Advertisement
Menu
/ RealMadryt.pl

RealMadryt.pl w Madrycie: Na stadionie w dzień derbowy

Vicente Calderón i Santiago Bernabéu przed meczemm

Derby – słowo, które u każdego kibica wywołuje ożywione bicie serca. Jeden mecz, który na kilka następnych tygodni, a czasem i miesięcy, pozwala z wyższością nosić w mieście barwy swojego klubu. Za niespełna trzy godziny rozegrane zostaną siódme już w tym roku derby Madrytu. To dużo, zwłaszcza jak na rywalizację drużyn, z których jedna dopiero niedawno szturmem wdarła się do piłkarskiej czołówki, dając sobie tym samym możliwość rywalizowania z lokalnym rywalem nie tylko na krajowym, ale również i europejskim szczeblu. Można by odnieść wrażenie, że każde kolejne spotkanie tych samych ekip będzie wywoływać w kibicach coraz mniejsze emocje, przechodzące z niecierpliwego wyczekiwania do zwykłego znużenia oglądaniem ciągle tego samego. Możliwe, że tak by było w przypadku dowolnych innych przeciwników, ale derby rządzą się własnymi prawami – nawet gdyby rozgrywano je co tydzień, za każdym razem byłyby wyjątkowe.

Chcąc poczuć atmosferę piłkarskiego święta z samego rana pojechaliśmy pod Estadio Berbabéu. Już przy wyjściu z metra usłyszeliśmy trąbki i huk petard, jak się jednak okazało, źródłem zamieszania nie byli kibice, a demonstranci, którzy postanowili wykorzystać zainteresowanie mediów i swój marsz rozpocząć właśnie pod stadionem Królewskich. Cóż, ich prawo, my jednak postanowiliśmy nie przyłączać się do pochodu, zamiast tego za kolejny cel podróży obierając stadion Los Colchoneros.

Zlokalizowany niedaleko stacji Piramidés obiekt nie robi takiego wrażenia, jak monumentalne Bernabéu, ale dla kibiców z czerwono-białej części Madrytu ten idealnie wpasowujący się w infrastrukturę miasta skromny obiekt z pewnością ma niepowtarzalny klimat, którego nie zamieniliby na żaden inny. Pod samym stadionem raczej pustki, w okolicy spotkaliśmy jedynie kilka osób ubranych w klubowe koszulki, a większość zwiedzających stanowili mniej lub bardziej przypadkowi turyści. Cóż, mogliśmy przynajmniej w spokoju przejść się wokół stadionu, podziwiając go z każdej strony. Nasza wizyta nie była jednak całkowicie nieudana, udało nam się bowiem sfotografować bramę imienia Sergio Ramosa. Wybaczcie złośliwość. :)

Po odwiedzinach nad rzeką Manzanares jeszcze raz udaliśmy się na Concha Espina. Na szczęście demonstranci poszli w swoją stronę, pozwalając nam w spokoju delektować się widokiem stadionu. Niezmienny od lat za każdym razem cieszy oczy tak samo, jakbyśmy oglądali go po raz pierwszy. Jedynym nowym, smutnym ze względu na okoliczności wywieszenia elementem jest hołd złożony zmarłemu Alfredo Di Stefano. Pod stadionem wciąż spokojnie – handlarze rozstawiają swoje stoiska, kibice polują na ostatnie bilety, a przybyli na mecz celebryci robią sobie zdjęcia z fanami. D’oh! W ramach ciekawostki dodam jeszcze, że tym, co najbardziej rzuca się w oczy, jest sukces tak krytykowanego drugiego kompletu. Dziś różowych koszulek widzieliśmy więcej niż białych – one naprawdę sprzedają się hurtowo.

Jak widać kibice obu klubów wyraźnie wciąż zbierają siły, więc i my udajemy się do hostelu, by chwilę odpocząć przed wieczornymi emocjami. Oby jutro w mieście ponownie królował kolor biały.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!