Ancelotti: Ja już nie mam osobistej ambicji
Wywiad dla <i>La Razón</i>
Przez cały czas sezon tłumaczy się pan mediom z drużyny i decyzji, jakie pan podjął. Odpowiedział pan na tysiące pytań. Któryś raz powiedział pan coś, czego nie powinien? Opowiedział pan o czymś, o czym nie powinien?
Nie. Ja odpowiadam i mówię o tym, co dzieje się tutaj. Staram się być obiektywny w tym, co mówię. Oczywiście nie można powiedzieć mediom o wszystkim, co dzieje się w Realu, ale nigdy nie kłamałem, kiedy odpowiadałem na pytania dziennikarzy. Jeśli czegoś nie mogę powiedzieć, to o tym mówię.
Mecze zaczynają się na konferencjach przed meczami?
Nie sądzę, że tak jest. Kiedy rozmawiasz z prasą, masz szansę na komunikowanie się z twoimi kibicami. To środek dotarcia do nich i informowania ich co dzieje się w drużynie. Jednak nie wygrywasz meczu na tej konferencji. To prawda, że są trenerzy, którzy próbują bawić się w to, co w Anglii nazywa się mind games, ale nie wydaje mi się, żeby to było ważne dla przebiegu późniejszego meczu.
Po tych kilku miesiącach współżycia, czy hiszpańscy dziennikarze znają się na piłce?
Znanie się na futbolu oznacza oglądanie meczów i życie w tym świecie. Zawsze powtarzam, że nie istnieje jedyna definitywna prawda o tej grze. Każdy ma swoją własną opinię na temat tego, co się dzieje czy tego, jak można grać. A doświadczenie rośnie wraz z oglądaniem meczów. Więc się znacie.
Zauważył pan, że po losowaniu półfinałów, kiedy dowiedzieliśmy się, że rywalem Realu będzie Bayern Guardioli, wśród kibiców Królewskich przeszedł swojego rodzaju pesymizm?
Z czterech ekip, które doszły do półfinału, Bayern miał najwięcej kredytu zaufania z dwóch powodów: już wygrał Bundesligę po dobrym sezonie, a do tego był mistrzem Europy w poprzednich rozgrywkach. Real Madryt, historycznie, zawsze miał sporo problemów, kiedy mierzył się z niemiecką drużyną. To prawda, że istniało małe zaniepokojenie przy tym dwumeczu. Jednak bardzo dobrze przygotowaliśmy się do pierwszego starcia na Santiago Bernabéu. Wygraliśmy je i to dało nam dużą wiarę w siebie na później. Zrozumieliśmy, że to można wygrać.
Powiedział pan, że w rewanżu w Monachium zespół rozegrał perfekcyjny mecz. Co chciał pan przez to powiedzieć?
Że piłkarze mieli odpowiednie nastawienie, że byli skoncentrowani, że wykazali się osobowością, że pokazali wielkie chęci i odwagę. Powiedziałem im, że taktyka nie jest najważniejsza, że najważniejsza jest ich postawa, mentalność, jaką będą mieć. Taktyka była potrzebna na te mecze, ponieważ jest instrumentem do uniknięcia napięcia i niepokoju, które tworzy poziom półfinału. Jeśli myślisz o tym, co musisz zrobić na boisku, jak musisz się ustawiać, to nie możesz myśleć o innych rzeczach. Taktyka przydaje się, żeby uniknąć presji.
Z czterech trenerów, którzy doszli do półfinału, pan wzbudzał najmniejszą uwagę w mediach. Wszystkie obiektywy skierowano na Guardiolę i Mourinho.
Ja nie jestem na pierwszym planie aktualności. Pierwszoplanowymi bohaterami w piłce są piłkarze. To jest oczywiste. To prawda, że Mourinho i Guardiola byli na pierwszym planie w tych dniach, ale w ogóle nie zazdroszczę tej sytuacji: jesteś na pierwszej stronie, gdy wygrywasz, więc będziesz tam także, gdy przegrasz.
Piłkarzowi na taki mecz, jak ten w Monachium, trzeba dawać wiele wskazówek?
Na taki mecz, jaki graliśmy w środę, trzeba być bardzo klarownym wobec piłkarzy i przede wszystkim wypuszczać pozytywne wiadomości: na przykład, trzeba unikać rozmowy o jakości przeciwnika, a zamiast tego jasno pokazywać defekty, jakie mają i które można wykorzystać. Trzeba stworzyć pozytywną atmosferę, gdzie króluje nadzieja.
Jeden piłkarz musiał wykonywać inną pracę - Gareth Bale. Prosił pan go o coś specjalnego?
Po prostu powiedziałem mu, że potrzebuję, żeby pomagał drużynie w obronie i Gareth zrobił to bardzo dobrze.
Real Madryt wygrał Puchar Króla z Barceloną, która chyba skończy ten sezon bez żadnego tytułu. Real pokonał także Bayern Guardioli, przez którego klub tyle wycierpiał. Real doszedł też do finału Pucharu Europy. Jakie odczucie ma trener, który skończył z ostatnimi strachami tej drużyny?
Jestem dumny, ale nie z powodu zwycięstw, ale dlatego, że wypełniamy cele, jakie założyliśmy sobie na początku sezonu. Ja już nie mam osobistej ambicji, bo futbol mi dał bardzo dużo. Wygrałem kilka Pucharów Europy, trenowałem fantastyczne drużyny... Moim celem w Realu Madryt nie jest osobista ambicja, jest nim dobra praca i wygrywanie tytułów dla klubu.
Przed wami wciąż najważniejsze. Czy sezon przebiega tak, jak wyobrażał pan to sobie latem?
Tak. Na początku mieliśmy pewne trudności, bo brakowało nam ważnych piłkarzy dla naszego schematu, ale kiedy oni byli gotowi, to ekipa się poprawiła. Potem przyszła seria 31 meczów bez porażki, co dało nam wielką wiarę w siebie. Wtedy zrozumieliśmy, że możemy rozegrać dobry sezon.
Jaki był najgorszy moment w sezonie?
Po porażce z Barceloną wytworzyły się spore wątpliwości w naszym otoczeniu i drużyna oczywiście nie była zadowolona z tego, co się działo. Jednak my nigdy nie straciliśmy wiary w to, co robiliśmy.
Po tej porażce zdecydował się pan zmienić sposób obrony, dodając jednego człowieka do środka pola i broniąc czterema zawodnikami.
Grając trójką w środku, mieliśmy problemy z obroną. Przede wszystkim w rewanżu w Lidze przeciwko Barcelonie. Real przegrał i zobaczyliśmy, że tam sprawiali nam problemy. Pomyślałem o zmianie systemu obrony na finał Pucharu Króla.
Jak pan sądzi, co myśleli o panu kibice Realu Madryt, kiedy przyszedł pan przed sezonem?
Na początku? Myślę, że czekali na to, co zrobię i co będzie działo się z drużyną, żeby potem zdecydować czy jestem dobrym czy złym trenerem.
A teraz?
Myślę, że kibice Realu zaczynają myśleć, że jestem dobrym trenerem dla ich drużyny.
Przed rewanżem w półfinale Ligi Mistrzów na konferencji zapytano pana czy ma pan już określoną tożsamość drużyny, a pan poprosił o więcej czasu, żeby całkowicie ją osiągnąć. Klarowna wygrana w Monachium pomoże panu ją lepiej zdefiniować?
Po styczniu, kiedy mieliśmy serię spotkań bez porażki, pokazywaliśmy dobrą i jasną tożsamość. Drużyna miała dużą pewność w obronie i jakość w ataku. Zawsze szukamy futbolu, który dostosowuje się do charakterystyki zawodników, którzy mają rozegrać dany mecz.
Kiedy podejmuje pan decyzję, z kim pan ją konsultuje?
Z Paulem Clementem, z Zidane'em, z całym sztabem, jaki mnie otacza. Na końcu cały sztab podejmuje decyzje dotyczące drużyny.
Czy jest pan trenerem, który dużo myśli przed podjęciem decyzji?
Tak, tak, dużo myślę. Nie działam instynktownie. Kiedy podjąłem decyzję, to dużo o niej myślałem. Jednak już po podjęciu jestem z tą decyzją do śmierci.
24 maja w Lizbonie zmierzycie się z Atlético. Spodziewał się pan tego?
Atlético to zaskoczenie, niesamowita niespodzianka, ale zasługuje na bycie tam z powodu sezonu, jaki rozegrało. W tej Lidze Mistrzów nie było wielkich niespodzianek. Sądzę, że do finału rozgrywek doszły drużyny, które na to zasłużyły. To były sprawiedliwe rozgrywki - najlepsi zagrają w finale.
Po półfinałach zostaliśmy z wrażeniem, że granie rewanżu u siebie nie stanowi już takiej przewagi jak kiedyś. Ci, którzy grali u siebie, Bayern i Chelsea, przegrali.
Nie wiem, nie wiem... Ja nie nadaję temu takiej wagi, chociaż uważam, że pierwszy mecz u siebie z Bayernem bardzo nam pomógł. Jeśli martwisz się rywalem, na którego trafiłeś, i musisz grać pierwsze spotkanie na wyjeździe, to wszystko się komplikuje. Jednak my graliśmy u siebie, ze wsparciem kibiców, którzy dodali nam wiele siły, i wygraliśmy. Zwycięstwo dodało nam pewności siebie na rewanż. Nie wiem czy to jest ważne, ale dla nas rozegranie pierwszego spotkania na Bernabéu przy naszych kibicach okazało się ważne.
Chociaż jeszcze do niego daleko, to wyobraża już pan sobie jak będzie wyglądać finał?
Oczywiście, że to robię. Sądzę, że w tym spotkaniu przy piłce utrzymywać się będzie Real. To będzie zupełnie inny mecz od tego, jakie rozegraliśmy z Bayernem czy Barceloną. Jednak w finale może zdarzyć się wszystko. Cóż, w piłce może zdarzyć się wszystko, ale w finale nawet bardziej.
Atlético podejdzie do finału bez poważnych braków, a w Realu, jeśli nie uda się z odwołaniami, przez kartki nie zagra Xabi Alonso. To jeden z najważniejszych zawodników, czy martwi pana jego absencja?
Bardziej jest mi przykro, bo tracimy ważnego zawodnika i jest mi przykro z jego powodu, bo zasłużył, żeby zagrać w finale. Wiem, że dobrze go zastąpimy, mamy do tego zawodników.
Co najbardziej martwi pana w Atlético Simeone?
Pewność siebie, jaką mają w tym momencie, ale także jakość ich zawodników. Wszyscy mówią o ich charakterze czy organizacji gry, ale bardzo mało mówi się, że to drużyna z wielką indywidualną jakością. Mają Diego Costę, Diego Ribasa, Villę... Charakter ekipy jest dobry, jest ważny w piłce, ale do finału Ligi Mistrzów nie wchodzi się samym charakterem.
Mówi się, że osobowość Simeone widać w drużynie Atleti. Jaką część osobowości Ancelottiego widać w obecnym Realu Madryt?
Ja jestem bardzo spokojnym człowiekiem i nie sądzę, że moja drużyna jest spokojna. Ta ekipa ma wielką osobowość i charakter. Cóż, chociaż jestem spokojny, to mam swój charakter. To prawda, że Atlético prezentuje cechy, jakie miał Simeone, gdy grał w piłkę: jest silne i mocno zmotywowane. Jednak osobowość drużyny kształtuje się przez pomysły, jakie się ma, nie tylko przez charakter.
Co o hiszpańskim futbolu mówi finał Ligi Mistrzów, w którym zagrają dwie drużyny z tego kraju?
Mówi, że to futbolu z jakością i że w tym roku był najlepszy w Europie. W Hiszpanii gra się w piłkę na bardzo dobrym poziomie i dlatego w dwóch finałach są trzy hiszpańskie zespoły. To mówi dużo o tym futbolu.
Czy ten sukces piłki pokazuje w jakiś sposób sytuację w kraju?
Z tego co widzę, Hiszpania przeżywa bardzo spokojnie ten kryzys ekonomiczny. We Włoszech, gdzie sytuacja jest podobna do tej tutaj, wydaje mi się, że ludzie są bardziej nerwowi. W Hiszpanii sytuacja nie jest łatwa, ale wy, Hiszpanie, macie zdolność do podchodzenia do tego z większym spokojem niż my, Włosi.
Czy taki finał pomaga wizerunkowi Hiszpanii?
Oczywiście, że pomaga, ale przede wszystkim wizerunkowi hiszpańskiej piłki.
Czy życie w Hiszpanii mocno różni się od tego, co widać z zewnątrz?
Ja znalazłem tutaj to samo, co myślałem, kiedy żyłem poza Hiszpanią. To kraj bardzo podobny do Włoch. Jesteśmy Latynosami i to sprawia, że jesteśmy podobni.
Czy łatwo jest zaaklimatyzować się w tym kraju i stolicy?
Tak, Madryt to bardzo łatwe miasto do życia.
Co bardziej się panu podoba: tiki-taka czy catenaccio?
Futbol jest wszystkim: posiadaniem i obroną, ale także atakiem. Futbol to suma tego wszystkiego i nie sądzę, że jedna sprawa jest gorsza od drugiej. Trener musi spróbować wprowadzić sposób gry, który dostosowuje do charakterystyki zawodników, których ma w drużynie. Na przykład, jeśli my w tym Realu Madryt praktykowalibyśmy futbol z posiadaniem piłki bez szybkich wertykalnych wyjść, to nie wykorzystywalibyśmy najlepszych charakterystyk naszych piłkarzy, czyli szybkości takich ludzi jak Bale czy Cristiano.
Pracował pan w wielkich europejskich klubach, jak Milan, PSG czy Chelsea. Czy Real jest inny? Czy łatwo jest przystosować się do struktury tak wielkiego klubu?
Real Madryt ma jasną organizację i określoną strukturę - jest prezes, jest dyrektor generalny, jest dyrekcja i jest centrum treningowe, Valdebebas, które jest fantastyczne. To bezpośrednia struktura. Chociaż to ogromna organizacja, to komunikacja jest bardzo bezpośrednia. Jeśli mam problem, rozmawiam bezpośrednio z prezesem, Florentino Pérezem. Tutaj nie ma pośredników.
To klub, w którym człowiek jest poddawany nieustannym egzaminom, żyje pod wielką presją. Na zewnątrz wydaje się, że w środku żyje się w stanie stałego pobudzenia.
Presja w tym klubie jest normalna, to jest logiczne, bo presję ustalają miliony kibiców i fanów, których Real Madryt ma na całym świecie. Chcą wiedzieć o tobie jak najwięcej, chcą mieć jak najwięcej informacji. Zrozumienie presji, z jaką żyjemy, nie jest trudne. Wystarczy popatrzeć ile milionów kibiców śledzi Real Madryt na całym świecie.
Zawsze mówiono, że nie jest łatwo być trenerem takiej szatni, jak ta Realu, bo dominuje w niej ego. Co sądzi pan o pracy, jaką wykonują pańscy piłkarze?
Najbardziej zaskoczył mnie w tej szatni profesjonalizm, jaki pokazano przez cały sezon, ta atmosfera, jaka była tutaj od pierwszego dnia. Pod tym względem nie miałem problemów z piłkarzami. Oczywiście, że miałem graczy, którzy nie byli zadowoleni, ale żaden z nich nie reagował źle, kiedy musiał zostać na ławce czy w ogóle nie zagrał.
Jakie są stosunki między panem a zawodnikami?
Normalne. Pracujemy razem każdego dnia i mamy stosunki, w których jesteśmy na tym samym poziomie. To nie jest relacja profesora, który jest na górze, z uczniem. Ten typ relacji nie podoba mi się. My, zawodnicy i sztab, mamy ten sam cel - zdobywać tytuły dla Realu Madryt - i żeby go osiągać, najważniejsze są stosunki między sobą. Rzeczy, jakie wykonujemy czy zmieniamy, nie mogą być narzucane. Mówię, co zrobimy, a potem lubię posłuchać, co o tym sądzą zawodnicy. Kiedy zmienialiśmy sposób obrony, to piłkarze mówili, że lepiej czują się w środku pola z czterema piłkarzami, więc bronimy czwórką. Nie można nic wymuszać. Ja mam pomysł, wtedy rozmawiamy, pomysł przekonuje zawodników i wtedy wprowadzamy go w życie.
Przed finałem już pan mówił, że w tym klubie La Décima unosi się w powietrzu, że ją czuć...
To zauważa się od pierwszego dnia w tym klubie. Przy tych rozgrywkach panuje specyficzna atmosfera. Real ma dziewięć Pucharów Europy. To jest coś ważnego, coś bardzo dobrego i jeśli doszliśmy do finału w tym sezonie, to dlatego, że pomogła nam w tym ta atmosfera. Milan wygrał wiele Pucharów Europy także z powodu tradycji i historii. W tym klubie, w Madrycie, większą wagę ma zwycięstwo w Europie niż w Lidze.
Z trzech wielkich miast, w jakich pan żył - Londyn, Paryż, Madryt - jakie wydaje się panu najlepsze?
Londyn to miasto, gdzie możesz znaleźć wszystko. Paryż to spektakl, bardzo piękny z zewnątrz. Madryt jest najbliższy człowiekowi.
Czy cierpi pan przez korki?
Nie... Cóż, czasami wjazd na M-30 jest trudny, ale Madryt to miasto, gdzie macie świetną infrastrukturę. W poprzednim roku pojechałem samochodem z Francji do Londynu. Wracając, wyjechałem z Londynu o 18, wjechałem w tunel do Francji o 6 rano, a za tunelem zablokowana autostrada. Wyjechaliśmy o 18 i przez 13 godzin męczyliśmy się z autostradami przy wielkim zimnie. Trzynaście godzin. Więc raczej w Madrycie nie cierpię przez korki, nie.
Co pan woli: jamón czy pizzę?
Jamón. Jestem Włochem, ale nie jestem fanem pizzy.
Lubi pan kino. Ulubiony reżyser?
Ridley Scott i James Cameron. Lubię taki typ kina. Ostatnio widziałem Pompeje. Jest dobry.
Widział pan Ocho apellidos vascos?
Nie. Ostatnim hiszpańskim filmem, jaki widziałem, był Las brujas de Zugarramurdi. Hiszpańskie kino nie jest złe, co? [dziennikarz tłumaczy, że w Hiszpanii kino jest bardzo upolitycznione] Ach, podobnie jest jest we Włoszech!
W pańskim domu rozmawia się o piłce?
Oglądam dużo meczów i mojej kobiecie też się to podoba. Tak, rozmawiamy o piłce.
Wie pan kim jest Belén Esteban?
Nie mam pojęcia.
Co znaczy ten gest, który pan wykonuje, ten z podnoszeniem brwi?
To gest, którego nie kontroluję, przychodzi on naturalnie, jest instynktowny. Nic nie znaczy.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze