Hamletowski dylemat Xabiego
Artykuł o Basku
Poniższy artykuł pojawił się w hiszpańskim magazynie Fuera de Serie.
Znawcy futbolu są zgodni: Xabi Alonso jest zawodnikiem, który daje równowagę drużynie. Poznajmy człowieka o jasnych ideach, ikonę stylu, eleganckiego na boisku i poza nim.
Bycie adresatem długiej, bezdyskusyjnej owacji na Santiago Bernabéu jest, prawdopodobnie, jednym z najlepszych zastrzyków motywacji, jakie może otrzymać zawodnik Realu Madryt. Przede wszystkim, gdy chodzi o rozpaczliwą próbę zatrzymania niezastąpionego elementu zespołu. „Nie odchodź, kochanie moje, zostań ze mną”, wydawała się krzyczeć publiczność do Xabiego Alonso wieczorem 18 grudnia, podczas gdy Bask niemal w wigilię możliwości podjęcia negocjacji z każdym klubem, ciągle nie zdecydował czy chce zostać, czy odejść. Przedłużyć kontrakt czy nie przedłużyć: oto jest pytanie zadawane od zeszłej środy (od początku roku).
Oczywiście, jak powiedział Ancelotti po tej deklaracji miłości, Alonso jest bardzo dobry. Patrząc na słaby, bezbarwny Real Madryt z początku sezonu zaczął zdawać sobie sprawę, że środkowy pomocnik, gdy wyleczył już swoje urazy, jest prawdziwym marszałkiem na boisku. Oczywisty mózg zespołu. Jeśli Xabi coś uosabia, jest to równowaga.
Tamtego wieczoru, podczas gdy połowa Hiszpanii oglądała finał programu La Voz, a druga połowa finał programu Top Chef, Xabi wrócił do swojego domu w madryckiej dzielnicy Salamanca z przekonaniem, że jest bardzo kochany przez fanów. Na marginesie jego wątpliwości dotyczących przyszłości w albo poza Realem Madryt. Jego trójka małych dzieci: Jon, Anne i Emma w wieku odpowiednio 5, 3 lat i zaledwie jednego miesiąca, już spała. I jak to zwykle bywa po meczach, Xabi również zmrużył oczy.
Nasze spotkanie z pomocnikiem reprezentacji Hiszpanii odbyło się następnego ranka w budynku położonym tuż obok jego domu, po zakończeniu treningu. Po zaparkowaniu swojego Audi S7, nacisnął dzwonek i przy wejściu natknął się na stanowisko pracy braci Marx: dziennikarz, fotograf, kamera, stylista, asystenci i nawet sprzątaczka. Łącznie 10 zawodników zależnych od tego idola.
Ubrany w koszulkę Alexandra McQueena pasującą do jego rudej brody, w dżinsach, wita się naturalnie ze wszystkimi zanim zacznie pozować do sesji zdjęciowej. Łatwo się z nim pracuje. „Dobra, uśmiechanie się do zdjęć trochę mnie kosztuje”, tłumaczy się z lekką dozą nieśmiałości.
Trafiłeś do Realu Madryt 4 sierpnia 2009 roku. Podsumuj swoją przygodę z klubem.
Gra w Realu Madryt jest bardzo intensywna, w dobrym i złym sensie tego słowa. Jesteś permanentnie obserwowany przez publiczność. Presja, wymagania i odpowiedzialność są dużo większe. Trzeba żyć z tym z dużą świadomością, żeby stanąć na wysokości zadania i wypaść dobrze na Bernabéu. Na szczęście, ja zawsze czułem się bardzo kochany przez klub i przez kibiców.
Ta odpowiedź pada prawie na koniec wywiadu, po długim zbieraniu sił. Założeniem było nie zadawanie bezpośrednich pytań o hamletowski dylemat zawodnika. Chodzi o to, żeby poznać z bliska człowieka, którym wszyscy żyją. Ikonę stylu i prawdziwą elegancję na i poza boiskiem.
