na klubowym mundialu.
Szczęścia, wygrajcie ten finał dla hiszpańskiej piłki.
Prezes udzielił wywiadu w nocy ze środy na czwartek dla programu El Larguero w radiu Cadena SER.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze