Advertisement
Menu
/ swiatpilki.com

Podsumowanie 20. kolejki La Liga

Barcelona i Atlético zgubiły punkty

Jeden z naszych użytkowników i redaktor serwisu swiatpilki.com, kluchman, podsumowuje 20. kolejkę ligi hiszpańskiej. Zapraszamy do lektury.

Zakończyła się dwudziesta kolejka hiszpańskiej La Liga. Pierwsza seria spotkań rundy rewanżowej przyniosła istotne zmiany w górnej połówce tabeli, a nie zabrakło w niej też kilku bardzo ładnych bramek. W dalszej części tekstu jak zawsze można zapoznać się z krótkimi opisami oraz skrótami wszystkich dziesięciu meczów. Po włączeniu odtwarzania wideo zalecamy kliknąć u góry okna na przycisk „Quality” i wybrać najwyższą dostępną jakość filmu, gdyż może ona nie być ustawiona domyślnie.

Málaga CF 0-0 Valencia CF

Sędziował: Velasco Carballo

W pierwszej kolejce Valencia pokonała na własnym stadionie Málagę 1:0. Wówczas o wyniku zadecydował fatalny błąd Willy'ego Caballero przy wyjściu do dośrodkowania. W piątek Bernd Schuster nie mógł liczyć na kontuzjowanego Weligtona, co było znacznym osłabieniem defensywy gospodarzy. Natomiast na szczęście dla Valencii niedawne urazy Ricardo Costy i Jérémy'ego Mathieu nie okazały się poważne i obaj środkowi obrońcy mogli zagrać już w rewanżowym meczu Copa del Rey z Atlético. Jednak nawet ich obecność na boisku okazała się niewystarczająca na grającą na własnym terenie drużynę Diego Simeone i Los Ches musieli pogodzić się z odpadnięciem z rozgrywek.

Pierwszy mecz drugiej rundy spotkań La Liga zakończył się bezbramkowym remisem, więc zespół Valencii w trzech ligowych meczach pod wodzą Juana Antonio Pizziego zgromadził cztery punkty. Bez rewelacji, ale gra Blanquinegros i tak wygląda lepiej niż przed przyjściem Argentyńczyka. Tak czy siak ostatnie wyjazdowe zwycięstwo Valencii w La Liga miało miejsce trzeciego listopada przeciwko Getafe. Spotkanie na Estadio La Rosaleda bynajmniej nie należało do tych defensywnych – w tym wyrównanym starciu obu zespołom nie brakowało dogodnych sytuacji do zdobycia bramki. Valencii ta sztuka nawet się udała, lecz trafienie Ricardo Costy nie zostało zaliczone z powodu domniemanego spalonego. Za bohaterów meczu spokojnie można uznać bramkarzy obu zespołów, którzy popisali się kilkoma znakomitymi interwencjami.

Średnio udany debiut w barwach Málagi zaliczył Pablo Pérez. Bartłomiej Pawłowski tradycyjnie już nie znalazł się nawet w kadrze meczowej.

Skrót meczu:

Real Betis 0-5 Real Madryt

0-1 Ronaldo 11'
0-2 Bale 25'
0-3 Benzema 46'
0-4 Di Maria 61'
0-5 Morata 90'

Sędziował: Iglesias Villanueva

Pisanie, że Betis potrzebuje punktów to już truizm. Cztery mecze La Liga z Juanem Carlosem Garrido na ławce Verdiblancos skończyły się zdobyciem zaledwie jednego punktu. Sobotni mecz z Realem Madryt nie zapowiadał się na przełomowy, a rozważania o kolejnej zmianie trenera w Heliópolis już przed nim były całkiem poważne. Kibice dali w ten weekend dość jednoznacznie do zrozumienia, co myślą o pracy następcy Pepe Mela. W pierwszej rundzie Betis potrafił sprawić niemałe problemy drużynie Carlo Ancelottiego, ale dziś Królewscy grają lepiej, a Betis zdecydowanie słabiej. W sierpniu na Estadio Santiago Bernabéu świetnie prezentował się Cedric. Na pewno niektórzy pamiętają – to ten piłkarz, z którego śmiano się, że przyszedł za niecałe dwa euro, a potem kręcił jak chciał Sergio Ramosem. Dziś ten sam zawodnik jest bardzo daleko od podstawowego składu ekipy z Benito Villamarín.

Real Madryt wciąż gra w Pucharze Króla, a to zmusza trenera zespołu do częstszych rotacji w składzie. W związku z tym Carlo Ancelotti musi być zadowolony, bo w Sewilli jego piłkarze zdecydowanie nie stracili zbyt wielu sił. Blancos wygrali lekko, łatwo i przyjemnie, bez biegania więcej niż konieczne minimum. Dla Realu Madryt ten mecz był prawie jak kolejny trening. Stołeczna ekipa ma w swoim składzie indywidualności, które potrafiły w znakomitym stylu popsuć dzień stojącemu w bramce gospodarzy Stephanowi Andersenowi i jego bezradnym kolegom. Znakomita bomba z dystansu Ronaldo oraz bramki Bale'a czy Di Maríi z pewnością zasługują na wzmiankę. Podobnie jak i pozostałe trafienia z tego meczu. Wszak Karim Benzema zdobył w sobotę swoją setną bramkę w barwach obecnego zespołu, a Álvaro Morata trafił do siatki po otrzymaniu podania przewrotką od Cristiano Ronaldo. Być może zdobywca Złotej Piłki zrobił to przypadkowo, lecz asysta Portugalczyka i tak była bardzo efektowna.

Jak się później okazało Juan Carlos Garrido wyczerpał cierpliwość włodarzy Betisu i dzień po meczu z Realem Madryt stracił posadę. Trzecim trenerem Verdiblancos w tym sezonie został 53-letni Gabriel Calderón, który w przeszłości występował już w Betisie jako piłkarz. Krótko pisząc albo Argentyńczyk niemający doświadczenia trenerskiego na najwyższym poziomie okaże się strzałem w dziesiątkę, niemal cudotwórcą, albo nic już nie uratuje Betisu przed spadkiem.

Skrót meczu:

Elche CF 2-0 Rayo Vallecano

1-0 Edu Albácar (k.) 19'
2-0 Javi Márquez 79'

Sędziował: Pérez Montero

W trzecim meczu kolejki doszło do starcia pomiędzy dwójką braci – Aarón Ńíguez z Elche stanął naprzeciw Saúla Ńígueza broniącego barw Rayo Vallecano. Pojedynek okazał się zwycięski dla pięć lat starszego Aaróna i tym samym po serii bardzo słabych rezultatów Elche nareszcie odniosło zwycięstwo. Niemała w tym zasługa sędziego Péreza Montero, który już w osiemnastej minucie podyktował kontrowersyjny rzut karny dla gospodarzy i wyrzucił z boiska Raúla Baenę. Z jedenastu metrów nie pomylił się Edu Albácar i gospodarze znaleźli się w bardzo komfortowej sytuacji.

W tych okolicznościach grający bez swojego defensywnego pomocnika zespół Rayo nie potrafił sobie poradzić i nie był w stanie uzyskać inicjatywy. Na Estadio Martínez Valero Elche miało znaczną przewagę, którą zawodnikom Frana Escriby udało się przypieczętować w drugiej połowie meczu. Goście stracili gola w typowy da siebie w tym sezonie sposób. Wspomniany wyżej Saúl łatwo stracił piłkę w okolicach własnego pola karnego i nawet niesłynące z najwyższej skuteczności Elche nie mogło nie skorzystać takiej okazji.

Skrót meczu:

Granada CF 0-0 CA Osasuna

Sędziował: Martínez Munuera

Granada doszła do porozumienia z Liverpoolem i na zasadzie wypożyczenia do końca sezonu pozyskała 20-letniego obrońcę Tiago Iloriego, który nie mógł liczyć na regularną grę w klubie angielskiej Premier League.

Defensywa Osasuny okazała się w miniony weekend zaporą nie do przebycia dla piłkarzy ofensywnych Granady i to pomimo faktu, że na Estadio Nuevo Los Cármenes nie mógł zagrać podstawowy bramkarz gości, Andrés Fernández, który kolejkę wcześniej otrzymał czerwoną kartkę. Gospodarze zdecydowanie zdominowali posiadanie piłki i oddawali wiele strzałów, ale naprawdę dobrych szans mieli niewiele. Gdy już taka się pojawiała, ani El-Arabi, ani Piti, ani żaden z ich kolegów nie potrafili skierować piłki do bramki.

Z kolei gracze Javiego Gracii nie byli w stanie przeciwstawić się Realowi Madryt w Copa del Rey, ale w lidze od dłuższego czasu bardzo regularnie punktują i pną się na coraz wyższe pozycje w tabeli. Los Rojillos tracą tylko dwa punkty do swoich sobotnich rywali oraz do zespołu Valencii, a jednocześnie coraz bardziej oddalają się od strefy spadkowej. Ulubiony defensywny styl Osasuny przynosi ostatnio bardzo dobre rezultaty i jeśli tak dalej pójdzie, być może ekipa z Nawarry spokojnie uniknie ciężkiego boju o utrzymanie do ostatnich kolejek.

Skrót meczu:

RCD Espanyol 1-0 Celta Vigo

1-0 Sergio García 89'

Sędziował: Iglesias Prieto

Espanyol był bardzo bliski odpadnięcia z Copa del Rey po dwumeczu z Alcorcón. Gdy w 80 minucie meczu rewanżowego na Cornellá-El Prat Pericos remisowali z drugoligowcem 2:2 do awansu potrzebowali dwóch kolejnych trafień. Wtedy sprawy w swoje ręce wzięli Víctor Álvarez i Pizzi. Obaj piłkarze w znakomitym stylu wykończyli akcje swojego zespołu i zapewnili mu dalszy udział w rozgrywkach.

Espanyol musiał na własnym stadionie zmierzyć się z Celtą Vigo. Jedyną bramkę tego spotkania w ostatnich minutach zdobył Sergio Garcia. To już trzeci ligowy mecz Pericos z rzędu, w którym padł tylko jeden gol. Celta grająca bez kata Valencii, Charlesa, nie potrafiła poważnie zagrozić bramce strzeżonej przez Kiko Casillę. Pisząc ogólnie, kibice na Cornellá-El Prat byli w sobotę późnym wieczorem świadkami na tyle słabego widowiska, że wielu z nich nawet przysypiało. Styl nie był więc najlepszy, ale dzięki tej wygranej Espanyol awansował na ósme miejsce w tabeli.

Skrót meczu:

Getafe CF 2-2 Real Sociedad

0-1 Agirretxe 4'
0-2 Agirretxe 16'
1-2 Marica 28'
2-2 Pedro León 52'

Sędziował: Fernández Borbalán

Real Sociedad na pewno chciał zmazać plamę po rozczarowaniu jakiego dostarczył swoim kibicom kolejkę wcześniej na El Madrigal. W pewnym stopniu udało się to zrobić dzięki rewanżowi na Villarrealu w meczu pucharowym. Gol Javiego Rosa dał Baskom awans do kolejnej rundy, gdzie czeka ich dwumecz z Racingiem Santander, a więc jedyną drużyną spoza Primera División, która dotarła do ćwierćfinału. Jednak kibice Txuri-Urdin na pewno oczekiwali zwycięstwa z bardzo rozczarowującym od dłuższego czasu zespołem Getafe. Co prawda Jagoba Arrasate musiał zestawić defensywę bez zawieszonego za żółte kartki Íńigo Martíneza, ale do składu Realu Sociedad nareszcie wrócił David Zurutuza.

Nic nie zapowiadało, że w tym meczu może dojść do jakiejkolwiek niespodzianki. Tym bardziej, że piłkarze Getafe w pierwszych minutach chyba jeszcze byli myślami w szatni. Konsekwencje takiego braku koncentracji okazały się dla nich bardzo dotkliwe. Imanol Agirretxe w pierwszej rundzie Ligi BBVA wpisywał się na listę strzelców zaledwie trzykrotnie, ale na Coliseum Alfonso Pérez szybko zamienił na bramki dwa świetne podania od Carlosa Veli. Sam Meksykanin również trafił do bramki, lecz sędzia liniowy popełnił poważny błąd i zasygnalizował spalonego.

Real Sociedad wydawał się kontrolować przebieg spotkania, a jednak gdy kontaktową bramkę zdobył Ciprian Marica wiele się zmieniło. Od tego momentu to Getafe było drużyną wyraźnie lepszą i zasłużenie doprowadziło do remisu. Baskom nie pomogła już nawet czerwona kartka dla Borjy Fernándeza około sześćdziesiątej minuty gry. Zaskoczeni utratą wygodnego prowadzenia piłkarze Realu Sociedad nie potrafili ponownie zdominować przeciwników i strzelić zwycięskiego gola. Warto wspomnieć, że w drugim meczu z rzędu mało widoczny był Antoine Griezmann i ponownie opuścił boisko przed ostatnim gwizdkiem sędziego. Czy Francuz zgubił gdzieś swoją wielką formę, czy też jest to tylko chwilowy zastój, pokażą następne mecze.

Skrót meczu:

Villarreal CF 2-0 UD Almería

1-0 Uche 3'
2-0 Bruno Soriano (k.) 87'

Sędziował: Muńiz Fernández

W meczu dwóch beniaminków zdecydowanym faworytem był Villarreal, jednak po ostatnich ligowych goleadach tym razem kibice na El Madrigal byli świadkami znacznie słabszej gry swoich ulubieńców. Gospodarze szybko objęli prowadzenie dzięki dwunastemu w tym sezonie i już szóstemu w 2014 roku trafieniu Ikechukwu Uche, po czym mecz stał się po prostu nudny i przez dłuższy czas na boisku niewiele się działo pod obiema bramkami.

Z czasem coraz bardziej zdecydowanie zaczęli atakować piłkarze Almeríi, lecz ci wciąż pozbawieni swojej głównej strzelby w postaci Rodriego nie byli w stanie zmienić wyniku na swoją korzyść. W końcówce spotkania rzut karny dla Villarrealu na bramkę zamienił Bruno Soriano i zespół Mercelino Garcii Torala zapewnił sobie trzecie kolejne zwycięstwo w La Liga. Dzięki temu gospodarze powrócili na czwarte miejsce w tabeli – przynajmniej do poniedziałkowego meczu lwów z Bilbao ze skazywanym na pożarcie Realem Valladolid.

Skrót meczu:

Levante UD 1-1 FC Barcelona

1-0 Vyntra 10'
1-1 Piqué 19'

Sędziował: Del Cerro Grande

Levante wygrało dwa mecze z rzędu bez straty bramki. Najpierw pokonało w lidze 1:0 Málagę, a następnie takim samym wynikiem wyeliminowało z Copa del Rey Rayo Vallecano. W niedzielę ekipa Joaquína Caparrósa miała szansę, by zmierzyć swoje siły z Barceloną, a więc swoim najbliższym rywalem również w rozgrywkach pucharowych. Raczej mało kto przypuszczał, że Levante może sprawić poważne problemy liderującym w tabeli Katalończykom. Zwłaszcza jeśli przypomni sobie, że w pierwszej kolejce sezonu Blaugrana pokonała Granotas aż siedmioma bramkami.

Po stronie Barcelony nie mogli zagrać kontuzjowany Neymar i zawieszony za kartki Dani Alves. Z drugiej strony Levante musiało radzić sobie bez dwójki najlepszych napastników, a więc Davida Barrala i Baby Diawary. Nie było zaskoczeniem, że trener Caparrós przygotował na to spotkanie bardzo defensywną taktykę. Drużyna, która często nie jest w stanie rywalizować o posiadanie piłki ze znacznie słabszymi przeciwnikami od Barçy, nie mogła zagrać inaczej. Zwłaszcza, że drużyny próbujące grać ofensywniej prawie zawsze z drużyną Gerardo Martino wyraźnie przegrywają. Jeśli autobus może postawić Atlético, to tym bardziej nie powinno stanowić to ujmy dla tak małego klubu jak Levante.

Barcelona oczywiście szybko uzyskała wyraźną przewagę i usiłowała sforsować obronę rywali. Sztuka ta udała się dość szybko, bo jeszcze przed dwudziestą minutą gry, kiedy po dośrodkowaniu ze stałego fragmentu gry Keylora Navasa pokonał Gerard Piqué. Jednak główka środkowego obrońcy Barçy dawała jego zespołowi zaledwie remis, bo wcześniej w podobnych okolicznościach bramkę zdobyli gospodarze. Jak się później okazało Katalończycy pomimo ciągłych ataków nie byli w stanie raz jeszcze zaskoczyć bardzo dobrze dysponowanego bramkarza Levante i ustawionego przed nim gąszczu zawodników. Tym samym Barcelona dopisała sobie zaledwie jeden punkt i jej przewaga w tabeli nad Realem Madryt ponownie stopniała. Natomiast zespół Atlético dostał znakomitą szansę na objęcie pozycji lidera Primera División.

Skrót meczu:

Atlético Madryt 1-1 Sevilla FC

1-0 Villa 18'
1-1 Rakitić (k.) 73'

Sędziował: Hernández Hernández

Szansa na wyprzedzenie Barcelony była przed ekipą Diego Simeone niemała, w końcu Atlético grało u siebie. Jednak rywal na drodze do fotelu lidera był trudny, ponieważ Sevilla nie przegrała od siedmiu kolejek. Gdy mecz na Estadio Vicente Calderón się zakończył, okazało się, że ta passa została jeszcze wydłużona.

Wracając do samego spotkania – pierwsza połowa była dla gospodarzy bardzo dobra. Zdołali oni objąć prowadzenie po rzucie rożnym, a Sevilla miała spore kłopoty by zorganizować jakiś sensowny atak. Tym bardziej, że Unai Emery obrał na ten mecz dość ostrożną taktykę i chciał raczej oddać inicjatywę Rojiblancos. Może byłoby to całkiem rozsądne, bo Atlético nie należy do drużyn uwielbiających długie rozgrywanie w ataku pozycyjnym, gdyby nie fakt, że defensywa Sevilli nie okazała się szczelna w wystarczającym stopniu i po słabym piąstkowaniu Beto piłkę w bramce umieścił David Villa. Swoją drogą rzuty rożne to ostatnio naprawdę silna strona podopiecznych Diego Simeone. Na potwierdzenie tej tezy wystarczy wspomnieć, że w podobny sposób jak w niedzielę strzelali oni bramki kilka dni wcześniej przeciwko Valencii.

Z drugiej strony Atlético zdecydowanie brakuje w ostatnich meczach świeżości w grze ofensywnej. Przykładowo Koke nie prezentuje już tego samego poziomu co na początku i w połowie pierwszej rundy i na pewno przydałby mu się chociaż krótki odpoczynek. Można zastanawiać się, czy bardzo mała ilość rotacji nie zemści się na Los Colchoneros w dalszej części sezonu. Obecnie krajowe rozgrywki nie wybaczają jakichkolwiek problemów fizycznych. Drużyny, które wciąż pozostają w walce o Puchar Króla, muszą w ciągu siedmiu dni rozgrywać co najmniej dwa mecze.

W defensywie drużyna Diego Simeone podobnych problemów na razie nie ma i wciąż prezentuje się bardzo solidnie, lecz po przerwie grająca już ofensywniej Sevilla zdołała doprowadzić do remisu dzięki bezsensownemu przewinieniu Juanfrana we własnym polu karnym. Choć do końca meczu pozostawało jeszcze około dwudziestu minut, a czerwoną kartkę zobaczył Alberto Moreno, gospodarze nie byli w stanie nawet zbliżyć się do zdobycia swojego drugiego gola. Nie było to wielkim zaskoczeniem. Skupiona na obronie Sevilla również potrafi prezentować w destrukcji bardzo wysoki poziom. Z wyniku tego meczu najbardziej zadowolony może być Real Madryt, który w ciągu dwóch kolejek odrobił cztery punkty do obu zespołów wyprzedzających Królewskich w tabeli. Jednak drużyny walczące o nieco niższe lokaty na koniec sezonu też na pewno nie narzekają na fakt, że Sevilla w drugim meczu z rzędu dopisała sobie zaledwie jeden punkcik.

Skrót meczu:

Athletic Bilbao 4-2 Real Valladolid

0-1 Óscar González 15'
1-1 Ibai Gómez 65'
2-1 De Marcos 75'
3-1 Ibai Gómez 82'
4-1 Ander Herrera 86'
4-2 Rama 90+1'

Sędziował: Estrada Fernández

Athletic wciąż pozostaje niepokonany na nowym obiekcie San Mames. Jak dotąd tego stadionu nie zdołała zdobyć nawet Barcelona, ale zbliżają się poważne próby dla ekipy Ernesto Valverde. Poza Atlético (w Pucharze Króla) niebawem do Bilbao przyjedzie też Real Madryt. Jednak najpierw Baskowie musieli pokonać Real Valladolid i powrócić na czwarte miejsce w tabeli.

W poniedziałek nie mogli zagrać kontuzjowany Iker Muniain i zawieszony za kartki Mikel Rico. W związku z tym szansę gry od pierwszych minut otrzymali Ibai Gómez oraz Beńat Etxebarria. Ten ostatni znowu nie wykorzystał okazji by przekonać do siebie trenera i po bardzo przeciętnej grze został zmieniony przez Óscara de Marcosa.

Mecz zamykający kolejkę okazał się bardzo ciekawy. Oczywiście Athletic od pierwszej minuty narzucił rywalom swoje warunki gry i pokazał, że nie ma zamiaru dać Realowi Valladolid najmniejszych szans. Goście bardzo sporadycznie próbowali coś zdziałać z kontrataku i niespodziewania udało im się objąć prowadzenie po kwadransie gry. Co prawda w sytuacji bramkowej strzelec gola, Óscar González, w momencie dotknięcia piłki przez Javiego Guerrę znajdował się na pozycji spalonej , ale sędziowie postanowili uznać to trafienie.

Gospodarze ani trochę nie zrazili się całą sytuacją i wyglądali na drużynę pewną tego, że w końcu złamią defensywę podopiecznych Juana Ignacio Martíneza. W końcu Athletic przeprowadził w tym sezonie już niejedną znakomitą remontadę. Sztuka pokonania Diego Marińo udała się dopiero w 65 minucie, lecz gdy lwy wreszcie poczuły krew, rozszarpały ofiarę na strzępy, aplikując przeciwnikom trzy kolejne gole. W doliczonym czasie gry po świetnej indywidualnej akcji rozmiary porażki Realu Valladolid zdążył jeszcze zmniejszyć Valdet Rama, ale marne to pocieszenie, gdyż Valladolid pozostał w strefie spadkowej. Tymczasem Athletic ma już sześć i osiem punktów przewagi nad odpowiednio Realem Sociedad i Sevillą. Zatem na ten moment najgroźniejszym rywalem Los Leones w walce o czwarte miejsce jest Villarreal, lecz do końca sezonu jeszcze wiele może się wydarzyć.

Skrót meczu:

Tekst ukazał się także na swiatpilki.com.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!