20 grudnia nie mógł uczestniczyć w festynie świętego Tomasza razem ze swoją paczką przyjaciół (Triki, Chufo, Balán) i resztą, ponieważ trzeba było rozegrać mecz w Walencji. Nie mógł ubrać się w typowy płaszcz i txapelę (baskijskie tradycyjne nakrycie głowy – przyp. red.). Do widzenia chistorro i sidro (tradycyjne jedzenie i napój z Kraju Basków). „W naszej społeczności gastronomicznej w prowincji Guipúzcoa mamy nieco inne potrawy w tym czasie. Gotujemy w grupie, jeden jest szefem kuchni, inny kucharzem, a ja jestem dostawcą, który jest odpowiedzialny za dostarczenie mięsa i wina”, tłumaczy Bask.
Pytam go, czy trudno mu pogodzić swoje prywatne i publiczne oblicze. „Kiedy wychodzę z treningu, przestaję być Xabim Alonso i staję się zwykłym mieszkańcem Xabim albo Bone (od Xabo, Xabone, Bone), tak mnie nazywają moi przyjaciele ze szkoły. Kiedy ściągam strój sportowca, lubię cieszyć się miastem, w którym żyję”.
Prawdziwy mieszczanin, który po kilku miesiącach życia w La Finca, luksusowej dzielnicy w Pozuelo, wolał się przeprowadzić razem ze swoją żoną, Nagore Aramburu, do centrum dzielnicy Salamanca. Alonso urodził się w Tolosie, mieście jego ojca, Periko Alonso, byłego piłkarza i 20-krotnego reprezentanta Hiszpanii, który zakończył karierę trenerską. Xabi wychował się między San Sebastián i Orendain, miastem jego matki, Isabeli Olano. Podobnie jak jego starszy brat Mikel (również piłkarz) i młodszy brat (były arbiter) wyssał miłość do piłki z mlekiem matki.
Jednak niewiele osób wie, że mógł zostać aktorem. „Pewnego dnia, kiedy grałem na plaży La Concha z moimi przyjaciółmi, przyszły do mnie osoby odpowiedzialne za casting do filmu Vacas w reżyserii Julio Médema. Szukali 11-letniego dziecka o baskijskiej twarzy, który mógłby się wcielić w rolę Peru. Byliśmy wszyscy powiedzieć o tym mojej matce, ale ona nie była do tego przekonana i powiedziała im, żeby poszukali kogoś innego. W domu, ona zawsze dbała o to, żebyśmy odrabiali zadania i szli dobrymi ścieżkami”.
Właśnie jego rodzicielka zabroniła mu grać w piłkę nożną, dopóki nie zaliczył języka hiszpańskiego w szkole. Do dzisiaj doradza Xabiemu przy jego medialnych wystąpienia. „Czasami się mnie pyta: Xabi, nie jesteś już tym trochę zmęczony? I myślę, że może mieć rację”.
Jakie wartości zaszczepili ci rodzice?
Szacunek i szczerość. Nie wierzyć, że jest się kimś innym niż w rzeczywistości, ani nie brać siebie za bardzo na poważnie.
Xabi Alonso nie bierze na poważnie także tego, że jest ikoną męskiego stylu. „Jeśli osiągasz coś takiego bez pretendowania o to, fantastycznie. W przeciwnym razie ludzie dostrzegają oszustwo i to może doprowadzić do odrzucenia”. Nie jest typowym piłkarzem grającym na Play Station. Mając 32 lata emanuje seksapilem. Luksusowe marki walczą o niego (jest twarzą takich marek jak Emidio Tucci, Adidas, Audemars Piguet – ulubione zegarki Xabiego i innych sportowców z elity), zapowiada narodzenie córki Emmy na Instagramie, lubi zespoły muzyczne takie jak Arcade Fire, Arctic Monkeys albo Phoenix, na Twitterze poleca takie seriale jak Mad Men, Dexter czy Homeland. Jeśli to byłoby mało, jego broda inspiruje wszelakie metafory. „Na jego rudej brodzie błyszczą krajobrazy Faulknera”, napisał dziennikarz i pisarz Manuel Jabois.
Seńor Alonso, zafarbowałby pan brodę na platynowy blond, w stylu Sergio Ramosa?
Nie, na pewno (śmiech). Ani brody, ani włosów. Również nawet do głowy mi nie przychodzi, żeby ją zgolić.
Teraz, gdy metroseksualizm, wiązany głównie z Davidem Beckhamem, odszedł nieco na bok, Alonso lepiej utożsamia kategorię überseksualizmu, terminu odnoszącego się do mężczyzny bardziej męskiego i eleganckiego, który potrafi o siebie zadbać, ale nie jest szowinistyczny, ani narcystyczny. „Staram się dbać o swój wygląd, ale bez wpadania w obsesję na punkcie tego, co ubieram. Staram się obserwować innych, skupiam się na ludzi z określoną klasą i włączam elementy, które mi się podobają, do mojego stylu”, tłumaczy Xabi zafascynowany dobrymi zegarkami. „Tak, są moją słabością. W pewnym stopniu określają osobowość mężczyzny. Nie noszę kolczyków, ani łańcuszków, jedyną biżuterią, jaką noszę, jest ten zegarek”, zapewnia pokazując swój zegarek marki Audemars Piguet w kolorze różano-złotym.
Uwielbia także samochody. I jako osoba uzależniona od seriali telewizyjnych najbardziej cool, utożsamia charyzmę postaci takich jak James Gandolfini (Rodzina Soprano), Rusell Stringer Bell (The Wire), Jonn Hamm (Mad Men). Postacie niedoskonałe, ze słabościami. „Lubię szczególnie Tony’ego Soprano. Był w stanie rządzić mafią w New Jersey, ale nie potrafił tego robić we własnym domu. To przytrafia się nam wszystkim, po meczu muszę się mierzyć z trzema małymi potworkami!”, żartuje.
Kiedy grałeś w Antiguoko, lokalnej baskijskiej drużynie, marzyłeś o tym, żeby zostać piłkarską gwiazdą?
To było coś tak odległego i tak trudnego, że nigdy nie obierałem sobie tego za cel. Mając 17 lat przeszedłem z Antiguoko do drugiej drużyny Realu Sociedad. To pozwoliło mi na prowadzanie normalnego życia, ze wszystkimi moimi przyjaciółmi. Nigdy nie wyobrażałem sobie siebie grającego w Realu Madryt, ani tego, że zostanę mistrzem świata.
Mając 22-lata nadszedł wielki skok, po trzech sezonach w Primera División, przeszedł z Realu Sociedad do Liverpoolu za 10,5 milionów funtów. „Liverpool zmienił moje życie. Oprócz dołączenia do piłkarskiej elity, zmusił mnie do życia z dala od rodziny. Moje życie stało się bardziej niezależne, to zrobiło ze mnie mężczyznę”, zapewnia Alonso.
Ten zawodnik przywodzi nam na myśl dwie charakterystyki: nie tylko ma wytworny styl gry (odpowiednia kombinacja podań, ruchów i rytmu), ale także zdolność do integrowania się w miastach, klubach i różnych szatniach.
Pytam go, gdzie widzi siebie w wieku 35 lat i on odpowiada ze świadomością, że do tej chwili już nie zostało zbyt wiele czasu. „Krok po kroku już zdaję sobie sprawę z tego, co może się stać. Na początek, chciałbym mieć trochę czasu wolnego dla mnie i dla mojej rodziny. Czasami myślę, że mogę ciągle być związany z futbolem, jako trener na przykład. Innym razem z kolei chcę się zupełnie odłączyć. Nie wykluczam także możliwości założenia jakiegoś interesu, chociaż musiałbym się do tego dobrze przygotować”.
Jak zaczyna się twoja lista życzeń na Święto Trzech Króli?
Proszę o zdobywanie tytułów z Realem Madryt. Później zwycięstwo na mundialu na koniec sezonu również nie byłoby najgorsze.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze