Madryt wypluł płuca, wyrwał serce i stracił mózg
Kilka słów o sprawach bieżących
Poniższy tekst jest wyłącznie opinią autora. Nie jest oficjalnym stanowiskiem redakcji RealMadryt.pl.
Najpierw odszedł ten, który pokazał nam, czym jest ciężka praca, czym jest pokora i jak wygląda prawdziwe madridismo. Czyste madridismo. Potem przyszła pora na tego, który był pazerny na pieniądze, ale zawsze oddawał za tę koszulkę wszystko na boisku, biegał do utarty tchu, mdlał ze zmęczenia i wygrał nam dwa finały. Teraz nadszedł czas na tego, który zawsze był wzorem, we wszystkim. Wzorem profesjonalisty. Wzorem pomocnika. Wzorem człowieka. Klasa, skromność, inteligencja i podania nieosiągalne dla nikogo. A niebawem przyjdzie jeszcze moment na kapitana, ale nie tego z opaską. Prawdziwego kapitana, który zawsze bronił ten klub, bronił i wspierał jego piłkarzy i trenerów. Na tego, który jest jednym z nas. Madridistą z krwi i kości. Diego, Ángel, Xabi i Álvaro staną się tylko wspomnieniem.
Można zarzucić wiele José Mourinho, ale nie można zarzucić mu tego, że nie odbudował Realu Madryt. Sześć lat w 1/8 finału Ligi Mistrzów to bardzo długi okres. Portugalczyk przywrócił Królewskich do europejskiej czołówki, wygrał Ligę w wielkim stylu, pokonał Barcelonę, która według niektórych była najlepsza w historii, ale przegrał walkę z mediami, walkę z zaślepionymi kibicami i walkę z piłkarzem, który ma w tym klubie, a w przede wszystkim w ogólnoświatowym środowisku madridismo, do powiedzenia więcej niż niektórym może się wydawać. Ale The Special One zostawił po sobie piłkarzy, w których zaszczepił swoje wartości, determinację, wolę walki i niegodzenie się z niesprawiedliwością. Zostawił wojowników, którzy od jego odejścia stanowili bolączkę dla prasy i tego piłkarza, który przedkłada swoje dobro ponad dobro klubu.
Mourinho musiał opuścić stolicę Hiszpanii, bo w atmosfera wokół jego osoby zrobiła się już zbyt gęsta. W jego miejsce zatrudniono Carlo Ancelottiego. Włoch miał piłkarzy, którzy otarli się o Décimę i wciąż byli głodni jej wygrania, ale musiał uspokoić szatnię, poprawić atmosferę i usprawnić pewne mechanizmy. Wszystko udało się praktycznie perfekcyjnie, Real strzelał masę goli, tercet BBC rozumiał się doskonale, bramkarze zaakceptowali przydzielone im role i zabrakło jedynie mistrzostwa Hiszpanii, ale marzenie zostało spełnione. Dziesiąty Puchar Europy trafił do gabloty na Santiago Bernabéu. I kiedy wydawało się, że nic nie może zmącić optymizmu panującego w Madrycie, spokoju i pewnego kroczenia po sześć pucharów, na nasz dom zaczęły spadać bomby. Jedna po drugiej, a Carletto nie potrafił zamknąć zespołu w schronie przeciwbombowym.
Były trener Realu Madryt miał tę zaletę, że nie pozwalał i nie godził się na ingerencje prasy, zawodników i samego prezesa w jego decyzje. The Special One zawsze miał rozstrzygający głos. A można odnieść wrażenie, że Ancelotti go nie ma. Dlaczego z klubu odszedł lepszy bramkarz, przyszedł jeszcze lepszy, a w bramce wciąż stoi człowiek bez formy? Dlaczego Carlo nie wiedział nic o tym, że Xabi chce odejść?
Jerzy Dudek może opowiadać, że Di María odszedł, bo klub nie pozwolił mu zagrać w finale. Może opowiadać, że Mourinho zniszczył Casillasa, a ten wciąż to przeżywa, ale czy ktokolwiek wierzy w te bajki? Fideo opuścił Madryt, ponieważ chciał być trzecim najlepiej zarabiającym zawodnikiem w zespole, a Florentino i włodarze nie byli w stanie mu tego zagwarantować. Koniec historii. Iker? Abstrahując od jego kontaktów z prasą, każdy – kto regularnie ogląda mecze Królewskich – widział, że kapitan z roku na rok grał i nadal gra po prostu słabiej.
„Real Madryt przypomina teraz dyskotekę: wchodzisz i zostajesz tylko jeśli podobasz się bramkarzowi”
Ancelotti boi się podejmować odważnych decyzji i postawić niektórym zawodnikom czy mediom. Rok temu ta bierność przyniosła efekty, ponieważ trzeba było pójść na kompromis i sprawić, by wszyscy byli relatywnie zadowoleni, ale teraz ta sytuacja zbiera swoje żniwa. W drużynie wciąż byli ludzie Mourinho, a ich obecność była nie na rękę mediom i Ikerowi Casillasowi. Xabi czy Arbeloa, którzy nie rozmawiają z kapitanem i nie utrzymują z nim kontaktów, nie potrafili pogodzić się z tym, że o miejscu w wyjściowej jedenastce przestały decydować wyłącznie względy sportowe. Najpierw pozbyto się Diego Lópeza, który niejednokrotnie udowadniał, że jest obecnie lepszym bramkarzem od Ikera. Później sprowadzono golkipera, który w minionym sezonie i na mundialu pokazał, że jest piłkarzem o klasę lepszym zarówno od Diego, jak i Ikera. Ale co z tego? Wciąż między słupkami stoi Casillas. A teraz przyszła pora na Xabiego, który jest profesjonalistą do szpiku kości i dostrzega, co zaczęło się dziać w klubie i kto tak naprawdę rządzi szatnią. W ciągu najbliższych dni przyjdzie też czas na Álvaro (Hiszpan jest blisko Arsenalu).
Real Madryt straci dwójkę prawdziwych madridistas, którzy zawsze przedkładali klub ponad własne interesy. Straci dwójkę ludzi, którzy zawsze murem stawali za swoimi trenerami, za kolegami z klubu i za kibicami. Nigdy nie prosili o podwyżkę. Nigdy nie domagali się gry w wyjściowej jedenastce. Nigdy nie bratali się z prasą i rywalami. Zawsze ponad wszystkim był dla nich Real Madryt. Stracimy dwóch najinteligentniejszych zawodników, a zostaniemy z wielkim chaosem, gdzie znów pierwszych skrzypiec nie gra trener, a presję wywiera kapitan i prasa, z kolei decyzje kadrowe podejmuje wyłącznie zarząd. Może w tym szaleństwie jest metoda, ale stąpamy po bardzo cienkim lodzie, który w każdej chwili może się załamać.
Odszedł Mourinho, odszedł López, odchodzą Alonso i Arbeloa, zostaje Casillas. Wiele osób twierdziło, że Portugalczyk podzielił kibiców Realu Madryt, ale Mou od roku nie ma już w Madrycie. Czy sytuacja się zmieniła? Nie. Może warto zadać sobie pytanie, czy to faktycznie Mourinho podzielił madridismo, czy może wskazał tego, który stanowi problem? Tego, który od dawna nie gra na poziomie godnym Realu Madryt, tego, któremu opaska kapitańska ciąży na ramieniu, a w jego buty muszą wchodzić Ramos, Cristiano czy Arbeloa i tego, do którego na zawsze przyległa już łatka „świętego” i „legendy”. Warto jednak pamiętać, że na takie tytuły trzeba pracować całe życie, grą, wypowiedziami i zachowaniem, a nie wykorzystywać je dla osobistych korzyści.
Madridismo straciło już serce i płuca, a teraz straci mózg. Dziękuję za wszystko, Xabi. Dziękuję za wszystko, Álvaro.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze