ĄFeliz cumple, capitán!
Raúl kończy 37 lat
W tym roku mija dokładnie 20 lat, odkąd rozpoczął swoją profesjonalną karierę piłkarską. Raúl González Blanco, do 2010 roku zawodnik Realu Madryt, a do dziś – ikona klubu, obchodzi dzisiaj swoje 37. urodziny.
Pamiętnik Raúla, 19 czerwca 1995
Co za noc, chyba nigdy dotąd nie bawiłem się tak dobrze. Cały czas nie przestawałem się śmiać. Mam delikatnego kaca, ale jestem w formie – mógłbym zagrać kolejnych 90 minut jeszcze dziś wieczorem. Ligowy tytuł, który zdobyliśmy wczoraj wygrywając z Deportivo, zasłużył na dzikie świętowanie, jakie sobie zgotowaliśmy. Klub potrzebował tego trofeum. Aż przez 5 lat kibice Realu Madryt nie mogli pójść pod Cibeles, by celebrować finalne zwycięstwo w lidze, a co gorsza – były to cztery lata ciągłych triumfów Barcelony…
Zerknąłem dziś rano do prasy. To 26. tytuł ligowy w historii klubu, ale jedyne, o czym już myślę, to zwycięstwo w przyszłorocznym Pucharze Europy. To przedmiot do zaliczenia dla wielu z nas i ja też tak na to patrzę. Już od 30 lat Real Madryt nie był największym na całym kontynencie. Z Valdano na ławce na pewno przejdziemy pierwszą rundę i będziemy walczyli z najlepszymi.
Zeszłej nocy miał miejsce tylko jeden poważny incydent. Przyszedłem do domu mając na sobie zieloną, bawełnianą koszulkę – zniszczoną do reszty. Założyłem ją pierwszy raz. Po piwie, które się na nią rozlało, i bardzo złym traktowaniu, jakie jej zaserwowałem, nadaje się już tylko do śmieci. Mama zrobiła mi awanturę o to, że nie dbam o tak dobre ubrania. Pytała, dokąd mnie zawiało, że przychodzę do domu w takim stanie… Prawie ogłuchłem od jej krzyków.
W drużynie mówią mi, że niezły ze mnie wariat. Nalegali, żebym przestał skakać i śpiewać, bo myśleli, że jeszcze chwila i im umrę. Odpowiedziałem wtedy, że ci z nich, którzy już coś wygrali, mogą przeżywać to w zupełnie inny sposób – bo albo są już do tego przyzwyczajeni, albo na podobne zachowanie nie pozwala im wiek. Dla mnie jest to jednak pierwszy wielki tytuł w karierze. Jestem pijany ze szczęścia.
Szaleństwo na Cibeles
Raúl zaniemówił, gdy zobaczył tłumy kibiców oblegających z obu stron Paseo de la Castellana, podczas gdy autobus z zawodnikami przemieszczał się ze stadionu w stronę fontanny Cibeles. Raúl, Alfonso, Luis Enrique i Cańizares byli najbardziej podekscytowani, a jeszcze niewielką chwilę wcześniej walczyli na boisku o to, by przełamać trwającą cztery lata hegemonię Barcelony.
Raúl wszedł na boisko przy wyniku 1-0, zastępując w 64. minucie Martína Vázqueza. Chwilę później (min. 68) gola zdobyło Deportivo, doprowadzając do remisu. „Niezła beznadzieja, wejść na boisko i stracić bramkę”, pomyślał Raúl. Zwycięstwo Królewskim zapewnił na 5 minut przed końcowym gwizdkiem Zamorano – zwycięstwo, które było konieczne, by wznieść w górę ligowy puchar i podnieść wrzawę zarówno w Madrycie, jak i w połowie Hiszpanii (klik).
Po meczu, gdy po pierwszych momentach radości na murawie wszyscy dotarli wreszcie do szatni, nikogo nie ominął prysznic. Valdano, Cappa, a także zawodnicy – wszyscy razem wylądowali pod strumieniami wody tak, jak stali. A prosto stamtąd udali się na ulice Madrytu, by świętować zwycięstwo wraz z kibicami.
Raúl był tak zatracony w szalonej radości, świętując tej nocy ze swoim pierwszym wielkim tytułem w kieszeni, że nie zdał sobie sprawy z faktu, iż w autobusie, który wiózł zawodników przemierzając ulice Madrytu, brakowało osoby, która w triumfie odniesionym tamtej nocy odegrała rolę kluczową: Jorge Valdano. Trener wolał pozostać na drugim planie i zostawić świętowanie zawodnikom. Zresztą, gdy sam nim był, też za tego typu imprezami nie przepadał. Zamiast tego, tuż po opuszczeniu stadionu wrócił do domu, gdzie cieszył się radością swoich podopiecznych oglądając fiestę na Cibeles w telewizji.
„Byłem tak szczęśliwy, śpiewając i śmiejąc się ze wszystkimi, że nie zauważyłem nieobecności trenera. Aż do rana dnia kolejnego nie wiedziałem, że Valdano nie był z nami na Cibeles. Wrzawa była przeogromna. Alfonso stracił głos, a Cańizares rozwinął flagę i wspiął się na sam szczyt pomnika”, wspominał Raúl.
„To było coś nie do opisania. Nigdy nie widziałem tylu osób naraz, razem. Sprawiali wrażenie niekończącej się fali. Ja sam nie przestawałem śpiewać jednej z przyśpiewek, ‘Paco, Paco, Paco Buyo… Rafa, Rafa, Rafa Martín Vázquez, oe oe oe oe… Fernando Hierro!’. Kiedy wymawiałem nazwisko Hierro, wskakiwałem mu na plecy, bo cały czas siedział przede mną. ‘Ah dziecko, jaki ty jesteś natarczywy!’, powtarzał. Myślę, że ostatecznie miał mnie tamtej nocy trochę dość”.
Poszukiwany, poszukiwana
Restauracja Asador Donostiarra okazała się zbyt mała, by tylko i wyłącznie tam wznieść toast za tytuł, który – wnioskując po szaleństwie panującym na ulicach – wydawał się być czymś znacznie więcej, niż zwycięstwem w lidze. To była istna eksplozja. Latały serwetki, lał się alkohol, ale najmłodszej części drużyny pozostał do skonsumowania jeszcze jeden, ostatni drink.
Pod przewodnictwem Raúla jako szefa towarzystwa, celebracje kontynuowały w madryckiej dyskotece położonej w pobliżu stacji Atocha – podzielonej na siedem pięter, z inną muzyką na każdym z nich. To tam na pozostałą część nocy przeniosło się „centrum operacji” młodych madridistas, którzy właśnie zostali mistrzami Hiszpanii. Dyrekcja lokalu zarezerwowała jedno z pięter wyłącznie dla zawodników, ale Raúl zgubił się, decydując się na odwiedzenie poziomu niżej, gdzie wmieszał się w tłum, który również świętował powrót tytułu mistrza do stolicy.
17-letni Raúl wrócił do domu około 9:30 rano. Noc była długa, a jako że sam nie posiadał jeszcze prawa jazdy, z powrotem odwiózł go kolega z drużyny, Rafael Alkorta. „Pojawiłem się w domu z dwoma flagami: jedną Hiszpanii, drugą Realu. Nie wiem, kto mi je dał. To była historyczna noc, pełna wrażeń, jedna z najlepszych w moim życiu”, wspominał Raúl.
„Podstawą jego sukcesu jest skromność”
Alkorta, który w Realu Madryt dzielił szatnię z Raúlem przez trzy sezony, zapytany o byłego kapitana wspomina właśnie tamtą noc, z 3 na 4 czerwca 1995 roku.
„Obrazek, który jako pierwszy przychodzi mi do głowy kiedy myślę o Raulu, pochodzi z pewnego poranka, tuż po świcie, kiedy oddalał się w stronę swojego domu owinięty w flagę Hiszpanii i drugą – Realu Madryt, miał też chyba coś na głowie. Tamtego dnia wygraliśmy ligę z Valdano. Była to jego pierwsza liga i po pięknym świętowaniu, około piątej czy szóstej nad ranem poprosił mnie, żebym zawiózł go do domu. Sam nie miał nawet prawa jazdy. Zawiozłem go więc. Wysiadł z samochodu i odszedł powoli, spacerując w stronę swojego domu”, powiedział były obrońca Królewskich poproszony o wypowiedź do biografii Raúla, „El triunfo de los valores”.
„Sam nie wiedziałem nawet, gdzie się wówczas znajdowałem, ale podobały mi się stojące wokół niskie domki, bardzo skromne. Podobnie skromne i trudne musiało być jego dzieciństwo. Wzruszam się za każdym razem, gdy przypominam sobie, jak oddalał się wówczas od mojego samochodu. W tamtym momencie był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Miał 17 lat, a już był mistrzem kraju i wracał do domu tańcząc, i nucąc coś pod nosem. Szedł w stronę swojej rzeczywistości, w stronę tego, co do tej pory było jego życiem”, dodaje Alkorta.
„Od tamtego poranka jasne było dla mnie, że sukces Raúla leżał w jego skromności, w jego pochodzeniu, i to nigdy się nie zmieniło. Mówię o tym, bo odkąd odszedłem z Realu do dnia dzisiejszego często z nim rozmawiam, i wciąż jest taki sam, jak w momencie, gdy go poznałem…”.
ĄFelicidades, capitán! Wszystkiego najlepszego!
Biografię Raúla możecie przeczytać tutaj.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze