James: Chcę pomóc w zdobywaniu kolejnych tytułów
Wywiad dla dziennika <i>El Tiempo</i>
Jest godzina 15:04 w czwartek. Spotkanie z Jamesem Rodríguezem, gwiazdą i wyjątkowym piłkarzem reprezentacji Kolumbii i Realu Madryt, jest opóźnione. Było umówione na 13:10 i to tylko na dziesięć minut. Poza tym oficer prasowy Królewskich jasno ustalił zasady wywiadu: żadnych pytań o inne reprezentacje niż Kolumbia, żadnych pytań o piłkarzy, którzy nie grają w Realu Madryt, żadnych pytań o osobowość kolegów z szatni.
Obecnych jest siedmiu dziennikarzy z całego świata, wśród nich przedstawiciel kolumbijskiego dziennika El Tiempo. Wszyscy czekają na rozmowę z zawodnikiem, który jest ostatnio w modzie po znakomitym występie na mundialu, ukoronowanym nagrodą dla najlepszego strzelca turnieju. Wszyscy czekamy w sali prasowej w Valdebebas. Jesteśmy na drugim piętrze. Za oknami ze specjalnymi zasłonami znajduje się boisko treningowe, gdzie drużyna Realu Madryt przygotowuje się do Superpucharu Hiszpanii. Jednak my nie możemy zobaczyć nic, absolutnie nic. To zakazane.
To niczym izolatka, w której w odosobnieniu czekamy na Jamesa ze Złotym Butem, nagrodą FIFA i Adidasa za zdobycie największej liczby bramek na mistrzostwach świata w Brazylii. Odebrał ją prawie że w sekrecie, bez wielkiego hałasu czy też ceremonii. Cały czas czuwa nad nami stróż. Pilnuje nas niczym Pepe Messiego. Wiemy, że na zewnątrz, przy 35-stopniowym upale równo o 12 zakończył się trening. Jednak nas poinformowano, że James przyjdzie później, ponieważ ma jeszcze zaplanowaną sesję fizjoterapeutyczną (masaże), kąpiel, obiad…
Minuty mijają… Korzystamy z automatów z kawą, wodą i przekąskami, żeby zaspokoić pragnienie i głód. O 15:04 w końcu pojawia się James, kupiony za 80 milionów euro z Monaco, trzymając w rękach złotą nagrodę. Przyszedł uśmiechnięty, ogolony i wyperfumowany. Jest ubrany bardzo nieformalnie, jak każdy chłopak, który jeszcze nie zna ani sławy, ani bogactwa czy chwały. Jednak James to wszystko już przeżył razem ze swoją żoną Danielą i maleńką córką Salomé. Z tego powodu ujrzenie go w koszulce z logiem sponsora i czarnych spodniach, a więc w niczym specjalnym, sprawia, że wydaje się paradoksalnie jeszcze bardziej wyjątkowy. Przychodzi na nas kolej. Oficer prasowy kontroluje długość wywiadu, odpowiedzi mają być krótkie, do tego ciągle zerka na zegarek…
W końcu masz w swoich rękach Złoty But mundialu. Co to dla ciebie znaczy?
To coś wyjątkowego, jestem bardzo szczęśliwy, że zdobyłem tę nagrodę.
Wygląda na ciężką, dużo waży?
Tak, trochę tak. Czuję teraz radość z tego, że ją mam.
Widać, że jesteś teraz bardzo zadowolony, jednak czy ciężar zdobycia tej nagrody może negatywnie wpłynąć na przyszłość?
Nie, nie, nie… W żadnym wypadku nie wpłynie, ponieważ kiedy ktoś wchodzi na boisko, musi zrzucić z siebie całą presję. Ja myślę, że to w ogóle nie będzie na mnie ciążyło.
To były piękne dwa miesiące dla futbolu kolumbijskiego, dla ciebie też. Twoje życie zmieniło się radykalnie w krótkim czasie?
Myślę, że tak, zmieniło się wszystko. Nasza reprezentacja jest wielką drużyną, mamy znakomitych zawodników, jesteśmy zjednoczeni. Ta nagroda (Złoty But – przyp. red.) należy również do moich kolegów z reprezentacji. Chcieliśmy ciągle tworzyć historię, mieliśmy nie przegrać z Brazylią…
Chociaż dopiero minęły dwa miesiące, wydaje się, że upłynęło bardzo dużo czasu. Zamknij oczy i powiedz mi, jakie masz pierwsze wspomnienie z mundialu…
Pamiętam wszystko, wszystko…
Nie, wymień mi jedno wspomnienie.
Jedno? Gol z Urugwajem, ponieważ to był wyjątkowy dzień, dzień, w którym stworzyliśmy historię jako drużyna, dzień, którego nigdy nie zapomnę.
Jak wyszło ci to zagranie? Kiedy crack decyduje się na taki strzał?
Zawsze trenuję takie zagrania, jednak bez wątpliwości na czterdzieści strzałów wychodzi tylko jeden, i to właśnie był ten. Wyszło idealnie i golazo.
Po zakończeniu tego spotkania i zakwalifikowaniu się do następnej rundy, zatrzymałeś się na środku boiska, spojrzałeś w trybuny, zauważyłeś siebie na telebimach i wziąłeś głęboki wdech… Co wtedy myślałeś?
Że to jest sen, piękny sen… Byłem na historycznym stadionie (Maracanie – przyp. red.), strzeliłem dwa gole w 1/8 finału, tworzyliśmy historię… Myślałem, że dopiero tam wylądowałem! Pytałem siebie: „Co tutaj się dzieje?”. Nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje naprawdę…
Zdawaliście sobie sprawę, co się działo w waszym kraju?
Nie. Byliśmy w hotelu. Przemieszczaliśmy się z samolotu do hotelu, z hotelu do samolotu i tak przez dwa tygodnie. Widzieliśmy to wszystko dopiero po powrocie, po porażce z Brazylią. Wszyscy szaleli!
Tak, ludzie wariowali…
Tak. Widziałem jak dorośli mężczyźni płaczą, to było coś wielkiego, nigdy tego nie zapomnę.
Podobno jesteś żartownisiem?
Tak, tak (śmiech).
Czego wam zabrakło, żeby dotrzeć dalej na mundialu? I nie odpowiadaj, że wystarczyło pokonać Brazylię.
Myślę, że… Nie wiem, nie wiem… Chcieliśmy dotrzeć jak najdalej. Mecz był dziwny. Straciliśmy bramkę w siódmej minucie, sędzia dołożył swoje, a my w pierwszej połowie byliśmy trochę roztargnieni. Na tym etapie nie można dać przeciwnikom przewagi w żadnym aspekcie. Na drugą część meczu wyszliśmy z innym nastawieniem, obudziliśmy się, ale już przegrywaliśmy 0:2 i było bardzo trudno, nie udało się.
Tematem na czasie jest teraz przyszłość José Pékermana na stanowisku selekcjonera reprezentacji Kolumbii. Kiedy on się żegnał z wami, powiedział wam coś? Dał wam do zrozumienia, że nie zostanie? Wykonał jakiś specjalny znak, żeby zapewnić was, że nie odejdzie?
Nic nie powiedział. Ja chciałbym, żeby on został. Jest znakomitym trenerem i świetną osobą, która zmieniła wszystko w reprezentacji Kolumbii. Łączy go coś wyjątkowego z zawodnikami, ma doświadczenie. Mam nadzieję, że zostanie.
Jakby tego było mało, po mundialu przeszedłeś do Realu Madryt i dostałeś koszulkę z numerem 10. Trafiłeś do klubu określanego mianem najlepszego na świecie, do „ligi supergwiazd”, jesteś „galaktycznym”. A to wszystko w wieku zaledwie 23 lat.
Jestem spokojny, jestem w wielkim klubie, który zawsze chce zdobywać trofea, klubie, który zawsze naciska na zwycięstwo. Jednak jestem spokojny, trenuję. Chcę tylko pomagać drużynie w odnoszeniu zwycięstw i zdobyciu kolejnych tytułów.
Pojawiło się twoje zdjęcie z Cristiano Ronaldo, zdobywcą Złotej Piłki. Wydaje się, że jesteście dobrymi przyjaciółmi już od jakiegoś czasu. Jak zaczęła się ta znajomość?
On jest znakomitą osobą. Poznaliśmy się przez agenta, bo mamy tego samego (Jorge Mendesa – przyp. red.). Tutaj w Madrycie jest wielu znakomitych piłkarzy, dlatego ten klub zawsze jest na szczycie…
Na innym zdjęciu możemy zobaczyć roześmianych ciebie i Marcelo. Jakie są relacje między wszystkimi supergwiazdami Realu Madryt a tobą, nową supergwiazdą?
Wszyscy, wszyscy przyjęli mnie bardzo dobrze… Przede wszystkim, to świetni ludzie i to jest najważniejsze. Są także znakomitymi piłkarzami, chociaż bardzo pokornymi, z tego powodu również są tutaj, w Madrycie. Ja chcę być tylko jednym z nich, chcę tylko zawsze pomagać.
Powiedziałeś już, że twoje życie zupełnie się zmieniło w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Co natomiast zmieniło się jeśli chodzi o twoją rodzinę w Kolumbii, o twoją mamę, twojego ojczyma, twoich przyjaciół?
Nie wiem… Oni są ciągle tacy sami. Ich życie być może trochę się zmieniło, ale oni są ciągle tacy sami.
Już mi mówią, że to jest moment, żeby skończyć, że mój czas się skończył (upłynęło 8 minut i 40 sekund…). Chciałbyś jeszcze coś powiedzieć czytelnikom El Tiempo?
Tak, dziękuję za wszystko, dziękuję za zawsze okazywane wsparcie. Wy również jesteście ważną częścią całego tego tryumfu!
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze