RealMadryt.pl w Madrycie: Nieudane łowy
Relacja z trzeciego dnia pobytu w stolicy Hiszpanii
W piątkowy poranek postanowiłem wybrać się pod Valdebebas w celu zdobycia jakiegoś autografu i zrobienia sobie zdjęcia z którymś z piłkarzy. Ośrodek treningowy Królewskich znajduje się praktycznie na przedmieściach Madrytu. Po długiej podróży metrem i dwudziestu minutach pieszej wędrówki udało mi się dotrzeć do celu.
Będąc na miejscu godzinę przed treningiem rozpocząłem polowanie. Czas mijał zdecydowanie szybciej w towarzystwie dwójki Ekwadorczyków i grupy Wenzeuelczyków. Do bazy treningowej jako pierwszy przyjechał Iker Casillas. Niemniej jednak kapitan Królewskich nie zatrzymał się i jedynie pomachał kibicom. Jako drugi w ośrodku zameldował się Luka Modrić. Niestety, Chorwat także się nie zatrzymał nie zerkając nawet w naszą stronę. Następnie przy wjeździe do Valdebebas pojawił się Casemiro i Marcelo, jednak efekt polowania był taki sam. Jako ostatni w Ciudad Real Madrid zameldował się Isco. Tym razem również obyło się bez pamiątki w postaci autografu. Reszta piłkarzy do bazy treningowej wjechała drugim wejściem.
Pozostała mi jedynie nadzieja otrzymania jakiegoś podpisu już po treningu. Półtorej godziny oczekiwania nie dłużyło się aż tak rozmawiając ze wspomnianą dwójką Ekwadorczyków. Tego typu konwersacje są warte dużo więcej niż zajęcia z kultury na uniwersytecie.
Zawodnikom po treningu nie spieszyło się aż tak z wyjazdem z bazy. W czasie zajęć odbyło się losowanie par ćwierćfinałów Ligi Mistrzów. Zastanawia mnie jedynie, czy piłkarze dowiedzieli się, z kim grają w trakcie treningu czy dopiero po jego zakończeniu. Pierwszym graczem który wyjechał z Valdebebas był Isco, który przyjechał jako ostatni i jako pierwszy opuścił ośrodek treningowy. Wychowanek Valencii jedynie pomachał ręką i zostawił kibiców z pustymi rękoma. Usprawiedliwia go jednak fakt, że w międzyczasie rozmawiał przez telefon.
Kolejnymi zawodnikami, którzy opuścili Ciudad del Real Madrid byli kolejno Casillas, Marcelo i Casemiro. W międzyczasie przejeżdżało też wielu piłkarzy Castilli i trzeciej drużyny. Jednego z nich dałem radę nawet pomylić z Bale'em, ponieważ jego samochód był dość podobny stylem do pojazdów graczy pierwszego zespołu, a w kolejce po autografy ustawiło się mnóstwo fanów. Dopiero po otrzymaniu podpisu i zrobieniu sobie wspólnego zdjęcia zorientowałem się, że na fotografii nie ma Walijczyka. Po prostu dałem się ponieść emocjom. Do teraz nie wiem, jak nazywał się tamten zawodnik. Mateo pewnie by wiedział.
Po autografy i zdjęcia czekałem w sumie ponad cztery godziny. Do hostelu wróciłem z pustymi rękami, nie licząc fotografii i autografu od „Bale'a”. Czy było warto? Mimo wszystko tak! Rozmowa z parą Ekwadorczyków i młodymi Wenezuelczykami bardzo umiliły mi czas. Zawsze bardzo żałuję, kiedy wiem, że nigdy więcej nie zobaczę na żywo kogoś, kogo zdążyłem bardzo polubić. Jak już jednak napisałem, ponad cztery godziny polowania, mimo wszystko, będą dla mnie bardzo miłym wspomnieniem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze